Rzeczywistość narzuca nam szereg trudnych do pokonania przestrzeni. Wszystkie one są jednak iluzoryczne. Stanowiąc jedynie element kontroli społecznej, przejawiającej się w poziomie naszego zmęczenia jako ogółu.
Celem elit jest stworzenie sytuacji, w której po pracy, bądź całodniowym
bieganiu za papierami po zapomogi w urzędzie, pójdziemy spać – i nie będzie nam
się już chciało tak żyć aby zmieniać świat. Poziom wypełnienia jestestwa taką
wizją – zwłaszcza w krajach na krawędzi, takich jak Polska – staje się powoli
absolutny. Wkrótce stanie się kompletnym pakietem, który ładnie opakowany i
cuchnący zgnilizną w całości odrzucimy.
Teraz nie mamy już czasu nawet dla siebie – nie mówiąc o czasie dla
partnera życiowego – tym bardziej o godzinach rodzicielskiej nauki należnych
dla potencjalnego dziecka. Pozyskanie prawa do życia w społeczeństwie wymaga
zużycia ogromnych pokładów życiodajnej energii. Przez to nie starcza już jej na
kreatywne działanie, myślenie, dzielenie się, przeżywanie, fascynowanie
rzeczywistością w niezliczonych przejawach – w ciągu ostatnich 25 lat
zatruliśmy się.
Konsekwencją robotyki, będzie zrzucenie okowów pracy przymusowej.
Konsekwencją rewolucji antybiurokratycznej, będzie zrzucenie okowów
bezsensownej, pustej, tej wyimaginowanej pracy. Po wyjściu na ulicę, zarówno
aktywny tłum – w większości młody, jak i pozostające w domach przed
telewizorami stare społeczeństwo, pobudzi się do nowego otwarcia i ponownie
nabierze chęci do życia – oczyści się.
Lecz w głębi dalej pozostaniemy nieprzejednaną ludzkością – tym kreatywnie
zbrodniczym i zachłannym elementem. Od barbarzyństwa dzieli nas zapewne miesiąc
czy dwa, bez dostępu do wody, supermarketu i energii. Kimże jesteśmy jako
ludzkość – od trzeciego świata zdystansowani, w krajowej nienawiści i
brutalności wyemancypowani – odcinający się, a w cywilizacji i społeczeństwie
znormalizowani aż do bólu. W naszym pędzie do lepszego, różowego wręcz postępu,
potknęliśmy i zatraciliśmy się.
Następna rewolucja musi odbywać się wewnątrz – w naszych głowach. Nie
możemy jedynie terraformować otoczenia, budować kanały i niwelować góry – w
końcu – po ostatecznym sukcesie naszego materializmu, będziemy musieli ponownie
wejrzeć w siebie i nieco odmienić się na lepsze – przewartościować się.
Skandalem jest, że nadal od dzikości dzieli nas tak cienka, że prawie
niezauważalna granica. Gdzie są te kamienie milowe tysięcy lat budowy
cywilizacji – kto potrafiłby wymienić jakościowe różnice separujące
współczesność, któż odważy się? Wystarczy kilka tygodni wojny, żeby normalne,
szanujące się na co dzień społeczeństwo zaczęło się mordować wyrywając kawałki
mięsa – wynaturzyło się.
XXI wiek, w ogarnięciu i zachłyśnięci zmianami nie ma sobie równych. Tacy
zajęci, przez co społecznie i fizycznie bierni ludzie, wcale nie stali się
lepsi od przedstawicieli wymierającej, choć bardzo powoli, rasy panów –
mentalności profesjonalnych i masowych zabójców upadłego wieku. Po prostu nie
mamy miejsca na ekspresję tego co w nas drzemie – a nawet wręcz nie ukrywa się.
Cywilizację możemy poznać po tym jak traktuje ona swoich więźniów, po tym
jak wyglądają domy starców, psychiatryki, schroniska dla bezdomnych, hospicja i
publiczne szpitale. Nie mamy się czym pochwalić – od ponad półwiecza w poziomie
humanitaryzmu tych instytucji, praktycznie nie dokonano niczego.
Cywilizację możemy poznać po tym, czy policja nie nadużywa wobec obywateli
swoich uprawnień, w postaci monopolu na użycie brutalnej, bo nieraz fizycznej
siły. Cywilizację poznaje się po tym jak ludzie rozwiązują swoje konflikty –
czy kończy się z reguły na mordobiciu – czy ludzie po prostu spisują protokół
rozbieżności i rozchodzą się.
Budując koleje, fabryki i miasta, niewielką drogę przeszliśmy w rozwoju
jako ludzkość. Kolejne kroki wciąż są odsuwane – na przyszłość. Bo nadal
preferowane i pilniejsze są bieżące głupie pomysły – priorytety. Na coś więcej
nie starcza inicjatywy ustawodawczej oraz woli. Paradoksalnie tłumaczy się, że
ciągle brakuje nam pieniędzy – tego barbarzyńskiego narzędzia do wykorzystywania
się.
Chyba już czas skończyć z tym kłamstwem – oszukiwaniem się, że mamy
podstawy do twierdzenia, iż wreszcie jesteśmy lepsi. Po prostu po raz pierwszy
od wieków nasze skłonności do destrukcji stały się skanalizowane i czystsze.
Zamiast niszczyć i palić w grach, wkrótce będziemy w nich społecznie budować –
te nowe, przepiękne i bardziej skomplikowane, a więc bardziej cywilizowane
światy.
Jestem przekonany, że nastąpi wreszcie ta ważna, bo jakościowa przemiana, a
ludzkość wyniesie się na wyżyny swoich mentalnych możliwości; i to już za
bardzo niedługo. Nie zdziwiłbym się, gdyby stało się to w latach dwudziestych,
bo zaczynamy dojrzewać i radykalizować nowe postulaty. Wirtualna gospodarka –
oparta na protokole Blockchain na którym oparty jest między innymi system
programowalnych kontraktów oraz Bitcoin – powoli uzyskuje docelowy koloryt,
uszlachetniając się.
Czekają nas jeszcze pewne przeszkody, lecz będą to zaledwie zawirowania, co
najwyżej wyzwania. Ten system robi wszystko, żeby się unicestwić i zapomnieć
się. Nie dając młodym pokoleniom rodzić dzieci sprawia, że ważna będzie dla
nich tylko spuścizna. To, co nowe, nadejdzie przez to szybciej i sprawniej –
strumień zmian jest jak woda, powstrzymywana tamą, spiętrzona wyżej – przebije
się.
„Pokolenie, które musi odejść” wymiera. Strategia wzajemnego trzymania
sobie noży na gardłach, zwana inaczej MAD
(Mutual Assured Destruction), jest nie do utrzymania. Pozostawanie w szachu
– zarówno na płaszczyźnie mocarstw atomowych, jak i materialnie wyznaczonych
zależności społecznych, powoli traci na znaczeniu. Stajemy się niezależni,
zarówno fizyczne, energetycznie, jak i informacyjnie. Teraz możemy wreszcie
budować w Internecie, nierozłączną fizyczno-wirtualną inną rzeczywistość –
dyskutować bezpośrednio, nawarstwiając wiedzę w narzędziach nie mających
swojego odpowiednika w przebrzmiałym i ustępującym świecie. Będziemy oddzieleni
w tym dyskursie od tych, którzy zrozumieją co najwyżej e-maila – prostą kalkę
tego co fizyczne i w miarę szybko nadające do wirtualnego przepoczwarzenia.
Jeszcze nie czujemy na sobie tego wiatru przemian, lecz na horyzoncie
formują się już transformujące wszystko siły. Establishment jest nieświadomy
tego, jest zupełnie na to ślepy – dlatego nie będzie już w stanie niczemu
przeciwdziałać. Obudzi się za późno, bo od zawsze status quo przeceniało swoją
stabilność, zwłaszcza kiedy dekadenckie używki wystawnego życia otępiały je. To
dlatego cykl przemian nadal będzie nieuchronny.
Lecz żeby je oglądać, podziwiać te przemiany w należnym i pierwszym rzędzie,
trzeba wyjść poza marazm codzienności, odetchnąć świeżym powietrzem budując
własną spuściznę – nie wstydząc się. Tak, aby, jak się wszystko już dokona,
będąc wreszcie spokojnym o byt i przyszłość ludzkości – stanąć czasem przed
lustrem. Uśmiechem podsumowując pełne życie, będziemy mogli przypominać sobie
dawne ograniczenia dla ludzkości – będą to dawne granice, bo naszym życiem
poszerzyliśmy je.
Zbigniew Galar
Wersja PDF:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz