sobota, 16 października 2021

Granice poruszania się w państwie

Ludzie funkcjonują społecznie, dzieląc rzeczywistość na strefy. Istnieje dom, czyli strefa absolutnie prywatna; istnieje ulica, czyli strefa publiczna, w której wytyczne ustala prawo karne egzekwowane przez policję. Jeśli policja czegoś nie egzekwuje, na przykład nie ściga za rzucanie kamieniami przedstawicieli pewnej grupy etnicznej, to rzucanie kamieniami jest dla niej dozwolone. Istnieje także strefa pośrednia – strefa monopolu lokalnego przedsiębiorcy…

Monopol lokalny, czyli możność ustalania, kto tu rządzi, jest celem każdego kapitalisty. Kapitalista nie dąży do jak najpełniejszego zaspokojenia potrzeb swojego klienta, bo jest to tylko środkiem do celu – w postaci ustanowienia panowania nad klientem i dlatego sam kapitał jest niebezpieczny. Najczęściej spotykana jest postawa uzależniająca klienta od pojedynczego dostawcy, jednak stanowi to zaledwie preludium do dalszej działalności. Prawom ciążenia do monopolu podlegają także wszystkie urzędy, które dążą do zwiększenia swojego budżetu oraz uprawnień – jako podstawy istnienia własnej instytucji.

Gdyby zaprojektować racjonalny system społeczny, państwa by nie było. Ludzie wykupywaliby usługi, które są im potrzebne. Np. ochrona wojskowa byłaby opłacana tak jak ubezpieczenie na życie, bo tylko ubezpieczonych taka armia miałaby za zadanie chronić. Jednak sprawdzone historycznie i pragmatycznie podejście – uczy, że armia prywatna byłaby zbyt uprzywilejowana poprzez swoją siłę, przez co szybko wywalczyłaby sobie monopol na każdą inną ważną sieć usług.

To się nazywa przewrót wojskowy, po którym następuje ustanowienie dyktatury, ponieważ w hierarchicznej strukturze armijnej na samym szczycie zawsze jest ktoś – ten jeden. Przez to każdy przedstawiciel społeczeństwa stałby się wkrótce niewolnikiem takiej prywatnej kapitalistycznej junty.

To właśnie dlatego (i jest to jedyny powód, bo nie ma ku temu żadnych innych racjonalnych przyczyn ekonomicznych i kulturowych) ludzie preferują, aby prawo, jak i system ochrony przed wrogiem zewnętrznym, prowadziła instytucja publiczna, a nie prywatna: struktura średnio licząc dziesięciokrotnie mniej wydajna, marnująca środki, lecz odpowiadająca pośrednio przed ludźmi, dzięki wyborom powszechnym.

Idea monopolu lokalnego, który łatwo tworzy się w pewnych warunkach spontanicznie, leży u podstaw wszystkich postulatów dążących do ustanowienia nad daną dziedziną kontroli społecznej (organizacje pozarządowe), bądź publicznej (instytucje państwa).

Istnieją dwa rodzaje strefy prywatnej, za wyjątkiem powierzchni mieszkalnej prywatnego mieszkania czy domu – pierwsza jest terenem prywatnym ogrodzonym, na którym możemy trzymać agresywnego psa, który rzuca się na wszystko, co się rusza – druga zaś jest terenem, na którym prowadzimy działalność gospodarczą; mogą to być zamknięte dla osób postronnych miejsca, np. zakłady produkcyjne lub otwarte działalności, jak np. sklepy.

Strefy zamknięte regulują przepisy BHP: chodzi w nich o to, aby nic złego nie stało się pracownikom. Wbrew pozorom strefa ta nie jest regulowana przez pracodawcę, lecz przez kodeks pracy, bo każdy zapis w umowie o pracę, który sprzeczny jest z kodeksem pracy (nawet podpisany przez pracownika), może być nieprzestrzegany i traktowany jak powietrze. Jest to tak zwana klauzula abuzywna, nietworząca skutków prawnych ex lege.

Strefy otwarte – to szare strefy, nad którymi najczęściej biedzą się prawnicy, deliberując, co w nich wolno, a czego nie wolno, bo tutaj najmocniej monopol lokalny zmaga się z publiczną strefą wpływów. Najsilniejszym regulatorem takich stref jest wymóg atrakcyjności miejsca, do którego właściciele chcą spraszać swoich klientów i do których klient musi chcieć przyjść dobrowolnie.

Jednak sama atrakcyjność według jednych jest bardzo odstraszająca dla drugich; to dlatego istnieje wiele wątpliwości co do dowolności właścicielskiej – w określaniu natury tych bardzo specyficznych miejsc. Posługując się wyimaginowanym przykładem naprawdę skrajnym, dla masochistów atrakcyjna będzie nawet sala tortur, jeśli tylko okaleczenia nie będą trwałe ani śmiertelne.

Jeśli damy właścicielowi lokalu pełne prawo do ustalania, kto może wchodzić na jego teren, wkrótce zarobi na siebie (przyciągając specyficzny rodzaj klienteli) strefa bez dzieci, bo hałasują, strefa bez starców i niepełnosprawnych, bo źle wyglądają, strefa dla niepalących, bo palący cuchną, czy np. strefa bez obcokrajowców, rozumiana jako strefa tylko dla Polaków. Najbardziej oczywista strefa – bez mężczyzn, jest obecna w wielu siłowniach, strefy bez kobiet tworzy się w zakładach fryzjerskich. Kiedy nie będzie ograniczeń społecznych, rzeczywistość w restauracjach zacznie przypominać selekcję na dyskotekach, gdzie powstanie strefa bez brzydkich kobiet i nieodpowiednio ubranych facetów, przedstawiana jako: „Nieeleganckim panom dziękujemy, z kolei piękne panie – wstęp wolny!”. Rzecz jasna wcześniej czy później pojawi się strefa tylko dla białych, reklamowana jako strefa bez imigrantów zarobkowych.

Oczywiście kryterium selekcyjne może być bardziej wyszukane, wkraczając na poziom biologii, światopoglądu, wyznania. Strefa tylko dla zdrowych – w gastronomii wydaje się być dobrym pomysłem, lecz inaczej to zabrzmi, jeśli powstanie lokal “AIDS free”, czyli z zakazem wstępu dla ludzi HIV pozytywnych. Strefa bez niewiernych jest obecna w każdym meczecie, a w każdym kościele katolickim tylko katolik może przebywać na zakrystii. Pastafarianie (wyznawcy Latającego Potwora Spaghetti) mogą wymagać wstępu do lokalu tylko z durszlakiem na głowie, blokując osoby mające turban lub jarmułkę. Strefa tylko dla członków klubu szachowego, członków Mensa, czy osób mających udokumentowane i ponadprzeciętne IQ – mogłaby być wiodącym klubem dyskusyjnym. Zakaz wstępu dla studentów pedagogiki lub pracowników niektórych zawodów, chociaż skutkujący tą samą negatywną selekcją, byłby gorzej odebrany przez opinię publiczną.

Pomimo tego, że prawie wszystko powyższe źle wygląda, tego typu ekskluzywne kluby istnieją i będą istnieć, bo nie można ich ograniczyć jedynie prawem. Selekcję przeprowadza się w nich pośrednio, poprzez specjalne zaproszenie, nie rozgłaszając swoich kryteriów publicznie; kluby potrafią znaleźć klientelę mającą powyżej miliona na koncie lub dysponującą prywatnym odrzutowcem (bo każda osoba musi mieć minimum 6 zer na koncie, aby posiadać prywatny samolot i dostać się do lokalu na wyspie w ciągu 12 godzin). Majątkowe kryterium selekcji można zrealizować prościej: jako wpisowe członkostwa klubu golfowego – powiedzmy 100 tysięcy rocznie, a potem realizujemy już imprezy „tylko dla członków”. Prywatne strefy podwyższonego komfortu dla ludzi, którzy chcą bawić się w swoim gronie albo mieć większy spokój – będą istnieć, bo elita ma na nie po prostu zapotrzebowanie, więc będzie za to płacić.

Nie możemy ustalić granicy legalistycznie – więc społeczeństwo musi zrobić to kulturowo, tak aby wstydem było tworzyć lokale z dyskryminacją wedle któregoś z kryteriów. A które z kryteriów jest na tyle drastycznym, że wymaga ono od społeczeństwa kulturowego potępienia?

Na pewno nie wiek, skoro ograniczamy młodzieży wstęp do klubów nocnych. Na pewno nie płeć, skoro kobiety chcą mieć na basenie dni tygodnia całkowicie wolne od mężczyzn. Na pewno nie religia, skoro muzułmanie chcą głosić salafizm w spokoju. Na pewno nie biologia, skoro stan zdrowia, np. obecność choroby, czasem zwykłego przeziębienia, może być przyczyną pogorszenia stanu zdrowia osób o obniżonej odporności, jadających w danej strefie. Na pewno nie inteligencja, skoro chcemy, aby pewne kluby dyskusyjne miały racjonalne wnioski. Na pewno również nie władza i pieniądze, jeśli kluby typu Bilderberg mają ustalać uzgodniony i spójny, nowy porządek światowy. Na pewno nie poziom niepełnosprawności, bo dziś w wielu miejscach, do których wykupuje się wejściówki, taka osoba mogłaby stwarzać zagrożenie bezpieczeństwa np. na kolejkach górskich. Na pewno nie uroda, skoro tego typu wymogi stawia się hostessom w ich umowach (np. wymóg nieprzybierania na wadze). O dziwo, również na pewno nie obywatelstwa, skoro posiadanie odpowiedniego paszportu jest wykładnią wstępu do strefy VIP na lotniskach… Tymczasem lokal tylko dla Polaków nie może być potępiony, zanim nie wykreśli się każdego rodzaju takiego typu dyskryminacji z systemów prawnych. Inaczej będzie to kulturowa obłuda, która nie pociągnie za sobą mas.

Zostaje na koniec to najtrudniejsze i okazuje się, że jedyne kryterium, za które w ciemno można potępiać każdego – mianowicie kryterium rasy. Problem polega na tym, że rasa nie ma uzasadnienia genetycznego, dlatego nie można określać jej obiektywnie swoistym rodzajem testu, a jedynie wizualnie, np. za pomocą miernika koloru skóry. Tym samym Michael Jackson, który operacjami plastycznymi wybielił swoją skórę, byłby wpuszczony do wielu lokali tylko dla białych w RPA w czasach apartheidu. Kryterium rasy nie istnieje, dlatego nie warto z tego kryterium czynić kulturowego wyjątku. Po prostu w strefie otwartej każdemu właścicielowi wolno ustanowić dowolne kryterium, lecz musi ono mieć dobry marketing, tak aby nie zepsuło mu marki.

Nie warto więc kruszyć kopii o ustalenie zakazów na zakazy wstępu, zamiast tego warto zapytać właściciela, dlaczego ustalił taki, a nie inny typ selekcji – i patrzeć, jak gimnastykuje się, uzasadniając ją. Bez dobrego uzasadnienia nie jest w stanie przyciągnąć odpowiedniej klienteli. Jest to jego rola społeczna – nawet bardzo pożyteczna, bo kulturotwórcza, dlatego w tolerancyjnej kulturze europejskiej nigdy nie było zakazu budowania tego typu stref. Obecne nagonki są pokłosiem poprawności politycznej, zjawiskiem całkiem nowym i elitarnym, które niedługo przeminie wraz z deprecjacją znaczenia kluczowych mediów. W kulturze Zachodu pojęcie tak rozumianych stref od wieków jest areną ciągłych negocjacji i nie sprawdza się w niej terror zakazów, oburzenia, obrazy czyjejś wrażliwości, czy uczuciowości religijnej. To jest miejsce dyskursu i rozmowy, a nie idealistycznego określania, co komu wolno, a czego nie.

Zbigniew Galar

Wersja PDF:

Link

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz