Kiedy jesteś na górze,
ponad wszystkimi, widzisz z góry swoje troski i problemy. Są one
tam nisko, tak niewielkie, nieznaczące. Wielkie osiągnięcie jest
twoim udziałem nie dlatego, że jesteś wysoko, lecz dlatego iż
wyniesienia na takie wyżyny dokonałeś własnymi siłami. Nie
czujesz strachu, czujesz się potężny. Widzisz pod sobą każdą
trudność, jaka była twoim udziałem i szanujesz każdą z nich –
jednocześnie napawając się do nich dystansem.
Gorzej jest z nami, gdy
nie wierzymy we własne możliwości i siły. Męczymy się, trudzimy
patrząc pod nogi, powoli i z mozołem pełznąć do szczytu, a gdy
go osiągamy i patrzymy w dół jesteśmy przerażeni. Pytamy jakby
samych siebie – „to myśmy tego dokonali?”
Każdy z nas, zanim
zainteresuje się w życiu zdobywaniem szczytu, powinien najpierw
pogodzić się z samym sobą. Jeśli uprzednio tego nie zrobił, nie
będzie w stanie cieszyć się ze zwycięstwa, a pokonane szczyty nie
będą źródłem chwały i ukojenia. Ogarnie nas tylko większy
stres ze względu na piętrzące się przeszkody, uwierające
zmęczenie i całkowicie traumatycznie się kojarzące, zdobyte
doświadczenie.
Wystarczy odpuścić
przymus osiągnięcia celu i po prostu cieszyć się z wycieczki.
Wtedy, z każdym kolejnym krokiem i pokonanym metrem oddychamy
lepiej, pełną piersią, pomimo zmniejszającej się ilości tlenu.
Czym innym jest
zagłębianie się pod powierzchnię wody. Tutaj każdy kolejny metr,
coraz bardziej ogarnia i otula nas we wszystkich zakamarkach i
możliwych szczegółach. Kończący się tlen jest podwójnym
alarmem, bo z każdym gestem zanurzenia, mamy świadomość, że
będziemy musieli zmierzyć się z tą odległością podczas wynurzania ponownie.
Na nurkowanie swobodne nie
ma dobrego sposobu, prostego triku dającego nam dobre wyniki. Tutaj
nie ma miejsca na błędy, trzeba uczyć się rozumieć własne
ciało.
Połowa długości czasu
pozostawania bez tlenu i bez paniki zależy od psychiki, a nie od
kondycji i pojemności płuc. Zdolność uspakajania serca jest tak
samo ważna, jak umiejętność sprawnego pływania. W świecie
rosnącej ciemności nasza psyche jest, wraz z głębokością, coraz
bardziej kluczowa, a świadomość własnych możliwości dużo
ważniejsza od nich samych.
Dobry nurek to stary
nurek, dobry freediver do dobry człowiek. Tylko lot swobodny przed
otwarciem spadochronu da się porównać z uczuciem przepływu przez
przestrzeń w trakcie swobodnego zanurzenia. Oba stany są podobne,
nawet z fizycznego punktu widzenia. Człowiek odbiera je jednak
bardziej pierwotnie, wzbudzają one w nim atawistyczne wspomnienia.
Dlatego nie możemy sprowadzać stanu lotu do fizycznego opisu i
chemicznej euforii naszej krwi.
Oba stany mają w sobie
coś mistycznego i każdy z nich wymaga od nas przemiany i stania się
pełniejszym człowiekiem. Inaczej to, co budujące i kojące, staje
się nieznośne, niebezpieczne i co najgorsze - nieznaczące.
Świat pełen jest
możliwości rozwoju osobowości, wystarczy tylko chcieć po nie
sięgnąć, a warto po nie sięgnąć – bo tam są.
Z przyjemnością przeczytałem ten post, dziękuję.
OdpowiedzUsuń...Wystarczy odpuścić przymus osiągnięcia celu i po prostu cieszyć się z wycieczki... tak, puszczenie przywiązania do określonego celu jest powodem dla którego możemy cieszyć się wycieczką. Tak długo jak jest przywiązanie lub awersja do wyznaczonego celu to tak długo jesteśmy niewolnikami tego celu. Kiedy puścimy to, to tym samym zyskujemy wolność i cieszymy się daną chwilą.