Dla humanisty, żyjącego
pośród najnowszych wynalazków trzeciego tysiąclecia
najważniejsze, kluczowe i najbardziej wpływające na codzienne
życie są tylko dwa odkrycia pojęciowe – przemiany energetyczne
oraz względność czasu.
Co do tego ostatniego, to
dobrze wiemy kto był za niego odpowiedzialny – jedyny i
niepowtarzalny, gwiazda popkultury, symbol naukowca i nauki pośród
maluczkich – Albert Einstein.
Z kolei pierwsze z odkryć,
czyli zmiana paradygmatu myślenia ze średniowiecznego
intuicjonizmu, na współczesny i naukowy – umożliwiła nam
kobieta.
Émilie du Châtelet
markiza Chatelet, umożliwiła rozpowszechnienie się idei, która
stała się podwaliną rewolucji przemysłowej, myślenia
inżynierskiego oraz wszelkich przemian naukowych, jakie zapewniły
nam dzisiejszy powszechny, jeszcze kilkaset lat temu niewyobrażalny,
dobrobyt.
To jej zawdzięczamy
wszystkie nasze sukcesy, gdyż śmiem twierdzić, że to jej właśnie
zawdzięczamy największy sekret nauki – sekret inwencji.
Zaczęło się klasycznie
od sporu pomiędzy mężczyznami – matematykiem Leibnizem, a
fizykiem Newtonem. Leibniz i Newton konkurowali na wielu polach,
niezależnie od siebie odkryli różniczki i całki. Jednak co dla
tej opowieści kluczowe, mieli skrajnie różne spojrzenie na
podstawy przemian energetycznych, podstawy tego co dzisiaj określane
jest mianem – fizyki.
Newton intuicyjnie
twierdził, że jeśli obiekt poruszać się będzie dwa razy
szybciej, to będzie on miał dwa razy większą energię, z kolei
Leibniz – człowiek opętany królową nauk (to on wynalazł
pierwszy rachunek różniczkowy i całkowy), nie miał takich
zdroworozsądkowych uprzedzeń. Twierdził, że energia obiektu, a
więc możliwość wykonania przez niego pracy, moc przebijania się
przez przeszkodę – rośnie czterokrotnie, jeśli podwoimy jego
prędkość.
Problem w tym, że spór
ten był w tamtych czasach akademicki, bez znaczenia praktycznego.
Ponadto, pozycja w hierarchii naukowej Newtona była znacznie wyższa
niż Leibniza. Dlatego paradygmat guru intuicji obowiązywał, a
spierający się z nim Leibniz był ignorowany i lekceważony.
W tym miejscu naszej
opowieści pojawia się markiza Chatelet. Będąc bowiem kobietą i
nie posiadając tak naturalnie u mężczyzn wyrobionego uwielbienia
dla hierarchii dziobania, nie miała uprzedzeń co do walki o prawdę,
potrafiła też myśleć jak naukowiec – wyciągać wnioski na
podstawie empirystycznego doświadczenia.
Napisała o tym sporze
książkę, która odbiła się szerokim echem w świecie naukowym,
gdyż opisała w niej bardzo prosty i obrazowy eksperyment –
przeprowadzony już praktycznie oczywiście przez kolejnego mężczyznę.
Zrzucał on po prostu
ołowiane kulki na glinę. Po zrzuceniu jej zmierzył głębokość
krateru, następnie zrzucił ją z dwa razy większą prędkością i
okazało się, że wgniecenie było czterokrotnie głębsze.
Ten wynik przeczył
zdroworozsądkowemu pojęciu o świecie, przeczył opinii wysoko
postawionej hierarchii uczonych z Newtonem włącznie, a był tak
prosty do zrozumienia i powtórzenia, że nikt nie mógł mieć co do
konsekwencji tego odkrycia żadnych wątpliwości.
Problem polegał więc na męskim
zwyczaju niepodważania tego, co zostało już raz ustalone oraz
potwierdzone – przez tak zwane autorytety. Tylko kobieta mogła z
tym coś zrobić, facetom zabrakłoby po prostu odwagi. Co więcej, rewolucyjne poglądy propagowane w ówczesnych czasach przez kobietę, której żaden
mądry i uczony facet nie potrafił udowodnić, że się myli – były ogromnie ciekawe i po prostu musiały być prawdziwe. Gdyby nie były to od razu zniszczono by tę kobietę siłą autorytetu męskich argumentów.
Gdyby świat dzięki
odważnej markizie nie dowiedział się dwóch podstawowych rzeczy:
„nie wszystko co
oczywiste jest prawdziwe, nawet jeśli tak twierdzą autorytety”
oraz
„wszystko czego nie
wiemy o świecie jest ciekawe i można to wykorzystać”,
wtedy do dzisiaj
siedzielibyśmy po zamkach i kurnych chatach, grzejąc się przy
opalanych drewnem kominkach, a do rewolucji przemysłowej i naukowej
w ogóle by nie doszło.
Voltaire po jej śmierci z
powodu urodzenia w wieku 43 lat czwartego dziecka, obdarzył osobę
markizy niezwykłym komplementem:
„To był wspaniały
człowiek, którego jedyną wadą było to, że urodził się
kobietą.”
Mężczyźni mają lepszą
kondycję od kobiet, ale na dłuższą metę okazuje się, że nie
jesteśmy wcale lepsi. Jeśli wyścig trwa dłużej niż dwa tygodnie
– kobiety odzyskują straconą odległość, wielotygodniowy wyścig
jest wyrównany do ostatniego kilometra.
Mężczyźni są skrajni,
kobiety uśrednione – znormalizowane. To powoduje, że tak wielu
jest wśród mężczyzn idiotów, jednak jest równie dużo pośród
nich geniuszy.
Na szczęście dla
mężczyzn (dlatego rządzą światem) mężczyźni wypracowali sobie
przez wieki prób i błędów, odpowiedni system zarządzania swoimi
skrajnościami. Zamiast współpracować i negocjować jak kobiety,
najpierw ustalają oni męską hierarchię. To bardzo szybko i
sprawnie odsuwa od stołu negocjacyjnego totalnych kretynów. Po
prostu pod groźbą pięści karze się im siedzieć cicho – dzięki
temu męska dominacja trwa od tysięcy lat, bo mają oni na tyle
samozaparcia, aby sprawnie, brutalnie i skutecznie odsiewać ziarna
od plew.
To powoduje, że
decydujący głos mają mężczyźni ponadprzeciętni – geniusze, a
kretyni leżą pijani w rowach, nie starając się wpływać na obraz
oraz aspiracje współczesnego świata – i to jest ta dziwna
przyczyna męskiego sukcesu. Zdolność do samoupadlania się.
Jednak jest to również
główne zagrożenie dla współczesnej cywilizacji. Podział
pieniędzy, grantów naukowych zależy od politycznej pozycji
naukowca, a nie od jego specjalizacji i faktycznych predyspozycji.
Dominacja męskiego sposobu myślenia w nauce, ogranicza rozwój
ludzkości, z każdym mijającym rokiem i siedzącym cicho (a mającym
rację) mężczyzną naukowcem.
Hierarchizacja wpływów i
postaw, to główny powód dla którego mucha Arystotelesa trwała
przez ponad 300 lat niepodważona. Każdy widział na co dzień, że
mucha ma 6 nóg, pomimo tego przez kilkaset lat naukowcy twierdzili
że 4, ponieważ tak napisał sam wielki Arystoteles. Ci pseudo
naukowcy, to byli oczywiście mężczyźni. Kobiety poradziłyby
sobie z tym problem od razu, bo w swojej naturze zamiast z góry
ustalonego miejsca w szeregu mają zapisane ciągłe negocjacje –
one dzielą się zadaniami, a my dzielimy się kompetencjami.
Niestety w efekcie do
dzisiaj stada baranów przemierzają drogi, rozbijając się na
drzewach i powodując tysiące zgonów każdego roku, nie
dostosowując prędkości do możliwości hamowania, ponieważ
odziedziczony po intuicjoniście Newtonie sposób postrzegania ruchu,
każe im patrzeć na prędkościomierze.
Nie wpadną na to męskie,
zacietrzewione świnie, że droga hamowania zależy od energii
samochodu, a nie od strzałeczki kilometrów na godzinę, która
wielokrotnie zakłamuje nasze postrzeganie i daje fałszywe poczucie
bezpieczeństwa na drodze.
Nie wpadną na to nasi
polityczni decydenci, że brak wskaźnika energii na desce
rozdzielczej, morduje każdego roku tysiące niewinnych ludzi. Nie
wpadną na to ponieważ są mężczyznami, którzy są przekonani, że
prędkość, pozwalająca wyliczyć czas dotarcia do celu jest
najważniejsza, a bezpieczna droga nie ma dla nich w ich zaciśniętych
móżdżkach, żadnego głębszego znaczenia.
Nie widzą oni świata w
sposób otwarty, negocjacyjny, lecz polegają na ustalonej dawno temu średniowiecznej
wizji pogoni za prędkością. Nie potrafią się uwolnić od
spuścizny Newtona i podobnej mu bandy naukowych darmozjadów na
wysokich stołkach, dla których pozycja społeczna jest zawsze
ważniejsza od poszanowania prawdy.
Mężczyźni nie potrafią,
nie mogą i nie rozwiną już naszej cywilizacji sami. Są zbyt
skostniali, zbytnio skupieni na politycznych wpływach i zbyt
zacietrzewieni. Dlatego męskie umysły, zwłaszcza te genialne, potrzebują kobiet,
ich sposobu zarządzania, myślenia i kreowania problemów, z którymi faceci sobie radzą i dla rozwiązywania których istnieją tacy, a nie inni.
Potrzebujemy waszej pomocy
– kobiety, dla dobra przyszłego, to Wy powinniście zarządzać
nauką, pozwalając jednak męskim geniuszom dokonywać większości odkryć. Poza tym bez Was ten cały
świat i budowana przez mężczyzn cywilizacja, zupełnie nie miałyby
sensu.