czwartek, 28 lutego 2013

Zibipedia - Mierzalność



Mierzalność wydaje się być pojęciem nudnym, banalnym, a czasami wręcz oczywistym, lecz jest ono tak kluczowe na naszego życia i zdolności rozumienia rzeczywistości, że warto postarać się je opisać. 

Mierzalność to zdolność do porównań. 
W przypadku porównywania z obiektami podobnymi lub prawie podobnymi, dla określonej grupy bytów występuje policzalność, czyli powtarzalna mierzalność. 

Mierzalność wynika z faktu, że nadWszechświat idei jest kwantowy, bo co do dyskretności tego fizycznego, tak do końca nie jesteśmy pewni. 

Najczęściej mierzymy obiekty istniejące bytami idealnymi. Liczymy je, czyli porównujemy fizyczne zjawiska z kolejnymi liczbami naturalnymi. Określamy proporcje, czyli porównujemy fizyczne relacje rozmiarów, czyli liczności z liczbami ułamkowymi. 

Często aby ułatwiać mierzalność wytwarzamy obiekty w takich samych rozmiarach, bądź w układach ze stosunkami proporcjonalnymi. Rzeczywistość industrialna przyspieszyła i określiła ten proces posługując się metrologią, tworząc rzeczywistość powtarzalną i liniową. 

Z kolei procesy biologicznego wzrostu oraz stanów równowagi i interakcji pomiędzy nimi, będące systemami wykładniczymi i logarytmicznymi coraz częściej komplikują nasze mechanizmy mierzalności. 
Omijamy ten problem posługując się mierzalnościami czasowymi, bo wtedy możemy upraszczać opis systemu z wykorzystaniem średniej i liniowości. Tak jak wykładnicze prawo wzrostu liczby tranzystorów opisujemy, dwiema wielkościami stałymi – „liczba tranzystorów podwaja się co dwa lata.” 

Jednak nasza pierwotna natura ma postrzeganie wyczulone na proporcje logarytmu naturalnego – co potwierdzają badania na dzieciach nie skażonych szkolnictwem. 

Dlatego w przyszłości trzeba będzie porzucić szkolne tresowanie liniowe na rzecz fraktalnego pierwotnego systemu mierzalnościowego. 
To pozwoli nam rozwinąć się jako społeczeństwu informacyjnemu i zapomnieć o obrażaniu rzeczywistości – robimy to przypisując indywidualne cechy potworkowi statystycznemu.

Zbigniew Galar

Zibipedia - Czas



Zjawisko na którym opiera się współczesna cywilizacja, a które do tej pory nie doczekało się spójnej definicji…

Ja nie wiem, ale nikt inny mądry, głupi, butny, wykształcony, czy piękny też tego nie wymyślił, więc akurat w tym aspekcie wszyscy jesteśmy debilami  to nie wstyd nie wiedzieć.

Kot powinien coś o tym wiedzieć, ale nie chce powiedzieć. 

jak wymyślę to tu wrócę i wszystko wam opowiem, potrzebuję tylko nieco więcej czasu.

Zbigniew Galar

Zibipedia - Religia



Izabela Maciejewska, „Sacrum”

Zespół współdzielonych społecznie przekonań jednostki dotyczących zjawisk niepoznawalnych, magicznych bądź nadprzyrodzonych. Religia w oderwaniu od społeczeństwa nie może istnieć, bo jest sensu stricto zjawiskiem społecznym wykształconym na ludzkiej potrzebie mistycyzmu. Tak, człowiek jest istotą łaknącą wykraczających poza rzeczywistość wyobrażeń, ale gdyby tylko o to chodziło, wtedy religijność byłaby ograniczona tylko do sfery prywatnej i nie była prezentowana i dyskutowana społecznie (nie po prostu komunikowana, ale aktywnie dyskutowana). Dlatego o ile wierzenia mogą pozostawać tylko indywidualne, tak religia jest zjawiskiem społecznym.

Każda religia jest pewnym rodzajem agnostycyzmu, gdyż poprzez wyróżnienie przekonań i zapisanie ich w sferze tabu – z góry uznaje się ich ponadnaturalność, a przez to nieprzewidywalną niepoznawalność. Oczywiście jeśli agnostycyzm upraszczamy do definicji, że 
„jest Bóg, ale o jego własnościach nic nie można powiedzieć”.

Antropologicznie religia jest trzecim etapem sposobów przekazywania wiedzy (z czterech, gdzie nauka jest czwartą). Najprymitywniejsze jest przekazywanie wiedzy z ojca na syna (z matki na córkę). Natomiast gdy dodamy do tego wpływ społeczny i pomoc całego plemienia w zachowywaniu wiedzy mówimy o powstaniu tradycji, a właściwie o wynalazku tradycji”. Wynalezieniu metody społecznego wzmocnienia ustnego przekazu. O ile tradycja może być definiowana u swej antropologicznej podstawy jako zbiór dobrych praktyk, o tyle religia jest wyższym poziomem wynalazku tradycji, jego bardziej wyrafinowaną formą. Oczywiście tradycja to nie tylko te praktyki, ale również cały system ich zachowywania i przekazywania przepracowywany społecznie. 

Religia jest odzwierciedleniem przekonań, bądź jest narzucona społecznie i kulturowo. 
Brak możliwości wybrania sobie religii w społeczeństwie uwstecznia je i radykalizuje. 
Brak przymusu wydzielania sfery religijnej jest z kolei konsekwencją wojującego ateizmu, który wraz z przenikaniem się kultur musiał się stać agresywny. Agresja ateistyczna jest koniecznością, aby jednostka mogła pozostawać poza fundamentem oceny moralnej najbliższego kręgu kulturowego oraz społeczeństwa, z punktu widzenia krzewienia czy zachowywania tradycji religijnej. Jest to potrzebne do internacjonalizacji, a więc i wielokulturowości, gdzie ateizm staje się rdzeniem wspólnym każdej z kultur, które zachowały szczątkowe przekazy religijne. Nie wchodzą one w konflikt tylko dlatego, że ateizm aktywnie i agresywnie wymusza współcześnie wydzielenie sfery religijnej i wtłoczenie jej do sfery prywatnej. Oczywiście jest to zadanie niemożliwe, bo religia jako całkowicie indywidualna i prywatna sfera człowieka nie istnieje. Jest to wbrew celowi dla którego powstała – czy raczej została wynaleziona (jako społecznie wzmacniany system utrwalania i przekazywania zaawansowanej wiedzy), a przez to i wbrew jej definicji. Religia może istnieć tylko w systemie interakcji społecznych i dlatego ateizm musi aktywnie tłumić przejawy zrozumienia wśród jednostek swojej powinności w systemie religijnym. Człowiek publicznie swej religii nie prezentuje i jej nie narzuca tylko jak jej nie traktuje poważnie. Dążenie do pokojowego współistnienia obniża z kolei znaczenie religii w społeczeństwie, co jest dla długofalowego istnienia cywilizacji niebezpieczne, bo oprócz generowania konfliktów pełni ona wiele ważnych funkcji.

Bycie religijnym, nawet współcześnie, to nie jest postawa pejoratywna – każda struktura cybernetyczna tworząca know how potrzebuje takiego zewnętrza ideologicznego, aby mogła widzieć się z zewnątrz, a przez to poddawać się ocenie. Co więcej, ważne jest też, aby ateizm nie należał do głównego nurtu, a więc aby w tym całym wymyślonym mitycznym konglomeracie o coś zawsze chodziło, ponad bajania bez społecznych konsekwencji. Wysoka pozycja religii w społeczeństwie tworzy bowiem te konsekwencje.

Paradoksalnie religia nie jest źródłem zasad moralnych, one tworzą się spontanicznie jako wielopokoleniowe społeczne know how, zamiast tego religia służy utrwalaniu tych zasad, zapamiętaniu ich poprzez osadzenie w kontekście. Służy uodpornieniu społeczeństwa na ich zapomnienie. Nawet gdy brakuje autorytetów i spisanej wiedzy, moralność przekazywana jest przez religijny rytuał. Dzięki czemu nawet po najgorszej katastrofie zachowana jest kohezja społeczna.

Religia jest ponadto rodzajem lustra, w którym widzimy aktualny poziom aspiracji gatunku oraz definicję człowieczeństwa bytu aspirującego. Bóg utożsamiany z czymś lepszym od człowieka, a równocześnie niekiedy najlepszym bytem jaki możemy sobie wyobrazić, najlepszym i najbardziej rozwiniętym bytem z możliwych (w przypadku wielu religii monoteistycznych). Patrząc na ewolucję Boga, mamy możliwość obserwowania ewolucji jaźni generujących mity, a równocześnie społecznie dochodzi do dyskusji na temat optymalnego kształtu tych aspiracji. 

Jednocześnie religia nie jest, jak wielu uważa, przejawem mniej lub bardziej udokumentowanych przekonań, bo dokumentować można tylko to, co ma odniesienie do rzeczywistości i co jest zrozumiane w pełni przez dyskutujących, co stanowi sferę profanum, natomiast tylko w sacrum leży istota religii. Te przekonania sfery profanum są najprymitywniejszą warstwą religii i najszybciej ulegają przemianie. Z punktu widzenia wielopokoleniowego przekazywania wiedzy są nieistotne, bo religia z definicji służy przekazywaniu wiedzy, która jest tak zaawansowana, że rozumieją ją nieliczni. Dogmaty religijne nie są więc z definicji poddawane powszechnej dyskusji, bo wtedy aktualny poziom zrozumienia problemu rzutowałby na zestaw rozwiązań. Jeśli zestaw rozwiązań ma nie uwstecznić się do poziomu intelektualnego reprezentowanego przez dane pokolenie, musi on zakładać nieomylność tez i inne kłamstwa, które służą wielopokoleniowemu dobru ogólnemu. 

Nakaz religijny jest absolutny i nie może być zmieniany. Nieomylność broniona jest na gruncie, że są to słowa samego boga czy Boga. Zasadę, czy rytuał należy stosować ślepo, jak rozkaz w wojsku, nawet jak się go nie rozumie. Właśnie dlatego, że religia służy do przekazywania konceptów, których większość nie rozumie (i nie zrozumie, bo nie jest to kwestia czasu szkolenia tylko pojemności intelektualnej i wyobraźni). Religia służy do przekazywania konceptów, których ogół nie rozumie, ale musi się do nich stosować dla własnego dobra (wiedza, której ogół nie musi stosować jest po prostu trzymana przed nim w tajemnicy).

Z kolei szczegółowa instrukcja postępowania z tą wiedzą to nic innego jak rytuał, czyli zestaw praktyk religijnych mających być utrwalony i zachowany przez nieustanny nakaz ich powtarzania. W czasach gdy nie można było przekazać wiedzy inaczej jak ustnie, tylko religia pozwalała na utrwalenie wiedzy zaawansowanej (np. społecznej, czy genetycznej jak choćby szkodliwe konsekwencje chowu wsobnego, czyli uprawiania seksu wśród krewnych) i dlatego wiele nakazów religijnych jest głęboko prawdziwych i jednocześnie mądrych. Mądrych nie tylko w zakresie samej treści, lecz przede wszystkim w formie opakowania tej wiedzy (coś na kształt społecznie rozumianej sumy kontrolnej pliku, czy wiadomości). Religia w swojej konstrukcji cechuje się bowiem komunikatem odpornym na zakłócenia przekazu i nieuchronne elastyczności interpretacji. W przekazie religijnym nie dochodziło więc jedynie do zapisania symbolicznego i suchego przekazania wiedzy
 jak robi to współczesna nauka, lecz przede wszystkim do przekazania wiedzy, w taki sposób, żeby można było ją wdrożyć bez zrozumienia i przy minimalnym wkładzie intelektualnym odbiorcy. O ile zwykła informatyczna kompresja przekazu upodabnia sygnał do szumu i skraca jego treść. O tyle rytualizacja i osadzenie tych rytuałów w kontekście, czyli sakralizacja, czy też ureligijnienie przekazu sprawia, że instrukcja postępowania jest odpowiednia do odbioru przez najprymitywniejszych i to nawet gdy duża część treści się zatrze. Kod dla najgłupszych a przez to najtańszych dronów. Dzięki religii wiedza nie zacierała się przekazywana z pokolenia na pokolenie przez tępe naśladownictwo.

To dlatego religia jest tym ważniejsza im bardziej spadkowy jest trend inteligencji społecznej na przestrzeni wielu pokoleń i tym mniej ważna, gdy jest na odwrót, gdy rośnie. Gdy każde kolejne pokolenie jest mądrzejsze, inteligentniejsze i bardziej doświadczone (np. jak w ostatnich 200 latach dzięki metodzie naukowej), religia z jej przekazem jest symbolem zaścianka, głupiej, bo nie przytającej do współczesnych czasów tradycji i braku postępu. Jest tak dlatego, bo religia zachowuje najlepsze co wiedziano i rozumiano w przeszłości. Jednak to najlepsze staje się nawet niższe od średniej społecznej, przy gwałtownie rosnącej skumulowanej wiedzy ludzkości.

Metoda naukowa jest czwartym i najbardziej kruchym formatem zapisu wiedzy na przestrzeni pokoleń. Aby nauka mogła coś komuś przekazać ten ktoś musi być nie tylko zdolny odczytać pismo, lecz przede wszystkim posiadać podobne zdolności intelektualne, co twórca. Nawet gdy przekaz jest zapisany uproszczonym językiem, wzbogacony przykładami i dodatkowymi nadmiarowymi wyjaśnieniami, ostatecznie odbiorca musi zrozumieć naukę. Konieczność zrozumienia przekazu jest więc nauki największą wadą, z puntku widzenia retencji wiedzy. Tej wady na szczęście dla długofalowego zachowania cywilizacji i jej mądrości społecznych religia nie posiada. Dzięki czemu ludzkość jest dużo bardziej odporna na katastrofy i dziejowe błędy. 

To dlatego religia nie jest sferą prywatną każdego człowieka, bo jej zakres i forma rzutują na motywację i szeroki zakres społecznych interakcji jednostki. Poza tym użyteczność religii w sensie społecznym przed upowszechnieniem pisma była równa użyteczności nauki w czasach współczesnych – zachowywała, przekazywała i utrwalała wiedzę. Ponadto, co wychodzi z człowieka na zewnątrz, ma oczywiste zewnętrzne konsekwencje i nie można ich uzasadniać prawem do wewnętrznej religijnej autonomii.

Można więc na podstawie wyznawanej religii szufladkować ludzi, jak i w pełni moralnie oceniać. Jednakże wnioski wysnute z tych sądów nie mogą rzutować na zakres przywilejów społecznych i przynależności, bo to powinno zależeć od czynów jednostki i być od religii całkowicie niezależne. 

W tym sensie nie ma lepszych i gorszych przekonań, czy religii, są tylko bardziej lub mniej pożyteczne społecznie jednostki, a ich użyteczność wyznaczać powinien ustalany różnorakimi metodami paradygmat, czyli ten rozmyty brak celu do którego wszyscy dążymy. 

Jednak w sensie społecznym religia musi ulegać nieustannej ewolucji, czyli nadal zaszywać w swoim przekazie praktyczne rady tajemnej wiedzy dla maluczkich. To dlatego religie można oceniać. Głównie
 pod kątem użyteczności dla wielopokoleniowej przydatności retencji społecznej wiedzy. Jedną miarą jest ile wiedzy zdołała ona wpleść w mityczny kontekst i jak łatwo przyswajalny on jest w aspekcie zdolności pamięciowych (ile teologii trzeba poznać i zapamiętać, aby odebrać podprogowy przekaz, czyli poziom kompresji) i atrakcyjności oraz wymogów budżetowych dla rytuału (w przypadku dziejowej katastrofy budżet na praktyki religijne będzie bowiem poważnie ograniczony). Nie możemy sobie pozwolić na utratę 90% przekazu z powodu niemożności odtworzenia praktyk religijnych (np. gdy będą wymagać dostępu do energii elektrycznej). Drugą miarą jest oczywiście poziom zaawansowania tak przekazywanej wiedzy. Jednak biorąc pod uwagę pierwszą miarę i to z jaką ilością pracy ona się wiąże (ogrom pracy jaką należy wykonać, aby zapakować wiedzę w religijne dyspozycje), musimy się liczyć z tym, że wiedza ta zawsze będzie znacząco starsza (od aktualnego poziomu wiedzy dla dynamicznie rosnącej cywilizacyjnej infosfery, tak jak w czasach obecnych).

To dlatego religia jest potrzebna, wręcz niezbędna cywilizacji jako bardzo drogi mechanizm ekstremalnego utrwalania wiedzy. Przez większość czasu była ona dla niej tylko pożytecznym wynalazkiem. Jednak jest ona aktualnie w odwrocie, bo ze wszystkich 400 pokoleń istnienia ludzkości w formie społecznie zorganizowanej, ostatnie 8 w krajach I świata (może 5 dla reszty ludzkości) jest nieustannym pochodem w górę, dla którego religia jest głównie kulą u nogi. 

Przyjmując nawet brak poważnych zagrożeń dla degradacji intelektualnej ludzkości w najbliższych tysiącach lat, przez co nie potrzebujemy już rytualizować wiedzy, aby tym szybciej podnieść się po upadku; długofalowo pozostaje nieudowodnione, czy dla samego efektu lustra (paradygmatu aspiracji oraz możliwych form ewolucji bytu intelektualnego) może warto jest zachować jej uprzywilejowaną pozycję. Na odpowiedź na to pytanie nadal mamy całe dziesiątki lat, gdyż postępująca sekularyzacja nie dotknęła jeszcze większości populacji świata. Pod względem liczebności wyznawców religia nadal dzierży niepodzielny prym. 

Pomimo tego, że antagonizujemy się z tego powodu, a w erze broni nuklearnej i biologicznej wiemy na pewno, że nie jest to dobre dla świata. To nie możemy na pewno stwierdzić, czy utrzymujący się prymat religii będzie w ostateczności dla cywilizacji, w perspektywie najbliższych tysiącleci, jednoznacznie zły.


Zbigniew Galar

Zibipedia - Business Intelligence



Business Intelligence to interaktywny i zaawansowany system wizualizacji danych. 

Systemy BI są krokiem jakościowym w postępie rozwoju metod wizualizacji i planowania, ponieważ pozwalają użytkownikowi wybierać filtry i zakresy danych poddawanych analizie. Przez to stają się metaanalizą, która integruje wiele płaskich analiz na rzecz dowolnej kombinacji zakresu informacyjnego. 

Wizualizacja klasy BI integruje wygląd wielu sposobów przedstawiania informacji w zależności od interesującej nas klasy danych oraz ich domyślnego użytkownika, a także najczęstszego problemu biznesowego, jaki ma być z wykorzystaniem danej wizualizacji rozwiązywany (chociaż nigdy nie może być rozwiązany do końca, gdyż nowe problemy pojawią się w kolejnych odcinkach czasowych). 

Systemy BI to przede wszystkim narzędzia integrujące dane do formy spójnego zestawienia, które powinno być wzbogacane o miary obliczeniowe, dynamicznie zmieniające się w zależności od zakresu zaznaczonych danych. Tego typu dodatkowe wyliczenia nie są bowiem sztywną częścią samego zbioru informacji poddanych analizie, lecz stanowią rezultat interakcji z użytkownikiem. Jest to szczególnie istotne przy trudnych do algorytmizacji kryteriach wskazujących najbardziej interesujące zakresy informacyjne służące do wyciągania wniosków.  

Podstawową korzyścią wynikającą z wizualizacji BI jest łatwe szufladkowanie na podstawie pierwszego spojrzenia, przy jednoczesnym dużo elastyczniejszym określaniu zakresów krytycznych, niż na podstawie sortowanych tabel (tutaj występuje zwykle tylko TOP10). 

Chociaż najbardziej dojrzałe rozwiązania nadal tabele szeroko wykorzystują z powodu homogenizacji źródeł każdej z form przedstawienia. Z kolei przy bardzo wnikliwie przemyślanych wypadkowych czynników krytycznych, służących do podjęcia oczywistych (już po ich obejrzeniu) decyzji, tabele sprawdzają się najlepiej, chociaż początkowo odstraszają niedoświadczonego użytkownika Niewiedzącego, że wizualizacja ma oszczędzać czas i standaryzować wnioski minimalizując konflikty decyzyjne. To już czytelność jest w niej ważniejsza, a atrakcyjność wizualna to jej ostatnia funkcja.  

Zbigniew Galar

Zibipedia - Odpowiedzialność




Wszystkie działania człowieka mają swoje konsekwencje, lecz tylko te świadome i w pełni kontrolowane generują odpowiedzialność. Strumień odpowiedzialności jaki generują szarzy ludzie jest więc na co dzień niewielki. Wręcz subtelny.

Odpowiedzialność związana jest tylko z wyborami ideowymi, do tego ograniczonymi w zakresie do równości wszystkich szal. Przy czym odpowiedzialność tę generuje nasza graniczna zdolność do przewidywania konsekwencji.

Można więc powiedzieć, że odpowiedzialności w wykonaniu ludzkim praktycznie nie istnieje. Stąd też chociaż za wybory należy sądzić, to karać już nie należy. Dlatego wszelka ochrona prawna polegać powinna nie na retrybucji, nienawiści i pospolitej zemście, lecz na prewencji. Więzienia mają istnieć nie dlatego by izolować więźniów, lecz społeczeństwo i to od wszystkich bytów, które mogłyby im zaszkodzić. Nawet tych które z przestępczością nie mają nic wspólnego. Stopień izolacji powinien być dostosowany do poziomu zagrożenia. Dlatego nie ma sensu trzymać w więzieniach dziadków albo chorych ludzi, bo ich stan fizyczny sprawia, że nie mogą już prawie nikomu zaszkodzić. Stąd też więzienia powinny posiadać szereg stadiów pośrednich, tak aby wykorzystać można było tę część społeczeństwa, która obecnie podlega wykluczeniu.

Kara ma sens tylko w zakresie w jakim czyny człowieka określa wolna wola, a jest to sfera bardzo, ale to bardzo uboga. Izolacja to co innego, powinna dotyczyć każdego kto stanowi zagrożenie i to nawet jeśli natura tego zagrożenia jest nie wyjaśniona i nie ma ze świadomością izolowanego styku bezpośredniego.

W tym ujęciu od razu widać, że każdy system penitencjarny był jest i będzie niesprawiedliwy.

środa, 27 lutego 2013

Zibipedia - Kłamstwo



Kłamstwo zawsze jest relacyjne, odnoszące się do czegoś – prawda jest ponadczasowa i ponadmiejscowa. Prawda wymiarami nie musi się przejmować.  

Kłamstwo jest cieniem prawdy.

Nie można uznać czegoś za kłamstwo, bądź postulować jego istnienia bez poznania czegoś prawdziwego.

Konsekwencją zaprzeczenia istnienia prawdy jest kłamliwa informacja.
Kłamstwo nie kryje się w niuansach interpretacyjnych, bo zakładana jest w nim celowość. Nie można nieumyślnie kłamać – można się co najwyżej pomylić.

Kłamać trzeba umieć, tak aby strona przeciwna jak najdłużej pozostała w iluzji prawdy. Stąd też im więcej prawdy w kłamstwie, tym trudniej jest je adwersarzowi zlokalizować.

Kłamstwo czasami może służyć moralnym celom, chociaż wraz z rozwojem moralności jednostki, wypowiedziane już kłamstwa dla zachowania jego etyczności trzeba nieustannie modyfikować. Z tym wiążą się koszty utrzymywania kłamstwa w obiegu. W przeciwieństwie do prawdy nigdy nie można pozwolić zatonąć w odmętach zapomnienia. Szersza perspektywa zlokalizuje je i napiętnuje. 

Dlatego wielkie projekty w swoich niezmiennych fundamentach dla zachowania energetycznej optymalności, w jak największym stopniu opierać się powinny na prawdzie.

W tym sensie kłamstwo jest jak luźna glina pomiędzy cegłami w monumentalnej budowli. Rozproszenie w niej nieprawdziwych faktów osłabia ją, lecz w przypadku zewnętrznego trzęsienia tak zbudowana struktura wytrzyma dużo dłużej niż oparty tylko na prawdzie monolit. 
Każda postać krystaliczna jest jednocześnie krucha, a na styku prawdy i kłamstwa najlepiej wzrasta i rozwija się, nieoceniona dla istot słabych – nadzieja.

Zibipedia - Własność intelektualna



Chybiony koncept przeniesienia prawnych własności przedmiotów fizycznych w sferę wirtualną. Zakres możliwości użytkowania, wprowadzania zmian, czy powielania przedmiotów fizycznych wobec tworów informacyjnych – pojęć, zjawisk i idei jest bowiem znacznie uboższy. Świat fizyczny jest szczególnym przypadkiem świata wirtualnego i dlatego nie wszystkie jego ograniczenia są wirtualnym bytom przynależne. Stąd też obostrzenia prawne tyczące się bytów fizycznych w świecie wirtualnym są stanowione na wyrost i nie powinny mieć miejsca.

Jest to jedno z tych pojęć, które już w chwili powstania powinno wylądować na śmietniku historii. Nie można bowiem znaleźć dla niego sensu, miejsca i uzasadnienia. Rzeczywistość społeczeństwa informacyjnego jest rozłączna z pojęciem własności intelektualnej, stąd też istnienie jego utrudnia tej rzeczywistości ukonstytuowanie się.
Jest to więc swego rodzaju narzędzie opóźniania odejścia struktur społeczeństwa industrialnego.

Grupy ludzkie czerpiące najwięcej z utrzymywania się starych struktur społecznych oczekują od tego pojęcia bardzo wiele. Jednak społeczeństwo informacyjne coraz lepiej otorbia swojego głównego wroga opiewając bohaterskie czyny piractwa – czyli zjawiska potomnego. Bez własności intelektualnej nie byłoby piractwa. Piractwo skończy się po odejściu w zapomnienie tego najgroźniejszego pojęcia przeciwników rozwoju społecznego.

O sile własności intelektualnej stanowi fakt, że jest to zjawisko funkcjonujące na granicy obu światów. System patentowy był bowiem głęboko zakorzeniony w erze inżynierów, choć przedstawiał w sobie już własności i kluczowość kolejnej epoki. Jest to bezsprzecznie najbardziej zaawansowana broń przeciwników intelektualnego przełomu. 

Zibipedia - Personalizacja




Proces dostosowywania wyników wyszukiwania, wyglądu interfejsów i podsuwania wszelkich innych algorytmicznych sugestii w zależności od pogłębiającej się wiedzy o preferencjach i własnościach użytkownika. 

Przebiega on trzytorowo. 
Jednym jest oczywisty proces optymalizacji efektów kwerendy użytkownika, co przekłada się na oszczędność czasu i dokładność pozyskiwania konkretnych informacji. Jest to strona pozytywna. 

Druga strona personalizacji uwiązana jest do sfery rozmytych potrzeb i potencjalnych poszukiwań. Tutaj jest wiele miejsca na sugestię i marketing w ramach widełek określonych przez mechanizmy lubienia, plusowania itp. To jest strona neutralna. 

Trzeci i najciekawszy tor jest nieocenialny moralnie, bo ewolucyjny i rozwojowy. Personalizacja  trzeciego poziomu określa wynik w zależności od własności użytkownika, a nie od jego preferencji. Tym samym jest to ta część personalizacji, która jest w pełni kontrolowana przez dostarczyciela ofert i treści. 

Nie da się pominąć tej trzeciej strony. Ze względu na fakt, że człowiek jest istotą społeczną i zwykle poszukuje czegoś co inna osoba jest w stanie dostarczyć – personalizacja ze względu na własności to proces nieuchronny. Jej przejawy zależą od wcześniej zapisanej reakcji oferenta na określony profil klientów. 

Od dawna stosują je banki i firmy ubezpieczeniowe dostosowując propozycje w zależności od wywiadu i sprawdzenia zaplecza finansowo-niepewnościowego użytkownika. 

Od początku istnienia serwisów społecznościowych, przeglądarek i wyszukiwarek poszerza się zakres możliwości przeprowadzania białego wywiadu bez kontaktu z samym zainteresowanym, stąd też rośnie liczba sytuacji i branż, które mogą posłużyć się spersonalizowanym ofertowaniem. 

Np. cena produktu będzie wyższa dla osób bogatych, co skończy potrzebę posiadania nadmiernej ilości pieniądza. 

Gospodarka bez potrzeby zysku skupi się na wiarygodności, pozycji, możliwościach i przekonaniach, będzie poszukiwała prawdy o człowieku, czyli samonapędzi i pogłębi sam proces personalizacji trzeciego poziomu.

Nieobecna litera prawa





Prawo jest wynalazkiem bardzo starym – nawet przedstarożytnym. Tradycja  przekazywania wzorca zachowań z pokolenia na pokolenie, była jednak bardzo elastyczna – jak każda tradycja ustna.

Żeby coś wypowiedzieć trzeba to najpierw pomyśleć. Dlatego nawet zapamiętane formuły były przy powtarzaniu za każdym razem umiejscawiane w aktualnym kontekście. Przy odtwarzaniu pomijano te z nich które były nierozumiane, bądź znajdujące się poza aktualną zdolnością postrzegania. Tak właśnie prawo – jako elastyczny byt, istniało przez dziesiątki tysięcy lat funkcjonowania na tej Ziemi Homo Sapiens – rozumnego człowieka.

Prawo rozumiane tak jak dzisiaj narodziło się całkiem niedawno. Jakieś pięć i pół tysiąca lat temu wraz z wynalezieniem pisma klinowego – pierwszego rodzaju pisma. Pisma na glinie, pisma elastycznego. Materiał tabliczki glinianej łatwo było zamazać i zapisać ponownie. Posługiwano się nim tak jak dzisiaj gumką i ołówkiem.

Prawo oficjalne – kodeksowe, niezmienne – zapisane na wypalonej, czyli zeszklonej glinie czekało na swój debiut kolejne 1500 lat – aż do Kodeksu Hammurabiego i jemu podobnych. Prawo stałe – stanowione – niezmienne i ściśle przestrzegane, to dopiero wynalazek późniejszy o tysiąc lat – w naszej części Eurazji narodzone w Cesarstwie Rzymskim, a na dalekim wschodzie wdrożone na masową skalę kiedy Qin Shi Huang zasiadł na tronie.

Obecnie wydaje nam się nie do pomyślenia że prawo mogłoby być dynamiczne, zmienne, zależne i subiektywne. Lecz tak właśnie do kwestii prawnych ludzkość podchodziła przez większość swojej historii. Ostatnie 2 do 3 tysięcy lat są zaledwie wyjątkiem, wyróżnikiem stałości na dynamicznym nieboskłonie.

Dlatego też mamy do czynienia z obecnym kryzysem prawa. Ludzkość stara się powrócić do chaotycznej normalności. Potrzebne jest coraz więcej praw, do regulowania naszej rzeczywistości. Im bardziej jest ono sztywne i niezmienne, tym więcej musi mieć szczegółów, bo więcej przypadków wyjątkowych musi obejmować. Dlatego na większej liczbie stron jest ono zapisane. Ogromna objętość wprowadzonego prawa narzuca na społeczeństwo konieczność jego poznawania, korekcji błędów, czyli nowelizacji i korzystania z usług prawniczych – outsourcingu prawnego.

Ta sytuacja generuje ogromne koszty społeczne wprost proporcjonalne do sztywności reguł. Lecz część z tych kosztów płynie bezpośrednio do kieszeni prawników, dlatego ich lobby przeciwdziała sytuacyjnemu poluźnieniu. Prawnikom zależy na jak najdłuższym utrzymaniu mitu idei prawnej niezmienności i skuteczności.

Prawda jest jednak taka, że sztywne prawo typu rzymskiego – w dynamicznej erze cyfrowej nie jest już skuteczne.

Sukces idei prawa w starożytności wynikał z niezmienności tych czasów. Z tego, że liczyły się głównie ranga urodzenia, czy status majątkowy. Ludzie wykonywali tę samą pracę zwykle przez całe życie. Ich poziom rozumienia świata prawie nie rozwijał się. Miejsce pobytu było stałe, a zależności społeczne prawie niezmienne.

Prawo reguluje właśnie te ostatnie – zapamiętując i wymuszając najlepsze reguły postępowania. Dlatego też potrzebuje stabilnej i masowej społecznej podstawy – jako fundamentu do wyznaczania przypadków statystycznie istotnych i ich zapamiętywania. Z nich tworzy wzorce automatyzując procesy obróbki spięć społecznych.

Dopóki prawo jest stałe, dopóty prawnicy mają się czego uczyć na pamięć, lecz nie tylko z tego wyróżnika czerpią korzyści.

Dopóki prawo jest zależne i uwikłane w sztywne reguły, moc regulacyjną posiadają kruczki, precedensy oraz zdolności oratorskie, czyli prawnicze umiejętności perorowania i manipulacji nimi.

Dynamizacja prawa byłaby katastrofą dla systemu legislacyjnego, czyli całego imperium budowania i ustalania zasad. Jednak z dynamicznymi czasami mamy miejsce obecnie. Dlatego też otacza nas coraz więcej reguł i tysiące paragrafów. Pomimo komputerów i pomocy programów segregujących i przeszukujących te informacje – wyjątków jest tak wiele, że stajemy się nimi przytłoczeni.

Kontekst w jakim osadzone jest prawo staje się ważniejszy od niego samego. Zgodnie w triumwiratem ważności kontekst – forma – treść. Przy czym forma to zakres możliwości interpretacji zapisów prawa. Samo prawo jest treścią – znajduje się na końcu i ma najmniejsze znaczenie. Dlatego interpretacja w odniesieniu do rzeczywistości ma nadrzędną rolę wobec prawa stanowionego. Nic dziwnego więc, że kraje europejskie do niedawna stosujące prawo bezpośrednio zaczęły przejmować anglosaski model interpretacji prawa na podstawie wyroków, czyli tzw. precedensów. Jednak to nas na dłuższą metę nie uratuje.

Doczekamy się niedługo tak monstrualnej komplikacji zasad, które nas dotyczą, że nie tylko nie będzie już można ich ogarnąć umysłem laika, lecz przede wszystkim tworzący prawo nie będą wiedzieli czy przypadkiem nie ustanawiają nowe prawa, które są ze starymi sprzeczne.

Musimy więc odrzucić obowiązujący schemat i wprowadzić w życie coś nowego i niespotykanie funkcjonalnego. Trzeba prawo podzielić na kierunki, które wypełniać mają określone i łatwo definiowalne idee. Te ostatnie, a właściwie ich duch przewodni miałyby być nadrzędne wobec samych suchych paragrafów. Jeśli prawo ustanawiamy, aby osiągnąć za jego pomocą określone cele, to z oczywistych względów cele te są ważniejsze od środka - jakim jest litera prawa.

Społeczeństwo powinno zdobyć się na odwagę i zadziałać nieortodoksyjnie wyszukując nową, świeżą i pasująca do nowych czasów regulacyjną ścieżkę, która umożliwi rozwój i wreszcie uprości, a nie dodatkowo skomplikuje społeczne życie.

Prawo służące jakiejś idei pozwoli obywatelom domagać się od państwa i urzędników spełniania przez nich określonych funkcji. Jeśli te funkcje nie będą wypełniane, wtedy urzędnik będzie działał poza zakresem swoich możliwości administracyjnych. Będzie go można łatwo pociągnąć do odpowiedzialności.

Nie wypełnianie funkcji społecznej nie będzie już można tłumaczyć frazesem, że „wszystko odbyło się w granicach prawa”, bo prawo będzie miało tutaj drugorzędne znaczenie. Pierwszorzędna będzie misja społeczna urzędnika oraz w przypadku jej nie spełnienia – konkretna krzywda obywatela.

Posada urzędnika jest swego rodzaju przywilejem. Wysoka pensja w połączeniu z wypłacalnością pracodawcy tworzy atrakcyjną ofertę na rynku zatrudnienia. Dlatego też praca w urzędach powinna być przechodnia. Jeśli dany urzędnik nie wypełnia funkcji dla jakiej został on zatrudniony – państwo powinno zwolnić go i zastąpić kimś kompetentnym.

Tę oczywistość umożliwić może dopiero zmiana mentalności w podejściu do prawa. Dopóki litera prawa będzie ważniejsza od jego ducha i idei, dopóty każdy urzędnik będzie odporny na reformy. Nadal będzie mógł tłumaczyć się tym, że jest jedynie od przestrzegania przepisów. Bez marginalizacji prawa nie będzie podstaw do zarzucenia mu niekompetencji.

Na koniec warto zaznaczyć coś pozytywnego. Opisana powyżej reforma nie wymaga drastycznej zmiany kodeksów, czy gremialnej zgody wszystkich urzędów. To nie jest jakaś utopia, która w najbliższych stu latach jest nie do wypełnienia.

Zmiana filozofii podejścia do prawa nie polega na wpisaniu tego do konstytucji, czy stworzeniu szczególnych obostrzeń w treści powstających czy nowelizowanych ustaw. Zmiana – zależy od świadomości i podejścia do życia każdego obywatela. Od domagania się od urzędu wypełniania posługi dla której został on powołany. Od marginalizowania znaczenia prawa – bo traktując je poważnie zawsze dajemy przewagę stronie urzędu. To jest łatwiejsza część tej mentalnej przemiany.

Druga, dużo trudniejsza – to przekonanie o prostym fakcie „że świat się zmienił” – sędziów, czyli potencjalnych sojuszników nadchodzącej przemiany, bo tylko oni są potrzebni do zmiany postaw setek tysięcy pozostałych urzędów i zmuszenia ich do wypełniania powierzonej im w dobrej wierze roli.

Jednak aby stało się to ostatnie trzeba bardzo wnikliwie przeanalizować środowisko sędziowskie – oddzielić ziarna od plew, stworzyć szczegółowe portfolio każdego z nich. Popierać gremialnie wybitnych i piętnować tych, którzy pracują dla ciemnej strony. 
Tak oto robi się rewolucję bez przelewu krwi. Potrzebna jest tylko informacja i widownia, reszta jest konsekwencją czasu, wysiłku i braku wyboru – parcia społecznego ku nieuchronności przemian w dobrą stronę.


Outsourcing kompetencji




Systemy informatyczne coraz skuteczniej umożliwiają wypłaszczanie kompetencji.
Przyczyny są dwie.

Pierwsza jest dość oczywista – zmieniające się z czasem na coraz bardziej intuicyjne interfejsy użytkownika, nie wymagające od operatora specjalistycznej informatycznej wiedzy – przez co do dyspozycji laika jest coraz więcej funkcjonalności.

Druga – nieco bardziej ukryta i wynikająca z ludzkiej natury jest dużo ważniejsza. Chodzi o podległość służbową i zwykłe lenistwo przełożonych. Szef będzie zlecał wykonanie swoich własnych obowiązków podwładnym, jeśli interfejs i natura tej pracy jest prosta w obsłudze. Po pewnym czasie zwykły pracownik będzie potrafił wykonywać prawie całą jego prace, pomimo braku prestiżowego dyplomu MBA. Tworzenie zestawień i raportów – zwykle praca kierownika – coraz częściej staje się pracą pracownika – kierownik sprawdza je tylko i wysyła dalej jako swoje. Odkąd funkcje automatyzujące zestawienia stały się proste i powszechne – w ciągu 5 minut można wyjaśnić to co 10 lat temu wykładano w ciągu całego roku studiów.

Dochodzi także do poziomego outsourcingu pracy. I nie chodzi tutaj o zwykłe zrzucanie na innych obowiązków własnych. Nowością jest przekazywanie pracy ze strony specjalistów na rzecz zwykłych użytkowników przez co uczą się oni nowej fachowej wiedzy – opanowują łopatologiczne umiejętności. Tak coraz częściej robią informatycy, lecz dotyka to również logistykę, księgowość i inne dziedziny kompetencji. Informatyk będzie się starał przerzucić cały research problemu na użytkownika zgłaszającego problem – całą diagnostykę i raportowanie. Logistyk będzie dążył do bezpośredniego kontaktowania się z prostymi systemami obsługi klienta u dostawców, które dostępne są z poziomu www. Z kolei księgowość będzie dążyła do wprowadzenia do firmy takiego systemu ERP, który wymusi przydzielanie przez tworzących dokumenty odpowiednich kont księgowych. Przez co do księgowości będzie należało już tylko sprawdzenie i podsumowanie.

Sprawia to, że fachowa wiedza ma coraz szerszy zasięg. Zwykły pracownik uczy się zaawansowanej obsługi Excela, samodzielnego rozwiązywania problemów z komputerem oraz diagnozowania błędów, a także zasad przydzielania dokumentów i podstaw księgowości.

Wraz z tą tendencją wiedza specjalistów ma coraz niższą cenę. Z kolei przeciętni ludzie i nie fachowcy zdobywają na podrzędnych stanowiskach bardzo rozległy zakres umiejętności i potrzebują jedynie papierka, który to potwierdzi. Stąd też wysyp różnego rodzaju kursów, które niczego nie uczą, bo tego potrzebuje rynek.

Rozpowszechniły się one tak bardzo – bo masowy klient potrzebuje jedynie pisemnego potwierdzenia posiadanej fachowej wiedzy. Dlatego też samo uwzględnienie w życiorysie ukończenia kolejnego nudnego kursu nie należy z góry deprecjonować. Dla wielu ludzi taki certyfikat jest po prostu formalnym potwierdzeniem posiadanych umiejętności.
Konkluzja dotycząca systemu jest drastyczna. Żyjemy w iluzji istnienia systemu edukacyjnego.

Na rynku pracy jest coraz więcej osób – jest to bowiem tendencja masowa, którzy przykrywają prawdziwe kompetencje listkiem figowym pseudo kursu, czy dyplomem kolejnej niczego nie uczącej uczelni. Ludzi, którzy nie tracą czasu na prestiżowe studia wyższe, bo mają już opanowaną praktyczną część wykładanej na nich wiedzy.
Druga grupa z kolei – nic nie potrafi, bo tylko studiuje. Ich głowy wypełnia pustka albo anachroniczna i nic nie warta faktografia. Dlatego konkurencję o studenta wygrywają coraz niższe wymagania programowe. Coś takiego jak praktyczna wiedza wyniesiona ze studiów – to eufemizm, żaden pracodawca na oczy jej nigdy nie widział.
A może po dobrej uczelni pozostaje chociaż nazwa – coś jak marka? Powiedzmy sobie szczerze – żadne studia w Polsce nie mają marki, bo żadna uczelnia z Polski nie znajduje się w rankingu 300 najlepszych szkół wyższych świata.

Faktem jest natomiast, że wielu mądrych ludzi kończy studia wyższe, bo ich brak blokuje dostęp do należnych im z racji kompetencji stanowisk kierowniczych. Do pracy za 1000 zł nie potrzebne są studia, tam przyjmują z łapanki. Z kolei do starania się o przydział stanowisk wysokopłatnych – a więc manualnych fizycznych takich jak budowlanka czy wykończeniówka – studiowanie jest po prostu szkodliwe.
Została jeszcze konkluzja socjologiczna.
Stopniowe wypłaszczanie kompetencyjne w wielu firmach. 

Przeciętny pracownik przy użyciu narzędzi analitycznych i programów do tworzenia prezentacji wyników jest w stanie stworzyć raporty porównywalne z tymi, które pochodzą od doświadczonej kadry kierowniczej. Dlatego zarządzanie zmierza w kierunku liderów zespołów. Ludzi którzy wyróżniają się w grupie pod względem jakości wykonywanej pracy i dlatego ich rolą jest przekazywanie informacji reszcie współpracowników od dyrektorów wyższego szczebla. Z kolei kierownicy odchodzą w zapomnienie – są oni potrzebni tylko w pracach, które wymagają formalnej odpowiedzialności w przypadku braku nadzoru – tylko w zakładach gdzie zdarzać się mogą wypadki.

Nie ma więc przesady w stwierdzeniu, że outsourcing jest zjawiskiem pożytecznym – uczy wielu ludzi szeregu ważnych umiejętności. Natomiast fakt, że za wykonywanie tych dodatkowych prac kadra niższego szczebla nie dostaje dodatkowych pieniędzy, to zaledwie outsourcingu ciemna i trudna strona. Jednak i ona wraz z częstszym wysypem liderów zespołów i zwalnianiem kierowników zostanie nagrodzona.