niedziela, 3 października 2021

Szerzenie wiedzy i inteligencji

Ludzkość musi istnieć jako metabolity energii: je, przetwarza, wydala. Po prostu na tym polega proces, który czerpie z tej przemiany energię. Ale nie jest to jeszcze życie, to zaledwie biologiczna egzystencja.

Pytanie brzmi – czy inteligencja ma prawo żyć, czy tylko egzystować?

Bo jeśli ma prawo żyć, to istnienie mocno się komplikuje. Przestanie być już tylko naturalną ścieżką, coraz bardziej zmierzającą ku śmierci, gdyż coś w niej już zależy od dążeń i od wyborów człowieka. Natura, jaką zastaliśmy, będzie przedmiotem przemian i naszym potomnym i wiekopomnym dziełem.

To jest prawdopodobnie najważniejsze pytanie, bo związane z nim konsekwencje poniesie cały Wszechświat. Ten ogromny przestwór, pełny na razie jedynie naszych wyobrażeń, będzie wcześniej czy później areną odpowiedzi i jej podmiotem. Wszystko, co się „wkrótce” w skali kosmologicznej wydarzy, bo na przestrzeni zaledwie milionów lat, będzie uzależnione od tego pytania, a odpowiedzi (wiele różnych wariantów) na nie – udzielane będą w coraz to szerszym kontekście.

Kiedy człowiek inteligentny wychodzi z domu, horyzont zdarzeń ogranicza go do tego, co odbierają jego zmysły, co dla powyższego pytania stanowi najwęższą możliwą, bo indywidualną perspektywę.

Kiedy patrzymy na Drogę Mleczną, z najszerszej obecnie wyobrażalnej perspektywy, istnieją tylko dwie równie przerażające możliwości: albo jesteśmy w niej sami i wszystko, co się stanie, zależy od nas, albo natrafimy w niej na mniej inteligentne rasy.

Nie martwmy się trzecią, całkowicie bezpłodną intelektualnie możliwością, że o wszystkim zdecyduje plan natury albo starsza i mądrzejsza cywilizacja obcych, albo Bóg – bo to nie prowadzi do przyszłości, w której cokolwiek zależy od ludzkości. Nie ma sensu stawiać pytań i być w takiej przyszłości inteligentnymi ludźmi. Bylibyśmy tylko smutni i puści, bo pozbawieni esencji "stwórczej", czyli wiecznie czekający śmierci i pozbawieni pragnień.

Jesteśmy w stanie zasiedlić całość galaktyki w najwyżej kilkanaście milionów lat i to przy wykorzystaniu obecnie opanowanych technologii, a gdybyśmy opanowali energię Słońca, czyli fuzję termojądrową – moglibyśmy to zrobić w zaledwie kilka milionów lat, czyli w promil czasu, jaki minął od powstania życia na Ziemi.

Pomimo tak niewielkiego czasu w skali kosmologicznej, ostatnie układy gwiezdne będą już prawdopodobnie zasiedlane przez inny gatunek, a jeszcze pewniej przez gatunki (liczba mnoga) postludzkie, ponieważ tylko około 4 miliony lat minęło, odkąd wyodrębniliśmy się genetycznie jako ludzie, a jeszcze mniej odkąd praprzodek człowieka zaczął chodzić na dwóch kończynach po sawannie. Przez tak długi okres w naszej fizjologii wiele może się zmienić i to oczywiście bez całkiem sztucznego przyspieszania.

Przemierzając Kosmos i zasiedlając kolejne układy gwiezdne, wcześniej czy później natrafimy na inteligentne życie. Przy czym, posługując się pierwotnym założeniem, które zakłada, że to my wybierzemy naszą przyszłość, taka inteligencja będzie musiała być mniej rozwinięta od nas.

Nasza galaktyka to wielkie, ogromne, przerażająco przestronne, ale skończone miejsce. Co zrobimy, jeśli za milion lat pełnego i nieskrępowanego rozwoju spotkamy obcych, którzy będą dysponowali np. technologią XX wieku – pierwszymi rakietami chemicznymi? Podarujemy im sekrety fuzji czy zniszczymy ich lub zamkniemy w rezerwacie, cofając ich w rozwoju np. do epoki brązu? Jeżeli ich cykl rozrodczy będzie krótszy albo będą nieco bardziej przebojowi, to wiedząc, co można osiągnąć i odkryć przez milion lat, łatwo będziemy mogli obliczyć, kiedy to ludzkość będzie na ich łasce, jeśli pozwolimy im dalej się w tym tempie lub w ogóle rozwijać.

Cywilizacja planety całkowicie pokrytej ciekłą wodą może nawet składać się z istot inteligentniejszych indywidualnie od nas, ale brak możliwości rozwoju chemii czy rozpalenia ognia na dnie oceanu uniemożliwiał rozwój technologii dającej im drogę do gwiazd.

Co z taką napotkaną inteligencją powinniśmy zrobić? Pomóc jej opracować lekarstwa na ich choroby, czy bronić jej dostępu do naszych zdobyczy, w imię obawy przed budowaniem sobie konkurencji, która będzie, obok naszego terraformowania, aquaformować planety kolejnych gwiazd…?

Może się jednak okazać, że bierność wobec nich po kontakcie, doprowadzi do większej mobilizacji tych istot, które po pierwszym szoku wiedzieć już będą, że z każdym rokiem jesteśmy silniejsi. Zjednoczeni w jednym celu z powodu wielu obaw o przyszłość, sami wydostaną się ogromnym wysiłkiem ze swojej planety – jako już zdeterminowani konkurenci i przyszli wrogowie. Wszystko dlatego, że nie pomogliśmy im, kiedy mogliśmy to jeszcze zrobić z pozycji siły, gdy tak bardzo tego potrzebowali.

Jesteśmy dopiero na początku drogi decydowania o przyszłości biosfery, jednak już zdecydowaliśmy roztoczyć pewne przywileje dla zwierząt przebywających w domu człowieka, np. preferowanych głównie kotów i psów. Kiedyś być może do pełnej karmy miski i wody podarujemy takim gatunkom hodowlanym dużo większą inteligencję, czyniąc z nich lepiej dopasowanych towarzyszy albo stworzymy rasę niewolniczą – nie na tyle inteligentną, aby mogła nam zagrozić, lecz na tyle inteligentną, aby była przydatna do umilania i usługiwania.

Kiedy prymitywne ludy w Amazonii, mniej rozwinięte niż starożytne cywilizacje z epoki brązu, umierają z powodu braku dostępu do medycyny, łatwo możemy coś na to poradzić. Przywozić do szpitali na krótkie leczenie, by potem chętnych odsyłać z powrotem do dżungli. Tych ludów liczebnie jest tak niewiele, że byłoby na to stać bez problemu cały rozwinięty i cywilizowany świat.

Możemy także na siłę wysiedlić wszystkie dzikie plemiona, w imię dobra (wygody) ich przyszłych pokoleń, na podstawie wyimaginowanego prawa do życia w dobrobycie. Nauczyć ich dzieci uprawiać ziemię, aby miały co jeść, a w drugim pokoleniu wtłoczyć w najniżej zarabiające zawody, jako kryptoniewolników, bo pozbawionych odmiennej perspektywy. Za kilkadziesiąt lat ich potomków będzie więcej – tak że w ogólnym rozrachunku pomożemy ich puli genetycznej, ponieważ poziom życia ich wnuków będzie wyższy, niż obecny poziom życia choćby samych przywódców plemion.

Kraje kolonialne w Amerykach zabijały Indian całymi milionami. Natomiast bogactwo, które przedstawiciele cywilizacji wytworzyli na terenach zamieszkiwanych kiedyś przez te ludy, sprawia, że w ramach wdzięczności za zasoby można niedobitki (potomków ocalałych) ozłocić. Wziąć odpowiedzialność za przeszłe krzywdy i zadośćuczynić, nadając im prawo nie tylko do istnienia, lecz również do istnienia na wyższym poziomie materialnym niż reszta świata. W rezultacie bilans kolonizacji w skali tysiąca lat będzie dodatni – bogatsza i większa populacja Indian wkrótce będzie zamieszkiwała te tereny obok wszystkich innych nacji i ras.

Takie rozumowanie (oparte na idei prawa człowieka do technologii i nieumierania z powodu głodu i chorób) również uprawnia do otoczenia technologiczną opieką ludów z pozostałych kolonii, w tym Afryki. Używam tutaj terminu „technologiczna opieka” jako opisu dostępu do służby zdrowia i tym podobnych zdobyczy cywilizacji, a nie do przebywania na terenach kraju kolonialnego – nie chodzi tutaj o prawo do migracji i zasiłków.

Tutaj ponownie wracamy do pytania o istotę prawa bytu inteligentnego do wiedzy, która daje mu większe możliwości działania. Odkąd Europa skolonizowała Afrykę i przekazała jej różne technologie, odtąd musi mierzyć się z ekspresją tych ludów wykorzystujących te zdobycze. Bez kolonizacji ich poziom technologiczny przypominałby pewnie ten reprezentowany przez Indian z dorzecza Amazonki (powiększony nieco o wiedzę Arabów, którzy wykorzystywaliby ich po dziś dzień jako niewolników). Lecz ludów Afryki bez pomocy z zewnątrz byłoby sto razy mniej. Dzięki kolonizacji liczba ludności "pierwszego" kontynentu zwiększyła się znacząco i w najbliższym czasie dwukrotnie przewyższy ona liczebność starego kontynentu.

Odkąd pewne państwa przekazały technologię nuklearną i rakietową Korei Północnej, świat musi mierzyć się z nowym wodorowym zagrożeniem.

Każde prawo to czyjaś odpowiedzialność. Innymi słowy żaden byt nie posiada z urodzenia żadnych praw (prócz naturalnego prawa do życia). Każde prawo jest nadawane, a ten, który to czyni, bierze na siebie odpowiedzialność zapewnienia dostępu do korzyści z tych praw wynikających (inaczej są to tylko puste obietnice). Ponosi on również moralną odpowiedzialność za konsekwencje realizacji tych praw przez nimi obdarowanego. Kiedy spotykamy mniej rozwiniętych ludzi, plemiona, narody, czy nawet gatunki jako cywilizacje, nie jesteśmy za ich niższy poziom technologiczny odpowiedzialni, a obdarzenie ich zdobyczami wiedzy, do której sami nie doszli, zawsze wiąże się z odpowiedzialnością obdarowującego.

To dlatego wraz z nieustannym poszerzaniem perspektywy, musimy ciągle rewidować powody, dla których przekazujemy inteligencję i wiedzę coraz większej liczbie istot – ponieważ już dawno minęły klarowne dualistyczne czasy, w których zawsze prawdziwym miało być zdanie Sokratesa: „istnieje tylko jedno dobro – wiedza, i tylko jedno zło – ignorancja”, czyli brak tej pierwszej.

Zbigniew Galar

Wersja PDF:

Link

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz