Ludzkość wyruszyła pół
wieku temu na Księżyc i dotarła tam, lecz próba osiedlenia się,
pozostania na nim, na obecnym poziomie rozwoju ludzkości, niestety
nas przerosła.
Imamowie mogą wydać
astronautom z międzynarodowej stacji kosmicznej ISS, dyspozycje jak
należy wyznaczać z orbity zwrot twarzy, aby zwracać się z
modlitwą w kierunku Mekki. Jednak nie są w stanie tego zrobić w
żaden sposób, jeśli modlący się będzie zanosił modły z
Księżyca.
To dlatego ponad miliard
ludzi, czyli jedna szósta ludzkości już dzisiaj nie wierzy że
Amerykanie dawno temu stąpali po Srebrnym Globie. Natomiast NASA
oficjalnie twierdzi, że misje Apollo byłyby obecnie niemożliwe do
zrealizowania ze względów bezpieczeństwa. Oryginalne taśmy z
lądowania astronautów zostały zagubione, a emitowana w telewizji
próbka jest bardzo marnej jakości. Nic dziwnego więc, że
możliwości podboju kosmosu dla ludzkości powoli stają się
fantastyką, co najwyżej legendą.
Zewnętrzny kosmos
przestał być ciekawy. Teraz już nawet nie kręci się żadnych
kosmicznych seriali science fiction. Wszystko coraz bardziej skupia
się na wewnętrznym kosmosie. Na tym co możemy odkryć dzięki
rzeczywistości rozszerzonej.
Każdy element wirtualnego
świata jest setki razy bogatszy od tego co możemy spotkać w
nudnym, pustym i pozbawionym życia kosmosie. Kiedy żyjemy na
pustyni, nie ma sensu opuszczać oazy.
Jesteśmy skazani na życie
wewnątrz, jako napięcie powierzchniowe płynu naszej puszki
przeznaczenia. Nie potrafimy się uwolnić, oderwać, pozbyć
kompleksów i mentalnego przywiązania do Ziemi.
Nie potrafimy zrozumieć,
że podbój kosmosu nie polega na dotarciu do Marsa czy innych
planet. Lecz po prostu na stworzeniu zamkniętej biosfery, która
bezterminowo mogłaby przemierzać przestrzeń. Nie jesteśmy w
stanie jeszcze tego zrobić, bo nawet na powierzchni w idealnych
warunkach i dużym budżecie – wszystkie próby stworzenia takiego
zamkniętego samo uzupełniającego swoje niedostatki świata,
zakończyły się spektakularną porażką.
Dlatego musimy pomimo
wielu niespełnionych ambicji spojrzeć prawdzie w oczy i stwierdzić
pomimo frustracji, że jeszcze nie jesteśmy gotowi. Zamiast tego
powinniśmy głębiej drążyć i kreować wieloświaty internetowego
interkosmosu – Wszechświata wirtualnego.
Tylko tam możemy odnaleźć
nowe, jeszcze nie do końca zbadane pogranicze. Tylko te niezmierzone
płaszczyzny są jeszcze tajemnicze, a zwiedzać je może praktycznie
każdy – wystarczy, żeby był odpowiednio inteligentny i odważny.
Promując odkrywanie takich właśnie wirtualiów, możemy na nowo
rozpędzić ludzką ewolucję. Powstrzymać grożący nam regres.
Odsunąć od przyszłych pokoleń grożącą im intelektualną
niedyspozycję.
Tam we wnętrzu, jest tyle
samo miejsca co na zewnątrz. Skala Wszechświata rozciąga się od
długości metra pod którym jest jedynka i trzydzieści zer – aż
do rozmiarów jego samego, porównywalnych z metrem za którym stoi
jedynka oraz te same trzydzieści zera. Jesteśmy więc w skali
naszych obserwacji mniej więcej pośrodku. Do każdej z granic jest
nam tak samo blisko, a raczej daleko.
Preferując którąś z
dróg zrobilibyśmy przyszłym pokoleniom po prostu krzywdę. One
będą kontynuowały naszą eksplorację i nie powinny sugerować się
naszym atawistycznym tułactwem. Niespożyte koczownicze siły nie
mogą narzucać świadomym pokoleniom informacyjnym, przyszłych,
dalekosiężnych kierunków rozwoju.
Tylko dzięki temu
następne 200 lat naszego niedowładu energetycznego, nie
pozwalającego nam zostać cywilizacją kosmiczną, nie będzie
okresem marazmu, degeneracji i zastoju.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz