czwartek, 30 sierpnia 2012

Zmierzch nauki



Filozofia, twórczyni logiki, kiedy jeszcze była nauką – umarła. Stało się to w momencie, w którym jej adepci polegli na logicznym, zero jedynkowym rozkładzie prostego zdania:
Prawdą jest, że nie ma niczego pewnego.” oraz jego wariacjach.

Od tej pory filozofia nie jest nauką. Jednak sami filozofowie, gdy nazwie się ich naukowcami czują się obrażeni (w ich mniemaniu filozofia jest czymś większym), dlatego pozostawiam ich samymi sobie. Niech dalej wdychają opary postmodernizmu, zapluwając się swoim pseudoefedrynowym intelektualizmem, chorym majaczeniem.

Po śmierci filozofii, a było to jeszcze w XIX wieku, matematycy (wywołani do tablicy) zorganizowali wielkie sympozjum. Zjazd uczonych, który miał uporządkować osiągnięcia matematyczne, jakie wywróciły do góry nogami, sny filozofów i dążenia samych matematyków. Liczby ujemne jeszcze można było zrozumieć, ale liczb urojonych już nie. Nie mówiąc zupełnie o pojawieniu się teorii grafów i topologii, która naprawdę rozciągnęła wyobraźnię ponad miarę, a także ponad wszelką ludzką przyzwoitość.


Na szczęście ci uporządkowani ludzie, bo jeszcze naukowcy – jakimi byli ówcześni matematycy, uprościli wszystko, podsumowali. Całą swoją naukę doprowadzili do skrajnej prostoty formułując jej podstawy – tak zwane aksjomaty. To uratowało porządek i wyznaczyło nowe wyzwania. Początek XX wieku w świecie matematyki, był pełen optymizmu, pozostało tylko kilkadziesiąt problemów do rozwiązania (w tym dowód twierdzenia Fermata). Wszystkie dowody wynikały z hierarchicznej struktury założeń i mogliśmy cieszyć się bujnym rozwojem królowej nauk.

Niestety nie wszystko poszło tak jak powinno, nie zupełnie wszystko. Matematykę jako naukę zakończył Godel swoim twierdzeniem o niezupełności, a właściwie nie nim samym, lecz jego dowodem. Bowiem w świecie matematyków twierdzić coś może każdy, nawet człowiek próżny, dopiero dowieść swojego twierdzenia - tylko człowiek poważny.


Matematyka opierająca się na kilku fundamentalnych aksjomatach na początku XX wieku straciła grunt pod nogami, bo udowodniono, że aksjomaty te unoszą się w próżni. Jednym słowem Ziemia matematyków spoczywała na wielkich filarach, które nie spoczywały już na żółwiach. Zestaw ustanowionych aksjomatów był uznaniowy. Godel jeszcze do tego wykazał, że w każdym systemie matematycznym o skończonej liczbie filarów, będą ziemie nie spoczywające na nich, które nie można z filarami powiązać, czymś głębszym, na przykład żółwiem.

Dlatego od lat czterdziestych XX wieku matematyka nie jest już nauką, lecz zawiłym bajaniem o numerkach. Gdyby nie topologia, która rozszerza naszą wyobraźnię, zupełnie zatracilibyśmy się w tych gusłach.


Na szczęście pozostała jeszcze fizyka, kolejna trzecia już w hierarchii ważności nauka i to ona uratowała cały wiek XX oraz prestiż naukowców. Jej osiągnięcia były tak wielkie i znaczące, że fizyka stała się częścią popkultury – wraz z pierwszą fizyczną książką dla mas – „Krótką historią czasu” – Hawkinga.

Ponieważ on był pierwszy, w tym nurcie uświadamiania maluczkich w osiągnięciach współczesnej fizyki, to z niego zrobiono gwiazdę, Jacksona fizyków, króla czasu i przestrzeni, kwintesencję uwięzionego na wózku symbolu zniewolonego umysłu.

Niestety od stu lat fizyka jest miałka. Od Einsteina który nie grał w kości i Heisenberga który grał oraz Pauliego, który zakazywał – nie wyprodukowała niczego nowego. Nie stworzyła żadnej oryginalnej teorii – za wyjątkiem Teorii Strun, która, a wiemy to od kilku ładnych lat, jest niesprawdzalna. Nie można jej potwierdzić, wykryć zaburzeń, zbudować nowe instrumenty i zrobić lepsze pomiary. Założenia tej teorii określają ograniczenia propagacji informacji pomiędzy Wszechświatami, przez co w żaden sposób nie sprawdzimy, czy inne zestawy stałych fizycznych istnieją.

Niestety. Nie ma to niczego wspólnego z Wszechświatami równoległymi. Nie ma to niczego wspólnego z wnioskami matematyków, ponieważ od ponad kilkudziesięciu lat, matematycy starają się nadążyć za założeniami fizyków i opracować aparat matematyczny potrzebny do opisu tej teorii.


„Jak coś nie wynika z matematyki, to musi wynikać z filozofii – inaczej nie istnieje.” – tak mawiał wujo Stenio, wielki myśliciel czasów minionych. Czasów kiedy jeszcze istniała jakaś nauka warta opisania.

Tak właśnie musieli postąpić fizycy – posłużyli się filozofią. Ponieważ to nie matematycy podsunęli im tą teorię, to posłużyli się wnioskami filozoficznymi z prymitywnej formy rozumienia - pop rozumienia darwinizmu. Musieli namnożyć wszystkie możliwe możliwości, żeby nie musieć do równania wprowadzać samego Boga, co byłoby nietaktem.

Takie jest dzisiejsze brzemię dotykające prawdziwą fizykę pierwszego kontaktu z absolutem. Z braku naukowej filozofii i matematyki, to fizycy muszą nadrabiać za śpiących – króla i królową ludzkiego intelektu. Muszą być najpierw fizykami, a potem odpowiednio filozofami i matematykami w jednym.

Inaczej stanie się rzecz straszna – niewyobrażalna – nauka przestanie udowadniać samą siebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz