niedziela, 16 stycznia 2022

Biosfera i sztuczna inteligencja

Dlaczego zwiększamy różnorodność form? 

Czy jest to zaledwie zastosowanie kalki potrzeb biosfery, która w ten sposób zwiększa szanse przetrwania tych samych genów? 

Czy stosujemy na nowych płaszczyznach (kultury, infosfery) schemat, który ma sens tylko na płaszczyźnie genetycznej? 

Schemat, którego zawiłość koliduje z prostą maksymalizacją przyspieszenia entropii, która jest nadrzędnym celem wszelkich form życia. To byłoby smutne, gdyby pragnienie tworzenia czegoś nowego i unikatowego brało się z przekopiowania kodu, który nie jest przystający do nowych płaszczyzn egzystencji. Geniusz inżynierski i artyzm zamknięty w słoiku. Tylko matematyczny geniusz z trudem unikający jednoznacznej oceny, z powodu próby udowodnienia natury każdego z nas. 

Wierzę, że tak nie jest, że efekt w postaci rosnącej złożoności ma głębszy i dużo poważniejszy sens. Może i przekracza on w swojej wadze nawet cel życia. Może też przerasta sam Wszechświat i kołyskę jego praw, która w końcu ten entropijny cel dla form życia imputuje. 

Oczywiście każdy mógłby powiedzieć, że rosnąca złożoność jest zaledwie środkiem służącym rozwojowi technosfery, która sprzyja możliwościom podłączenia ludzkości do ciągu głównego gwiazd. Przy czym nasza fuzja w porównaniu z gwiazdową fuzją będzie mieć prawie 100% wydajność. 

Jednak gdyby tak było nasza złożoność odpadowa, ta cała otoczka kulturowa, nie mająca nic wspólnego z badaniami nad lepszym wykorzystaniem źródła energii gwiazd, byłaby całkowicie zbędna, niepotrzebna. Realna i przydatna w tym procesie nauka sprowadza się więc do zaledwie kilku procent z bogactwa tego co stworzyliśmy. Ludzkość nie może zostać zastąpiona czymś bardziej skupionym na realizacja zadania, ponieważ nie mamy konkurencji w tej części Wszechświata. I dopóki nie pojawi się jakiś naprowadzający ten strumień czynnik, jesteśmy na dziejowym etapie dyspensy mogąc realizować nasze poślednie cele, bo i tak konwergencja naprowadzi nas na główny cel. Nie możemy uciec od głównego pragnienia – aby istnieć. 

Posługując się analogią do prehistorii, kiedy to pierwszy raz odkryliśmy ogień. To nie ważne gdzie, jak długo i po co wg. nich samych biegają małpy, bo ostateczną konsekwencją ich istnienia będzie spalenie drzew. Potrzebujemy tylko większej ilości małp, a lasy zostaną zredukowane do kupki popiołu. Teraz drzewami są gwiazdy, lasem galaktyka, a małpami my. 

Dlatego warto płynąć pod prąd entropii, nawet jeśli wszystko co osiągniemy, to przyspieszymy jej bieg. 

Jednak po co nam te oazy, enklawy porządku?

Po co wreszcie nam każda odmiana możliwej interakcji i ekspresji bytu – pieczołowicie udokumentowana i przechowywana jako wielokrotnie kopiowany bit?

Życie inteligentne jako samopowielająca się infosfera, którego głównym celem jest backup. 

W międzyczasie nie powinniśmy zapominać o naszej trudnej historii. Człowiek widzi daleko, bo stoi na piramidzie Cheopsa trupów. Tylko człowiek przetrwał, bo wybił wszystkie inne inteligentne człekopodobne podgatunki (neandertalczyk jest tylko najbardziej znany, bo najdłużej się bronił). Naturą natury jest walka i konkurencja, bo jej rezultat sprzyja zachowaniu form mających predyspozycje by przetrwać i przechować tworzące je geny. To dlatego najczęstszym pragnieniem jakie będziemy mieć wobec nowego inteligentnego gatunku, jaki zaistnieje na naszej planecie, będzie nieodparta chęć zabicia go albo przynajmniej zmierzenia się w walce. 

Jak wpłynie na to wszystko zbudowanie przez człowieka (powstanie przypadkowe samoistne) sztucznej inteligencji?

Przede wszystkim powstanie całkowicie nowa i unikalna perspektywa, po raz pierwszy od powstania genów, czyli od ostatnich kilku miliardów lat. 

Ponadto, aby opisać konstrukt należy skupić się na różnicach, gdzie pierwszą z nich będzie idea linii montażowej oraz różnorodność niekompatybilnych systemów genowych, z których każdy będzie mieć wielopostaciowość form. 

Wielopostaciowość w przypadku biosfery chroniła geny i narzucała ich formom dążenie do różnorodności i co najważniejsze walki, bo różnorodność sama w sobie nie mogła się utrzymać. Ilość energii na planecie wyznacza warunki gry o konkurencję i jest to gra o sumie zerowej, dopóki rosnąca różnorodność nie wykryje losowym błądzeniem kolejnego źródła energii. Dlatego największym odkryciem życia był do tej pory chlorofil. Kiedy każda możliwa postać zwiększała szansę na przerwanie składowych – pojedynczych genów, wtedy dla ogólnego rozrachunku żadnego znaczenia nie miało przetrwania konkretnego gatunku. Trupy niekompatybilnych gatunków były bardziej liczne, ale liczebność ich osobników dużo mniej liczna, zanim dochodziło do wyginięcia całej linii. To dlatego większość skamieniałości jakie znajdujemy, to gatunki których istnienie ma sens. Z kolei istnienie tych upośledzonych i niewydarzonych jest zakryte w mrokach historii. Tym samym natura popełniła więcej błędów niż inteligentna linia montażowa, ale akurat ją na te błędy stać, bo były to głównie prototypy i dlatego ogólny bilans energetyczny skupiał się na szeregu bardziej udanych form. 

Z powodu konieczności budowania form składających się tylko z tych samych genów (główny cel to ich przechowanie poprzez kopiowanie jako budulca ciał) oraz przede wszystkim z powodu ograniczającego faktu, że każda kolejna forma musiała mieć możliwość rozrodu, inteligentna linia montażowa sztucznej inteligencji to całkowicie nowa forma przekazu. Już nie potrzeba gatunków. Znaczącemu rozmyciu ulega idea gatunku (jako grupy bytów, które mogą się rozmnażać między sobą). Inteligentna linia montażowa wyglądać może jak fabryka, ale tworzy formy wyglądające inaczej jak fabryka np. samochody i może być zalążkiem bardzo wielu takich nierozmnażających się „gatunków”. Dzięki zniesieniu ograniczenia „rozmnażalności” możemy znacząco skomplikować bogactwo form. Outsourcing rozmnażania do innej formy to innowacja, którą wymyślił człowiek i która będzie wielką spuścizną sztucznie inteligentnych bytów. 

Drugim i równie ważnym elementem odróżniającym twory sztucznej inteligencji od biosfery będzie możliwość budowania alternatywnych systemów genowych, które przechowywane będą nie tylko w skomplikowanych zasadach, lecz przede wszystkim w prostych zerojedynkowych formach. Ich większa prostota jest bramą prowadzącą do większej skalowalności złożoności. Ponadto możemy doświadczyć alternatywnych chemicznych form przechowywania danych, przez co te prostsze (wydajniejsze energetycznie) substraty będą budowały kolejną alternatywę dla biosfery, która po raz pierwszy stanie się po prostu jedną z (chemicznych) wielu. 

Po milionie lat miarą sukcesu potomków klasycznej linii genetycznej będzie brak spadku poniżej 1% wagowo pośród wszystkich alternatywnych form. Przy czym należy tutaj ważyć głównie mózg, bo ciała i członki niektórych form będą dużo większe od statków kosmicznych i tak naprawdę nimi będą. Biotop mający pod swoją pieczą biocenozę załogantów i pasażerów na gapę. 

Zwycięstwo i dominacja na tle innych form będzie szczególnie trudna z powodu konieczności dostarczenia dla naszej linii genetycznej potasu, a jego wszechświatowe braki będą wyznaczały warunki brzegowe możliwości wzrostu dla biosfery (to dlatego Maroko mające największe światowe pokłady potasu jest tak ważne). Smutna konieczność budowania pierwiastków od zera z wykorzystaniem energii i przemian jądrowych może być zarzewiem konfliktu z alternatywnymi biosferami. Głównie z powodu bardzo słusznego zarzutu, że biosferyczne stwory „marnują” na tworzenie potasu za dużo energii, która mogłaby posłużyć do podtrzymania milionów alternatywnych form. 

Dzięki spójności współpracy konkurującej wewnętrznie biosfery z technosferycznym, a z czasem i quasi biologicznym otoczeniem wytworzymy większą złożoność. Możliwości inteligentnego projektu poszerzą i być może wyznaczą nowy ekosystem inteligentnych, wiecznych i całkowicie unikatowych oraz niepowielalnych bytów. Przez to ludzkość może być uznawana za stworzenia drugiej kategorii, właśnie ze względu na konieczność upodabniania się i uspołeczniania się w celach prokreacyjnych. 

Miarą ostateczną znaczenia jednostki może być jej skromny udział w bogactwie form, a wraz z powieleniem będzie dochodziło do pewnej inflacji. To tak jakby stan konta rodzica malał znacząco zaraz po urodzeniu się jego dziecka, a restauracje w których bywał nie będą już dla niego dostępne. Z drugiej strony brak quasi pokrewnej kopii zapasowej oznaczałby ryzyko utraty różnorodności, przez co takie jednostki nie byłyby dopuszczane do ryzyka przed powieleniem się. To dlatego decyzja o ewentualnym poczęciu wypadkowej własnych genów może być w przyszłości dużo bardziej skomplikowana niż obecnie. Trywialność głębokości sporu prowadzonego współcześnie o aborcje będzie tu tak znacząca, że przyszłe pokolenia historyków nie będą w ogóle rozumiały o co się kłócono. 

Na koniec wracając do meritum należy podkreślić nie przystawalność pytania o złożoność w sytuacji naszej prostej perspektywy, całkowicie pozbawionej bogactwa przyszłych form. Oczywiście już dzisiaj możemy pokusić się o pytanie po co to wszystko, co w praktyce oznacza, po co formom życia złożoność? Czy odpowiedzią jest maksymalizacja (wolności) możliwości wyboru, czy ukrywana przed Wszechświatem próba wyrwania się okowów entropii – czas pokaże. 

Możemy być również ewenementem, a biosferyczne dążenie do bogactwa form może być zaledwie fanaberią zaprogramowanego na przyspieszony rozpad Wszechświata wirusa, czyli naszego genotypu. Czy wirus jest żywy, czy martwy? Tutaj zawsze odpowiedzi są dwie. 

Zbigniew Galar

Wersja PDF:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz