Filozofia, twórczyni
logiki, kiedy jeszcze była nauką – umarła. Stało się to w
momencie, w którym jej adepci polegli na logicznym, zero jedynkowym
rozkładzie prostego zdania:
„Prawdą jest, że nie
ma niczego pewnego.” oraz jego wariacjach.
Od tej pory filozofia nie
jest nauką. Jednak sami filozofowie, gdy nazwie się ich naukowcami
czują się obrażeni (w ich mniemaniu filozofia jest czymś
większym), dlatego pozostawiam ich samymi sobie. Niech dalej
wdychają opary postmodernizmu, zapluwając się swoim
pseudoefedrynowym intelektualizmem, chorym majaczeniem.
Po śmierci filozofii, a
było to jeszcze w XIX wieku, matematycy (wywołani do tablicy)
zorganizowali wielkie sympozjum. Zjazd uczonych, który miał
uporządkować osiągnięcia matematyczne, jakie wywróciły do góry
nogami, sny filozofów i dążenia samych matematyków. Liczby ujemne
jeszcze można było zrozumieć, ale liczb urojonych już nie. Nie
mówiąc zupełnie o pojawieniu się teorii grafów i topologii,
która naprawdę rozciągnęła wyobraźnię ponad miarę, a także
ponad wszelką ludzką przyzwoitość.
Na szczęście ci
uporządkowani ludzie, bo jeszcze naukowcy – jakimi byli ówcześni
matematycy, uprościli wszystko, podsumowali. Całą swoją naukę
doprowadzili do skrajnej prostoty formułując jej podstawy – tak
zwane aksjomaty. To uratowało porządek i wyznaczyło nowe wyzwania.
Początek XX wieku w świecie matematyki, był pełen optymizmu,
pozostało tylko kilkadziesiąt problemów do rozwiązania (w tym
dowód twierdzenia Fermata). Wszystkie dowody wynikały z
hierarchicznej struktury założeń i mogliśmy cieszyć się bujnym
rozwojem królowej nauk.
Niestety nie wszystko
poszło tak jak powinno, nie zupełnie wszystko. Matematykę jako
naukę zakończył Godel swoim twierdzeniem o niezupełności, a
właściwie nie nim samym, lecz jego dowodem. Bowiem w świecie
matematyków twierdzić coś może każdy, nawet człowiek próżny,
dopiero dowieść swojego twierdzenia - tylko człowiek poważny.
Matematyka opierająca się
na kilku fundamentalnych aksjomatach na początku XX wieku straciła
grunt pod nogami, bo udowodniono, że aksjomaty te unoszą się w
próżni. Jednym słowem Ziemia matematyków spoczywała na wielkich
filarach, które nie spoczywały już na żółwiach. Zestaw
ustanowionych aksjomatów był uznaniowy. Godel jeszcze do tego
wykazał, że w każdym systemie matematycznym o skończonej liczbie
filarów, będą ziemie nie spoczywające na nich, które nie można
z filarami powiązać, czymś głębszym, na przykład żółwiem.
Dlatego od lat
czterdziestych XX wieku matematyka nie jest już nauką, lecz zawiłym
bajaniem o numerkach. Gdyby nie topologia, która rozszerza naszą
wyobraźnię, zupełnie zatracilibyśmy się w tych gusłach.
Na szczęście pozostała
jeszcze fizyka, kolejna trzecia już w hierarchii ważności nauka i
to ona uratowała cały wiek XX oraz prestiż naukowców. Jej
osiągnięcia były tak wielkie i znaczące, że fizyka stała się
częścią popkultury – wraz z pierwszą fizyczną książką dla
mas – „Krótką historią czasu” – Hawkinga.
Ponieważ on był
pierwszy, w tym nurcie uświadamiania maluczkich w osiągnięciach
współczesnej fizyki, to z niego zrobiono gwiazdę, Jacksona
fizyków, króla czasu i przestrzeni, kwintesencję uwięzionego na
wózku symbolu zniewolonego umysłu.
Niestety od stu lat fizyka
jest miałka. Od Einsteina który nie grał w kości i Heisenberga
który grał oraz Pauliego, który zakazywał – nie wyprodukowała
niczego nowego. Nie stworzyła żadnej oryginalnej teorii – za
wyjątkiem Teorii Strun, która, a wiemy to od kilku ładnych lat,
jest niesprawdzalna. Nie można jej potwierdzić, wykryć zaburzeń,
zbudować nowe instrumenty i zrobić lepsze pomiary. Założenia tej
teorii określają ograniczenia propagacji informacji pomiędzy
Wszechświatami, przez co w żaden sposób nie sprawdzimy, czy inne
zestawy stałych fizycznych istnieją.
Niestety. Nie ma to
niczego wspólnego z Wszechświatami równoległymi. Nie ma to
niczego wspólnego z wnioskami matematyków, ponieważ od ponad
kilkudziesięciu lat, matematycy starają się nadążyć za
założeniami fizyków i opracować aparat matematyczny potrzebny do
opisu tej teorii.
„Jak coś nie wynika z
matematyki, to musi wynikać z filozofii – inaczej nie istnieje.”
– tak mawiał wujo Stenio, wielki myśliciel czasów minionych.
Czasów kiedy jeszcze istniała jakaś nauka warta opisania.
Tak właśnie musieli
postąpić fizycy – posłużyli się filozofią. Ponieważ to nie
matematycy podsunęli im tą teorię, to posłużyli się wnioskami
filozoficznymi z prymitywnej formy rozumienia - pop rozumienia
darwinizmu. Musieli namnożyć wszystkie możliwe możliwości, żeby
nie musieć do równania wprowadzać samego Boga, co byłoby
nietaktem.
Takie jest dzisiejsze
brzemię dotykające prawdziwą fizykę pierwszego kontaktu z
absolutem. Z braku naukowej filozofii i matematyki, to fizycy muszą
nadrabiać za śpiących – króla i królową ludzkiego intelektu.
Muszą być najpierw fizykami, a potem odpowiednio filozofami i
matematykami w jednym.
Inaczej stanie się rzecz
straszna – niewyobrażalna – nauka przestanie udowadniać samą siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz