sobota, 6 listopada 2021

Przekleństwo strzałki czasu


Klasyczne rozumienie czasu jest w gruncie rzeczy rozwinięciem zdroworozsądkowego pojęcia przemijania. Czas ujmowany jest jako strumień, w którym jesteśmy zanurzeni, czas płynie, jego esencja przesuwa się obok i mija nas, upływa. Jest jak wiatr, którego cząsteczki dodają zmarszczek na twarzy.

Fizyczne przedstawienie tego pojęcia spotykamy często w postaci strzałki. Poziomej strzałki czasu, biegnącej od lewej do prawej strony, bo taki jej zwrot lepiej odczytuje ludzki mózg. Na jednym końcu mamy przeszłość, w środku pionowa kreseczka wyznacza teraźniejszość, a drugi koniec wektora wybiega do przyszłości.

W tym przedstawieniu mamy tylko jedną teraźniejszość – w środku, podczas gdy codziennie doświadczamy wielu różnych teraźniejszości. Wystarczy zastanowić się, w którym miejscu strzałki się teraz znajdujemy i okaże się, że albo strzałka nieustannie się przesuwa, albo nasz środkowy punkt wędruje powoli w prawo – ku swojemu przeznaczeniu.

Wielość teraźniejszości oznacza, że pionowych i cienkich jak brzytwa linii powinno być wiele. Każda przeszłość, wczorajsza czy ta sprzed roku, była kiedyś teraźniejszością i jeśli nie nastąpi zaraz po niej koniec Wszechświata, to każda przyszłość jutrzejsza, czy z kolejnego roku, stanie się również teraźniejszością – wszystko powyższe jest kwestią perspektywy.

Wielokrotność linii pionowych nieco komplikuje obraz czasu. Jednakże jest to tylko konsekwencja rozumienia czasu w ujęciu klasycznym – w postaci prostej. Drugą konsekwencją jest konstatacja, że punktów na odcinku jest nieskończenie wiele, a więc klasyczny czas musi być ciągły.

Ciągły, a więc analogowy, nie kwantowany – cyfrowy. Nie jest podzielony na sekundy, nie jest podzielony na milisekundy, czy czasy Plancka. Jest możliwy do dowolnie drobnego podziału, a więc i linie pionowe oznaczające teraźniejszość powinny być bez grubości, nieskończenie cienkie.

Jeżeli są nieskończenie cienkie i każdy z dowolnie drobnych czasów czy chwil był lub będzie teraźniejszością, to linii pionowych wskazujących teraźniejszość powinno być nieskończenie wiele.

Skoro teraźniejszość jest nieskończenie cienka, a więc ma grubość matematycznego punktu, to jak to możliwe, że jej doświadczamy? Jak to możliwe, że tak ułomna istota, jaką jest człowiek ze wszystkimi ograniczeniami fizycznymi i niedoskonałościami postrzegania oraz przypadłościami, jest w stanie rejestrować umysłem obecną chwilę, że jest w stanie rejestrować coś dużo cieńszego od włosa?…

Skoro czas płynie tylko w jedną stronę i teraźniejszość jest pionową linią bez grubości, to jak to możliwe że jej doświadczamy – że doświadczamy pojedynczego punktu? Skoro człowiek nie potrafi nawet sobie wyobrazić wielkości nieskończenie małej, to dlaczego doświadczamy punktów czasu nieskończenie krótkich; jak to jest możliwe?

Analogia kopca kreta uczy, że nie możemy doświadczać nieskończonej liczby teraźniejszości w trakcie naszego ograniczonego życia. Nie możemy odbierać chwili obecnej, czyli punktu w czasie, co najwyżej jakiś mały odcinek na prostej czasu.

Czym różni się kopiec kreta od góry? Kopiec kreta ma mniej materii. Gdyby materia ziaren piasku była podzielna nieskończoną ilość razy, zarówno góra jak i niewielki kopiec kreta byłyby złożone z nieskończenie dużej ilości cząstek. Ich rozmiar nie powinien się różnić. Z faktu różnych rozmiarów kopca kreta i góry wynika więc skończoność podziału ich składowych. Innymi słowy to dzięki doświadczaniu obiektów o różnych rozmiarach możemy być pewni, że ich podział kiedyś się kończy ergo liczność tych najmniejszych możliwych składowych może być różna, nawet jeśli bardzo wielka. Mamy więc dowód skwantowania materii. 

Analogicznie, ponieważ chwila różni się rozległością temporalną od roku, wiemy na pewno, że i czas musi być skwantowany  linia na osi nie może być nieskończenie cienka. Mogą to być tylko przedziały o określonej grubości. Teraźniejszość to jeden z nich. Mijająca teraźniejszość to kolejno zapalające się żarówki, pomimo tego, że nie udowodniliśmy, czy jedna z nich może być większa. 

Co się stanie, jeśli ludzkie odcinki będą różnej długości w zależności od zdolności postrzegania? Jak wtedy zbudujemy społeczny konsensus rozumienia kolejności i umiejscowienia zdarzeń? Jesteśmy niedoskonali, można więc wątpić, że doświadczamy czasów najmniejszych z możliwych, czasów Plancka. Może najlepsi z nas, najbystrzejsi postrzegają np. na raz 10 hipotetycznych żarówek. Byty przetwarzające szybciej informacje np. 5. Z kolei jak się starzejemy i nasz wewnętrzny zegar zwalnia, na raz jesteśmy już w stanie uchwycić tylko 12 z nich. Nasza teraźniejszość to doświadczenia czasu przedziałami, których nie potrafimy podzielić do sedna, ze względu na nasze ograniczenia percepcyjne.  

Zapalające się kolejno żarówki, nawet z obostrzeniem, że jedna nie może się zapalić, jeśli nie zgaśnie poprzednia, sprawiają problemy. 

Jak szybko zapala się kolejna żarówka – jakie jest jej opóźnienie? Czy istnieje chwila w której żadna się nie pali, bo poprzednia zgasła, a nowa jeszcze nie zdążyła się zapalić? 

Jeśli nie, to oznacza, że przedział pomiędzy poszczególnymi skwantowanymi chwilami jest nieskończenie mały, a więc żarówka kolejna zapala się nieskończenie szybko. Przeskok teraźniejszości jest natychmiastowy przerzucając nas wraz z całym Wszechświatem do nowej chwili. Nie odczuwamy tego przeskoku – tego przyspieszenia, tak jakby przyszłość nie była obiektem na owej osi liczbowej, jakby nie była odmienną i dalszą żarówką. Może żarówka jest jedna i ulega ona przemianom. Wszechświat nigdzie się nie porusza – on po prostu jest, co oznacza, że teraźniejszość to nie zmieniające się punkty. Przyszłych i przeszłych punktów po prostu nie ma  jest tylko aktualny stan jednego i jedynego punktu teraźniejszego. 

Powtarzam pytania: Jak szybko zapala się kolejna żarówka – jakie jest jej opóźnienie? Czy istnieje chwila w której żadna się nie pali, bo poprzednia zgasła, a nowa jeszcze nie zdążyła się zapalić? 

Jeśli tak, to oznacza, że istnieją stany Wszechświata pomiędzy czasem – stany w których wiele może się zdarzyć, ale żadne ze zdarzeń nie dotyczyć będzie samego Wszechwiata – tylko niepodlegającego jego prawom zewnętrznego obserwatora. Co więcej, aby nie doświadczyć Wszechświata nie potrzeba obserwować go pomiędzy teraźniejszościami, wystarczy bowiem zatrzymać go w którejść z nich. 

Gdyby zatrzymać cały Wszechświat w takiej pojedynczej teraźniejszości, to nie zobaczylibyśmy nic – bo każda z informacji w tym Wszechświecie przestałaby się rozprzestrzeniać. To nie byłoby to co na filmie, gdy ludzie zamierają w bezruchu, a nie podlegający zatrzymaniu obserwator przechadza się mijając ich. 

Widok zatrzymanego czasu to widok ciemności absolutnej – “pustki”. Fotony nie docierałyby do naszych oczu, bo byłyby zamrożone tuż przed naszą siatkówką, bądź tuż za nią. Nasza świadomość również byłaby zamrożona więc nie doświadczyłaby żadnej myśli. 

Wszechświat nieistniejący oraz zatrzymany  jest tak samo ciemny i martwy i nieodróżnialny dla obserwatora wewnętrznego, a właściwie niedoświadczalny. Niedoświadczalny z powodu tego, że nie ma czego doświadczyć, w przypadku pierwszej możliwości oraz niedoświadczalny ponieważ nie ma jak go doświadczyć w przypadku możliwości drugiej. 

Oświetlenie nie podlegającym zatrzymaniu źródłem światła np.: ściany za pomocą magicznej, odseparowanej od zatrzymania czasu latarki, też nie pozwoliłoby niczego zobaczyć, bo atomy nie oddziaływałyby z naszym niezamrożonym światłem latarki. Odbicie wymaga bowiem interakcji fotonu z atomem, podczas której część z fotonów będzie zaabsorbowana, bo nie ma luster wydajnych w 100%. Oznacza to, że proces oświetlania zmieniałby postać teraźniejszości, ale skoro jest ona ustalona i niezmienna światło latarki od niczego by się nie odbiło, aby wrócić do naszych oczu.

Energia zatrzymanego i nieistniejącego Wszechświata byłaby równa zeru dla zewnętrznego czasowo obserwatora nawet znajdującego się w jego środku – w danej klasycznie teraźniejszej i pozbawionej ruchu chwili. To energia kinetyczna cząstek elementarnych, nawet tych wirtualnych spontanicznie pojawiających się w próżni buduje energię ich wiązania, zaś nieskończona suma zer, w dalszym ciągu pozostaje jednym wielkim zerem…

A co jeśli zapalone żarówki są dwie (w najprostszym wariancie sytuacji: więcej niż jedna)?

Paradoksalnie nie ze względu na paradoks dziadka, zwykle wyklucza się istnienie dwóch alternatywnych teraźniejszość, czyli zapalenie się na raz dwóch różnych żarówek w pewnej odległości od siebie. Wszechświaty te rozwiną się do różnych form nie dlatego, że w tym wcześniejszym ktoś coś zmienił (np. zabił dziadka), lecz dlatego, że od ponad wieku wiemy, że znajomość prędkości i położenia cząstek w przeszłości nie pozwala przewidzieć ich przyszłych stanów z dowolną dokładnością i w dowolnym horyzoncie czasowym. Wiemy, że rzeczywistość jest pełna kwantowych fluktuacji dziejących się losowo i spontanicznie, przez co zapisany w przeszłości stan, w którym żyje dziadek, gdyby ruszył ponownie, zaowocuje innym wnukiem i powrót do przyszłości, tej samej przyszłości nie będzie już możliwy. 

Gdyby Wszechświat nie był fluktuacyjnie kwantowy, lecz klasycznie mechanistycznie deterministyczny, wtedy nie tylko nie byłoby wolnej woli. Byłby on również cykliczny, jeśli byłby ograniczony rozmiarem. 

Liczba obiektów we Wszechświecie jest skończona, jeśli on sam jest skończony zakładając prawdziwość teorii Wielkiego Wybuchu. Mielibyśmy w nim stan, wcześniej czy później, w którym był już w przeszłości. Liczba kombinacji stanów pomiędzy skończoną liczbą obiektów również jest skończona, więc taka chwila wcześniej czy później nadejdzie, gdzie prędkości i położenie obiektów będzie takie samo jak w przeszłości. A skoro przeszłe identyczne położenie i prędkość doprowadziło do takiej samej chwili, to na pewno taka koniunkcja stanów znowu się powtórzy i co więcej powtórzy się w ściśle określonym czasie. Z częstotliwością cykliczności Wszechświatowego zegarka. 

Na szczęście losowość nie tylko pozwala nam wybierać i marzyć, ale również chroni nas przed powtarzalnością, przy jednoczesnej obietnicy, że cokolwiek wielkiego, złożonego, hiperskomplikowanego i super odpornego nie zbudujemy, wcześniej czy później rozpadnie się jak domek z kart. Pewnego zdarzenia losowego nie przewidzi nawet najodporniejszy i najbardziej zaawansowany system, najmocniejsza konstrukcja musi minąć, przez losowo atakujący przypadek, nad którym czuwa czas. 

Nie ważne jak potężny jesteś, jak wielką i trwała konstrukcję zbudujesz – to losowość, która pozwoliła ci na przypisanie sobie zasługi, (bo nie byłeś tylko deterministyczną konsekwencją położenia i prędkości) sprawi że, Twoje dzieło zamieni się w pył. A czas będzie się temu tylko z boku przyglądał. 

Zbigniew Galar

Wersja PDF:

Link

piątek, 5 listopada 2021

Zibipedia – Prawo zachowania złożoności

Złożoność we Wszechświecie jest stała. Prawa rządzące masą i energią wynikają z informacji gromadzonych w obydwu postaciach. Horyzont obserwowalnego Wszechświata kurczy się wraz z postępami ciemnej energii, która jest złudzeniem, gdyż wywoływany przez nią efekt jest emanacją malejącego limitu na przestrzeń na nowe formy, z powodu rosnącego poziomu złożoności istniejących form. 

Wraz z postępem rozwoju życia, które może osiągać falami wzrosty wykładnicze, tak samo pulsować będzie kurczenie się obserwowalnego Wszechświata, gdyż moc obliczeniowa procesu wykonującego cały obserwowalny, a więc zależny przyczyno-skutkowo Wszechświat jest skończona i stała. Stałość mocy obliczeniowych jest potwierdzona i określona wartościowo przez skończoną prędkość światła w próżni. Taka jest dla tej architektury maksymalna gęstość informacyjna. 

Sam Wszechświat składa się w rezultacie z wzajemnie przenikających się bąbli przyczynowo-skutkowych, zmuszających do wykonywania obliczeń i może być nieskończenie wielki, ale pojedyncza podlegająca wzajemnym interakcjom instancja, w której jesteśmy zanurzeni, jest ograniczona. 

Tylko przyczyna i skutek wymuszają wykonywanie obliczeń, wszystkie inne pozycje są dozwolone, gdy odseparowane zostaną od obserwatorów, bo nie są już wciągnięte w łańcuch konsekwencji. Obserwacja jest ograniczona z powodu ograniczonych możliwości dokładnego przedstawienia konsekwencji obserwatorowi. 

W taki sam sposób działa karta graficzna w grze komputerowej. Renderowana jest tylko ta część obrazu, która jest potrzebna. Dla gracza patrzącego na północ nie tylko nie ma konieczności przetwarzania południa, lecz również zmniejsza się rozdzielczość wschodu i zachodu, których postrzeganie jest ograniczone przez niedoskonałe widzenie peryferyjne. Optymalizacja zdolności obliczeniowych Wszechświata jest albo doskonała albo bliska ideału. 

Zbigniew Galar