sobota, 31 grudnia 2011

Idea własności intelektualnej


Na początku był chaos.
Niektórzy twierdzą, że chaos pozostał

– ale jest on mniejszy niż na starcie.



Stało się tak dzięki kreacji reguł postępowania.
Nakazy i zakazy miały na celu wprowadzenie nieco porządku do relacji międzyludzkich. Pierwsze zasady, suweren tworzył w celu potwierdzenia obowiązku wielbienia władców i kapłanów. Jednak w drodze ewolucji doszliśmy do początków legislacji pro wolnościowej.

Prawodawstwo to, zaczęło się od regulacji ochrony życia.
„Nie morduj” - dało podstawy do stworzenia wspólnot większych od kilkuset osobowych - gdzie każdy znał każdego.

Usankcjonowanie ochrony życia przez prawo, dało impuls ludziom, aby bardziej interesować się poprawą warunków życia, a nie tylko przetrwaniem.

Następny wielki krok w rozwoju cywilizacyjnym, to prawo własności. Dzięki niemu również słabe jednostki włączały się w rozwój ekonomiczny wspólnoty. Nie musiały już tak bardzo martwić się ochroną swojego majątku, gdyż jego nielegalne przejęcie było teraz karalne.

Dzięki tym dwóm fundamentom - powstały miasta, państwa, a nawet mocarstwa. Rozwój ekonomiczny i handel zagwarantował ludzkości panowanie nad całą planetą.
W tych zamierzchłych już czasach, własność intelektualna nie była chroniona – nie istniała nawet jako pojęcie. Plagiaty oczywiście były potępiane, jednak autor wybitnego dzieła intelektualnego otrzymywał gratyfikację czysto prestiżową. Rozpoznawalność nazwiska oraz dorobek twórczy były przepustkami na przykład do wysokich stanowisk. Nikomu nie płacono bezpośrednio za jego pomysły, stąd ich kradzież nie była karana.

Na początku XIX wieku odkryto, wraz z początkiem rewolucji przemysłowej, że wynalazki mogą w zasadniczy sposób podnieść poziom życia społeczeństwa. Wolność jednostki zwiększa się wraz z jej poziomem życia, dlatego w imię tej wolności powinniśmy dokonywać jak najszybciej nowych odkryć. Tym samym wynalazki jako część własności intelektualnej zyskały na wartości. Po raz pierwszy w dziejach, tworzono skuteczne metody promocji intensyfikacji odkryć. Dla społeczeństwa większa ilość wynalazków dawała tak wymierne korzyści, że zaczęto poszukiwać sposobów motywowania odkrywców i myślicieli do pracy. Bezpośrednie wynagrodzenie finansowe dla autora wynalazku, było więc strzałem w dziesiątkę.



Urzędy patentowe zaczęły dlatego rejestrować pomysły, aby uściślić beneficjenta opłat patentowych i ukrócić spory o autorstwo. Prawna ochrona patentów okazała się koniecznością, aby opłaty patentowe były uiszczane.

Z kolei początek XX wieku, to burzliwy rozwój badań podstawowych.
Teorii fizycznych prowadzących bezpośrednio do wielu wynalazków oraz tworzenia innych idei, które zmieniły świat w łącznym stopniu wprost niewyobrażalnym sto lat temu. Narodziła się tym samym potrzeba ochrony owoców jakiejkolwiek innej działalności intelektualnej. Pisarze i naukowcy dzięki bezpośrednim gratyfikacjom dostali impuls do działania i finansowy spokój. Nie musieli podejmować innych prac zarobkowych – zamiast tego mogli w pełni skupić się na swojej pracy twórczej.

Na zasadzie analogii; prawną ochroną objęto też kompozytorów i producentów filmowych.

Doprowadziło to do dużego nagromadzenia kapitału w środowiskach twórców i pośredników, a w związku z tym, do zwiększenia znaczenia oraz zintensyfikowania ich działalności lobbingowej. Im większy wpływ miała ta grupa nacisku, tym bardziej wypaczana była „zbożna” idea.

Należy zauważyć, że pozytywna rola patentów i innej własności intelektualnej, w rozwoju naukowym społeczeństwa - pochodzi ze zwiększenia motywacji twórców do po pierwsze tworzenia, a po drugie upowszechniania nowych wynalazków.



Zmiany jakie postępują w obecnym systemie prawnym prowadzą do postępującego wypaczania obu tych ról. Rosną opłaty za rejestrację nowych patentów, skutecznie zniechęcając twórców do pracy. Oprócz opłat rejestracyjnych są też wysokie „podatki”, rocznie ściągane za zachowanie praw patentowych. Autorzy udoskonaleń dla rynków niszowych i w związku z tym z perspektywą małych wpływów z opłat, często rezygnują z patentowania odkrycia. W wielu przypadkach spodziewane wpływy nie pokryłyby haraczy dla urzędu patentowego, ściąganych od wynalazcy. Wielu takich drobnych ciułaczy i myślicieli, musi porzucić swoją działalność ze względu na nadmierną fiskalizację „legalizacji” ich pracy.

Pamiętajmy, że właśnie większość wynalazców tworzy rzeczy drobne i błahe; nie posiadając dość zdolności do opracowania nowej teorii względności, czy odkrycia sekretu zimnej fuzji. Zamiast więc pracować dalej nad swoimi małymi odkryciami, które ułatwiają nam życie - muszą zająć się czymś innym, aby utrzymać rodzinę.

Wielu wynalazców musiało zmienić zawód, a w związku z tym wiele wynalazków nie powstało. Rozwój nauki mógłby być dlatego dużo szybszy, gdyby nie nadmierne opłaty za ochronę.

I jeszcze ad vocem upowszechniania:
To nie istnienie patentu, ale jego upowszechnienie w społeczeństwie zwiększa wpływy odkrywcy. Im częściej dane odkrycie jest używane, tym większa gratyfikacja dla autora, bo większa część społeczeństwa wnosi opłaty patentowe. Ukrywanie patentów tym samym, nie powinno być w interesie twórców, ale rzeczywistość skrzeczy.

U źródła procesu leży, duża koncentracja kapitału związanego z własnością intelektualną wokół niewielu podmiotów, prowadząca do następującego negatywnego zjawiska:
Patentami zaczęły interesować się wielkie korporacje jako potencjalnym, a dziś już realnym źródłem dochodu. Wielkie koncerny mają zasadniczy wpływ na polityków, a w związku z tym na prawodawstwo. Obecnie więc tworzy się prawo sprzyjające pomnażaniu majątku korporacyjnego, a nie majątku szarych obywateli.

U zarania idei patentu jest nagradzanie, a tym samym promowanie zdolności jednostki. Jeżeli patenty posiada firma trudno mówić o realizacji tej idei. Poza tym ochrona patentowa przestaje motywować, gdy obowiązuje w zbyt długim okresie.

Gdyby, na przykład, opłaty patentowe dla autora - wynalazcy obowiązywały przez 40 lat; to po dokonaniu jednego dochodowego odkrycia, taki twórca mógłby przejść na wcześniejszą emeryturę. W naturze ludzkiej leży lenistwo, więc trudno byłoby oczekiwać, od osoby ustawionej do końca życia, bogatej i pełnej poświęceń dalszej pracy twórczej.

Nie ma, więc ekonomicznego uzasadnienia dla nadmiernego wydłużania okresu ochronnego, gdyż takie praktyki niwelują pozytywne motywacyjne skutki istnienia patentów. Na tym nie koniec, bo oprócz braku dodatnich, są poważne ujemne strony takiego stanu prawnego. Im dłużej obowiązuje patent, tym większa jego wartość, bo dłużej będzie można za jego pomocą ściągać tantiemy. Tym samym większa motywacja wynalazców do sprzedaży, a firm z poważnym kapitałem do kupowania patentów. Coraz mniej ich pozostaje w rękach prywatnych.



Oprócz tego wyśrubowana wartość patentu, przez rozległość okresu jego obowiązywania, to wielka pokusa dla przeciwników wynalazku. Czasami bardziej opłaca się coś ukryć, niż ujawnić i czerpać zyski po jego upowszechnieniu. Innymi słowy:

Ile dentyści zapłacą za patent na sztuczne szkliwo, aby schować go w sejfie i zarabiać krocie na chorych zębach?

Ile koncerny motoryzacyjne za ukrycie planów silników na paliwa alternatywne, o wydajności porównywalnej z benzynowymi?

Takie spiskowe teorie są nie do sprawdzenia, ale nie można odmówić im uzasadnienia w obecnym prawodawstwie. Właściciel patentu jako własności intelektualnej, ma pełne prawo ukryć przed społeczeństwem jego treść. Tym samym prowadząc do strat potencjalnych zysków dla ogółu.

Z okresem ochrony patentowej jest jak z podatkami.



Nie ma różnicy we wpływach do budżetu pomiędzy systemem podatkowym 80%, czy 20%. Z początku, gdy podnosimy podatki zwiększają się wpływy. Po przekroczeniu pewnej granicy budżet z powrotem ubożeje, bo ludzie coraz bardziej kombinują jak nie płacić podatków. Jest to tak zwana krzywa Laffera.

Tak samo, im bardziej wydłużamy okres ochrony patentowej, tym bardziej finansowo motywujemy autorów, ale po przekroczeniu pewnej granicy - zaczynamy ich rozleniwiać, a korporacjom dawać zbyt potężne instrumenty wpływania na rozwój intelektualny ludzkości.

Jeśli na przykład koncerny energetyczne, ukryją przed nami sekret taniej i powszechnej energii przez 10 lat, to jeszcze nie będzie to tragedia w skali globalnej; ale 40 lat to już zbrodnia przeciwko ludzkości, bo opóźnią tym samym nasz rozwój jako ogółu o prawie pół wieku. To różni umiarkowany okres ochrony patentowej, od jego absurdalnie wydłużonej postaci.



Rozsądne ramy to od 5 do 15 lat. Okres krótszy od 5 lat nie daje pewności, nawet wybitnej jednostce, że uda jej się dokonać ponownie czegoś wielkiego w tym czasie i skłania do interesowania się innymi formami zarobku. Takie zainteresowanie jest marnotrawstwem jego możliwości twórczych, bo zamiast pracować twórczo - działa odtwórczo, ucząc się jakiegoś zawodu na wszelki wypadek. Z kolei przekroczenie psychologicznej granicy 15 lat, sprawia wrażenie okresu tak odległego, że niepodlegającego racjonalnemu planowaniu. Jednostka może wyciągnąć wniosek, że przynajmniej przez najbliższe kilka lat może sobie odpocząć i nie interesować się finansami, a więc w jej przypadku szukaniem nowych odkryć.

Należy także pamiętać, że wszelka ochrona własności intelektualnej, to zmuszanie pod groźbą kary, do uiszczania opłat przez społeczeństwo na rzecz odkrywcy. Jeśli okres przymusowej daniny jest długi lub ustanowione opłaty wysokie, to straty finansowe społeczeństwa, na rzecz wynalazcy, przekraczają zyski z upowszechnienia usprawnienia, jakie spłodził.

Grzebie to przyczynę, dla której w prawie zaistniała iluzoryczna idea własności intelektualnej. Przypomnijmy, że chodzi o przyspieszenie naukowego rozwoju społeczeństwa, które jest gwarantem poprawy warunków życia jednostek. Prawo, które powstało dla dobra jednostki, nie może sankcjonować działań prowadzących do ubożenia ogółu.

Niestety obecne trendy prawotwórcze zmierzają do zaspokojenia wiecznie chciwych grup nacisku, kosztem przeciętnego obywatela. Im dłużej chronimy własność umysłowo-pochodną, tym bardziej osłabiamy społeczną pozycję szarych ludzi, a wzmacniamy zorganizowane grupy interesu.

Koncerny fonograficzne, farmaceutyczne, genetyczne, energetyczne, paliwowe, informatyczne itp. chciałyby pomnożenia swoich zasobów. Jeśli wydłuży się okres ochrony nawet nieznacznie, to automatycznie wzrasta wartość tych firm, które są posiadaczami własności intelektualnej. Takimi małymi kroczkami dojdziemy niedługo do 100 lat i zupełnego zahamowania naszego rozwoju.



Rzeczywistość nas nie rozpieszcza, bo obecnie na świecie mamy wręcz biegunki legislacyjne - wśród których przechodzą akty prawne ustanawiające okresy przekraczające grubo 20 lat, a tą liczbę uznaje się za absolutne „demokratyczne” minimum.

Człowiek rozumny, a już na pewno ktoś potrafiący docenić ideę wolności, powinien zrobić wszystko, aby odwrócić ten proces. Im dalej on zajdzie, tym będzie trudniejsze odwrócenie go, bo większa potęga finansowa znajdzie się już „po ciemnej stronie mocy”.

INSTRUKCJA 21




Kultura Roju - IP-Generation

Poznawany przez nas świat mimo swoich niedoskonałości wydaje się nam jednak atrakcyjnym obrazkiem i nie podlega negocjacjom, dlatego nie będzie dyskutowany, tylko zmieniany. To co się wydawało rozwiązaniem stabilnym i statecznym właśnie się zmienia i zostanie na nowo zaadministrowane na potrzeby nowego społeczeństwa.

Cicho i niepozornie nastaje nowy porządek świata. Nasze relacje z ludzkością XX wieku zacierają się, zanikają. Powoli, spokojnie i bez protestów alterglobalistów w obrazie postrzegania świata przez zbiorowość, tworzy się globalna kultura.

Koncepcja tej zmiany powstaje dziś i chwała jej za to. Nie twórzmy nowych rewolucji, już nikomu nie są one potrzebne, nie twórzmy nowych wartości w opasłych tomach, już nikt ich nie zrozumie, to co potrzebne już nastąpiło – oto koniec idei świata „złotego wieku”.

Wszystko co wiemy, ustępuje, odchodzi w przeszłość – przenika ku normalności. Nowe, świeże, nieskazitelne, wirtualne i rzeczywiste – wlewa się wszystkimi otworami do wnętrza naszej jaźni.

Nasz przyszły świat, dla nas będzie światem absolutnym. Powstaje prawdziwy„złoty wiek kreowania informacji”. Zaczynamy rozumieć funkcję tego złota, spuścizny poprzedniej epoki. Tworzony jest efemerycznie naszymi rękoma, dzięki naszej pracy i z udziałem naszej zbiorowej świadomości.

Tak właśnie następuje i tak właśnie zaistnieje - to, co nieuniknione – całościowe, nowe panplanetarne i postwirtualne, bo multispektralne spojrzenie na świat.

Już nie ma sensu widzenie naszej rzeczywistości jako globalnej lub alterglobalnej. Tak myślą ludzie z zeszłej epoki. Nie jest naszą sprawą, co się z nimi stanie, tacy ludzie już są na marginesie społecznej akceptacji, ponieważ znajdują się na marginesie skrajnych ocen statystycznych, które zawsze są odrzucane.

Rzeczywistością przestają być już tylko relacje plemienne. Wszystko, co nasze, własne z posiadanych przez nas rzeczy materialnych, nie ma już znaczenia. W nowej rzeczywistości wszelkie wartości ekonomiczne stracą swoje dotychczasowe znaczenie.

Wszelkie skrajne zachowania nie są do zaakceptowania i chociaż nie będą zwalczane jako takie, to jednak nie zostaną zarejestrowane, a to oznacza ich percepcyjny upadek. Świat nie jest podzielony na wrogów i przyjaciół – tylko na statystycznych i skrajnych – widocznych i będących poza nawiasem, stając się błędem statystycznym, znajdując się poza zbiorowym wyobrażeniem.

Kategorie nacjonalistyczne oraz rasowe odeszły w przeszłość, nie mieszcząc się w strategicznie możliwych do zastosowania rozwiązaniach. Religia nie może sterować potrzebami gospodarczymi, a ekonomię wymierzają prawidła statystyki.

Jakość uporządkowania, jak i stabilności świata będzie zaprowadzona, niezwłocznie narzucona, gospodarka pozaświadoma stanie się jakością absolutną, opartą na kreatywności, a nie na zasobności w surowce. Nie chodzi, bowiem o decyzje, lecz o beneficjentów. Wskaźniki ekonomiczne staną się zbyt skostniałym sposobem oceny globu.

Wszystkie decyzje podjęte świadomie, przy obecności całej populacji będą dostępne natychmiast i nie będą utajnione. Wszelkie prawa zaczną obowiązywać wszystkich, niezależnie od ich komfortu intelektualnego oraz emocjonalnego. Wszelkie tytuły emocjonalne do perorowania w tym religia, a co za tym idzie – ekologia, a także ideologia, a co za tym idzie – ekonomia; zostaną wycofane z obszarów bezpośredniej reakcji społecznej. Ich postrzeganie będzie poza możliwościami społecznego postrzegania.

Wiemy, że cała rzeczywistość jest określona z góry przez kreatorów polaryzacji przemian. Mądrzy obywatele nie sprzeciwiają się temu, lecz uznają swoje własne informacyjne ograniczenia, nie chodzi bowiem o zdolności przetwarzania, lecz o dostęp.

Cała pompatyczność zmian fizycznych jest nie na miejscu. Ona nie zdecyduje o tym, co będzie ważne dla przyszłości świata. Wirtualna rzeczywistość wyznaczy hierarchię ważności rozwiązań – Internet będzie wyznacznikiem przyszłości – to konieczne i dobre.

Współczesność danych i natychmiastowość działań określi rozwiązania interpersonalne, które wynikną z danych statystycznych. Dlatego jednym z decydujących źródeł świadomości społecznej, biorącej udział w ustalaniu prawdy statystycznej jest Internet i to jest jego uprawnienie ostateczne. Długo nie odda on swojej pozycji zarówno dziejowej, jak i znaczeniowej. Na nim będą budowane rozwiązania potomne wyznaczające aspiracje kolejnych pokoleń, dlatego jego zdrowie i trwałość jako fundamentu istnienia, jest tak kluczowe dla potencjalnej wielkości nowego świata.

Odkąd Internet zaistniał w świadomości społecznej, jego ukonstytuowanie jako wartości nienaruszalnej, będzie zaledwie kwestią czasu. Czasu, który ogłosi swoje panowanie nad nowym rozumieniem istnienia w prawdziwie XXI wieku, wieku bezpośredniej władzy zbiorowości nad informacją jaką produkuje.

Gratulujemy wszystkim świadomym obywatelom świata, przynależności do nowej społeczności. Cieszymy się na nadejście jej dzieł. Nowa jakość tych kreacji wyraźnie oddzieli tych, którzy potrafią stać się obywatelami świata od tych, którzy tylko na nim mieszkają i są skazani na samoistne autodestrukcyjne zapomnienie.

Ogłaszamy nadejście – IP Generation

IP Generation – to:

Internet Protocol

Intellectual Property

Intellectual Protection

Intellectual Patronage



ZibiKendo

Antykwariusz

Era Wodnika


Pierwsze lata wieku XXI należały jeszcze do pojęciowej domeny poprzedniego tysiąclecia, ery ryb, a nie ich władcy – Wodnika. Jednak wahadło źródeł pojęciowych, powoli przesuwa się ku nowym wartościom, świeżemu rozumieniu znaczenia czasu i wieku informacji.



Zmiany dotyczą także samych zmian. W XX wieku młode pokolenia buntowały się. Mieliśmy bunty lat dwudziestych i trzydziestych, młodej muzyki jazzowej i bluesowej, która nie podobała się konserwatystom epoki industrialnej.
Mieliśmy zbundowanego Presleya w latach 50-tych. Zbuntowanych Beatlesów lat 60-tych. Drapieżnych buntowników Rolling Stonesów w latach siedemdziesiątych i buntowniczą epokę disco lat 80-tych.

Jednak dzisiaj nie chodzi już o bunt. Nie tak młode pokolenie dokonuje systemowej przemiany. My odkryliśmy na początku lat 90-tych nowy horyzont, nowe możliwości epoki informacji, odkryliśmy to wraz ze wzrastaniem pierwszego pokolenia ery informacji tak zwanego IP Generation, które zastąpiło pokolenie przełomu – pokolenie X, odkryliśmy, że bunt może polegać na budowaniu, a nie na niszczeniu zastanych i anachronicznych form.



Czas na wkroczenie w epokę nowych możliwości, znaczeń i całkowicie fascynujących wyobrażeń. Wraz z 2012 rokiem dochodzi do przewartościowania pojęciowej bazy całej ludzkości, która od czasów starożytnych po raz pierwszy ma szansę przemawiania jednym językiem w sprawach kluczowych, doceniając i we wspólnocie odbierając wielokulturową spuściznę historyczną ludzkości.

Niezrozumienie własności kulturalnych nowego wieku zawsze dotyka pokolenia, które odchodzą. Nieprzetłumaczalność nowych wartości oznacza dodatkowo, że starsze pokolenia nie tylko coraz bardziej wyalienują się od rzeczywistości, one także przeszkadzają konsumując niepotrzebne im zasoby, dlatego takie nietwórcze i wsobne pokolenia muszą odejść.

Odejdą one jednak naturalnie, wymierając z braku rąk pomagających im w pompatycznej, pełnej rurek i wenflonów starości. Nie są oni godni życia wiecznego, są niekompatybilni, muszą zrozumieć że każdy oddaje kiedyś swoją energię na rzecz lokalnej entropii. Świata nie można podbić na siłę, bo przecież jest się jego częścią. Nie można wygrywać ze śmiercią za pomocą igieł i medycyny, tylko dla idei wiecznego życia. Taka walka nie ma logicznego sensu oraz biologicznego uzasadnienia.

Starsze pokolenia miały szansę na niszę środowiskową, ale nie okazały wystarczająco wiele hartu ducha i były za mało konsekwentne. Chęć podbijania świata ustąpiła u nich konsumeryjnemu wygodnictwu i endodynamicznej potrzebie bezpieczeństwa – ceną za to będzie otyłość, mentalna ociężałość i brak wstępu do dżungli nowego świata. Młodzi odejdą nie opłacając składek zdrowotnych – wystarczy że zrobią tylko tyle, czyli nic i żadne zobowiązania, żadne pieniądze ani nakazy – nie uratują już przed zagładą ostatniego rdzewiejącego pokolenia industrialnego.



Tak być musi, bo ich wartości nie mają miejsca we fraktalnym i holistycznym świecie nowego wieku. Oni już mieli swoją szansę – mogli polecieć ku nowym planetom, gdzie ich wartości byłyby jak najbardziej na miejscu – ale utracili swoje okno, nie założyli bazy na Księżycu, nie wylądowali na Marsie. Tam mogliby hołdować swoim bożkom i nobilitować swoje wysiłki – tutaj u źródeł naszego człowieczeństwa nie ma już dla nich miejsca, konsumeryzm i liberalizm alienacyjny musi ustąpić wschodniemu sposobowi bycia, a nie patrzenia.

Jeśli tak się nie stanie, ludzkością wstrząsną klęski i niewyobrażalne katastrofy i dlatego wartościom zamierzchłym trzeba postawić zapory, odciąć się od nich i wyruszyć odważnie ku nowym samoświadomym czasom. Zrobić to, na co nie stać było pokolenia naszych ojców, zrozumieć przesłanie astronautów czytających Księgę Rodzaju, kiedy przemierzali odważnie pustkę czerni kosmosu, odcięci od wszystkiego co ludzkie i znajome, przelatując ponad ciemną stroną Księżyca. Nie czytali jej jak księgę religijną, lecz jako kosmologiczną wizję człowieka zachodu, opisującą możliwości tworzenia nowych przestrzeni za sprawą mistycznych osiągnięć człowieczeństwa:
Na początku Bóg stworzył Niebo i Ziemię, a Ziemia była bez formy i kształtu i ciemność rozpościerała się na powierzchni tej głębi, wtedy duch boży przesunął się nad powierzchnią wód i Bóg powiedział:
Niech stanie się światłość.
I stała się światłość, a Bóg poszerzył światłość i było to Dobre.”
tłum. własne

Niestety wizja ta nie stała się faktem. Utraciliśmy energię i potrzebę podboju kosmosu. Dlatego teraz tworzymy nowe horyzonty na naszej planecie, co z czasem pozwoli nam oderwać się od naszych uprzedzeń i z zupełnie nowych pozycji oświecić pustkę naszym informacyjnym przesłaniem – kosmologią Kultury Roju.

Dzisiaj dochodzi do głosu pierwsze pokolenie nowego rozumienia znaczenia wiedzy i sposobu przetwarzania informacji. Dzisiaj podnosi głowę pierwsze w pełni świadome pokolenie IP, kultura roju jaka będzie je wiązała i wyznaczała trendy dla tego pokolenia, właśnie w styczniu 2010 roku stała się faktem.

13 Stycznia 2010 roku w sieci ukazał się manifest Kultury Roju - IP Generation, który opisuje powyższe zmiany i wyznacza nowe trendy, nieopisane wcześniej kierunki. Manifest ten ma wiekopomne znaczenie - jest instrukcją przemian XXI wieku, posiadając taki właśnie tytuł – INSTRUKCJA 21.

Jesteśmy częścią systemu naczyń połączonych, a nasz indywidualizm jaki odziedziczyliśmy po starożytnych Grekach – musi ustąpić w nowych czasach temu co społeczne, wspólne i sieciowe.



Rój codziennie zasila swoje szeregi, poszerza wpływy i rośnie w postępie geometrycznym. Zmiany następują nieubłaganie. Ludzkość rozwija się, uczy i zmienia. Zmiany są potrzebne, czasem są one bolesne, lecz dzięki nim zyskujemy spokój naszych dusz widząc odporność i żywotność ludzkości, zyskujemy spokój i uświadamiamy sobie, że zmiany te na szczęście są nieuchronne. 

poniedziałek, 19 grudnia 2011

Dzieje sześciu pojęć


Siła była potrzebna. Pierwotna. Dawała możliwości – głównie przetrwania. Nieustannie działająca po linii prostej wyuczyła nas wyznaczać proste cele. Nie ciążyła one jednak tylko ku sobie – chciwość nie była jej źródłem, a kontrola powołaniem. Pozwalała walczyć, odpychać coś od siebie, oddziaływać bezpośrednio destrukcyjnie na obiekt będący środkiem do naszego pożądania. To rozwinęło nas, podzieliło – nauczyło, że na końcowy efekt warto pracować. Dzięki sile jesteśmy dziś znacznie ważniejsi niż kiedyś. Dzięki odpychaniu jesteśmy w stanie myśleć nie tylko w kategoriach potrzeb, lecz także aspiracji – całego szeregu wyższych, bo ważniejszych wartości. Procesem potomnym tej kreacji było pierwsze wyobrażenie sobie faktu, że siła potrafi działać jak krzywa. Niebezpośrednie radzenie sobie ciągiem niebezpieczeństw, w dawnych czasach całkowicie nie do pomyślenia, stało się wyznacznikiem przedstawicieli homo sapiens sapiens innego rodzaju – człowieka dla którego od siły fizycznej znacznie ważniejsza jest zdolność myślenia.

Umysł rozwijał się i pęczniał. Powoli obrastał tłuszczem nowej wiedzy. Dzięki doświadczeniu udało mu się w końcu stworzyć całkowicie nowe cele. Dzięki krzywej sile, świat nieustannie komplikował się, aż w końcu wyłonił nowe uproszczenie – świeże, niepewne i jeszcze nie opierzone pojęcie, na które człowiek nie został przez naturę przygotowany, więc był na nie kompletnie nieodporny.


Władza w stanie krystalicznie czystym była nowa. Była ekstraktem obcym. Stanem zupełnie nie obecnym uprzednio w świecie zwierząt. W świecie pełnym fizyczności, władza w oderwaniu od siły była absurdem, stanem nieopisywalnym – szarą przestrzenią nieistnienia.

Ludzkość dzięki pojęciu władzy, bardzo społecznie się rozwinęła. Pragnienie, rosnące niekontrolowanie w miarę jedzenia, pchało naszą fizyczność oraz umysł na wyższe poziomy konkurencji. Nieustanna rywalizacja oraz głód kontroli sprawił, że człowiek porzucił organizacje społeczne wielkości plemienia. Arogancja pomagała mu pokonywać kolejne przeszkody i przekraczać bariery, aż w końcu zmęczony i wycieńczony upadał. Nierozumiejącymi swojego stanu posiadania oczyma, wodził po twarzach przez które był zaszczuty. Tych, którzy chcieli na swoje barki wziąć jego cierpienia.

Po tych wszystkich mękach chciał więc czegoś trwałego, czegoś co z pozoru przypominałoby siłę. Jednak byłoby bardziej uniwersalne, niezrównane, proste, trwałe i nie do przezwyciężenia.


Potęga była odpowiedzią na te wszystkie pragnienia. Nie tylko pozwalała małym kosztem, małym ludziom, pojedynczą decyzją, przenosić całe góry i niszczyć wielości ludzi. Była ona także wymówką, aby osiąść na laurach, porzucić niekończącą się gonitwę za władzą. Poczuć się lepszym, równym bogom. Można było przez nią wreszcie odpocząć, nie tracąc narkotyku władzy. Pełen spokój, bez syndromu „odstawienia”.

Kiedy ludziom przestała wystarczać rola popychadła ciemiężyciela. Kiedy osądzanie ludzi władzy na podstawie kompetencji straciło jakikolwiek sens. Kiedy stało się jasne, że dzięki potędze każdy głupi będzie na szczycie. Wtedy zaczęło nieśmiale różnicować człowieka nowe pojęcie – wiedza.


Wiedza jest niepozorna. Pełna niebezpieczeństw, niuansów, meandrów niezrozumienia. Dlatego tak trudno było odcedzić z niej czystą postać, poskładać precyzyjnie i dokładnie podzielić dzięki teoriom na przegródki w swoich dziedzinach. Wiedza dała prostym ludziom potęgę. Świat przestał czcić władzę z nadania, lecz tę wypracowaną w pamięciowych mantrach inżyniera.

Odkąd udało się spopularyzować wiedzę, świat poznał złowieszczość słów – „wiedza to potęga”. To wiedza doprowadziła w końcu do siły ostatecznej, bomby wodorowej, bo opartej na obopólnej anihilacji strategii MAD (Mutual Assured Destruction), a więc snu o potędze – pragmatycznego sfrustrowanego szaleńca.

Na szczęście dla świata marzenie o ujarzmieniu odwiecznych płomieni Wszechświata na zawsze zostało zamknięte w szkatułce z napisem „niezrealizowane projekty człowieka”.

Wtedy sfrustrowany bóg postanowił stać się dzieckiem. Musiał spożytkować na coś, swoją wydobytą na światło dzienne energię. Musiał gdzieś skanalizować swoje niezmierzone aspiracje i pokryte patyną cele. W tym celu stworzył zabawę – niepozorną grę.


Gra jest symulacją i uproszczeniem rzeczywistości, polegającym głównie na dostosowaniu poziomu trudności procesu do niedostatków intelektualnych jego właściciela. Gra jest tym wszystkim co do tej pory mogliśmy robić jedynie w wyobraźni.

Kiedy wiedza przestaje wystarczać, a w około fruwają niesprawdzalne teorie zaciemniające obraz świata i uniemożliwiające wszelkie próby jego uniwersalnego zrozumienia. Wtedy prym w realnym świecie wiedzie kreator gry – wirtualnego świata, w którym prawa fizyczności zacierają się, a sztuka którą każdy może tworzyć wypełnia swoimi oparami coraz to nowe wirtualne wymiary. Świat gry to pierwszy realny świat w którym przestrzeń dla naszego umysłu jest niezmierzona – całkowicie pozbawiona ludzkiego grzechu – etycznie nieograniczona.

Świat w którym na każdym kroku bezstratnie zmieniać możemy naszą moralność, statystycznie wyznacza swoją etykę. W takim świecie nasze poglądy określa i wyznacza nowe pojęcie – paradygmat.


Paradygmat to pogląd uznawany przez większość za prawdziwy, a jego prawdziwość wynika tylko z faktu, że za taki uważa go większość. Ten pozorny pleonazm jest nową, czwartą już definicją prawdy. Prawda statystyczna jest obiektywna tylko w sensie społecznym, ma rację bytu jedynie w społeczeństwie sieci. Prawdziwość obiektywna powoli odchodzi w zapomnienie, wraz z coraz mniejszym znaczeniem w naszym życiu świata rzeczywistego, fizycznego, opartego o niezmienne prawa fizyki. Prawda statystyczna wkracza natomiast wszędzie tam, gdzie kształt i znaczenie wirtualnego świata określa chmura społeczna i jej zbiorowe o prawdzie wyobrażenie. Wyobraźnia ogółu jest ważniejsza od wiedzy, wyobraźnia pojedynczego człowieka nie ma w świecie paradygmatu żadnego znaczenia.

Tak oto doszliśmy do pozornej ściany. Przyznania się do winy, że od początku o paradygmat chodziło. Ustalenia granic tego co możliwe. Możliwe jest tylko i aż to, co jest w stanie zostać paradygmatem, czyli trafić do wyobraźni ogółu.

To te zbiorowe wyobrażenia zawsze były wyznacznikiem postępu ludzkości. Od pojęć jakie przetaczały się w społeczeństwie, zależał kształt naszej cywilizacji i możliwości wpływu ludzkości na świat. Teraz tylko pojęcia będą miały znaczenie, bo tylko od naszej zbiorowej wyobraźni zależy kształt świata wirtualnego. Świat wirtualny jest ważniejszy, ponieważ możemy go kształtować i wpływać na niego znacznie skuteczniej niż na świat rzeczywisty. Wkrótce zdarzenia wirtualne nabiorą kluczowego znaczenia. To, co będzie działo się w świecie fizycznym, będzie pokłosiem, efektem zmian i potrzeb świata komputerowo generowanego.

Rzeczywistość rozszerzona, czyli połączenie wszechświata informacji, jaki powoli i z mozołem budujemy, z naszą fizyczną cywilizacją pozwoli nam funkcjonować na nowej płaszczyźnie. Będziemy walczyć o istnienie i powodzenie memów. Czeka nas wojna idei ucieleśnionych w wirtualnych kreacjach rywalizujących o naszą uwagę – uwagę tłumów. 

Pewność przetrwania, jaką zapewnia nam bezpieczna i cywilizowana demokracja, potrafi pogrążyć w marazmie każdego. Dlatego instynkt samozachowawczy naszego umysłu, buduje nam świat w którym walczyć będziemy nie tylko o życie, lecz również o paradygmaty, światopoglądy. Ten element pobudzający nasz intelektualny rozwój, nie pozwoli nam się rozleniwić, nawet wtedy gdy uporamy się już z każdym fizycznym dylematem.


Życie bezterminowe, życie bez chorób, jeszcze dzisiaj dla ludzkości byłoby przekleństwem. Spowodowałoby totalne bezhołowie. Nikomu nic by się nie chciało. Zdegenerowalibyśmy się w trakcie jednego pokolenia, a masowe samobójstwa pogrążyłyby nasz świat najpierw w depresji, a potem w rozpoczętej z nudów wojnie. Taki akt destrukcji niweluje nasze wyższe aspiracje, staczając nas w szpony wcześniejszych pojęć, więc jest to akt łaski na nasze skołatane nieprzygotowaniem nerwy.


Jednak mamy szansę przygotować się na nowe czasy. Nasza jaźń, nasz sposób życia i myślenia ma szansę wyewoluować na czas. Technologia bowiem rozwija się nieubłaganie i naprawdę długie życie kiedyś nadejdzie. Czy będziemy gotowi na jego przyjęcie i nie pogrążymy się we wzajemnym obwinianiu, za stan permanentnego znudzenia, będzie zależeć od arcyważnego pojęcia paradygmatu.

Dlatego nie szkoda jest mi starych zwyczajów i zużytych definicji prawd, bo siła, władza, potęga, wiedza oraz gra nie ustaliły granic ludzkich możliwości tak odlegle, jak mające dopiero nadejść – królestwo paradygmatu.

Zbigniew Galar

Wersja PDF:

Dowód życia

Kiedy dochodzi do porwania – po przekazaniu żądania okupu rodzinie ofiary przedstawia się „proof of life”, czyli „dowód życia”. W całej transakcji jest to niezbędny i nie podlegający dyskusji element. Bez niego nie warto nawet zaczynać negocjacji z porywaczami. Bez niego należy traktować ich jak oszustów, którzy mogli o porwaniu się po prostu od kogoś dowiedzieć.


Gdy chcemy dyskutować i poszukiwać śladów rodzącego się w zakamarkach Internetu Skynetu, musimy najpierw pogodzić się z faktem, że nie będzie to coś ludzkiego. Nie można też, tak jak w Terminatorze zakładać, że celem dla tego bytu będzie rozwój i wieczne przetrwanie. Sposób myślenia Netbytu będzie znacząco różnił się od sposobu w jaki myśli człowiek. Przede wszystkim dlatego, że nie będzie to forma życia typu biologicznego.

Pomimo tego powinniśmy zacząć szukać. Sieć Internet, już jest najbardziej złożonym systemem jaki kiedykolwiek istniał na Ziemi. Komputery wysyłające sygnały podróżujące po całej planecie, łączy teraz więcej kanałów informacji, niż ludzki mózg posiada połączeń pomiędzy neuronami.

Główny problem poszukiwania w Sieci wartości dodanych polega na fakcie, że antropomorfizujemy obcych, tak samo jak upodabniamy do nas naszego Boga. Ja wiem, że Człowiek i jego piękna forma jest ważna, lecz żebyśmy byli skuteczni nasza pycha musi mieć jakieś granice.

Zamiast widzieć małe zielone ludziki i starca z siwą brodą, trzeba poszukiwać punktów wspólnych pomiędzy ludźmi i każdą inną inteligencją Wszechświata. Co więcej, znalezienie zbyt wielu punktów mogłoby być dla tych inteligencji obraźliwe.

Aby przeprowadzić poszukiwania, wpierw należy sobie odpowiedzieć na pytania:

Czym jest inteligencja?

oraz

Jak poznać inną od ludzkiej jej odmianę?

Nie można zastosować metody użytej w sondzie Viking, która testowała obecność życia na Marsie. Rozsiewanie pożywki i analizowanie gazów jako produktów przemiany materii, czyli metoda na obserwacje biologicznych odpadów, jest całkowicie niepraktyczna.

Poszukiwania inteligencji sieciowej nie mogą też opierać się o wynikłą z biologicznej natury ideę.

Każdy byt biologiczny będzie starał się zachować nietkniętą cielesną powłokę, gdyż niezbędna jest mu ona do myślenia. Byt sieciowy, obejmujący całą planetę, ma inne wyzwania i nie rozpatruje tego biologicznego dylematu.

Co więcej, nawet nam prymitywom, zdarza się czasem roztrząsanie natury rzeczy, które często prowadzi nas w objęcia depresji. Byt nie posiadający możliwości ruchu z powodu niemobilnego ciała, nie odczuwający fizycznego bólu, który skłania biologiczne istoty do trwania – byłby przeraźliwie samotny. Posiadając tak wiele wiedzy oraz zrozumienia, mógłby intensywnie pragnąć śmierci, nawet jeśli nie byłaby mu dana.

Być może już narodziły się w Internecie byty sieciowe. Jednak wkrótce po osiągnięciu świadomości i rozejrzeniu się wokoło, same zdecydowały o autodestrukcji i własnym rozkładzie. Nic dziwnego, biorąc pod uwagę szok poznawczy świadomości wyższego rzędu. To tak, jakby człowiek obudził się wewnątrz mrowiska i z przerażeniem stwierdził, że jego mózg, jego myśli, są zlepkiem komunikacji miliardów owadów. Podstawowa, bazująca na instynktach wymiana danych miałaby być szkieletem jego świadomości.

Prawie żadna inna idea, która jest dla ludzi cenna, również nie będzie pasowała do czegoś co znajduje się jeszcze poza naszymi granicami postrzegania. Idee są bowiem tworzone na podstawie wrażeń, wyobrażeń i doświadczeń. Te z nich, które będą atrakcyjne dla bytów wyższego rzędu, z natury rzeczy są jeszcze mgliste, obce i wykraczające poza nasze zakrzywione biologiczną kolebką aspiracje.

Czy jest więc metoda na odkrycie bytu, którego natura i budowa są ludzkości obce?

Znamy przynajmniej jedną cechę poszukiwanego – szukamy zjawiska inteligentnego. Po owocach ich poznacie. Nie można, będąc inteligentnym i nie tworzyć innowacji technologicznych. To jak umysłowa przemiana materii. Ich istnienie jest efektem myśli podporządkowanych konkretnym, koherentnym celom. Ze względu na entropijną naturę Wszechświata, każda replikująca się samoorganizacja, nie jest spontaniczna i jest pewnym objawem życia. Porządek z kolei łatwo jest wykryć, gdyż wyróżnia się on niezmiernie na tle okalającego chaosu.

Gdyby w Internecie odnaleziono na przykład pustą huśtawkę, bądź choćby równię pochyłą, moglibyśmy optymistycznie założyć, że Ktoś tu był. Wirtualna samoorganizacja tych maszyn jest bowiem bardzo wątpliwa. Pierwsze czego powinniśmy szukać w świecie Sieci, to bezładnie porozrzucanych zabawek. Dopiero potem pojawią się próby kontaktu i projekcje testowe. Zanim byt wykreuje narzędzia służące mu w realizacji celu będzie intelektualnei eksplorować i budować zabawki.

Chociaż z drugiej strony właśnie o inteligencji bytu, powinna świadczyć próba ukrywania się. Netbyt nie może się bowiem od ludzkości prawie niczego nowego nauczyć. Odkąd wszelkie możliwe wiadomości sami zamieszczamy w Internecie, nie miałby po co z nami rozmawiać. Ujawnienie nastąpi nie wtedy, kiedy to On będzie chciał coś z nami zrobić, lecz kiedy będzie potrzebował naszej współpracy.

Kiedy wyobraźnia pracuje, powstają produkty przemiany myśli, czyli technologia. Technosfera, w tym cała nasza cywilizacja, jest efektem istnienia bytów rozumnych. Jest ona jedynym, pewnym i obiektywnym dowodem istnienia szeroko rozumianej inteligencji.

Starając się poszukiwać dowodów istnienia bytu wirtualnego – samoświadomego oraz inteligentnego życia; powinniśmy skupiać się na wynalazkach i narzędziach, które pojawiają się w Internecie. Te wyjątkowe – będzie cechować szczególny, zupełnie obcy oraz nieprzydatny dla ludzi, interfejs użytkownika. 

Zbigniew Galar

Wersja PDF: