piątek, 7 stycznia 2022

Władza ewolucji – ewolucja władzy

Sieciocentryczna organizacja plemienna była wielkim wynalazkiem człowieka. Zwłaszcza w stosunku do pierwotnego, i stosowanego przez wiele gatunków zwierząt, przywództwa opartego na fizycznej sile. Pozwoliła ona bowiem prawie dziesięciokrotnie zwiększyć liczbę niekonfliktujących się i mocno wspierających się wewnętrznie grup.

Wioska, której system władzy został oparty na liderze, jest w stanie osiągnąć stan liczebny najwyżej kilkudziesięciu osobników. Powyżej tej wielkości zaczynają się systemowo generowane konflikty. Tylko w tak małej grupie ogromnie łatwo jest wskazać najsilniejszego członka stada i jest on w stanie nieustannie udowadniać w grupie swoją siłę. Kiedy potencjalnych konkurentów jest więcej niż kilkunastu, wtedy automatycznie każdy samiec alfa przegrywa z kolejnym już pretendentem, głównie od nawarstwiających się urazów, jakie otrzymuje on w walkach w obronie supremacji. Sprawia to, że przywództwo staje się dla niego nieopłacalne. Dlatego grupa musi podzielić się, uczynić mniejszą, aby znowu uzyskać warunki, w których długoterminowe korzyści płynące z przywództwa zachęcą samców konkurować o samice.

Drugim czynnikiem, który wymusił rozwój metod zarządzania, było ludzkie uspołecznianie się. Nawet najbardziej waleczny samiec alfa, w bezpośredniej konfrontacji musi ustąpić przed kilkoma przeciwnikami będącymi wojownikami. Nie ma więc możliwości utrzymania posłuchu i fizycznej władzy w wiosce, kiedy jego despotyzmowi przeciwstawi się kilku współpracujących ze sobą i wspierających się wzajemnie oponentów. Kiedy ludzie odkryli tę prostą zależność, że władza fizyczna płynie z ilości – nie z jakości, powrót do zwierzęcej organizacji władzy przestał być możliwy.

Wojnę pomiędzy dwoma plemionami prawie zawsze wygra to liczniejsze. Stąd też zaraz po wykształceniu się formy zarządzania sieciocentrycznego – przez możliwość budowania za jego pomocą większych grup, podbiła ona, jako domyślna metoda formowania grup, prawie cały prehistoryczny świat. Człowiek od tego momentu nauczył się żyć i rozwijać nie tylko w małych rodzinnych plemionach, lecz w znacznie większych tworach organizacyjnych, które posiadały trwały system kontroli władzy – władzy, której praktycznie nie było. Przestała być ona widoczna w bezpośredniej formie, bo wioska została trwałego przywództwa pozbawiona. Było ono formowane tylko w potrzebach – kiedy należało zbudować mechanizm wydania oraz wykonywania poleceń.

Sieciocentryczność jest pojęciem z dziedziny zarządzania. Jest ona najskuteczniejszą formą zarządzania społecznością, a polega na samoświadomości grupy – dogłębnej wiedzy o niej samej. Dzięki sieciocentryczności społeczność reaguje na wyzwania najlepiej, bo zawsze ustanawia się w takiej strukturze hierarchia ad hoc, w zależności od zagrożenia, któremu należy sprostać, czy zadania, które trzeba wykonać. Nie ma przywódcy, istnieje wyłącznie organizacja w czystej formie.

Po ustanowieniu sieciocentryczności, na przykład negocjacje z innym plemieniem zawsze przeprowadzi najbardziej doświadczony i jednocześnie najbardziej intelektualnie sprawny człowiek. Grupa doradcza dla negocjatora stworzy się sama, a do kręgu wsparcia wejdą najbardziej predystowani do tej roli, np.: przedstawiciele starszyzny. Kiedy do wioski wtargnie lew, grupę szybkiego reagowania na zagrożenie stworzy najlepszy myśliwy. To na niego spojrzą wszystkie oczy w sytuacji zagrożenia ze strony dzikiego zwierzęcia-intruza. Każdy w wiosce wie, kto jest najlepszy w danej dziedzinie. Organizacja sieciocentryczna zadziała bez ustalania, kto powinien rozpocząć wydawanie poleceń, bo każdy zna każdego na tyle mocno, aby wiedzieć, gdzie jest czyje miejsce w gradacji profesjonalizmu.

Ograniczeniem liczebności takich grup była wiedza na własny temat, jaką mogli posiadać jej członkowie. Dlatego można było zarządzać w ten sposób większymi grupami, gdy to kobiety rozpowszechniały wśród wszystkich członków plemion wewnętrzną informację – wiedzę o preferencjach i talentach jednostek – każdej z osobna.

Matriarchat stał się wtedy dominujący. W skali mikro, mężczyźni nadal nie zdawali sobie jeszcze sprawy, że ich udział jest niezbędny do urodzenia się dzieci – magia, miękki atrybut, była więc obecna w postrzeganiu ważności kobiet i przechylała jej szalę ku nim. W skali makro, to kobiety zaś były bardziej predystynowane do sprzyjania poznawaniu się członków plemienia. Utrwalanie przez dyskusje kobiece wzajemnej wiedzy na temat charakterów i właściwości członków społeczności, pozwalało zachować samoświadomość tej społeczności – przy dużo większym objętościowo plemieniu. Pozwalało to grupom, w których najważniejsze były kobiety, na zbudowanie większej, a przez to silniejszej grupy – przez co społeczności te przez przewagę fizyczną wynikającą z liczebności, wygrywały konkurencję z innymi mniejszymi plemionami. Kobiety – słuchane i niespychane na drugi plan przez mężczyzn, dawały też twarde korzyści – wynikającą ze spójności siłę.

Przy tym systemie zarządzania ograniczenia ludzkiej pamięci, pozwalały na zbudowanie społeczności liczącej maksymalnie około dwustu członków w sile wieku. Dzieci i starcy w sensie ograniczeń dla sieciocentryczności nie mieli znaczenia, bo nikt nie musiał zapamiętywać ich predyspozycji. Były one w każdej dziedzinie pomijalnie małe.

Liczba graniczna około dwustu osobników jest tak niewielka, gdyż nie chodzi o maksimum zdolności kształtowania się pamięci u najwybitniejszych, lecz o zdolności utrzymywania wiedzy wewnętrznej wśród ogółu, przez najbardziej dynamiczną część grupy. Warunkiem, żeby sieciocentryczność zadziałała, jest konieczność stałego uaktualniania informacji. Musimy wiedzieć nie tylko, kto się w czym specjalizuje, ale również mieć pojęcie o hierarchii tej specjalizacji oraz wiedzieć, jak dany członek społeczności mniej więcej się teraz czuje. Cóż z tego, że jeszcze tydzień temu ktoś był najlepszym wojownikiem, skoro od pewnego czasu jest chory i nie będzie mógł organizować taktyki w walce?

Tego typu organizm społeczny, oparty na wiedzy o sobie nawzajem, zawsze będzie ograniczony rozmiarem – choćby liczą Dunbara. Dlatego aby poszerzyć możliwości ludzkości, potrzebny był więc kolejny wynalazek, mianowicie: innowacja w postaci umowy budowania społecznej drabiny. Powszechnie uważa się, że następcą, chociaż nie spadkobiercą, sieciocentryczności jako formy sprawowania władzy, była struktura hierarchiczna. Jest to szczególny rodzaj struktury hierarchicznej kontrolowanej przez umowę społeczną warunkującą obsadzanie kolejnych szczebli stanowisk. Taka struktura jest około 30% mniej wydajna, lecz pozwala ona na wielce skalowalny rozrost gabarytów kontrolowanej grupy. Tyle, ile jest stopni wojskowych, tyle poziomów wiedzy o ludziach możemy na sobie nabudować. Tylko bezpośredni przełożony musi znać swoich ludzi, oficer wyższy stopniem kontaktuje się już z liderami jednostek – wielkość organizmu, jaki można w ten sposób sprawnie kontrolować, mierzy się już co najmniej w tysiącach.

Oczywiście psycholog zauważy, że struktura hierarchiczna jest dużo bardziej pierwotna i głęboko zaszyta w nasze genetyczne preferencje, gdyż mamy ją wspólną z przodkami ewolucyjnymi, których początki datuje się na 200 milionów lat temu. 

Jednak dla człowieka w słowie hierarchia kryje się więcej znaczeń. Hierarchia władzy to hierarchia czysto zwierzęca, hierarchia jako pozycja społeczna jednostki, do której wszyscy prawie dążymy, ma dużo więcej subtelnych niuansów i znaczeń. Język i jego bogactwa uwarunkowań genetycznie skłaniające ludzi do kształtowania kultury (i to już na wczesnym etapie życia) sprawiły, że tylko człowiek jest w stanie odróżnić hierarchię władzy i siły od hierarchii społeczno – kulturowo wzmocnionego znaczenia danej jednostki. 

Ktoś może być najważniejszy, pomimo tego, że nie sprawuje władzy i nie jest najsilniejszy, bo interakcje gatunku ludzkiego nie zawsze polegają na interakcjach narzucających, lecz czasami na proponujących konkretne rozwiązania. To dlatego tak głęboko mylą się ci, którzy redukują historię ludzkości do wyobrażenia, że było to przeciąganie liny i kto mocniej ciągnął, kto miał więcej realnej siły, ten wygrywał. Czasami wygrywał ten kto zachwycał, kto ostrzegał i oponował, kto apelował i inspirował. Tylko ludzki gatunek wykształcił hierarchię dużo bardziej zawiłą w swojej naturze od prostego dominowania atrakcyjnością seksualną i siłą. Sprawczość jest pojęciem dużo szerszym niż konglomerat siła, władza lub kontrola. 

Dążymy więc jak i skorupiaki, wiedzeni genetycznym pragnieniem do wyższych szczebli hierarchii w stadzie. Daje nam to przyjemną świadomość dobrze zrealizowanego społecznie życia. Jednak nie jest to proste dążenie do posiadania największych mięśni, największej kontroli i największej władzy. Dlatego hierarchia stadna istniała od zawsze i nie tylko człowiek buduje struktury hierarchiczne, ale tylko człowiek hierarchię rozumie jako coś więcej niż różne odmiany fizycznej kontroli, bo nie zawsze chodzi o to, żeby płodzić ze zdrowym – ładnym i się najeść do syta.

Władza w obecnym rozumieniu nie jest rezultatem przewagi intelektualnej przywódcy, nie jest ona również emanacją fizycznej siły. Władza przestała być utrzymywana za pośrednictwem najlepiej zorganizowanej i wyposażonej kasty – wojskowych. Oczywiście za wyjątkiem kilkunastu państw, pozostających jeszcze pod intelektualnym wrażeniem organizacji społecznej kontroli sprawowanej za pośrednictwem prymitywnej struktury hierarchicznej. Cofamy się w rozwoju do tej anachronicznej, opartej na rozkazach formy tylko, gdy wprowadzamy „stan wojenny” – czyli w czasach kryzysu.

Kiedy kryzysu nie ma – wprowadzenie stanu wojennego uważa się za barbarzyństwo, które jest powszechnie uznawane za nadużycie ze strony uprzywilejowanej fizycznie wojskowej kasty. Traktowane jest jako działanie burzące spolegliwość społeczeństwa i pchające je w objęcia najbardziej wyrafinowanej formy sprawowania władzy, tj.: umowy.

Pojawienie się społecznej umowy jako źródła władzy – jest zjawiskiem względnie młodym. Mowa o władzy bezpośrednio płynącej ze społeczeństwa i powierzanej przywódcom dobrowolnie, a nie będącej efektem bezpośredniej przewagi elit nad pospolitym ludem w postaci magii (reprezentowanej obecnie przez medialną propagandę), czy siły. Jako koncept intelektualny, „umowa powierzająca kontrolę nielicznym”, istnieje z przerwami od zaledwie kilku tysięcy lat. Okresy przerw brały się z oporu arystokracji. Przez niego prawie nigdy „umowa” nie była wprowadzana w życie do końca. Jej idea stawia bowiem naród na piedestale, przez co każdy przedstawiciel władzy zobowiązany jest mu służyć. To spotyka się z oporem lepiej uposażonej części społeczeństwa skażonej wirusem „władzy”, który każe jej „zarządzać”. Do zaistnienia „umowy” – potrzeba warunków wzrostu dla pokolenia świadomego swoich celów, które nie spotkało się w swojej przeważającej części z sytuacjami deprawacji władzy. Do rozmycia sieci kontroli, potrzeba też ograniczenia wpływów posiadanych przez arystokrację, przy jednoczesnym zachowaniu dobrobytu i spokoju. Może to nastać tylko w przedłużonym czasie wzrostu, jakiego doświadczaliśmy jeszcze do niedawna.

Czy udało nam się zapewnić sobie wystarczająco długi okres dobrobytu, aby wykształcić pokolenie świadome społecznie? Tak, z pewnością.

Czy udało nam się odsunąć genetycznie uprzywilejowane, a nie kompetencyjnie ukształtowane elity – uniemożliwiając im nepotyzm i budowanie szklanych sufitów dla aspirujących do lepszego życia? Nie, to jest jeszcze przed nami…

Zbigniew Galar

Wersja PDF:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz