poniedziałek, 21 maja 2012

Zysk to nie wszystko



Rozpoczęło się wszystko nabożnie, wręcz twórczo. Z namaszczenia przebrzmiałych Minojczyków usmażonych wybuchem wulkanu, Fenicjanie wymyślili pieniądze. Niestety wymyślili ich nieco za mało. Pieniądze były idealnym narzędziem wzajemnej wyceny towarów, umożliwiającym bardziej uczciwy ich przydział. Jak człowiek dostał więcej sprawiedliwości w swoim życiu, to od razu zachciało mu się pracować i przez to obieg gospodarczy kolosalnie przyspieszył.

Dzięki pieniądzom lokowano właściwe ilości zasobów i energii do odpowiednich miejsc w zależności od wartości towarów. Ceny, a więc skalę tego przyrządu pomiarowego w czasie rzeczywistym regulował rynek, a więc zbiorowa mądrość społeczności. W przypadku ocen uśrednianych globalna ocena jest najdokładniejsza, dużo lepsza od najlepszych technologii metrologicznych dostępnych dla pojedynczego umysłu.

Problem w tym, że ta piękna i twórcza idea pieniądza rozrosła się nadmiernie, zamieniają się w praktyce w swoje przeciwieństwo. Mamona służy wycenie towarów, aby można było od niej uzależnić ich wzajemną ważność – ustalić priorytety dla przydziału informacji, energii oraz ludzkiej kreatywności.


Przeciwieństwem wyceny towarów jest wycena ludzi. Gdy pieniądze decydują o wszystkim, to decydują również o wartościach niematerialnych – chociaż nie powinny. Są do wyceny ludzi niewłaściwym narzędziem, nawet słowo wycena nie pasuje do człowieka, gdyż każdy z nas jest oryginalny i wyjątkowy. Porównywać ze sobą można tylko coś, co ma wspólne elementy, co jest w jakiś sposób podobne. Natomiast każdy człowiek jest oddzielnym wszechświatem i nie mamy możliwości rzetelnej oceny człowieka, na podstawie ilości rzeczy czy produktów jakie posiada, gdyż nawet sam fakt posiadania jest złudzeniem.

Pieniądze zamiast regulować wartości wzajemne surowców i towarów, zaczęły regulować relacje wzajemne społeczeństw. Postanowiono mierzyć ludzi. Nie ich części ciała, czy efekty ich pracy, ale ludzi. Efektem tego była porażka systemu ekonomicznego. Explicite porażką jest konsekwencja niewłaściwego miejsca użycia narzędzia, a nie wady samego narzędzia. Nie wszystko da się przeliczyć na pieniądze, a przeliczamy na nie – dużo więcej niż powinniśmy.

Pieniądze to nie wszystko, a zysk to jeszcze mniej. Jeżeli wydzielona część idei pieniądza – zysk, czyli dodatnia różnica pomiędzy przychodami i wydatkami, decyduje o życiu lub śmierci to wiemy, że docieramy do szczytu absurdu, jaki jest w stanie strawić ludzka psychika. Kwintesencją istnienia jedynie dla zysku, jest hybryda kapitalistycznej przedsiębiorczości z państwowym i socjalistycznym aparatem przymusu – korporacja.


Celem korporacji jest zysk, ale zysk to jedynie dążenie do posiadania pieniędzy. Większej ich liczby niż ma otoczenie. Pieniądze to dług, a więc w rezultacie celem staje się, aby wszyscy byli twoimi dłużnikami, byli ci coś winni – co w konsekwencji sprawia, że posiadacze zysków stają się właścicielami niewolników.

To powoduje ogromne straty dla gospodarki. Praca przymusowa nigdy nie jest wydajna, a do tego oducza pracujących kreatywności. Niewolnicy dostarczają nam tylko taki produkt własnej pracy, który będzie dla nich najprostszy do wytworzenia i nie będą chcieli chwalić się swoimi nietypowymi umiejętnościami, gdyż posiadający zysk może zechcieć efektów tych umiejętności, zamiast typowej pracy – może bardziej ich przez to wykorzystać.

Efektem pościgu za zyskiem jest spłycanie możliwości jednostek oraz osiąganie celów związanych z eksploatacją innych – zamiast dynamicznego i indywidualistycznego rozwoju cywilizacji. Nawet gdyby, efekty pracy niewolniczej były wybitne, to na końcu ewolucji panświatowego wyścigu po zysk, ludzie w swojej większości pracować będą nie dla tego, kto jest najwybitniejszy, lecz dla tego, kto najlepiej potrafi robić z innych dłużników i skupia się tylko na tym, a nie na rozwoju i powiększaniu własnych możliwości.


Człowiek myślący tylko o pieniądzach i sposobach wykorzystywania cudzej głupoty oraz unieszkodliwiania tych, którzy są od niego mądrzejsi – to człowiek chory – ułomny. Ktoś taki, nie może nawet być średni. Jeżeli cały czas i energię poświęca na szukanie metod poszerzania kontroli nad innymi, to nie pracuje nad sobą i dlatego efektem ostatecznym wyścigu po zysk – są rządy naprawdę płytkich, wewnętrznie słabych i ograniczonych ludzi.

Nie rządzą już nami kapitaliści – są na wymarciu. Gdy mamy wielu kapitalistów, to oni są właścicielami kapitału. Posiadają ziemię, budynki, fabryki. Wtedy sami decydujemy komu płacimy czynsz za nasz dom i od kogo dostajemy służbowy samochód. Gdy jednemu z nich źle z oczu patrzy, to wybieramy innego.

Niestety dzisiaj coraz mniej rzeczy należy do kapitalistów, coraz mniej procesów od nich zależy, a coraz więcej do korporacji. Dzisiaj nie płaci się już człowiekowi tylko bezosobowej marce.


Za ogrzewanie każą, pod groźbą więzienia płacić jednej, za internet drugiej marce. Za mieszkanie płaci się deweloperowi, który coraz częściej też jest spółką akcyjną. Za samochód płacimy korporacji motoryzacyjnej. Za pastę do zębów płacimy tej czy innej firmie, z których większość jest wewnętrznymi markami, wielkich międzynarodowych korporacji. Niby mamy wybór spośród wielu marek, ale i tak na końcu nasze pieniądze pójdą do koncernu nadrzędnego – posiadającego pakiet większościowy akcji i podejmującego wszystkie decyzje.




Musimy płacić, a w zamian dostajemy złudzenie wyboru marki. Wybór niestety jest pozorny, bo kapitalistów coraz mniej, a korporacje wykupują i konsolidują ich dzieła.

Teoretycznie państwo od korporacji różni się tylko tym, że korporacja nie może ustanawiać prawa nad konkretnym terytorium. Chociaż wewnętrzne reguły korporacyjne, są jak najbardziej obowiązujące w budynkach należących do firmy, czy boksach pracowników.

Jednak jest podstawowa różnica pomiędzy władzą oficjalną, a skrytym właścicielstwem korporacyjnym. Jak nas uczy historia, czasami władcy przesadzają, a wtedy są jeszcze oni pociągani do odpowiedzialności. Afera naszyjnikowa skróciła o głowę Marię Antoninę, natomiast czego by nie zrobili szefowie korporacji, to ciągle unikają oni osobistej odpowiedzialności przed ludźmi, którym szkodą i którymi manipulują. Ludzie pewnie jeszcze w swojej większości nie pojęli, że władzę nad nimi można sprawować w sposób niebezpośredni - choćby za pośrednictwem mediów.

Gdy w państwie źle się dzieje, to ludzie winią o to rząd. Prywatni korporacjoniści są zawsze poza podejrzeniem.

Dlatego śmiem twierdzić, że władza publiczna jest bardziej odpowiedzialna, czyli lepsza w zarządzaniu, bo od czasu do czasu kogoś gilotynują na placu Concorde. Managerów Enronu wsadzili, jednak jeszcze nigdy w historii świata nie powiesili większościowego udziałowca – dlatego właściciele korporacji czują się bezkarni. Bezkarność plus bardzo dużo władzy – to zwykle prosty przepis na zbrodnię, a co najmniej na bardzo wiele nadużyć.



Trzeba jednak zauważyć, że system korporacyjny to tylko idea, jest ona bezosobowa. Idee nie podpadają pod kategorie etyczne. Nie można powiedzieć na przykład że komunizm to samo zło, a kapitalizm to samo dobro – dlatego nie staram się zrobić z korporacjonizmu czegoś złego. 


To nie jest problem moralny – nie chodzi w tym sporze o dobro i zło. Korporacja jest już po prostu przeżytkiem, jej pozytywny wpływ na życie ludzkości staje się coraz mniejszy, a przeważać zaczynają negatywy. System korporacyjny jest więc w XXI wieku niewłaściwy, nieprzydatny, szkodliwy – ale na pewno nie zły.

To korporacjom i ich skuteczności w wykorzystywaniu szansy na zysk, zawdzięczamy taki przyrost dobrobytu po II Wojnie Światowej jaki dokonał się w większości krajów zachodnich. Wszystko odbywało się kosztem przyrody, upowszechnienia transportu kontenerowego (outsorcing produkcji do krajów III świata jak Chiny i Indie) i automatyzacji procesów produkcji. Faktem jest, iż właśnie ten wyzysk doprowadził do sytuacji, w której biedak w Ameryce jest dzisiaj posiadaczem:
samochodu, telewizora, dvd, komputera i mieszkania na kredyt. Kredyt, jaki dopiero od krytycznego roku (kryzysu roku 2008) ma dużo wyższe raty, na których spłatę już nie stać każdego.

Chociaż z drugiej strony teza, że korporacja jest mechanizmem stawiania u steru władzy psychopatów jest prawdziwa. Tylko, że w XX wieku to właśnie psychopatów przy władzy tak wielu potrzebowaliśmy. Ludzi, którzy nie liczyli się nikim i z niczym, aby wypracowywać zysk – kosztem zasobów budowano dobrobyt dla każdego.



W XXI wieku z kolei sytuacja diametralnie się zmieniła. Zużyliśmy nieprzebrane zasoby naturalne i jedyną drogą, jaka pozostała do skutecznego wypracowania zysku – to wyzysk ludzi. Taka sytuacja właśnie staje się rzeczywistością wokół nas – będzie coraz gorzej – do wykorzystywania pozostaliśmy już tylko my – konsumenci. 
Teraz ci korporacyjni psychopaci stają się dopiero niebezpieczni. Dopóki wyzyskiwali nieświadomą naturę i rzeczy, takie jak surowce, wszystko było w porządku – odkąd zaczęli traktować ludzi jako surowiec (vide zasoby ludzkie), psychopaci powinni zostać odsunięci od władzy – a system korporacyjny zastąpiony czymś lepszym – bardziej przystającym do sytuacji - nowych warunków cyfrowych.

Odpowiedzią na wyzwania naszych czasów nie może być XIX wieczny kapitalizm, pełen fabrykantów i obietnic lepszego świata. Problem z liberalizmem polega na odrzuceniu możliwości wzięcia odpowiedzialności za tych, którym się nie udało. Przez słowo odpowiedzialność nie mam na myśli niańczenia biedaków. Nigdy nie należy miłosiernie podtrzymywać nędzę – nędzę należy niemiłosiernie likwidować.

Rodzina fabrykantów je obiad podczas którego synek buntuje się, że to służąca podaje posiłki.
W końcu nie wytrzymuje obojętności ojca i wyrzuca mu:
Ona przecież nie jest winna temu, że jest biedna.”
Ojciec odpowiada spokojnie:
Ja również nie jestem winien temu, że ona jest biedna.”

Niestety sukces liberalizmu opartego na pieniądzach czerpanych z długu – automatycznie oznacza czyjąś tragedię. Odpowiedzialność rozumiana jest więc tutaj w sensie pozytywnym, odpłacenia tym, którym się nie udało, za ich zbiorowy wkład w nasz sukces który jest obiektywnym faktem.



Działalność handlowa z definicji oznacza efekt dodany. To, że ktoś zyskuje nie oznacza, że ktoś traci. Korzystają obie strony transakcji – nikt nie traci. Tak jest zawsze w przypadku wymiany towarów – towar za towar, towar za złoto, czy srebro, które też jest towarem.

Niestety nie jest tak nigdy, w przypadku wymiany towaru za fiducjarny pieniądz wykreowany z długu, opłacony czyjąś krwawicą, zwykle tych najsłabszych i najgłupszych – którzy musieli brać kredyty konsumpcyjne albo wydali za dużo na karcie kredytowej.

Najgłupsi i najmniej przystosowani do życia społecznego są zawsze poszkodowani, dlatego zyski tych którym się udało są większe, bo nie korzystają oni na drodze swojego sukcesu jedynie z efektów własnej pracy, lecz również w pośredni sposób wykorzystują najsłabszych. Powinni się wstydzić, jeśli potem nie spłacają tego długu – co prawda nie muszą go spłacać, ale honor człowieka poznaje się tylko wtedy, gdy nie jest on wymuszony.



Biedni mają w dzisiejszych czasach wyższe koszty wszystkiego. Dużo wyższe niż bogaci. Człowiek kupuje samochód, bo jest on tańszy niż jeżdżenie taksówką, człowiek kupuje drukarkę, bo jest ona tańsza niż zlecanie drukowania w punkcie ksero. Ci, którzy nie mogą sobie kupić tych rzeczy, są ograniczeni nie tylko w zdolności poruszania się czy wyrażania swoich myśli. Są też jednocześnie piętnowani jako gorsi – bo nie posiadają statusu przynależności do grupy. Omija ich tak wiele relacji społecznych, które mogłyby dać im lepszą pracę, czy większe zarobki.

Wszyscy kupujemy dobre rzeczy, które starczą nam na dłużej, które nie zepsują się szybko. Płacimy za tą jakość. Natomiast im jesteśmy biedniejsi, tym częściej musimy kupować rzeczy najtańsze. Rzeczy niszczące się tak szybko, że w rezultacie płacimy za nie więcej, musząc je nieustannie wymieniać na nowe.

Dlatego właśnie w dzisiejszym korporacjonistycznym liberalizmie, pierwszy milion trzeba ukraść. Tak nie powinno być w XXI wieku. Trzeba najpierw mieć, żeby móc zarobić. Ludzie o tym dobrze wiedzą, dlatego tak masowo biorą kredyty. Inwestują w swoje życie społeczne – inaczej czeka ich wegetacja na dnie. Na tym właśnie korzystają banki – dostają odsetki i uzależniają nas od siebie, dzięki pieniądzom, które tworzą na bieżąco, pieniądzom których nie mają.



Liberalizm gospodarczy jest piękny w swojej prostocie – czysto egoistyczny. Wszyscy leżymy w rynsztoku, ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy. Zakładając własny biznes chcesz się dorobić, mieć więcej jak inni – mówią nam, że będziesz miał więcej bo zapracujesz. Tak przynajmniej szkolą nas media. Pracuj, a będzie ci dane. Na każdy sukces w biznesie przypada jednak wielokrotnie więcej porażek. Osobistych tragedii ludzi, którzy stracili najlepsze lata życia ciężko pracując na swoim, a po wszystkim wychodzą z tego tylko z długami i życiowymi tragediami.

Idea liberalizmu jest głęboka, ale ma coś wspólnego z liberalizmem gospodarczym, jedynie na początku takiego systemu gospodarowania. Idea liberalna polega na uświęceniu wolności, a tak się jedynie składa zupełnie przypadkowo, że wolność gospodarowania jest bardzo skuteczną metodą pomnażania bogactwa narodu. Bogactwo z kolei daje nam wolność wyboru. Jednak tylko do pewnego poziomu, powyżej którego wolność gospodarowania musi zejść na plan dalszy. Gdyż w dobrobycie przestaje się już sprawdzać.



Wolność gospodarcza przypomina przyjazd plemienia na nowy bogaty teren. Poprzez drapieżny XIX wieczny kapitalizm, uzyskano szybko możliwości podpięcia się do niedostępnych do tej pory zasobów. Dzięki masowemu użyciu maszyn i energii z węgla. To otworzyło nową przestrzeń rozwoju, a wtedy człowiek jak wirus zagospodarowuje każdą możliwą niszę egzystencji. Postępu nie można przecież powstrzymać. Kto jest bardziej sprawny zagarnia dla siebie z tego bogactwa więcej i później inni muszą mu płacić za korzystanie z niego. Przez to w sposób zupełnie sztuczny, kulturowy, jednostka posiadająca dobra uzależnia od siebie inne, wydzielając im kąski z tego co prawnie do niej jest przypisane. Na tym polega umowa społeczna. Ci na dole i na górze umawiają się, że nie będą zabierali tym którzy szybciej pozajmowali bogactwa, bo skoro byli skuteczniejsi i pracowitsi, to coś im się z tego należy.  

Ile?
Dokładnie tyle ile się nachapali, uczciwie konkurując z innymi o te same dobra. Jeśli nie byli uczciwi, to ich majątek powinien przepaść na rzecz skarbu państwa, po wyroku skazującym. Pieniądze te państwo na pewno jakoś zrewaloryzuje. Gdy tak się nie dzieje, umowa społeczna jest zagrożona, a społeczeństwo złorzeczy na rzeczywistość, że „kradną i nikt ich nie wsadza”.

W taki oto sposób, system cybernetyczny pozostaje w równowadze. Każdy czegoś chce. Chciejstwa się wzajemnie szachują i przez to mamy stan względnego konsensusu. Główni gracze to budżet i stojący za nim urzędnicy, kapitaliści i korporacjoniści. Na końcu są też inni ludzie, mający po prostu odmienny pomysł na życie, niż nieustanną walkę o wyrywanie sobie mięsa i resztki ograniczonych zasobów.



Liberalizm polega na wolności, liberalizm gospodarczy na zrzuceniu z siebie odpowiedzialności za tych, którzy sobie nie radzą. Gdy można szybko się wzbogacić, bo sprzyja temu lokalny teren, czy nowe warunki techniczne, to strategia liberalizmu gospodarczego jest największym błogosławieństwem zwłaszcza dla biednych, bo oni w rezultacie najbardziej korzystają na bogaceniu się społeczeństwa.

Jednak, gdy już wszystkie łatwe do wykorzystania zasoby zostaną skonsumowane. Gdy w wyniku nadmiernego rozrostu liczby ludzi lub ich oczekiwań, po okresie dobrobytu robi się naprawdę źle i nie starcza już dla wszystkich – wtedy liberalizm gospodarczy jest dla biednych przekleństwem. Wtedy oznacza on dla bogatych głównie usprawiedliwienie, pozbycie się wyrzutów sumienia, że myślą tylko o sobie i nie pomagają innym.

Gdy teren zostanie podbity, podzielony na działki, zasoby skonsumowane, a możliwości rozwoju terytorialnego ograniczone – wtedy konieczna jest do wdrożenia doktryna głębszej współpracy i solidarności. Trzeba odejść od liberalizmu gospodarczego, aby uratować w ludziach wolność, żeby uratować liberalizm.



Nie można jednak zrobić tego tylko na papierze, poprzez prawa narzucające wysokie podatki i redystrybujących to wszystko skorumpowanych urzędników. To tylko oducza solidarności. Biedny się rozpuszcza, bo widzi że dostaje darmo i nie musi się starać, a bogaty w ogóle traci ochotę na cokolwiek, bo i tak w końcu z efektów jego pracy wspomagana urzędem skarbowym większość biedaków go okradnie. Większość jest biedna, więc demokracja jest pierwszym wrogiem bogaczy.

Ludzkość posiada historyczną mądrość – wiemy już na pewno, bo sprawdzaliśmy to już tysiące razy, z tym samym pełnym sukcesu skutkiem – jak najszybciej się rozwijać kosztem przyrody – wystarczy wprowadzić liberalizm gospodarczy. 
Natomiast nigdy nie nauczyliśmy się sobie radzić z sytuacją utrzymania materialnych zdobyczy, utrzymywania zrównoważonej cywilizacyjnej egzystencji, czyli poszerzania zakresu samowystarczalności. Ludzie zawsze szli wtedy na łatwiznę, gdy już zjedzono wszystko, dochodziło do wojen i zamieszek – państwa upadały, a ludzie przenosili się na nowy teren budując szybko, bo liberalnie i gospodarczo – ponownie wszystko od nowa.



Dzisiaj nie mamy już tego luksusu. Nie mamy już nowych terenów do zasiedlenia. Bizonów i Indian na wielkich równinach już nie ma. Nie możemy nigdzie się przenieść. 
W latach sześćdziesiątych nasi ojcowie stchórzyli, bawili się w spory ideologiczne o przewadze kapitalizmu nad komunizmem, zamiast podbijać kosmos. 
Gdy jeszcze było nas tylko 4 miliardy, gdy lasy były pełne zwierzyny, a bogate zasoby ropy sprawiały, że w USA benzyna była tańsza od wody – wtedy mogliśmy wyruszyć na Księżyc i Marsa. 
Do dzisiaj w pół wieku później, mielibyśmy już nowy horyzont do zasiedlenia. Stałe bazy przeładunkowe i marsjańskie domy starców dla najbogatszych – korzystające z faktu, że na Marsie ludzie są trzykrotnie lżejsi. 
Spory o podział ziemskich ochłapów by przygasły. 
Muzułmanie z ich postulatami świętej wojny wyglądaliby niepoważnie, a nastolatki w krajach zachodu nie wątpiłyby, czy człowiek kiedykolwiek stąpał po Srebrnym Globie. 



Dzisiaj jest już za późno. Za długo siedzieliśmy w miejscu.
Nie podbijemy innych planet starymi metodami. Teraz nie mamy już wyjścia i musimy zmądrzeć albo się zdegenerujemy. Musimy odnaleźć drogę zrównoważonego gospodarowania, odrzucić korporacjonizm, wywalić z pracy psychopatycznych managerów, uwolnić ludzi od niewolnictwa systemu bankowego, zapomnieć o mrzonkach liberalizmu gospodarczego kapitalistów, bo nie ma już niczego co można zdobywać.

Współczesna gospodarka musi się zinformatyzować, oprzeć na wiedzy, kreatywności, swobodnym dostępie do dóbr kultury, głównie poprzez nowe zdefiniowanie prawa autorskiego. Musimy nauczyć się ekologicznego myślenia, wdrażać samopodtrzymujące się procesy, promować samowystarczalność.



Musimy zacząć poważnie traktować ekologię. 
Zapomnieć o bzdurach efektu cieplarnianego, dziury ozonowej, wypuszczaniu na wolność zwierzątek futerkowych, czy protestach przeciw medycznym eksperymentom na świnkach morskich. 
Ekologia jest naszą ostatnią szansą, nie możemy więc sprowadzać jej do absurdu segregowania śmieci – w ogóle nie powinno być śmieci. 


Jeżeli szybko tego nie zrozumiemy stracimy nasze szanse na przetrwanie, bo one ciągle maleją. 


Czas zdać sobie sprawę z prostego faktu, że żyjemy błędnie posługując się starymi metodami w nowych warunkach.

4 komentarze:

  1. Zbyszku, mój komentarz na pewno będzie dla Ciebie zaskoczeniem. Uwaga, oto wystawiam Ci cenzurkę za powyższy artykuł: piątka z plusem; jestem zdania, że to Twój najlepszy artykuł (oczywiście z tych, które dotychczas czytałam :). Dlaczego nie szóstka? Za niedopieszczenie formalnej strony językowej: drobne lapsusy gramatyczne, niuansowe niedociągnięcia przecinkowe... Jeśli mowa o treści, sile i - co najważniejsze - klarowności i czytelności Twojego przekazu: ocena bardzo dobra - plus :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twój tekst jest bardzo długi, ale przy tym - nie nudny ani trochę. Jest świetnie poprowadzony narracyjnie, że się tak wyrażę, a także błyskotliwy i "pełny" - w dobrym rozumieniu tego słowa :). Ani przez chwilę nie zgubiłeś, nie uroniłeś głównej, przez cały czas czającej się w tle, pointy - dającej czytelnikowi do zrozumienia, że każda idea - może zamienić się we własne przeciwieństwo. Od początku do końca odbiera się w Twoim tekście obecność tej pointy - idea zainicjowana przez Fenicjan, pierwotnie była piękna, zacna, a tu, tymczasem - proszę...

      Ujawniłeś w tym tekście swój potencjał intelektualny i pokazałeś, na co Cię stać. Widać, że masz wrodzoną skłonność do analizowania, ale to, czego tu dokonałeś, dowodzi, iż potrafisz przekazać swoje przemyślenia w sposób syntetyczny, przekrojowy, spójny i nie pozostawiający nawet cienia złudzeń co do tego, "co autor miał na myśli". Brawo :).

      Ponadto zaprezentowałeś również kilka prawdziwych "rodzynków literackich" - ja przytoczę jako uargumentowanie swoich pochwał tylko jeden z nich (podkreślam, że jest ich więcej): "Chciejstwa się wzajemnie szachują i przez to mamy stan względnego konsensusu". Jasne, można dyskutować tu odnośnie formy językowej, ale sens, konstrukcja tej myśli - jest kapitalna i warta uwagi.

      W dodatku wspaniale podkreśliłeś, że nie chodzi Ci o sugerowanie określonej gradacji wartości - o żaden ton dydaktyczny czy umoralniający. Po prostu świetne były te fragmenty, w których jasno zaznaczyłeś, że Twoją intencją nie jest dzielenie świata, ani idei na kategorycznie dobre bądź złe - podobnie jak i nie chodziło Ci o komplementowanie jednego systemu politycznego (kapitalizmu)- kosztem negowania drugiego (komunizmu). Opisałeś swoje spostrzeżenia, atakując je z różnych stron - i pięknie pokazałeś, że świat nie jest czarnobiały, że nic nie jest od początku do końca wyłącznie pozytywne, ani wyłącznie negatywne.

      Co zaś się tyczy meritum podjętego przez Ciebie tematu - znakomicie obnażyłeś charakter - systemu, korporacji, pieniądza, pracy; zysku, straty etc. - który bardzo często pozostaje przemilczany przez media. Żadne mass medium nie potraktowało tego tematu tak wnikliwie, jak Ty - pewnie dlatego, że w Twoim tekście da się zauważyć Twoje zaangażowanie w temat, co stawia Cię w położeniu bliższym dziennikarstwa obywatelskiego, niż dziennikarstwa sensu stricte. Myślę jednak, że to jeszcze lepiej :). Pokazałeś bowiem, jak merytoryczny i mądry może być bloger - a wolność słowa, jaką zapewnia blogowanie, jest tym akcentem, którego mogą zazdrościć Ci dziennikarze związani zimną pępowiną z taką czy inną redakcją... i jestem przekonana, że faktycznie - Ci zazdroszczą :).

      Jestem z Ciebie bardzo dumna :).

      Usuń
  2. Po przeczytaniu tego artykułu moje pierwsze wrażenie to postawienie pytania: dlaczego jeszcze nikt tego nie wydrukował? I odpowiedź: a niby kto to wydrukuje? Która z gazet wysokonakładowych NIE JEST w korporacji?

    Artykuł dobry, prawdziwy, ale bardzo smutny... Szansa na zmianę reguł gry i przywrócenie właściwej roli pieniądza nadal jest, tylko jak przekonać do tego społeczeństwo? Ludzie nawet nie zastanawiają się, nie stawiają pytań - przyjmują reguły gry i próbują grać zgodnie z nimi.

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetnie napisane, co akapit to okrzyk: "no właśnie, racja" świetnie zauważone i opisane, bardzo trudno w tak obrazowych słowach uchwycić coś co tak naprawdę gdzieś się tam czai w naszych umysłach... tych zastanawiających się ... i wydaje mi się, że nie smutny, tylko dający nadzieję, że nie jesteśmy w tym myśleniu osamotnieni....podpisuję się pod tym czterema mysimi łapami i staram się wdrażać to myślenie na każdym kroku... każdy może być tym ziarenkiem piasku, które przechyli szalę... (późno, ale cieszę się, że trafiłam na tego bloga :) )

    OdpowiedzUsuń