Nie może mieć prawdziwej
wartości coś, co można powielać w nieskończoność i co nabiera
wartości wraz z rozpowszechnieniem – jak muzyka, patent, czy
książka. Gdyż pieniądz przypisuje wartość, zgodnie z definicją
pieniądza, jedynie do dóbr rzadkich. Prawdziwą wartość z rzeczy
niematerialnych może mieć więc jedynie, sekret. Kluczowa
informacja, którą posiedli nieliczni, a której wyjawienie wobec
ogółu, niweluje jej wartość do zera. To jest sens handlu
informacjami, od działalności szpiegowskiej poczynając, a na
plotkach i sekretach handlowych kończąc.
Dlatego sprzedawanie
zbioru informacji w formie książki jest całkowicie pozbawione
sensu. Nie jest ten zbiór rzadki, ponieważ różnych książek
można stworzyć nieskończenie wiele. Nie przynosi taka transakcja
kupującemu bezpośrednio korzyści, ponieważ po jej dokonaniu
tworzy się jedynie dodatkowy zapis, kto jest danego dzieła
właścicielem. Jednak zarówno autor, jak i każdy kto dostąpił do
tej pory zaszczytu przeczytania kopii tego dzieła – dalej może
kopiować ją kiedy zechce.
Sprzedawanie zbioru
informacji jest również sprzeczne z ideą pieniądza. Ludzie
zbierają te symbole wartości w zamian za swoją pracę – swoje
dzieła. Innymi słowy człowiek, który napisał książkę, w
momencie ukończenia swojego dzieła powinien być bogaty. Napracował
się bowiem bardzo, a inni ludzie chcą czytać jego twórczość.
Nie powinien musieć
potwierdzać swojego prawa do nie bycia nędzarzem, poprzez wyzbycie
się kontroli nad własną książką. W czasach nieistnienia prawa
autorskiego ta kontrola pozwalała upomnieć się o prawo do
pierwszeństwa, w obliczu zagrożenia plagiatem. Jednak nie
przekładała się ona na możliwość zabronienia komuś robienia
kopii jego twórczości, bądź czytania tego, co kto inny napisał.
Raz rozpowszechnione dzieło, stawało się własnością wszystkich.
Od kilkuset lat świat
stoi na głowie. Ludzie nie wiedzą, że mają prawo do wolności
słowa, a wolność ta nie może być ograniczana w zawoalowany
sposób formułką „wszelkie prawa zastrzeżone”.
Ludzie mają prawo
zawierać dowolne umowy, lecz egzekwować mogą tylko te, na które
pozwala rzeczywistość. Dlatego nie można pozwalać, żeby prawo
wykraczało poza ustalone prawami fizyki bariery, aby unosiło się
oparach absurdu i było całkowicie pozbawione zdrowego rozsądku.
Właściciel patentu zza
oceanu nie może zabraniać mieszkańcowi kraju trzeciego
wykorzystywać, przypadkiem ponownie wymyślony wynalazek, który w
jego kraju wielu ludziom uratowałby życie.
Firmy farmaceutyczne nie
mogą „nie wchodzić” z lekami na rynek jakiegoś kraju, bo
producenci leków tegoż kraju nie płacą odpowiednich licencji,
czyli nie płacą haraczu za prawo do ratowania życia.
Innymi słowy, prawo
własności intelektualnej, czy też prawo patentowe, istnieje w
całkowitym oderwaniu od naszej fizycznej rzeczywistości. Za jego
sprawą co roku giną tysiące ludzi, których nie stać jest choćby
na leki. Nie sankcjonuje ono zjawisk jakie są udziałem człowieka,
lecz daje jedynie pretekst pewnym ludziom, do obwiniania innych.
Pretekst ten jest całkowicie absurdalny, ponieważ kopiując czyjąś
książkę, czy wytwarzając lek bez licencji nie robimy nikomu
krzywdy. Jednak i tak zostaniemy za to nazwani przestępcami.
Odium przestępcy równa
nas z ludźmi podłymi, takimi którzy przeżywają swoje życia w
sposób szkodliwy dla innych, bądź też dla warunków naszego
bytowania – środowiska, czy przestrzeni życiowej. Dlatego też
nie chcemy być z nimi porównywani i nie chcemy być zaliczani do
tej samej abstrakcyjnej kategorii. To jest źródło władzy, jaką
sprawują nad nami ludzie, niezasłużenie dzierżący prawo do
dyktowania nam, do jakich książek i idei będziemy mieli dostęp.
Drugim równie ważnym
absurdem prawa autorskiego, jest bardzo powszechne zjawisko
jednoczesności postępu. Ludzie najczęściej opracowują nowe
wynalazki nie dlatego, że są wyjątkowo zdolni, lecz przede
wszystkim dlatego, że wszystkie elementy nowej idei są wyłożone
przed nimi jednocześnie – mają je jak na tacy – wystarczy na
nowo poskładać te cegiełki. Nic więc dziwnego, że kiedy sytuacja
dojrzewa do nowego odkrycia, pojawia się ono w umysłach wielu. To
jest wyjątkowa cecha ludzkości, cenny dar jakim nas obdarzono.
Pozwala on rozwijać się wiedzy, pomimo tego, że większość ludzi
którzy dokonali odkrycia, nie jest zainteresowanych, bądź nie ma
możliwości, by dokładnie go opisać.
Nie możemy odrzucać tej
kreacjoróżnorodności tylko dlatego, że jakiś idiota (właściwie
to król) wymyślił kiedyś w Anglii ideę kontroli sektora
wydawniczego, nad który miał przez swoją miałkość zbyt nikły
wpływ. Nie możemy uznawać, że genialni ludzie robią coś złego,
bo propagują swój własny autorski pomysł pośród otoczenia,
pomimo jego uprzedniego opatentowania przez innych.
Cóż z tego, że
właściciel praw do wynalazku był w urzędzie patentowym pierwszy?
Cóż z tego, że miał tak wiele pieniędzy, aby zastrzec ideę
wszędzie, gdzie tylko to było możliwe?
Nie daje to mu moralnego
prawa do zakazywania omawiania, bądź wykorzystywania w praktyce
dzieł naszego umysłu. Jeśli ktoś nie pomógł w ulepszaniu
świata, to niech przynajmniej innym nie przeszkadza.
Postęp jakiego
doświadczamy dzięki nowym wynalazkom jest mierzalny poprzez ich
wprowadzenie. Nie może więc implementacja nowych odkryć
technicznych być ograniczana przez prawo patentowe. Nie może nawet
jemu podlegać, bo u samych założeń tworzyliśmy to prawo w celu
stymulacji implementacji dzieł.
Niestety prawo w sensie
legislatury, potrafi nadawać monopol do narzucania innym sposobu
wykorzystania danej idei – i to właśnie jest złe. Nie wiemy jak
wiele doskonałych wynalazków jest zamkniętych w sejfach
największych korporacji z napisem – „otworzyć w przypadku
rozruchów społecznych i obiecać nowy lepszy świat już jutro, już
za chwilę”.
Dlatego świat musi
zakończyć tę prawną fanaberię i przestać stać na głowie w
imię całkowicie anachronicznej idei „zachęcania do postępu
technicznego”. Dzisiaj, w erze cyfrowej – już nikt nikogo nie
musi „zachęcać” do badań naukowych. Postęp technologiczny
jest już od dawna – nie do uniknięcia.
Jest to już więc
najodpowiedniejszy moment do porzucenia niepotrzebnych elementów w
naszym systemie prawno-społecznym. Jeśli mamy uzdrawiać
cywilizację, należy usunąć z tego organizmu najbardziej szkodliwe
narośla i struktury zagrażające rozwojowi, a więc dalszej
komplikacji społecznych mas.
Prawo autorskie jako byt
sprzeczny ze zdrowym rozsądkiem jest pierwszym spośród
wymagających utylizacji elementów. Jeśli wszystkie szkodliwe idee
traktować będziemy jako guzy na zdrowej tkance społecznej – to
własność intelektualna byłaby najcięższym z nich.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz