Gatunek ludzki nie zmienił za bardzo architektury genetycznej swojego umysłu od ostatnich 5000 lat. Tyle mniej więcej zajmuje powolnemu systemowi ewolucyjnemu zmiana ekspresji genów, aby miała ona jakiekolwiek znaczenie. Oznacza to mniej więcej tyle, że nasza arogancja z jaką odnosimy się do przodków jest poczyniona mocno na wyrost. To dlatego teksty starożytnych filozofów brzmią (nie w języku), lecz w swym ciągu rozumowania logicznego tak, jakby zostały napisane wczoraj, a były napisane nieraz dwa i pół tysiąca lat temu.
To dlatego tak trudno jest definitywnie potępić postępowanie poprzedników,
gdyż faktycznie robili te straszne czyny ci sami ludzie jak my tu i teraz –
dzieli nas od nich tylko nieco inna kultura i wychowanie. To my jesteśmy
potworami, o których czyta się w historii.
Jesteśmy skazani na popełnianie tych samych błędów, jeśli nasza cienka
kulturowa otoczka zawiedzie – a jest ona coraz słabsza wraz degrengoladą
moralną, odrzuceniem tradycji i z rozwarstwianiem przez skłócanie różnych grup
tkanki społecznej.
Kiedyś ludzie, którzy wykraczali z postulatami ponad przeciętne zrozumienie
byli paleni na stosach, dzisiaj zamykamy ich w zakładach psychiatrycznych,
wmawiając im nieraz nieistniejące choroby. Oczywiście wszystkiemu towarzyszy
instytucjonalna otoczka, lecz jest to takie samo barbarzyństwo jak kiedyś,
mocno podszyte strachem przed nieznanym. Aby pozbawić kogoś wolności wystarczy
podać mu leki zaburzające pracę umysłu, przez co dla każdego będzie wyglądać i
zachowywać się jak wariat. To, co kiedyś było oskarżeniem o czary, dzisiaj
szumnie nazywa się „diagnoza”.
Przypisywanie naszym czasom oraz towarzyszącym im rozumowaniom jakichś
szczególnych cnót również nie ma uzasadnienia. Giordano Bruno został spalony na
stosie nie dlatego, że wierzył, że Ziemia jest jedną z wielu planet naszej
Galaktyki. Takie wierzenia przecież nie przeszkadzały prawie nikomu w
Średniowieczu, gdyż ich istota nie miała wpływu na fizykalny świat tamtych
czasów.
Miała natomiast niestety ogromny wpływ na stabilność systemu społecznego.
Kto wierzył, że na innych planetach są istoty rozumne, ten wierzył, że patrzą
one w niebo, a w niebie znajdujemy się my ludzie, unosząc się w sferze
niebieskiej na statku kosmicznym jakim jest planeta Ziemia. Ta konstatacja nie
była dla Giordano jeszcze zabójcza, pomimo tego, że jest szokująca i sprzeczna
z aktualnym światopoglądem tamtych czasów. To, co było niewybaczalne to
logiczna konsekwencja wysnuta przez ówczesnych, że jeśli z perspektywy innych
istot rozumnych jesteśmy już w niebie, to nie musimy znosić krzywd, strachu,
bólu i niedoli, aby zasłużyć na życie w niebie. To by odkuło od pługa chłopa
pańszczyźnianego.
To tak jakby dzisiaj ktoś chciał wszystkim rozdać tyle pieniędzy przez
Internet (autostradę rozpowszechniania idei), że już nie będą musieli do końca
życia pracować. To zawaliłoby gospodarkę i odciągnęło większość społeczeństwa
od rynku pracy i nawet jakby nadal było co jeść, to ci u władzy utraciliby
kontrolę nad rozdzielaniem dóbr. Gdyby pojawił się ktoś taki dzisiaj,
popełniłby „samobójstwo” zlecone bez udziału osób trzecich, zanim zdążyłby
przekazać swój dar dla ludzkości. I jeszcze zostałby nazwany terrorystą. Tylko
język się różni – ale nadal stosujemy te same średniowieczne metody.
Galileuszowi pozwolono żyć, bo jego tezy podważające stacjonarność Ziemi i
ustanawiające heliocentryczność, nie były bezpośrednim zagrożeniem dla źródeł
władzy nad ludzką pracą. Nawet wtedy ludzie byli na tyle racjonalni i
cywilizowani, że ogromne, fundamentalne zmiany światopoglądowe, karano zaledwie
aresztem domowym i procesem. Po którym zresztą oskarżony mógł upierać się, że Ziemia
„jednak się porusza”. Nikt z lokalnego establishmentu nie wisiał akurat na tym
sznurku poglądów, więc nie szukał sznura dla tego, kto ten sznurek próbował podciąć.
Jesteśmy chorzy na te same problemy z jakim zmagać się musimy od
starożytności. Dlatego pomiędzy współczesną cywilizacją a Średniowieczem w
rozumieniu jesieni Średniowiecza, czyli wieków ciemnych, jest tylko 3 miesiące
bez prądu.
Ci, którzy nie trzymają na wszelki wypadek w domu gotówki będą mieli
problemy z zaopatrzeniem się nawet w jedzenie, bo gotówki będzie niewiele, a
ceny spekulacyjnie wzrosną. Z jedzeniem w lodówce będzie trzeba się pożegnać po
drugim dniu od jej wyłączenia. Produkty zaczną się psuć 3 dnia także w dużych
magazynach, kiedy skończy się paliwo w awaryjnych agregatach diesela. Paliwa do
agregatów prawie nie będzie, bo nie będą działały prawie wszystkie stacje
benzynowe. Nie dosyć, że nie będzie jak w nich zapłacić, lecz przede wszystkim
fizycznie nie będzie można pobrać w dystrybutorach paliwa, bo podziemne
zbiorniki wynoszą ropę i benzynę na poziom gruntu za pomocą pomp elektrycznych.
Po 3 dniach ludzie będą tłoczyć się po uzupełnienie zapasów wody i jedzenia
w niekończonych się kolejkach, w których będzie po prostu śmierdzieć. Nie myci
ludzie będą jednak woleli takie zapachy niż zapachy w ich własnych domach, w których
będą zalegać odchody z niespłukiwanej toalety. Po tygodniu mieszkańców
wszystkich bloków i domów wielopiętrowych będzie trzeba po prostu ewakuować.
Nikt nie będzie w tym czasie pracował, bo będzie zajęty zdobywaniem zapasów
jedzenia i wody. Zaopatrzenie w żywność nie będzie więc prawie w ogóle
uzupełniane, a po tygodniu zaczną psuć się produkty wymagające warunków
chłodnych, a nie tylko te wymagające warunków mrożenia.
Załamie się cały łańcuch dostaw masowej produkcji zwierząt. Bez prądu nie
będzie automatycznych dojarek, więc krowy mleczne umrą z powodu braku
możliwości spuszczenia mleka z ich wymion. Wszędzie tam, gdzie zwierzęta są
stłoczone tak bardzo, że wymagają automatycznego systemu wentylacji i
ogrzewania oraz przede wszystkim podajników jedzenia szybko zginą, chyba że
zatrudni się bardzo szybko tysiące ludzi do obsługi, ale trzeba ich będzie
jeszcze przeszkolić. Przez kilka miesięcy nie będzie więc czym uzupełnić
zapasów w sklepach.
Będzie panował chaos i zamieszki. Początkowo ludzie będą funkcjonowali
wedle starych schematów wartości dóbr, rabowany więc będzie sprzęt
elektroniczny, czy AGD. Ale po pewnym czasie kradzież będzie powszechna i
roznoszone po domach będzie wszystko. Brakujące zapasy w sklepach będą więc
dodatkowo uszczuplone. Przeciętni zjadacze chleba nie będą mieli warunków, aby
przechować żywność w odpowiedniej temperaturze i wilgotności, przez co
ograniczone zapasy żywności zniszczeją bardzo szybko.
Nie będzie Internetu i telewizji po 2 tygodniach bez prądu. Tyle mniej
więcej zapasu paliwa mają agregaty krytycznych instytucji, a świeżych dostaw
nie będzie dla komunikacji, bo pierwszeństwo z centralnych magazynów będzie
mieć władza, policja i wojsko, a w drugiej kolejności ośrodki wydawania
jedzenia dla milionów uchodźców. Będzie ich mniej więcej połowa. Co drugi
mieszkaniec współczesnej cywilizacji nie ma warunków, aby poradzić sobie bez
wody i kanalizacji tam gdzie mieszka, będzie więc eksodus z miast do wsi i
regres cywilizacyjny w trakcie tej śmierdzącej, bo pozbawionej higieny
wędrówki.
Jeśli prąd nie zostanie przywrócony w ciągu 3 miesięcy większość
infrastruktury współczesnego społeczeństwa przestanie istnieć. Fabryki
chemiczne będą miały awarie i wycieki oraz emisje szkodliwych gazów do
atmosfery. Reaktory jądrowe bez prądu będą polegały na chłodzeniu z generatorów
diesela. Jeśli któremukolwiek skończy się paliwo – dojdzie do stopienia rdzenia
i katastrofy na miarę Fukushimy w Japonii.
Lecz najgorsze będzie utracenie spójności społecznej, bo w trakcie tych
miesięcy każdy będzie musiał praktycznie walczyć o istnienie. Najpierw
wydzierać wodę, potem jedzenie, na końcu leki. Szpitale po 3 tygodniach w
humanitarny sposób zabiją wszystkich pacjentów, którzy potrzebują do
funkcjonowania specjalistycznego sprzętu (sztuczne serca, respiratory,
dializy). Utrzymywanie ich dalej w cierpieniu nie będzie miało sensu.
Po 3 miesiącach nie cofniemy się więc do epoki wiktoriańskiej polegającej
na węglu – będziemy bowiem straumatyzowani, skonfliktowani i podzieleni –
wejdziemy więc dużo głębiej w historię, aż przekonamy się, że ciemność to nie
przywara Średniowiecza. Ciemność jest w nas. Ostatnie czasy usilnie nie
pozwalały jej tylko wyjść na światło dzienne. Chowaliśmy głęboko w sobie ten
promyk cywilizacyjnego zatracenia i ciemności.
Z każdy kolejnym panelem słonecznym zainstalowanym w Polsce bez baterii
gromadzących energię i bez inwestycji w źródła energii o stałej mocy (duże
elektrownie dostarczające stale prąd wyrównawczy) ryzyko blackoutu rośnie.
Jednocześnie z każdym kolejnym panelem słonecznym i wiatrakiem (źródłem
rozproszonym) blackout nie będzie tak absolutny i dotkliwy. Ryzyko totalnej
katastrofy po wyłączeniu głównych elektrowni z każdym procentem ze źródeł
odnawialnych spada, gdyż będzie można tworzyć lokalne enklawy z dostępem do
energii bez synchronizacji z dostawcą głównym.
Jeśli ktoś uważa, że to nie jest wiarygodny scenariusz niech wie, że w
przypadku prawdziwej wojny, pierwsze rakiety lecą na duże stacje
transformatorowe (zbudowanie transformatora od podstaw trwa rok i nie można
przyspieszyć tego procesu) i elektrownie. Już nie trzeba nalotów dywanowych na
miasta. W XXI wieku po 3 miesiącach bez prądu, nawet bez bombardowań, miasta
zaczną mordować się same.
Zbigniew Galar
Wersja PDF: