wtorek, 24 kwietnia 2012

Rozważania nad losem idioty



Słowo idiota pochodzi z łaciny. W starożytności oznaczało po prostu kogoś głupiego. Z racji rozwoju medycyny termin ten dzisiaj określa chorobę, jednak nadal popularnie stosowany jest w swojej starej dobrej funkcji.

Współczesny idiota nie jest wcale głupi od dziecka. On się rodzi mądry. Natomiast potem wraz rozwojem społecznym inteligentna jednostka dostrzega mankamenty bycia za mądrym. We współczesnej edukacyjnej kulturze masowej bycie innym jest szkodliwe. System edukacji to wręcz grawitacyjnie stały nacisk na bycie intelektualnie poniżej swoich początkowych możliwości.

Od dziecka staramy się wykazać skutecznością w poruszaniu po świecie. Skuteczność ta potrzebna jest do realizacji wszystkich różnorodnych celów jakie sobie stawiamy. Jednak nauka w szkole jakoś nam tej skuteczności nie przysparza.

Pytania nakryte nie wymagającymi myślenia gotowymi odpowiedziami wypełniają całe dnie w państwowych szkołach. Dni zniewolenia rozpoczynają się już od pierwszej klasy. Zaczyna się od tak zwanego rozpoczęcia roku, podczas którego pani nauczycielka chwali się przyszłością. Jak to będzie nam miło, jak to wspaniale i owocnie będzie się pracowało.

Coś jak polityk na wiecu wyborczym. Zaklina rzeczywistość i nasze wyobrażenia o niej, miesza to potem ze swoją wizją i stara się przy tym steku kłamstw jak najdłużej uśmiechać. Gorzej gdy trafimy na głupiego nauczyciela i nie dosyć że słuchamy tej przemowy, to jeszcze wygłaszający ją święcie w nią wierzy.

Potem zaczynają się dni powszednie. Poznajemy nowych ludzi i staramy się wpasować w nowe plemię. Klasa się integruje. Potem ta nadmierna integracja kończy się patologiami.

Jeżeli dzieci w szkole się czegoś pożytecznego uczą – to właśnie na przerwach. Jest to przede wszystkim podstawowy i jedyny argument za edukacją.
Dlatego też rodziców dzieci nie posyłających swoich pociech do przedszkola straszy się, że ograniczają ich rozwój w zakresie umiejętności interpersonalnych i pracy w grupie. Dzieci w przedszkolu nie mają jeszcze standardowo rozumianych lekcji, a więc cały ich czas tam spędzony jest jakby w stanie „na przerwie”. Wtedy to właśnie we własnym gronie starają się nauczyć jak najwięcej. Nic w tym złego.

Natomiast szkoła różni się zasadniczo. Tutaj od pierwszej klasy uczymy się samotnego wysiłku. Każda lekcja oznacza pracę i osobiście wystawianą ocenę.
Jest to podwójnie stresujące środowisko. Po pierwsze rywalizuje się z innymi uczniami o to kto ma najwyższe oceny. Po drugie nauczyciel stara się złapać nas na naszej niewiedzy. Całościowo system kartkówek i klasówek to jeden wielki egzamin. Mniejsze są tylko zakresy materiału. Do tego nikt dzieciom za tą ciężką pracę nie płaci.
Nie chodzi tu o pieniądze, chodzi o jakiekolwiek korzyści w postaci możliwości realizacji swoich marzeń.

Każda praca zawodowa składa się z dwóch części. Jest to coś co musimy wykonać, coś co jest dla kogoś użyteczne – nawet gdy same wykonywane czynności są dla nas przykre. Jest również wynagrodzenie, czyli coś co dostajemy za wykonywaną pracę i jest to z kolei dla nas użyteczne. Nie muszą to być pieniądze. Jednak dzięki wymianie potrzebnych nam rzeczy utrzymujemy obopólne zadowolenie z istniejącego stanu rzeczy.

Niestety w szkole dzieci harują za darmo. Szkoła nie tworzy mechanizmów rynkowych przydatnych potem w dorosłym życiu. Nie uczy pracowitości i pilności, gdyż od efektów zależy tylko wysokość kary. Natomiast poza bufonadą czerwonego paska nie ma dla dzieci w szkołach żadnej nagrody.

Jak dziecko uczy się dobrze, to znaczy ma czwórki i piątki – wtedy jest niewidoczne dla nauczyciela, gdyż nie ma żadnych problemów. Jest to dla niego sytuacja neutralna. Natomiast gdy uczy się źle jest deprecjonowane przez słabą ocenę za sprawdziany (przez co czuje się gorsze od rówieśników) omawiane są jego „słabości” przez nauczyciela na forum klasy (publiczna chłosta) oraz rodzice „martwią się”, że z dziecka nic nie będzie.

Jest to oczywiście mechanizm niewolniczy. To niewolnicy pracowali dla rywalizacji pomiędzy sobą, byli utrzymywani na podstawowym poziomie egzystencjalnym (obiady w szkołach) i musieli wykonywać czynności, których sens znał tylko ich nadzorca, czyli już nie dodam kto, a zaczyna się na literę N.

Po prawie piętnastu latach obowiązkowej pracy niewolniczej wychodzimy z ram systemu jako umysły przywykłe.

Przywykliśmy do podlizywania się.
Nauczyciel zawsze wie najlepiej jak jest, bo to on układa potem sprawdziany. Jesteśmy oceniani nie z naszej wiedzy tylko z umiejętności rozwiązywania sprawdzianu. Dobre relacje z nadzorcą są cenniejsze od wiedzy, a tym bardziej od niezależnych poglądów.

Na samych kartkówkach lepiej korzystać ze ściągi układanej pod nauczyciela, bo najszybciej kontroluje się wedle schematów odpowiedzi i testy są do tego najłatwiejsze – łatwiej jest w takim bagienku i nauczycielowi i uczniom. Wszyscy siedzimy w tym samym rynsztoku systemu edukacji.

Przywykliśmy do schematów.
Schematy na pewno będą na klasówce, a wiedza wykraczająca poza program na pewno nie będzie kontrolowana. Myślenie nie popłaca, bo mamy być nauczeni na pamięć, a nie rozumieć problemy.
Rozumienie jest niebezpieczne, bo prowadzi nieraz do zastanawiania się podczas kartkówki. Na kartkówce jest tylko tyle czasu, aby przywołać schemat z pamięci, a nie samemu wymyślić rozwiązanie.

Przywykliśmy do niewychylania się.
Pokorne ciele dwie matki ssie. Nauczycielowi nie odpowiada się gdy jest się nie pytanym, bo przeszkadzamy w lekcji. Mamy spokój gdy jesteśmy średni. Mamy wtedy mniej pracy, bo nikt od nas niczego nie chce. Albo przynajmniej rzadziej czegoś chcą. Trzeba potakiwać co mówi nauczyciel, bo bardzo źle by się stało, gdyby mu się narazić. Często tacy mali ludzie jak On/Ona próbują udowadniać swoją wyższość, wykorzystując wysokość stołka na którym siedzą i zadają naprawdę podchwytliwe pytania.

Przywykliśmy do normalizacji.
Nie możemy nauczyć się nic szybciej, bo cała klasa musi iść tym samym tempem. Dlatego cała klasa idzie tak szybko, jak najwolniejsze ciele w stadzie. Tworzą się wtedy napięcia w grupie i za wszystko obrywa najwolniejszy, dla którego bycie czarną owcą bywa nieraz bardzo psychodestruktywne.

Ogólnie przywykliśmy.
Do narzuconych zasad. Do narzuconych metod. Do narzuconego z góry schematu, w którym niczego nie ucząc się tkwimy.

Każde odstępstwo jest karane. Każda inicjatywa jest niepotrzebna. Każda inność szkodzi.

Jeśli dziecko nie pasuje do szufladki, do której je wrzucamy, to tym gorzej dla dziecka. Po piętnastu latach człowiek tak samo jak kot od razu, przyjmuje kształt naczynia w którym go zamknięto.

Takie "ludzkie produkty" nadają się do pracy w fabryce, na której jest jedna linia produkcyjna i tylko jedna czynność do wykonania. Twórczość prawie wszystkich jest już zduszona. Dorośnięci nie mają już chęci odkrywania świata.
Po piętnastu latach psychicznej kompresji stają się obojętni. Czekają aż zmienią się warunki – bo oni sami z siebie nic nie mają już do zaoferowania – czekają aż ktoś coś z nimi zrobi, bo sami  już nic nie chcą.

Żeby coś chcieć trzeba mieć marzenia – trzeba myśleć twórczo.
Dziecięca marzenia umarły w zapomnieniu, a nowe nie narodziły się w porę. Inteligentne dzieci zostają idiotami, a ich los jest z góry przesądzony. Dziecko w szkole ma słuchać, a nie proponować czy kreować. Dlatego wszelkie oddolne inicjatywy są i będą martwe.


9 komentarzy:

  1. zgadzam się z tezami. Brakuje mi tylko jednego - co w zamian? Jaka powinna być edukacja/szkoła, aby nie produkowała idiotów?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wystarczy że nie będzie sprawdzianów. Że nie będzie wokół edukacji pompy specjalności. Wokół prawo jazdy nikt nie robi pompy. Tak więc nie będzie sprawdzianów - będą projekty. W ramach fizyki budujemy latawiec, samolot, łódź podwodną. W ramach polskiego piszemy artykuły do prawdziwych gazet. Ważne żeby robić prawdziwe rzeczy i nie traktować szkoły jak rodziny - szkolnictwo to usługa, a nie "drugi dom". Szkoły nie mają prawa organizować rozpoczęć czy zakończeń roków szkolnych: bo nie ma być czegoś takiego jak rok szkolny. Określone zajęcia powinny być dostępne dla chętnych na zasadzie bonów edukacyjnych. Podsumowaniem nauki może być egzamin - ale realizowany na zasadzie egzaminu na prawo jazdy. Chcę maturę z matematyki to płacę 100zł i w dogodnym dla siebie dniu idę ją zdawać. Zadnych studniówek i innych bzdur. To człowiek ma kierować własną edukacją tak jak mu to odpowiada - a nie ma się dostosowywać do systemu. A jeżeli tak się nie da... To jakim cudem kursy i egzaminy prawo jazdy działają? Jakim cudem da się realizować tyle kursów - a nagle nie da się organizowac kursu matematyki czy fizyki? System edukacji jest żałosny ponieważ pochodzi z czasów kiedy nauka była czymś elitarnym, specjalnym. Dziś nie jest. Dziś wiedza to rzecz pospolita i prosta do nabycia.

      Usuń
    2. Mylisz się, edukacja jest rzeczą pospolitą, wiedza nie. I wiedza wcale nie jest taka prosta do zdobycia: wymaga czasu, pracy i poświęcenia. Nauka była elitarna w czasach, kiedy była dobrowolna. Kiedyś kandydat na studenta nie tylko musiał bardzo chcieć ale również wykazać się odpowiednim poziomem inteligencji. Nawet w nie tak odległych czasach, kiedy dostać się na uwyższą uczelnię nie było prosto, a utrzymać się na niej jeszcze trudniej, to kandydatów i tak nie brakowało. Nawet cholerni komuniści rozumieli, że ludzie nie są tak do końca równi. System edukacji może nie był idealny ale dawał szansę zdolnym i pozwalał oddzielić ziarno od plew. Obecny system edukacji produkuje tylko szczęśliwych idiotów. Okłamuje się te biedne dzieci, że wszystkie zostaną prezesami firm i gwiazdami TVN.

      Usuń
  2. Dzięki! Jak pobudzić dorosłych do działania? Jednak to nie dzieci - niestety - pomimo ich twórczego podejścia do świata - będą mogły zdecydować o kształcie nowego/zreformowanego? systemu. Czy świat jest zainteresowany kreowaniem nie-idiotów?

    OdpowiedzUsuń
  3. W całej swojej szkolnej przeprawie trafiłam na 2 nauczycieli, którzy widzieli coś więcej niż ramy programu i poprawność polityczną.... jeden został ze szkoły usunięty, bo przecież nie może być tak, żeby uczniowie się cieszyli na lekcje z matematyki.... drugiego "zrobiono" dyrektorem, aby miał mniej czasu na zajęcia lekcyjne i więcej stresu, żeby nie miał już na prowadzenie lekcji siły... na razie jedyny sposób jaki widzę, to pokazywać dzieciom w domu inne spojrzenie na naukę, choć to ciężkie i wymaga poświęcenia czasu.... ale .... rozmowy z dzieciakami są tego warte ...i patrzenie na to jak coś zaczynają samodzielnie odkrywać

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękne słowa, piękne tezy, piękna wiara w mądrość dzieci zabijaną przez bezdusznych nauczycieli ...
    Tylko rzeczywistość jakaś taka bezwzględna i niesprawiedliwa ...

    Jak to jest że jednak jakaś część tych "małych niewolników" wyrasta na zdolnych, inteligentnych, ponad-przeciętnych ? Czyli jednak da się ?

    “Lord grant me the serenity to accept the things I cannot change, the courage to change the things I can, and the wisdom to know the difference.”

    OdpowiedzUsuń
  5. Polecam te dwie prezentacje w tym temacie:
    http://www.ted.com/talks/ken_robinson_says_schools_kill_creativity.html
    http://www.ted.com/talks/ken_robinson_how_to_escape_education_s_death_valley.html

    Obie mają polskie napisy (można włączyć w razie potrzeby).

    OdpowiedzUsuń
  6. słowo idiota pochodzi akurat z greki. Idiotes to czlowiek zajmujacy sie tylko wlasnym brzuchem (od przymiotnika idios - wlasny), niezdolny do rozejrzenia sie szerzej.

    OdpowiedzUsuń
  7. Artykuł oderwany od rzeczywistości szkolnej, Pan chyba nie wie, jak wygląda teraz system nauczania w klasach 1-3, gdzie mamy nauczanie zaintegrowane, śpiewanki, wyjklejanki. Pan nie wie, że dzieci teraz ucząc się rosyjskiego nie muszą najpierw opanować cyrylicy, tylko uczą się na pamięć wyrazów - dla nich istnieje tylko pojęcie i rzeczywistość, nie ma żadnego znaku na to określenie. Problemem nie jest fakt, że nauczyciele są leniwi, że uczniowie też wolą trzymanie się schematu, aniżeli podejść kreatwynie. Największym problemem jest niedostosowanie treści do młodego człowieka, rozleniwienie go na początku, a potem narzucanie na niego ogromu materiału, którego nie sposób inaczej opanować, jak posługując się schematami i wbijając do głowy minimum z minimum. Zły rozkład materiału, mało czasu na jego realizację i właściwe omówienie, ogłupianie dzieci od najmłodszych lat (w tym przez TV i internet) TO jest problem. Zresztą - schematu trzeba się trzymac tak czy siak. Naprawdę kreatywnych zawodów jest bardzo mało! Większość polega na robienie w kółko tego samego, dzień w dzień, a wręcz niewskazane jest, aby wrowadzać jakieś szalone pomysły w życie. I jeszcze jedno - szkoła nikogo nie hamuje. Ten, kto ma pasję i samozaparcie, i tak się zrealizuje w życiu, nic go nie stłamsi, będzie się rozwijał. Reszta - zostanie wiecznie narzekającymi Polaczkami, oczywiście z własnej winy. Życie to nie tylko papka przekazywana nam przez media - trzeba się zastanowić, co zrobić z własnym życiem, aby być szczęśliwym. Jak zadowolić siebie, a nie innych. W sumie jedyne, czego brakuje młodym Polakom, to lekcje brania odpowiedzialnośći za siebie i własne wybory (mama i tata nie mogą być całe życie wyrocznią), nauka odrobiny egozimu życiowego oraz obowiązek ptracy w szkole średniej tak, jak jest to w systemie japońkim, aby pokazac realia na rynku pracy jeszcze zanim młody człowiek podejmie decyzję, czy studiowac i co studiować.

    OdpowiedzUsuń