Czy ludzkości grozi
scenariusz, który dotknął starożytne Chiny?
Rozwijały się
dynamicznie, gdy były podzielone na feudalne państwa, potem doszło
do zjednoczenia pod jednym cesarzem, którego służby specjalne
zniszczyły kulturalny i intelektualny dorobek poszczególnych
królestw. Mechanizm był taki sam, jak wtedy gdy świat zachodu
postanowił uczynić ze świata Anglię.
Kiedy patrzymy jak
dzisiejszy korporacjonizm używa globalizacji, żeby tępić wszelkie
przejawy patriotyzmu i wielokulturowości – widzimy jak niewiele
nauczyliśmy się o sobie na przestrzeni dziejów.
Świeżo sformowane
Państwo Środka, czyli centrum świata, postanowiło potwierdzić
swoją supremację, przez co kilku cesarzy dokonywało wypraw
odkrywczych. Na południu Chińczycy zapuszczali się i zbierali
haracze od ludów, aż do cieśniny Malakka, a jedna z wypraw dotarła
nawet do wschodnich wybrzeży Afryki. Do tego są głosy mówiące,
że na zachodzie to Chińczycy na długo przed Amerigo Vespucci
odkryli ziemie Indian.
Jednak państwo o tak
wielkim dorobku kulturowym i technologicznym, nie znalazło na tych
ziemiach niczego czym mogłoby się zainteresować. Dlatego władcy
uznali, że nie warto wydawać tak wielkich sum na odkrywanie
prymitywnego świata. Chiny zamknęły się, ograniczyły swoje
horyzonty.
Powolne cofanie się w
rozwoju najlepiej symbolizuje sztuka Chin. Wazy pierwszych władców
były potężne i odporne na wstrząsy. Z czasem porcelana stawała
się coraz bardziej filigranowa i krucha. Chiny stały się puste w
środku, a skutecznego najazdu na nie, dokonali Mongołowie, którym
w Wielkim Murze otwarto po prostu bramy.
Po okresie odrodzenia za
sprawą barbarzyńskiego najazdu, ponownie powrócono do
izolacjonizmu. W rezultacie kilkaset lat później skutecznego
podporządkowania sobie wielkiego mocarstwa mogła dokonać jedna brytyjska
kanonierka.
To co kiedyś było
dorobkiem technicznym i kulturalnym, z braku zastosowań zostało
utracone i zapomniane. Chińczycy czekali na przyjazd kultur zachodu
jak owieczki gotowe na przyjęcie swoich panów. Pomimo tego, że do
dziś sztuka Chin kojarzy się ze sztukami walki, podbicie Państwa
Środka, nie sprawiło europejczykom wielu trudności, nawet nie
przysporzyło kłopotów.
W momencie wycofania się
z programu księżycowego i porzucenia podboju Marsa, ludzkość może
czekać podobny los. Staniemy się coraz bardziej wygodni i gnuśni,
zamknięci w sobie jako przedstawiciele Planety Środka.
Zamiast w gwiazdy patrzyć
będziemy tylko sobie pod nogi. Skarlejemy i z czasem staniemy się
cieniem rasy, która podbiła i podporządkowała swojej woli Ziemię.
Z taką postawą ludzi przyroda szybko odzyska utracone wpływy i
tereny.
Będziemy jak barbarzyńcy
Włosi, z podziwem patrzący na akwedukty Rzymian nie dowierzając -
„myśmy to zbudowali”. Tak samo jak NASA, która mówi, że
nie ma już dzisiaj możliwości powtórzenia programu Apollo, gdyż
nie będziemy w stanie dla astronautów wytworzyć odpowiedniego
poziomu bezpieczeństwa.
Czas się kurczy, tak samo
jak nasze rozszerzone lądowaniem na Księżycu horyzonty. Żyją
jeszcze ludzie, którzy tworzyli nasze marzenia, ale od dawna są na
emeryturze, a po nich przyszli jedynie piewcy wiecznego spokoju i
bezpieczeństwa.
Zaraz po programie Apollo
stworzono niezwykle drogi program wahadłowców, którego jedynym
celem było wyciąganie pieniędzy podatników i czynienie
wszystkiego jak najdroższym. Projekt powstał specjalnie po to, żeby
wszystkie agencje i urzędnicy mieli możliwość wzięcia udziału w
wielkim podziale pieniędzy, jakie płynęły na fali pierwszego
entuzjazmu i wielkich planów panowania w czerni kosmosu.
Zamiast kontynuować
program rakietowy, myśleć o rakietach nuklearnych, poczyniono krok
wstecz. Zastosowano bardzo niebezpieczne rakiety na paliwo stałe, po
prostu większe fajerwerki. Do tego zamiast budować je na miejscu
pozwolono na udział zewnętrznych dostawców, żeby i oni mogli
uszczknąć coś z wielkiego finansowego tortu. W rezultacie rakiety
te musiano transportować w częściach, bo całe nie mieściły się
na pociągi.
To właśnie gumowa
uszczelka łącząca poszczególne części tych rakiet, była
przyczyną zagłady Challengera. Katastrofa Columbii, to efekt
zastosowania niezwykle drogiej i kruchej pianki osłony termicznej.
Płytki te trzeba ciągle przyklejać ręcznie i uważać nieustannie
na prom ze względu na ich delikatną naturę. Prymitywna i trwała
osłona kapsuł programu Apollo była zbyt oczywista i tania.
Teraz nawet nie projektuje
się nowego podejścia do podboju kosmosu. Jedyne co potrafiono
zrobić, to wykorzystać osiągnięcia lat 60-tych. Program
Constellation jest większy tylko dlatego, że po zakończeniu zimnej
wojny można było posłużyć się dużo wydajniejszymi rosyjskimi
rakietami, także sprzed półwiecza.
Do tego do dziś tylko się
o nim mówi i nie ma zapewnionego trwałego finansowania.
Nie posiadamy więc żadnej
nowej wizji. Przyszły prom kosmiczny będzie opierał się na
planach oryginału z lat 70-tych, który tak umiejętnie zepsuto,
celem dodania problemów nie spotykanych w żadnych innych gwiezdnych
systemach.
W takiej sytuacji powstaje
wielka szansa dla entuzjastów, amatorów, propagatorów tanich i
wydajniejszych metod.
Z braku chęci i z
powodu jawnej niekompetencji profesjonalistów, którzy od lat
70-tych nie wprowadzili żadnego nowego pomysłu, bardzo łatwe
powinno być zawiązanie światowego sojuszu internautów, którzy
wspólnym wysiłkiem popchną program kosmiczny ludzkości wreszcie
do przodu.
Jeśli nie będziemy w
stanie się zorganizować. Jeśli nie uwierzymy w możliwości
wspólnego generowania realnych zdarzeń za pomocą struktury roju,
czeka nas regres światopoglądowy, który poprzedza zawsze regres
cywilizacyjny. Może się okazać, że ponownie dotknie nas syndrom
Państwa Środka. Skupimy się tylko na naszych nieważnych
różnicach, na problemach życia codziennego – przez co utracimy
wielką szansę ich uniknięcia.
Nie chodzi bowiem o to,
żeby żmudnie i metodycznie usuwać z naszej drogi wszystkie
kamienie, lecz żeby idąc szybko do przodu skutecznie je przeskoczyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz