czwartek, 26 kwietnia 2012

Linoskoczek świniopas



Balansujący ciągle na krawędzi, umoczony w przeróżne niecne sprawki – zupełnie zatraca związek z rzeczywistością. Jego nietykalna osobowość niebytu staje się odskocznią dla wątpliwości, jakie szargają nim w te trudne dni. Pomimo nieskazitelnej w swoim mniemaniu ścieżki życia, zbierają się niestety wokół jego przyszłości czarne chmury niepewności. Osaczają przez to teraźniejszość i duszą marzenia.

Od zawsze chciał być kimś, bo w jego rodzinie każdy był nikim. Chciał od dzieciństwa rozszerzać swoje wpływy, tak aby mógł uzasadnić się przed samym sobą w chwilach słabości – czyli realnego spojrzenia na siebie oraz na własne miałkie i uzyskane głównie dzięki szczęściu dokonania.

Jego jaźń mierzy się z nieuchronnością zapomnienia. Wie, że czeka go dymisja. Jest to słowo klucz dla mierzących zbyt wysoko, przeznaczonych na przemiał rzeźniczy, niedoszłych hodowców świń. Których los nieprzyjemny ominął tylko po to, aby odroczyć niecofnięty wyrok w czasie i zawiesić go niebezpiecznie, aż do pierwszego wstrząsu, który spuści go z mocą i bezlitosnością na ich czerwony kark.


Nie mieli ci ludzie wielkiego wyboru. Mogli pozostać w rodzinnych stronach, stając się elitą lokalnej tłuszczy. Zamiast tego wybrali życie pełne niespodzianek, aż do tej ostatniej, kończącej ich rozbrykany żywot.

Ryzyko spuścizny przemilczanych win jest wszechobecne, czai się za każdym rogiem, nasłuchuje i wyczekuje okazji do zadania jak największych możliwych obrażeń. Nie ma przed odpowiedzialnością zmywaną ucieczki, bo co weschło w ręcznik nie przeminęło, lecz unosi się oparem nad ludzkim, co rusz zraszanym łzami padołem zacietrzewienia i pamiętliwości.

Lud nie zapomina utraconych szans na lepszy żywot. Nie wybacza zaprzepaszczonych szans, na uchwycenie złudzenia wymarzonego bytu. Niezmierzone są bowiem rozmiary ludzkiej zawiści, kiedy zostanie ona wywołana do odpowiedzi w nagłym poszukiwaniu winnych za krzywdę i bierność, a pozbawionych formalnej odpowiedzialności.


Coś nie pasowało nam w takich ludziach od początku. Pomimo tego daliśmy im właśnie, pełnię władzy. Nie mamy dla siebie usprawiedliwień ponad te proste, zwyczajne, prawdziwe – nie mogliśmy zrozumieć nikogo lepszego. Ich powody garnięcia się do władzy mogliśmy zrozumieć i podziwiać. Były one dla nas wystarczająco wulgarne, abyśmy mogli gardzić tymi, którym wręczyliśmy symbol odpowiedzialności, że po władzę sięgnęli.

Rozpłynięci w chciwości, zanurzeni w marzeniach, stają niezgrabni do zmagań ze sznurem. Rozciągnięty on w górze, rozpostarty nad wyraz, daje pokaz cyrkowy obłąkanym wyborcom.

Mądrość ogółu dorównuje jej głupocie, bo władza od zawsze spala tych którzy ją posiądą. Ludzkość z kolei pozostaje pusta, bo obecni przywódcy są tacy, jak ich bałwochwalczy wyznawcy sobie wymarzyli – myślą o chwili i znają tylko to, co teraz. Nie znają umiaru i zaczynając swoją drogę polityczną od samego początku są mentalnie skorumpowani.

Nieskazitelne okazy, nie umoczone w błocie, są takie tylko w książkach i baśniach. Natomiast wszystko co piękne, polityką się brzydzi, dlatego większość naturalnemu brudowi w polityce pobłaża. Dlatego bo niestety brud ten odzwierciedla wewnętrzne dążenia średniej statystycznej ludzkości.

Jesteśmy brzydcy, nasze myśli są brudne. Na szczęście na twarz możemy położyć tapetę, ciało wypucować dokładnie, a nasze możliwości brudnego działania możemy złożyć w ręce specjalistów od kiełbasy. Oni obiekty starań będą zabiegać o nas będąc atrakcyjni wizualnie, bo przecież nie pozwolimy im, aby stali się atrakcyjni intelektualnie.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz