piątek, 31 sierpnia 2012

Rdzewiejąca litera prawa


Prawo było najlepszym wynalazkiem i najważniejszą podwaliną Rzymu.
To na nim zbudowano Imperium.


Prawo idealnie regulowało stosunku społeczne tamtych czasów – ustanawiając jednocześnie ustrój republikański.
Zasady prawa rzymskiego były niezmienne, bo uświęcone tradycją. Dzięki temu mogły pozostawać stałe bez wpływu wahań nastrojów ustawodawców, czy humorów dyktatorów – Cesarzy.

Są bowiem trzy podstawowe systemy sprawowania rządów, pokazujące co jest w danym ustroju najważniejsze, zostając jednocześnie ostateczną instancją odwoławczą:
  • Dyktatura, czyli rządy autorytarne jednostki.
  • Demokracja, czyli rządy ludu – z przyczyn praktycznych reprezentowanego przez parlament.
  • Republika – czyli rządy prawa.
Rewolucyjnym podejściem jest tylko to ostatnie uźródłowienie władzy – w prawie. Rzymianie po raz pierwszy na masową skalę odwołali się nie do człowieka (dyktatora), bądź grupy ludzi (parlament), lecz do nienaruszalnej i nieskazitelnej idei.


Każda idea z definicji jest doskonała i niezmienna, dlatego tylko przypadkiem czasami okazuje się, że jakaś idea tak dobrze pasuje do określonych czasów. Regulacja zasad współżycia społecznego za pomocą prawa co prawda ustanowiła Pax Romana, czyli pokój rzymski. Jednak po kilkuset latach stosowania została zastąpiona zwykłą familiarną dyktaturą, czyli Cesarstwem Rzymskim.

Dzięki historii przekonaliśmy się już, że długookresowe stosowanie się do utopii po prostu się nie sprawdza. Idealizowanie źródeł dla zasad postępowania nie sprawdza się także w sytuacjach nadzwyczajnych. Od samego początku wiedzieli to właśnie Rzymianie, którzy ustanawiając rządy republikańskie, z góry zastrzegali, że na czas wojny senat wybierać będzie króla. Czyli rządził będzie absolutnie dyktator, zawieszając na czas wojen rządy prawa.

Rządy prawa nie sprawdzają się także w sytuacji, gdy ludzie mający go przestrzegać – po prostu go nie znają. Ma to miejsce w czasach współczesnych, w których biegunka legislacyjna wytwarza każdego roku tysiące stron nie znanych nawet prawnikom, nieczytelnych dla laika, krzyżujących się, znoszących i zaprzeczających sobie wzajemnie paragrafów.
Osławiona zasada prawna mówiąca, że „nieznajomość prawa nie zwalnia z jego przestrzegania”, jest po prostu tak wewnętrznie sprzeczna z ideą prawa, zdrowym rozsądkiem i jakąkolwiek logiką – że przyjąć należy jedynie, że jest po prostu głupia.

Każdy człowiek w wolnym społeczeństwie, w którym prawo jest niesprawiedliwe ma obowiązek łamać to prawo.” – Thoreau


Co prawda broniący uzasadnienia dla istnienia swojego zawodu prawnicy, tłumaczą wszem i wobec, że przeciętny obywatel musi znać tylko prawo określającego zakres jego specjalizacji zawodowej i ograniczoną ekspresję życia.
Lecz jest to zalecenie wymuszające na obywatelu sprawdzanie w aktach prawnych stosownych zapisów, za każdym razem kiedy robi w życiu coś nowego. Ewentualnie jest to konieczność płacenia prawnikom za edukowanie z tego właśnie zakresu. Co ogranicza mobilność fizyczną i intelektualną społeczeństwa.

Ponadto częste zmiany w prawie powodują, że jeśli nawet ciągle zajmujemy się tym samym, to jako obywatele musimy co jakiś czas zaglądać do monitora zmian ustawowych i czytać nowe rozporządzenia – z konieczności aktualizacji wytycznych. Przymus ten również jest eksportowany na prawników. Płaci się im za informowanie o kluczowych korektach w prawie w ramach tak zwanej ochrony prawnej, czyli formy prawnego ubezpieczenia.

Ze względu na lobby prawnicze akty prawne stają się również coraz mniej czytelne. Język prawny mający w założeniu być źródłem dla matematyczno-logicznego rozkładu każdego zdania, nie pozostawiającego żadnych, absolutnie żadnych możliwości interpretacyjnych – powoli jest zastępowany prawniczym bełkotem. Pozostawia to większe możliwości wykorzystywania sztuczek oratorskich i lobbingu przez wpływowych prawników, ponadto przekazuje ten stan rzeczy większą władzę sądom, które te zapisy interpretują.
Lecz co paradoksalne, powyższe zmiany muszą ewoluować w tak złym, bo zwiększającym korupcję, kierunku. Jest to efekt, a nie przyczyna. Przyczyną jest bowiem chęć uregulowania prawnego każdego aspektu życia. Każdej formy coraz dynamiczniej zmieniającej się rzeczywistości.


W sytuacji w której coraz więcej często zachodzących oraz przez to bardzo podatnych na zmiany wydarzeń i decyzji życiowych musi być podejmowanych zgodnie z literą prawa – praktycznie nie moglibyśmy funkcjonować, gdyby zapisy te nie było ogólnikowe, a zamiast tego napisane językiem ścisłym.
Chociaż ostateczną decyzję o tym co prawo stanowi w Polsce podejmuje Sąd Najwyższy i Trybunał Konstytucyjny. „Wyjaśnienia” do oczywistych zdań zawartych w prawie są na porządku dziennym.
Jednocześnie „wyjaśnienia” te mogą być całkowicie z zapisami interpretowanego prawa sprzeczne – i to one właśnie są legalne i obowiązujące.


Samo prawo już się nie liczy. Przestało być obiektywnym ideowym wzorem. Od zapisów dużo ważniejsza jest intencja ustawodawców oraz interes stosującego oraz czytającego perspektywa.

Prawo cywilizacji zachodniej ma coraz mniej wspólnego ze swoim rzymskim pierwowzorem. Po kolei rezygnowano bowiem z wielu zasad tego prawa, gdy było ono dla ustawodawców niewygodne.

Prawo jest podatne na wpływy i sprzedajne. Nawet przy ryzykownym założeniu, że prawo tworzone jest w dobrej intencji – sytuacja z regulacją zasad współżycia społecznego za pomocą prawa, będzie z czasem coraz gorsza.
Im więcej szczegółowych kwestii ono reguluje, tym bardziej musi być ono ogólne.


Suma zakresu możliwości regulacji stosunków międzyludzkich za pomocą prawa jest bowiem niezmienna i stała. Zależy bowiem ona ściśle od jego społecznej znajomości, ta jest rezultatem pojemności pamięci operacyjnej człowieka.

Prawa stanowi się coraz więcej, więc jakościowo musi być ono coraz gorsze, bo zawiera coraz więcej pustych oraz sprzecznych powiązań i odniesień, czy pospolitych błędów.

Korekcja błędów w prawie jest niemożliwa do przeprowadzenia, bo zależy od ilości aktów i zależności. Z kolei w kwestii poprawy drobiazgowości i skrupulatności jego testowania na etapie tworzenia niewiele już da się zrobić. Pojemność okna jednocześnie przetwarzanych elementów w ludzkim mózgu jest stała i genetycznie zależna, a więc nie ma wpływu na nią technologia.


Rosnąca liczba aktów prawnych staje się coraz większym obciążeniem dla społeczeństwa. Tak pod względem ekonomicznym – utrzymywanie prawników jest drogie, jakościowym – istnienie prawa coraz bardziej nas krępuje i ogranicza; oraz pod względem funkcjonalnym – prawo przestało spełniać powierzone mu zadania, komplikując jedynie życie poprzez coraz częstszą konieczność budowania w codziennym życiu formalnych odwołań.

Idea prawa przestała się sprawdzać, więc powinna zostać odłożona na półkę. W życiu społecznym po prostu przestać istnieć. Należy się jej pozbyć, lecz nie dlatego, że jest coś z nią nie tak. Nie dlatego, że prawo to idea zła. Lecz dlatego, że nie pasuje ona do nowych dynamicznych i pełnych chaosu decyzyjno-poznawczego – czasów rozkwitu ery społeczeństwa informacyjnego.

Co możemy więcej zrobić?

Wziąć przykład z sukcesu Starożytnych. Rzymianie zrobili to dobrze. Odrzucili korupcję parlamentaryzmu demokracji ateńskiej, odrzucili autorytarne zapędy dyktatorskich jednostek i poszukali tej jednej idei, która idealnie pasuje do ich czasów i się sprawdza – znajdując właśnie prawo.

Następnie spisali założenia przekładania się tej idei na rzeczywistość tworząc „zasady prawa rzymskiego” i uświęcili je.
Poprzez to nikt pod wpływem chwilowych potrzeb i emocji nie mógł zmieniać społecznego ukierunkowania ideowego. Prawo miało służyć długookresowemu dobru ogółu, a nie chwilowym kaprysom, a nawet chwilowym korzyściom ludu.


Rzymian otaczały dyktatury, bądź klanowe władze przedstawicielskie, lecz to właśnie im udało się odnieść sukces. Zbudowali prawdziwe imperium i to nie dzięki geniuszowi militarnemu dowódców, bądź charyzmie jednego człowieka (jak Aleksander w Iraku i Persji czy Qin Shi Huang w Chinach).

Nieskazitelna idea, po raz pierwszy w historii na masową skalę, miała zastąpić dyspozycje człowieka – automatyzując proces podejmowania decyzji, a przynajmniej tych najczęściej powtarzających się. Wyeliminowało to arbitralność oraz możliwość obniżenia formy kierującego. Idealny dowódca przestał być potrzebny.


Dzisiejsze czasy potrzebują czegoś nowego, czegoś innego i dla aktualnych wyzwań równie unikalnego.
Czai się niedaleko, nieodkryta jeszcze i nie wdrożona na masową skalę. Idea, która rozwiązać powinna systemowe i kluczowe – najznamienitsze trapiące ludzkość problemy. Nasz sukces i powodzenie zależeć będzie głównie od niej. Dlatego tym będzie dla nas lepiej, im szybciej ją znajdziemy.

czwartek, 30 sierpnia 2012

Zmierzch powierzchowności



Powszechne biadolenie na temat upadku obyczajów i jakości intelektualnej młodego pokolenia, jest czynione nieco na wyrost. Wynika nie tylko z subiektywności miary jaką ustala się tą diagnozę, lecz również z niezrozumienia całkiem nowatorskiego podejścia młodych, do radzenia sobie z wyzwaniami czasu kreatywności.

Ludzie telewizji mają naturalną skłonność do nieprzywiązywania wagi do czegokolwiek. Potrafią być zupełnie oderwani od rzeczywistości. Reklam, które zmuszeni jesteśmy w telewizji oglądać, nie można przecież traktować poważnie i nie dają się one ominąć. Wyrobiliśmy więc sobie umiejętność wyłączania się i nieprzyjmowania słów, obrazów oraz coraz agresywniejszej muzyki.

Z kolei młodzież czasu Internetu, patrzy już tylko na treść stron internetowych i tylko ją widzi. Potrafi oddzielać rzeczywistość ciekawą od nieciekawej w czasie rzeczywistym. Nakładać filtry na przekaz. Oglądać scenę filmową na przykład patrząc na grę tylko jednego aktora. Nie muszą dzielić swojego życia, na czas uwagi i powierzchowności. Każda minuta egzystencji może być ciekawa.


Trudno jest im na przykład pokazać rodzicom swoją stronę internetową, czy bloga, ponieważ pierwsze na co patrzą przedstawiciele starszego pokolenia, to reklamy – nie potrafią wyłapać właściwych treści. Głównie na co zwracają uwagę to reklamy i oceniają strony swoich pociech całościowo, nie umiejąc odfiltrować treści generowanej przez użytkownika, od komercyjnych dodatków.

To tworzy wiele nieporozumień i utwierdza starszych w przekonaniu, że Internet to nic dobrego, bo jest w nim cała masa agresywnych, kolorowych i napastliwych obrazków oraz tekstów. Nie potrafią posortować źródeł, oddzielić te formy przekazu od siebie; podczas gdy doświadczonemu internaucie przeszkadzają właściwie tylko pop-upy, zasłaniające artykuł czy zdjęcie. Do tego ich mózg wykształcił już zdolność szybkiego wyszukiwania znaku X, do zamknięcia takiego właśnie okna.

W momencie wypracowania przez ludzi zdolności filtrowania równoległego docierających informacji, zaczynają oni wykorzystywać tę umiejętność w innych dziedzinach życia.

Będą umieli oddzielić strój, opakowanie, oszustwo formy – od właściwego produktu. Dojdzie do przesunięcia na dalszy plan znaczenia marketingu. 
Rewolucja Macluhana dalej pozostanie w mocy, forma nadal pozostanie treścią, jednak profesjonalizm przekazu stanie się oczywistością, koniecznym narzędziem, mniej ważną częścią danych. Typografia, kaligrafia, układ przestrzenny obrazu, fraktalizacja tego układu – stanie się nową formą ortografii.


Można pisać mniej lub bardziej mądre frazy, bądź teksty, jednak ortografia, jednolita umowa dotycząca wyglądu wyrazów, przyspiesza ich odczytywanie u odbiorcy, pozwala odbierać wizualnie całe wyrazy, a nie tylko litery. Pisanie ortograficzne szanuje czas odbiorcy. Pozwala mu, skorzystać z gotowych schematów, wypracowanych podczas czytania książek; nie myśleć nad formą, tak aby mieć szerszą możliwość myślenia nad treścią. To sprawia, że statystycznie zwyciężają ci, którzy bardziej szanują swojego czytelnika. Zwycięstwo to wyraża się większą uwagą innych, która w dobie Internetu staje się ostatecznym wynagrodzeniem.

Wraz z rozwojem technologii informatycznych, gotowych formatów układu stron, standardowych czcionek i automatycznych słowników wykrywających także błędy składniowe – każdy będzie tworzył rzeczy idealne pod względem formy. To sprawi, że ponownie kluczowego znaczenia nabierze sama treść przekazu.

Kiedy wszystkie kobiety są piękne, kiedy kosmetyki, operacje plastyczne i photoshop potrafią z każdej wyrzeźbić ideał, ponownie zaczyna liczyć się charakter.


Dotarcie do sedna, ujrzenie przez szeroką publiczność głębszych warstw ludzkiej osobowości, powoli staje się możliwe. Nasze intencje i nasza kwintesencja coraz głębiej przenika do sieci. W Googlach i na społecznościowych stronach internetowych, coraz częściej możemy znaleźć nie tylko zwykłe dane osobowe, lecz również szczegółowy życiorys większości z nas.

W przyszłości ludzie będą mogli oddzielić narzucany im przekaz przez main-streamowe media, od informacji znacznie bliższych rzeczywistości. Z każdą nową zdementowaną plotką o celebrities, mamy o nich coraz więcej prawdziwych danych. Wkrótce będziemy wiedzieli o nich na tyle dużo, że powstaną zautomatyzowane mechanizmy oddzielające ziarna od plew. Nie mające pokrycia w faktach dyrdymały i ciekawostki będą odrzucane. Sztucznie nakręcające popularność miałkim osobowościom, liczne sztaby ludzi od public relations, będą miały się z pyszna, bo staną się niepotrzebne.


Z czasem coraz więcej informacji o historii i pochodzeniu gwiazd, zacznie docierać do szerokiej publiczności. Przez to powierzchowność dzisiejszych czasów, ustąpi odnowieniu pojęcia autorytetu. Ich pozycja będzie oparta na prawdziwej i dogłębnej analizie, wyznaczającej ludzi wartych podziwiania. Przez co takie osoby będą coraz mniej produktami, a coraz bardziej kreatywnymi indywidualistami wyznaczającymi trendy.

Dzięki temu ludzie uzyskają dużo lepszy, głębszy ogląd sytuacji. Będą szukali przyczyn zachowań celebrytów, poznają ich poglądy, przemyślenia i marzenia tych, których podziwiają. Nadejdzie era prawdziwych autorytetów, takich na których nie można wyciągnąć niczego brudnego z sieci, era nieskazitelnych wzorców osobowości.

Ludzie odrzucą płytkie, tanie w pozyskiwaniu i produkowaniu, gwiazdki i gwiazdorów, których popkultura jest w stanie skonsumować w ciągu jednego dnia, w jednoaspektowym wydarzeniu. Nie zgodzą się już na proponowane im przez reklamodawców, sztampowe rozwiązania rozbuchanego konsumpcjonizmu.


W tych nowych czasach, ogólnej dostępności wiedzy, będziemy w stanie na nowo określić zadania, dążenia i kryteria oceny ludzi. Będzie możliwe stworzenie nowego systemu ekonomicznego, gdzie wyznacznikiem pozycji społecznej nie będą pieniądze, czy władza.

Pieniądze jako narzędzie do sprawiedliwej dystrybucji i szybkiego pozyskiwania dóbr materialnych stracą na znaczeniu, wraz z powszechną dostępnością tychże. Z kolei formalna władza ulegnie rozmyciu. W sytuacji możliwości szybkiego sprawdzenia przez ogół prawdziwych kompetencji ludzi sprawujących władzę, jednostki na stanowiskach, pozbawione odpowiednich cech przywódczych i osobowości, będą wykluczane z obiegu informacji, a ich zarządzenia będą ignorowane.

Odejście od dawnego rozumienia oraz wysokiej pozycji obu pojęć – władzy i pieniądza, otworzy przed nami nowe możliwości, umożliwi wyższy poziom komplikacji rzeczywistości. Władza będzie nadawana zadaniowo, będzie chwilowa, powiązana z fachowością jednostki; związana ze zleceniem jakie dana osoba otrzyma. Potrzeba posiadania kapitału, przestanie być warunkiem sine qua non, społecznego działania.

W Internecie powstanie ogromny, niezrównanie ciekawy świat, oparty na dekadach ludzkiej kreatywności. Zdolność kreacji stanie się nowym wyznacznikiem pozycji i społecznych dążeń. Przez to rzeczywistość stanie się znacznie bardziej sprawiedliwa, chociaż tak samo nierówna i w swoich elementach dalej skrajnie niedowartościowana.

Ale tak - niesprawiedliwie - w erze przełomu już musi być.

Zmierzch nauki



Filozofia, twórczyni logiki, kiedy jeszcze była nauką – umarła. Stało się to w momencie, w którym jej adepci polegli na logicznym, zero jedynkowym rozkładzie prostego zdania:
Prawdą jest, że nie ma niczego pewnego.” oraz jego wariacjach.

Od tej pory filozofia nie jest nauką. Jednak sami filozofowie, gdy nazwie się ich naukowcami czują się obrażeni (w ich mniemaniu filozofia jest czymś większym), dlatego pozostawiam ich samymi sobie. Niech dalej wdychają opary postmodernizmu, zapluwając się swoim pseudoefedrynowym intelektualizmem, chorym majaczeniem.

Po śmierci filozofii, a było to jeszcze w XIX wieku, matematycy (wywołani do tablicy) zorganizowali wielkie sympozjum. Zjazd uczonych, który miał uporządkować osiągnięcia matematyczne, jakie wywróciły do góry nogami, sny filozofów i dążenia samych matematyków. Liczby ujemne jeszcze można było zrozumieć, ale liczb urojonych już nie. Nie mówiąc zupełnie o pojawieniu się teorii grafów i topologii, która naprawdę rozciągnęła wyobraźnię ponad miarę, a także ponad wszelką ludzką przyzwoitość.


Na szczęście ci uporządkowani ludzie, bo jeszcze naukowcy – jakimi byli ówcześni matematycy, uprościli wszystko, podsumowali. Całą swoją naukę doprowadzili do skrajnej prostoty formułując jej podstawy – tak zwane aksjomaty. To uratowało porządek i wyznaczyło nowe wyzwania. Początek XX wieku w świecie matematyki, był pełen optymizmu, pozostało tylko kilkadziesiąt problemów do rozwiązania (w tym dowód twierdzenia Fermata). Wszystkie dowody wynikały z hierarchicznej struktury założeń i mogliśmy cieszyć się bujnym rozwojem królowej nauk.

Niestety nie wszystko poszło tak jak powinno, nie zupełnie wszystko. Matematykę jako naukę zakończył Godel swoim twierdzeniem o niezupełności, a właściwie nie nim samym, lecz jego dowodem. Bowiem w świecie matematyków twierdzić coś może każdy, nawet człowiek próżny, dopiero dowieść swojego twierdzenia - tylko człowiek poważny.


Matematyka opierająca się na kilku fundamentalnych aksjomatach na początku XX wieku straciła grunt pod nogami, bo udowodniono, że aksjomaty te unoszą się w próżni. Jednym słowem Ziemia matematyków spoczywała na wielkich filarach, które nie spoczywały już na żółwiach. Zestaw ustanowionych aksjomatów był uznaniowy. Godel jeszcze do tego wykazał, że w każdym systemie matematycznym o skończonej liczbie filarów, będą ziemie nie spoczywające na nich, które nie można z filarami powiązać, czymś głębszym, na przykład żółwiem.

Dlatego od lat czterdziestych XX wieku matematyka nie jest już nauką, lecz zawiłym bajaniem o numerkach. Gdyby nie topologia, która rozszerza naszą wyobraźnię, zupełnie zatracilibyśmy się w tych gusłach.


Na szczęście pozostała jeszcze fizyka, kolejna trzecia już w hierarchii ważności nauka i to ona uratowała cały wiek XX oraz prestiż naukowców. Jej osiągnięcia były tak wielkie i znaczące, że fizyka stała się częścią popkultury – wraz z pierwszą fizyczną książką dla mas – „Krótką historią czasu” – Hawkinga.

Ponieważ on był pierwszy, w tym nurcie uświadamiania maluczkich w osiągnięciach współczesnej fizyki, to z niego zrobiono gwiazdę, Jacksona fizyków, króla czasu i przestrzeni, kwintesencję uwięzionego na wózku symbolu zniewolonego umysłu.

Niestety od stu lat fizyka jest miałka. Od Einsteina który nie grał w kości i Heisenberga który grał oraz Pauliego, który zakazywał – nie wyprodukowała niczego nowego. Nie stworzyła żadnej oryginalnej teorii – za wyjątkiem Teorii Strun, która, a wiemy to od kilku ładnych lat, jest niesprawdzalna. Nie można jej potwierdzić, wykryć zaburzeń, zbudować nowe instrumenty i zrobić lepsze pomiary. Założenia tej teorii określają ograniczenia propagacji informacji pomiędzy Wszechświatami, przez co w żaden sposób nie sprawdzimy, czy inne zestawy stałych fizycznych istnieją.

Niestety. Nie ma to niczego wspólnego z Wszechświatami równoległymi. Nie ma to niczego wspólnego z wnioskami matematyków, ponieważ od ponad kilkudziesięciu lat, matematycy starają się nadążyć za założeniami fizyków i opracować aparat matematyczny potrzebny do opisu tej teorii.


„Jak coś nie wynika z matematyki, to musi wynikać z filozofii – inaczej nie istnieje.” – tak mawiał wujo Stenio, wielki myśliciel czasów minionych. Czasów kiedy jeszcze istniała jakaś nauka warta opisania.

Tak właśnie musieli postąpić fizycy – posłużyli się filozofią. Ponieważ to nie matematycy podsunęli im tą teorię, to posłużyli się wnioskami filozoficznymi z prymitywnej formy rozumienia - pop rozumienia darwinizmu. Musieli namnożyć wszystkie możliwe możliwości, żeby nie musieć do równania wprowadzać samego Boga, co byłoby nietaktem.

Takie jest dzisiejsze brzemię dotykające prawdziwą fizykę pierwszego kontaktu z absolutem. Z braku naukowej filozofii i matematyki, to fizycy muszą nadrabiać za śpiących – króla i królową ludzkiego intelektu. Muszą być najpierw fizykami, a potem odpowiednio filozofami i matematykami w jednym.

Inaczej stanie się rzecz straszna – niewyobrażalna – nauka przestanie udowadniać samą siebie.

Zmierzch handlu



W cywilizacji opartej na wiedzy, prawie każde dobro materialne jest dostępne od razu i może być kopiowane w dowolnej ilości. Nie ma zatem miejsca w niej na handel i odnoszenie z niego korzyści – zarabianie na terytorialnych brakach w dostępności towarów. W nowych czasach ogólnej dostępności tego co ważne, obracanie dobrami nie powinno wiązać się z wynagrodzeniem, a jedynie ich produkcja i odpowiednie wykorzystanie tychże, dla dobra jak największego procenta ludzkości.

Rolnictwo, rybołówstwo, hodowla zwierząt – nabrały cech przemysłu. Fabryki jedzenia cechuje brak regionalizacji. Praktycznie wszędzie można przenosić takie zakłady. Przy dostępności nawozów nie ma znaczenia gdzie produkujemy żywność, nawet pustynię można zamienić w ogród Edenu.


Tym samym produkcja jedzenia, tego podstawowego składnika naszej egzystencji, jest już oderwana od terytorialnych zależności. Przy dostatecznej ilości roboczogodzin i dostępności energii, żywność może być produkowana praktycznie wszędzie – nawet w kosmosie, gdzie dosłownie nie ma niczego.

Co więcej sam termin roboczogodzina przyjmuje dzisiaj zupełnie nowe znaczenie. Godziny te na naszych oczach stają się godzinami pracy robotów i maszyn, przy nadzorczym udziale komputerów. Człowiek potrzebny jest w tym systemie dopiero wtedy, kiedy jakiś jego element przestaje działać, kiedy coś zawiedzie.


Nie ma już konieczności handlu jedzeniem. Nie ma potrzeby przewożenia go w inne miejsca świata. Już wszędzie ludzie mogą być samowystarczalni. Wszystko zależy od ich chęci, dostępności energii i know how – które jest dostępne za darmo, w Internecie.

Dlatego za każdym razem kiedy koszt energetyczny i środowiskowy przewożenia czegokolwiek, przekracza koszt produkowania danego dobra na miejscu – taki handel – dla dobra świata, powinien zostać wstrzymany.

Powszechność handlu w dzisiejszych czasach dobrobytu i technicznych możliwości jest szkodliwa. Świat bogatego zachodu uzależnia się od tysięcy rzeczy sprowadzanych z biednych i słabych intelektualnie obszarów dalekiego wschodu. To daje szerokie pole do popisu dla nieuczciwych praktyk i nadużyć, a jednocześnie grozi poważnym kryzysem najbardziej rozwiniętej części ludzkości – w przypadku wstrzymania dostaw.


Z drugiej strony, kiedy już przekonamy się, jak marne grosze dostają pracownicy najemni w fabrykach wielkich koncernów – wtedy zaczynamy dostrzegać rozmiar ludzkiej eksploatacji.

Najbardziej wymownym przykładem są tutaj markowe ubrania. Pracownica szyjąca koszulkę z logo wielkiej firmy w kraju masowego wytwarzania, dostaje za nią kilka centów, podczas gdy bogate nastolatki krajów zachodu, kupują je następnie po kilkadziesiąt dolarów.

Obecnie niewolników jest dużo więcej, niż było ich w jakimkolwiek innym okresie w historii. Wszystko za sprawą nadmiarowego i niepotrzebnego handlu.


Co prawda praca w fabryce za grosze i tak jest lepsza od klepania biedy na roli i bezrobocia. Jednak jest to płytka wymówka, kiedy przy dzisiejszych technologiach, moglibyśmy tym ludziom umożliwić dużo więcej – tak wiele.

W prehistorycznych czasach ludzie nie handlowali jedzeniem, ono w dostatecznej ilości było dostępne na miejscu. Jedynie cenne dobra, małe w objętości i wadze, warte były przewiezienia.

Ludzkość powinna powrócić do dawnych praktyk i ograniczyć niepotrzebną działalność handlową, którą prowadzimy teraz tylko z powodu ogólnej łatwości przewożenia czegokolwiek za pomocą kontenerowców, masowców i kolei.


Kiedy zdamy sobie sprawę z faktu, że handel zniewala ludzi w Chinach, Indiach i dziesiątkach krajów trzeciego świata, zmusza bardziej rozwinięte kraje do wykorzystywania swojej nadrzędnej pozycji geopolitycznej – dużo łatwiej będzie nam porzucić takie niepotrzebne handlowe elementy, w przyszłej globalnej gospodarce, opartej na wiedzy.

Jedzenie jest najważniejsze, jednak nie tylko o nie tutaj chodzi. Kiedy obejmiemy szeroki zakres działalności handlowej dogłębną analizą, to zdamy sobie sprawę, że coraz większą część z tego co robimy, staje się standardowa. To sprawia, że nie musimy polegać na dostawach i produkcji z drugiego końca świata. Takie same rzeczy i dobra możemy produkować na miejscu.

Jeżeli nadal coś sprowadzamy, jeśli dalej nam się to opłaca, to znaczy że tamtejsze wyroby są tańsze. Co przy tych samych warunkach wytwarzania standardowych produktów oznacza wprost, wykorzystywanie tanich najemnych pracowników.

Handlując towarami standardowymi, których technologie wytwarzania są powszechnie znane, zgadzamy się więc pośrednio na konkurencję – o jak najtańszego pracownika. To dlatego wygrać ją muszą państwa totalitarne, państwa w których rąk do pracy, nie umysłów, jest pod dostatkiem, gdzie ludność jest niewykształcona, zniewalana i łatwo daje się zagonić do wyczerpującej oraz niebezpiecznej pracy.


Praca w warunkach bezpieczeństwa drożej kosztuje, dlatego handlując wymuszamy sytuacje, w których pracownicy wykonują swój zawód bez zabezpieczeń, tworząc przez to statystycznie liczone w tysiącach „wypadki”, które tak naprawdę są tylko konsekwencjami niepotrzebnego handlu.

Kiedy odrzucimy niepotrzebny handel standaryzowanymi produktami. Wtedy zobaczymy, że w obrocie znajdą się jedynie towary nietypowe, oryginalne. Jakość i niepowtarzalność takich towarów gwarantuje sam człowiek, a nie produkcja masowa. Wtedy zdamy sobie sprawę, że płacimy ludziom za ich umiejętności, za ich kreatywność, za wyjątkowość i artyzm ich dzieł – a nie wyrobniczą pracę ponad siły.

W takim świecie handel schodzi na plan dalszy. Praktycznie nie istnieje. Przesyłki, są wliczone w cenę. Logistyka i powszechna dostępność różnych dróg transportu sprawia, że odległość przestaje mieć znaczenie. Handel, obrót towarami i przewożenie ich w miejsca gdzie są niedostępne, żeby podnieść ich wartość – stają się niemożliwe. Temperatura towarowa wyrównuje się, turbulentne przepływy ustają.

Jest wytwórca i jest odbiorca. Nie ma pośredników. Dostawa pod drzwi domu jest gratis, bądź wynosi kilka procent ceny. Taki system już zaczyna rozwijać się przy sklepach i portalach aukcyjnych w Internecie.


Uświadomienie sobie faktu, że tak naprawdę płacimy za kunszt wytwórcy, za jego kreatywność, a nie za konkretną ofertę handlową, czy promocję – sprawi, że na nowo odkryjemy wartość ludzkiego czynnika, wartość zdolności i niepowtarzalności samego człowieka.

Autor, czy producent stanie się podstawowym beneficjentem, głównym odbiorcą materialnych korzyści. Nie będzie już pomiędzy nim, a klientem tak zwanych handlowców, wciskających niepotrzebne rzeczy każdemu kto się nawinie. Nie będzie już miejsca na spekulacje cenami i zarabianie lewarowanych kroci na obrocie, na przechodzeniu z rąk do rąk dóbr, których nikt nie zużywa, nie potrzebuje, a jedynie za ich pomocą innych oszukuje.

Wcześniej czy później pokolenia, wychowujące się w warunkach obfitości materialnych rzeczy, docenią wartość fizycznego minimalizmu. Nastolatki docenią zjawiska efemeryczne, niematerialne, te których kupić nie sposób. Dojdzie do upadku konsumeryzmu.


Zmierzch handlu doprowadzi do ustania ciągłej presji na dostarczanie do klienta, już zakupionych u producenta towarów. Ucichnie parcie handlowców do sprzedawania niepotrzebnych produktów, niepotrzebującym już niczego materialnego odbiorcom. Ogłoszenia o pracę przestaną wreszcie poszukiwać zawodowych specjalistów od wciskania chłamu – na umowę o dzieło i prowizję od sprzedawania. Wraz ze stopniowym wymieraniem handlowców, wymierać będzie ogólna presja na marketing i reklamy informujące o promocjach w sklepach, które starają się za ich pomocą wypchnąć psujące się i niemodne towary.

Wcześniej czy później czeka nas zaistnienie nietypowego zjawiska. Zmierzch handlu nastąpi w sytuacji największego sukcesu terytorialnego kapitalizmu na świecie. Pożegnamy go u szczytu potęgi, w momencie triumfu jego głównej kwintesencji i własności, bo wykonał już swoje zadania.

Przy dostatecznej dostępności dóbr – handel traci rację bytu.

środa, 29 sierpnia 2012

Gospodarka dążeń



Żeby uczyć się od najlepszych, trzeba porównać systemy gospodarcze z naturą. 

Lasy umiarkowane przejawiają wyjątkową odporność na trudne warunki życia. Cechuje je odporność na zmiany pór roku, które diametralnie zmieniają temperaturę i wilgotność otoczenia. Dzięki czemu wykształca się w nich odporność na same zmiany, czyli zdolność szybkiej reakcji na nie. Dodatkowo nieustannie dochodzi w nich do zmagania się z różnego rodzaju brakami, ciepła, żywności, ilości składników odżywczych w glebie, czy podstawowego składnika życia – wody. 


Taką właśnie jest gospodarka industrialna, gospodarka której głównym celem jest zaspokajanie potrzeb człowieka. Jest odpowiedzią na warunki w jakich żyliśmy przez większość historii – nieustannego braku, który nieco dłużej nie zaspokojony natychmiast doprowadzał do katastrofalnych skutków i utraty wielu cennych dóbr niezbędnych do życia.

Taka gospodarka dalej będzie musiała być prowadzona na peryferiach wpływu człowieka na martwą naturę. Na powierzchniach obecnie niezamieszkałych. 

Do opanowania pozostały nam jeszcze tereny pustynne, powierzchnie lodowców, mórz, czy dna oceanów. Powinniśmy także wkrótce starać się opanować orbitę ziemską, Księżyc choćby dla helu-3 i już przy dzisiejszych technologiach możliwą do kolonizacji planetę Mars, dla jej niskiej grawitacji i gospodarczego (vide Pas Planetoid) znaczenia.


Jednak na Ziemi w tym czasie, powinna powstać nowa i twórcza idea funkcjonowania i rozwoju pośród powszechnego bogactwa. Tak jak ma to miejsce w tropikach. Ekosystem lasów umiarkowanych jest wzorcem dla gospodarki braków, gospodarki industrialnej, gospodarki potrzeb, analogicznie lasy równikowe są wzorcem dla gospodarki obfitości - gospodarki dążeń.

Jest tam dość energii Słońca, rośliny owocują kilka razy w roku, dostarczając zwierzętom więcej pożywienia niż jest im konieczne, do tego nie brakuje tam wody, a gleba pełna jest różnego rodzaju próchniczej obfitości.

Natura zwykła rozwiązywać swoje problemy dzięki ewolucji. Metodą prób i błędów doprowadziła więc do powstania systemu tworzącego najbardziej skomplikowany i bogaty organizm na naszej planecie – system lasów tropikalnych. Pokrywają one zaledwie 3% powierzchni lądów, a żyje na ich terenie ponad połowa gatunków roślin i zwierząt.

Bogactwo surowców dla rozwoju życia oraz powszechny i łatwy dostęp do wszelkiego rodzaju dóbr, doprowadził z czasem do opracowania metod ich wykorzystania i jeszcze dodatkowego wzmocnienia nakładających się pozytywnych efektów na cały ekosystem. 

Woda paruje tam intensywnie i deszczy przez to jest wyjątkowo dużo. Dodatkowo jednak lasy dorzecza Amazonki wystawiają na działanie Słońca uwięzione w liściach pokłady wody, które inaczej zamknięte byłyby w głębinach, czy podziemnych źródłach. Przez to cała powierzchnia lądu staje się źródłem wody i dlatego prawie połowa deszczu spadającego w Amazonii, to woda którą wyparował sam las. Innymi słowy, las tropikalny w skali globalnej, sam generuje sobie większą ilości deszczu, jaka na niego spada. Sam generuje sobie sprzyjające warunki do rozwoju życia.


Powinniśmy jeszcze zwrócić uwagę, że zwierzęta drapieżne zamieszkujące okolice tropików nie stały się bardziej tłuste, czy po prostu większe od tych z klimatów umiarkowanych, choćby ze względu na łatwiejszy dostęp tropików do światła. Światło bowiem tworzy większą ilość roślin, co mnoży roślinożerców i sprawia że żywienie się mięsożerców powinno być tylko formalnością. Paradoksalnie jednak - zwierzęta okolic równików muszą ciężej walczyć o byt. Dżungla skrywa dużo większą liczbę niebezpieczeństw, niż sawanny, czy lasy umiarkowane. Tropiki pełne są większego stopnia nasilenia konkurencji pomiędzy gatunkami o bogate, choć ograniczone zasoby.

Bardzo trudno jest nawet człowiekowi przeżyć w takich warunkach, pomimo swojej bogatej wiedzy i nie małej w końcu siły fizycznej. Stopień zawiłości otoczenia powoduje, że nie można zawczasu dostrzec niebezpieczeństwa. Otaczają człowieka w takim lesie wyspecjalizowane i wyjątkowo przez to niebezpieczne formy życia, takie jak jadowite żaby i węże, wpływające do otworów ciała rybki, pospolite piranie, czy pokryte cyjankami potasu motyle.


Natura stworzyła więc już dawno temu wiele użytecznych praw, rządzących tymi deszczowymi przestrzeniami. Trzeba zauważyć, że są to rozwiązania niezwykle wydajne, jeśli chodzi o radzenie sobie z nieustannym kryzysem urodzaju, wręcz rogiem biologicznej obfitości. Są to prawa znacznie bardziej zaawansowane, niż te rządzące światem lasów sezonowych. Najlepiej przystosowani mieszkańcy lasów umiarkowanych, odporni na trudne warunki, najsilniejsi z nich i najwięksi – nie przeżyliby nawet jednego dnia zmuszeni do życia na równiku. Żubr, wilk, czy łoś stałby się pożywieniem jeszcze zanim zdążyłby zauważyć niebezpieczeństwo.

Ewolucja wygenerowała nowe sposoby radzenia sobie z nadmiarowością dobrobytu. Poszczególne gatunki czy zwierzęta, dalej żyją w stresie, gdyż już nie zagrażają im zewnętrzne warunki, tylko wzajemna zażarta konkurencja wewnątrzgatunkowa. Jednak biosfera w tym miejscu jest wyjątkowo bujna i odporna jako całość na niszczący wpływ otoczenia dzięki współpracy międzygatunkowej. To jest przykład do naśladowania dla tworzącej się Kultury Roju.

Te same lub podobne rozwiązania, przełożone na stosunki gospodarcze, należy zaprząc przy tworzeniu lepszych celów dla gospodarki XXI wieku. 

Teraz wszystko wcale nie musi opierać się na rywalizacji, gdyż wzajemne powiązania gatunków lasów deszczowych, opierają się prawie zawsze na głęboko zakorzenionej współpracy i wzajemnym uzupełnianiu się. Drzewa potrzebują grzybów do absorpcji minerałów, grzyby potrzebują rozpadającej się ściółki z liści drzew. Podobnych zależności w tropikach są miliony – jest ich więcej niż gatunków, które tam żyją, bo część zależności jest wielopoziomowa. To współpraca, a nie konkurencja pozwala wypracować daleko posunięte cechy specjalizacji i uzyskać przez to dużo rozleglejsze występowanie danego gatunku w efekcie końcowym.

Dlatego przyszły świat gospodarczy przez współpracę należy maksymalnie komplikować. Długo utrzymujące się skomplikowane wzory cementują całą strukturę. Gdyby stawały się źródłem destabilizacji, szybko rozpadłyby się na mniejsze formy. Tylko prostota może wytworzyć maksymalną liczbę połączeń i zależności wzoru - bo tylko prostota jest na tyle mocna, aby unieść ciężar zarządzającej tym konglomeratem informacji - tylko prostota jest więc paradoksalnie na tyle stabilna, aby stać się źródłem ostatecznej komplikacji.


Ludzie długo żyli i wzrastali w wiedzę o świecie polując na terenach sawanny. Tam gdzie lwy zagryzają gazele, a cała natura wyrywa sobie ochłapy mięsa. To sprawia, że postrzegamy ekosystemy jako arenę rywalizacji. Te same zasady przenieśliśmy na pole gospodarczej liberalnej konkurencji, w której praca jest walką o mięso systemu kapitalistycznego – pieniądze.

Ludzie lubią przybyć na nowy teren, wykorzystać go do granic możliwości, naśmiecić i odejść na nowe terytorium, zanim stare zacznie mocniej śmierdzieć. Tak zachowuje się natura na terenach półpustynnych, gdzie chwilowy deszcz tworzy krótki okres dobrobytu, podczas którego każdy musi się nachapać ile wlezie – inaczej nie przeżyje bardzo długiej pory suchej, czyli systemowego braku obfitości. Na terenach żyznych i obfitych - taka polityka nigdy nie jest długofalowa.

Jednak ewolucja wypracowała taki mechanizm czystego egoizmu tylko w miejscach, gdzie wszystkiego brakuje. Okresy obfitości sprawiają, że zwierzęta zachowują się zupełnie inaczej. Oto jak budować stabilność w okresie dobrobytu, musimy się więc nieustannie pytać tropiki.


Tylko tam nauczymy się nowej wiedzy. Filozofii trzeciego tysiąclecia. Lekkiego, niezobowiązującego trwania w świecie pełnym obfitości, który zbudujemy, który już prawie wykończyliśmy. 
Świecie, którego bogactwo będzie imponujące i różnić się będzie swoim stopniem skomplikowania od dzisiejszego tak bardzo, jak las tropikalny przewyższa sezonowe trawy pustyni Serengeti.

Wedle nowych zasad gospodarczych żyją Pigmeje. Las zapewnia im wszystko czego potrzebują, nie mają więc po co przenosić się nieustannie w nowe miejsca. Nie mają potrzeby targać ze sobą zapasów. Żywność jest wszędzie, dobra są wszędzie. Tych ludzi opuściła dawno temu tak intensywna w społeczeństwach zachodu nieodparta chęć posiadania. Jest ona dzisiaj już jedynie atawizmem, dawno zapomnianym strachem przed śmiercią, który nachodzi nas podświadomie, gdy nie zgromadzimy zapasów na zimę, suszę, kryzys czy inne trudne czasy.

W dżungli, tak samo jak w gospodarce przyszłości, opartej na zrobotyzowanej produkcji wszystkiego co możemy sobie zamarzyć i wyobrazić, nie będzie potrzeby posiadania niczego ponad to, co możemy unieść. Do urzeczywistnienia tej wizji nie potrzebujemy już lepszej technologii – tylko nowych zasad w gospodarce. Zasad promujących ludzi kreatywnych, twórczych i nie bojących się podejmować wyzwań w zakresie tego co ich fascynuje – w czym są dobrzy.

Wystarczy że przestaniemy się szarpać, przestaniemy walczyć o przetrwanie, które jest oczywiste i proste przy dzisiejszym stopniu rozwoju wiedzy. Sama Afryka mądrze zarządzana, może wyżywić cały świat i to bez pomocy takiego kraju jak Chiny.


Trzeba zmienić priorytety, próbować żyć pragnąc czegoś, chcąc czegoś i dążąc do czegoś. Gospodarka nie potrzebuje już opierać się na bacie, przymusie pracy, popartym groźbą biedy i infamii. 
W XXI wieku wystarczy nam marchewka, świadome wybory ludzi, chcących realizować się w tym co ich interesuje, co lubią robić. Możemy sprawić, że życie przyszłych pokoleń będzie wyglądać jak niekończące się wakacje, w trakcie których przecież nieraz potrafimy zmęczyć się bardziej, niż w pracy robiąc to na czym nam zależy.

W dzisiejszych czasach jakie stworzyła nam technologia, zmiana fundamentów społeczeństwa jest już możliwa. Jednak żeby się ona faktycznie dokonała, potrzebny jest jeszcze zbiorowy cud – musimy w możliwość zmian na lepsze po prostu uwierzyć.

niedziela, 26 sierpnia 2012

Granice dawnego rozumienia kultury



New World Order, czyli spiskowa próba kontroli rzeczywistości nie będzie już realizowana. Rozruchy bowiem nastąpiły, jednak ich przejawów nie możemy oglądać głównie na ulicach. To rewolucja nowego typu – bez krwi i wojen. To rewolucja – braku zainteresowania, a nie rewolucja wściekłości.
Przewrót nastąpi w momencie pierwszej możliwości nie interesowania się tym co było. Stare budynki, wzorce, armie i instytucje pozostaną. Nikt nie będzie ich burzył. Po prostu przestaną one spełniać rolę do jakiej je stworzono – będą świecić pustkami. Kontrola społeczna nie jest możliwa bez społeczeństwa, a społeczeństwo odejdzie. Właściwie to wejdzie – w wyższe rejestry egzystowania.

Pierwsze przejawy nowej ery społeczeństwa spotkać można już dawno w cyberświecie, tam gdzie samoorganizacja Kultury Roju stworzyła nowe możliwości nieskrępowanego wymieniania się informacjami. Oni ten system wymyślili, wirtualnie wdrożyli i w trakcie miliarda interakcji wirtualnie przeprojektowali. Teraz wystarczy zaakceptować go jako rzeczywistość. Potraktować nieistniejący byt poważnie, tak samo jak poważną wartość przypisujemy wirtualnym pieniądzom, czy strach przypisujemy władzy – która realnie bez osobistej zgody pośredników nie istnieje i nigdy nie istniała.


Prawo autorskie to filar starego rozumienia świata. Wraz z rozwojem piractwa wszyscy zobaczyliśmy jego śmieszność. Teraz już prawie nikt nie traktuje go poważnie. To samo spotka także inne podstawy wiedzy i nieistniejące, a tylko narzucone społeczne paradygmaty.

Własność intelektualna w rozumieniu praw autora, bądź kupującego, do kontroli nad rozpowszechnianiem dzieła nie ma sensu – najlepiej widać to w odniesieniu do genetyki.

Zboża modyfikowane genetycznie, nie można zbierać w celu posiania ziaren na kolejny rok. Odmiany są nawet genetycznie warunkowane, aby taki zamiar chcącemu złamać umowę rolnikowi całkowicie uniemożliwiać, bo potomstwo roślin modyfikowanych jest martwe. Tworzy się przez to opatentowane życie jednorazowego użytku – bez możliwości prokreacji.

Świnie modyfikowane genetycznie są pod całkowitą kontrolą właściciela patentu. Pozwala mu to pobierać opłaty za sam fakt istnienia zwierzęcia, gdyż zmiany w samej świni poczyniono jak najbardziej nieznaczne – tylko w celu uzyskania na nią patentu. Oraz co dużo ważniejsze – kontroli jego rozpowszechniania.


Modyfikowane genetycznie bakterie, pozwolą nam co prawda tanio pozyskiwać biopaliwa. Jednak taniość ta będzie dla klienta końcowego pojęciem względnym, ponieważ nie ma takich narzutów procentowych, jakich powstydziliby się w swoim rozpasaniu korporacjoniści.

Najbardziej jaskrawe przykłady wykorzystywania monopolistycznej pozycji jakie ustanawiają patenty, dotyczą przemysłu farmaceutycznego. Leki leczące depresje (psychotropy) mają narzuty producenckie rzędu kilkudziesięciu tysięcy procent. Koszty liczone w centach sprzedaje się za dziesiątki dolarów. Podczas gdy prawo mające chronić nas przed zbyt drogimi lekami, wymaga od hurtowników narzutów maksymalnie w wysokości kilku procent, a od aptekarzy maksymalnie kilkunastu.

Skoro jesteśmy tak skrupulatni wobec hurtowników i detalistów w imię społecznej solidarności z biednymi, to dlaczego niczego nie robimy z prawdziwym źródłem drogich leków – wielkimi korporacjami?

Dziennikarze oczywiście się tą sprawą nie zajmą, bo firmy farmaceutyczne odbiorą im prawo do publikowania. Wszystko na podstawie innych uprawnień dotyczących własności intelektualnej. Dzięki czemu prawo broni się przed krytyką całkiem samo, jak hydra cenzurując wszystkich, którzy je krytykują. Zachowuje się jak żywa istota i walczy o przetrwanie, lecz jej koniec jest bliski. Ludzkość zjednoczono w idei Roju, będzie mogła wszystkie głowy tego potwora ostatecznie pokonać, bo nie będzie z nim walczyć. Po prostu poczeka aż uschną kiedy potwór zostanie pozostawiony sam sobie.


Człowiek po raz pierwszy postąpi w świecie wirtualnym - świecie idei, tak jak od zarania dziejów postępował w świecie fizycznym – realnym. Jesteśmy nomadami. Człowiek wędrował przez dziesiątki tysięcy lat, a teraz dopiero od kilku tysiącleci – prowadzi osiadły tryb życia wymuszony wraz z rozwojem rolnictwa.

Kiedyś – kiedykolwiek jak tylko pojawiały się wokół nas problemy. Jak tylko życie na danym terenie stawało się zbyt niebezpieczne, zbyt brudne, nudne, bądź po prostu niemożliwe. Pakowaliśmy wszystko i przenosiliśmy się na nowy teren. Opanowywaliśmy inny teren pierwotnej sawanny.

Teraz musimy zrobić to samo, robiąc to wirtualnie, a więc robiąc co innego. Musimy opuścić zastały system starych zasad naszej ludzkiej i społecznej organizacji. Musimy wybrać nowy zestaw zasad wedle których chcemy żyć i którymi się kierujemy. Opuścić zastany świat i wybrać nowy, tuż obok, a właściwie w tym samym miejscu. Nie ważne gdzie znajdujemy się i gdzie żyjemy fizycznie na ziemi. Ważniejsze jest wedle jakiego kodeksu moralnego, wedle jakich prawideł żyjemy.

Kiedyś będą śpiewali o tym pieśni zaczynające się może od słów:
Wszystko rozpoczęło się w Internecie – bardzo dawno temu...”


Boimy się potęgi kolosów stojących na glinianych nogach. Boimy się wielkich korporacji, których głównym majątkiem są patenty, czyli nasze złudzenia, że posiadają te firmy coś wartościowego. Podczas gdy tak naprawdę, to one łudzą się, że mają pozamykane w sejfach cenne deklaracje płacenia im tantiem, bądź prawa do zabraniania nam wykorzystywania własnych umysłów.

Tak naprawdę, każdy przedstawiciel Kultury Roju dobrze wie, że kopiowanie nie przynosi nikomu szkody, a może przynieść wielu z nas same korzyści. Każdy przedstawiciel Kultury Roju wie, że dostęp do wiedzy to ostateczna potęga.

Dlatego też dotychczasowi właściciele własności intelektualnej chcą nam prawa do korzystania z tej potęgi odmówić i dlatego też Kultura Roju zniszczy właścicieli praw autorskich w pierwszej kolejności. Czego im wszystkim i nam wszystkim życzę.

Potem – kiedy już nie będzie żadnych właścicieli praw. Kiedy obudzimy się na świecie z zupełnie nową, bo powszechną wiedzą.
Każdy z nas będzie żył wedle takich zasad jakie uzna za stosowne i będzie wedle tych zasad sądzony. 

Granice systemów legislatury będą czysto wirtualne, bo sami będziemy decydować do jakiej enklawy przynależymy. Natomiast granice starych państw zamienią się w zmurszałe oznaczenie granic dawnego rozumienia kultury.