Kiedyś wszystko zarządzano
sieciocentrycznie. To było wydajne i proste. Wraz ze zwiększeniem
liczebności plemion powyżej dwustu osobników, trzeba było rozważyć nową
koncepcję zarządzania - władzę.
Z początku był to
przywódca, o którym wiedziano że jest mądry. Po zwiększeniu
liczebności miast powyżej 5 000., gdy już osobnicy należący do
jednej grupy, nie tylko nie znali się, lecz także nie widzieli się
wszyscy wzajemnie, trzeba było rozważyć nową koncepcję wyboru
władzy - wybory.
System feudalny jednak odwrócił ten
proces. Postępująca w antyku demokratyzacja ustąpiła prostszemu
hierarchicznemu systemowi. Grupy wiosek liczące do 5 000. osób
wybierały najlepszego stratega i woja na ochroniarza - nadając mu
tytuł - który potem stał się szlacheckim.
Następnie
zgrupowania szlachty wybierały spośród siebie przedstawiciela
wyższego rzędu. Etapy zaczynały się od poziomu szlachty, przez
baronów, książąt, aż po króla, który nie był tylko wyższych
etapem w hierarchii, lecz również scalał ludzi mówiących jednym
językiem i reprezentującym spójny system prawodawczy, podatkowy i
administracyjny.
Feudalizm jednak miał jedną podstawową
wadę - był genetycznie wsobny. Tytularność stworzyła pojęcie
mezaliansu, nie z racji jakości poczynań czy genetycznej odporności
człowieka, lecz z racji samego arbitralnego faktu urodzenia w danej
linii. To spowodowało obniżenie różnorodności genów wśród
początkowo najwybitniejszych przedstawicieli rasy ludzkiej. Dlatego
na końcu królowie i książęta, byli średnio głupsi, słabsi i
bardziej zwariowani i chorowici niż cała reszta.
Ten głupi
system wyboru władz musiał upaść i obaliła go jako pierwsza
rewolucja francuska. Po niej nastało sto lat industrializmu - wieku
inżynierów, gdzie na piedestale stawiano ludzi robiących najwięcej
pożytecznego dla wspólnoty.
Ten system jednak z racji
rodzinnie regulowanego dostępu do edukacji i tajników zawodu, także
do niczego dobrego nie prowadził, dlatego został obalony już po
150. latach, po II wojnie światowej było po wszystkim.
Chociaż
zdarzają się jeszcze państwa, w których pozycja zawodowa jest
przekazywana z ojca na syna, istnieją korporacje zawodowe i
powszechnie uważa się że nepotyzm nie jest szkodliwy, a wręcz
stabilizuje system społeczny, tak że nie jest on targany chaosem i
przewrotami.
Powszechny dostęp do edukacji, powszechny dostęp
do informacji i innowacji, których jest więcej niż ludzkość jest
świadoma zbiorowo powodują, że system regulacji zawodów jest nie
do utrzymania. Mezalians zniknął bezpowrotnie. Obecnie jedynym
cenzusem jaki nie wynika jeszcze z jakości genów jest cenzus
majątkowy.
Ergo - "cóż z tego że to wybitny, zdolny,
młody człowiek, który umie sobie radzić w życiu, skoro nie jest
bogaty, nie ma kontaktów, a głową szklanego sufitu przecież nie
przebije."
Ostateczne w 2011 roku dyktatury upadają, o
władzy decydują tłumy w wolnych wyborach. Po 2000 lat
intelektualnej zaściankowości wybór demokratyczny powraca na
salony. Rewolucje w Tunezji, Egipcie i Libii to udowodniły.
Z braku utrzymania starego genetycznego systemu wyboru
władzy, o tym kto będzie rządził decydują więc jeszcze
społeczni alchemicy. Ci którzy umieją stworzyć złudzenia, na
przykład "wartości" czy "wyboru".
Na
przykład powierzchownie zwalczający się system dwupartyjny,
którego prawdziwym celem jest zatrudnianie na synekurach pociotków
i konkubin - co jest główną przyczyną ciągle wzrastającej
liczby urzędników.
Drugą, tym razem już międzynarodową
grupą, są ludzie dzierżący w swoich rękach informacje regulujące
system finansowy.
Sami generują oni informacje wpływające na
wahania kursów akcji giełdowych, a więc zarobienie czy też
dodrukowanie poprzez banki dowolnej ilości pieniędzy - nie stanowi
dla nich żadnego problemu. Ci ludzie mają więc tyle pieniędzy ile
zechcą - mają wszystkie możliwe pieniądze na świecie. Lecz celem
nie są one same - celem jest władza - a raczej dalsze jej
utrzymywanie na historycznie wysokim poziomie.
Problem polega jednak
na tym, że ludzie w erze informacji zaczynają się coraz bardziej w
obu mechanizmach orientować. Sztuczka, z pozornie różniącymi się
demokratycznymi partiami, czy drukowaniem opodatkowania poprzez
obniżenie stopy procentowej, coraz lepiej jest rozumiana, przez
wielu demaskowana i przez to coraz mniej skuteczna - jako mechanizm
utrzymania władzy, czy kontroli społecznej.
Co nas czeka w
przyszłości?
Co się stanie kiedy upadną dwa ostatnie
bastiony oszustw w wyborze władzy dla grup powyżej 5 000. osób,
czyli nie znających się wzajemnie?
Dalej rozwijać będziemy
system sprawowania władzy przez przedstawicieli, lecz zmienią się
trochę procesy jego wyboru.
Partie upadną, gdyż są one z
definicji dewiacją, oszustwem demokratycznego systemu. Generują one
sprzyjającą sytuację zaufania - markę. Ludzie następnie głosują
na tę markę - licząc na jej wiarygodność. Jednak wtedy właśnie
dochodzi do oszustwa, czyli jej spieniężenia. Obietnice wyborcze
nie są dotrzymywane. Krewni, kolesie i wierni klakierzy poszerzają
rzeszę urzędniczą. Paradoksalnie to właśnie jej masa ostatecznie
przyczyni się do upadku tego pseudowyborczego kolosa.
Władza
stanie się bardziej klarowna i przejrzysta. Ludzie będą widzieli
nie tylko predyspozycje jednostki, którą wybierają, lecz również
jej osobistą formę i zdolność kojarzenia w czasie rzeczywistym
dzięki serwisom społecznościowym. Dzisiaj bez Facebooka, Twittera,
czy Google + nie można już wygrać żadnych wyborów.
Przedstawiciel musi wygłaszać mowy, interaktywnie integrować się
z fanami i wykazywać charyzmą i ekspresją. Dzięki temu lud na
co dzień wie, że jego władza jest w dobrej formie.
Ten
nadzór stanie się coraz bardziej bezpośredni. Będziemy chcieli
wyeliminować pośredników, pomocników i PR-owców - to ostatecznie
uczyni wynalazek partii politycznej zbędnym i po prostu
szkodliwym.
Po tej przemianie odejdziemy od pojęcia czasu - w
przeszłość odejdzie kadencyjność.
Władca jest
przedstawicielem ogółu i jako taki musi być ciągle sprawny.
Musi
wykonywać swoje obowiązki zawsze i na 100% możliwości.
Dlatego
bezsensownym jest wybór pojedynczego człowieka na dane stanowisko.
Wybierać musimy grupę ludzi z hierarchią dostępu do stanowiska.
Ktoś musi bowiem rządzić, kiedy władca jest w gorszej formie, lub
gdy ma problemy osobiste, bądź jest chory.
We współczesnym
ustabilizowanym świecie i tak prawo ustala ideologiczny kierunek
rozwoju, czy polityki wewnętrznej. Z kolei linia aktualnych posunięć
i tak musi być spójna w wybieranej na dane stanowisko grupie
ludzi.
Dzięki powyższym zmianom władza na powrót stanie się
sieciocentryczna. Każdy przedstawiciel będzie bardzo wnikliwie
śledzony przez ogół i kontrolowany. Dzięki temu wiedzieć
będziemy jakimi cechami i jaką mądrością wyróżnia się dany
przedstawiciel - demokracja będzie realną i oceniać będzie
aktualnego władcę po zgodności i spójności charakteru.
Ta
przyszłość nadejść może już w najbliższym czasie. Wystarczy
że ruch oburzonych obali system bankowy, a realny, a nie fiducjarny
kryzys finansowy, obali w końcu nie mogące się utrzymać partie -
popierane przez rzesze darmozjadów którzy spowodowali ten cały
kryzys, czyli urzędników.
Świat potrzebuje zaledwie kilku
lat na przeprowadzenie powyższych przemian.
Na przyspieszenie
bankructwa poprzednich systemów wpływa bowiem postępująca
globalizacja, a przez to konkurencja oraz nieustannie uzależniające
od siebie świat głupie, bo dalej feudalne - Chiny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz