Dyktator jest zawsze tak potężny i
groźny, jak hojni i ofiarni są ludzie niosący mu zabawki -
dary.
Zabawa we władzę jest grą o sumie zerowej. To
choroba.
Tym większą ktoś ma władzę, im bardziej kto inny
będzie przez nią poniżony.
Każdy przywódca tym bardziej
panuje, im jego naród jest bardziej poddany.
Dlatego absolutna
władza zakłada absolutne niewolnictwo i całkowity brak wolnej
woli.
Nadmierne idealizowanie liderów politycznych dające im
prawie nieograniczoną władzę niczym nie różni się od
religijnego fanatyzmu. Każdy człowiek jest omylny i zbyt wysokie
słupki poparcia dla przywódcy są szkodliwe. Zwłaszcza wtedy gdy
do roli hegemona dochodzi mogący zmieniać prawie każdy aspekt
życia system demokratyczny.
Nadmierny dyktat jest szkodliwy w
każdej przykładowej postaci.
Od zwierzęcego wpływu na mężczyzn
seksualności kobiet, po nadmierny wpływ dyktatu mody i
konsumpcjonizmu na społeczne aspekty kobiecych zachowań.
Władza
jest jak alkohol.
W małych dawkach pozwala na ekspresję i
lepszy refleks dzięki rozluźnieniu, tworzy klimat, wyzwala
prawdomówność i kreśli optymizm w patrzeniu na przyszłość.
Z
każdym kolejnym haustem jednak, staje się ona coraz bardziej
histerycznie szczęśliwa, niezauważająca drobiazgów i uwarunkowań
negatywnych, zawężająca pole widzenia, ogłupiająca mentalnie i
światopoglądowo, generująca konflikty z niczego i na końcu
zatruwająca, toksycznie upadlająca człowieka. Nadmierna władza
wytarza w brudzie, ośmieszy i pogrąży nawet
najwybitniejszego.
Władca upojony władzą unosi się w
różowej bańce. Wokół siebie ma samych klakierów i potakiwaczy.
Starający się coś od niego uzyskać ciągle karmią mu ego, aż w
końcu osiąga ono rozmiar katedry i nie mieści się w już nim
samym - odtąd nie może już być samotny, bo do istnienia
potrzebuje upodlonego otoczenia i nieustannego poklasku.
Władca
przechodzony, zużyty - jest jak wygłodzony alkoholik. Ciągle o
władzy myśli i za nią tęskni. Upija się bardzo szybko, już od
jednego kieliszka. Byle uznanie, czy choć publiczne wystąpienie
wprowadza go w stan w jakim bywał kiedyś. Zupełnie oddzielonego od
swoich problemów - wierzącego, że wystarczy pomyśleć, a inni
zrobią - kreatora otoczenia który jest piękny i wieczny. Bo dla
geniusza wszystko jest możliwe.
Nie ma ludzi, których władza
nie psuje, wydajność każdej wątroby jest zawsze taka sama.
Różnimy się tylko zdolnością jej absorpcji. Niska samoocena
pozwala być normalnym dłużej, bo od mniejszego rozmiaru, ego paść
się we władzy zaczyna.
Dyktatora od zwykłego człowieka nic
nie dzieli, za wyjątkiem pełni ekspresji płytkich i małych
ludzkich wątpliwości, uprzedzeń i dążności.
Dlatego
nigdy nie znajdziemy, nie wybierzemy, czy nie wyprodukujemy lepszej
ludzkiej władzy niż obecna - bo władza korumpuje i bez znaczenia
jest dla niej - jak wyglądał i zachowywał się początkowo kolejny
materiał do obróbki.
Lecz na szczęście to nie władza jest
problemem - jest efektem przeciwnego zjawiska, braku
usamodzielnienia. Władza jest konceptem sztucznym, ludzie wymyślili
ją, stworzyli - żeby nie musieć się bać, żeby
odpowiedzialnością za wybory obarczyć innych. To dlatego w każdej
chwili możemy władzę zmieniać, możemy ją nawet pogrzebać.
Gdyż
prawdziwe źródło rozpasania i ekscesów dyktatorów bierze się
nie z władzy, lecz z ludzkiego upodlenia. Wynika wprost z faktu, że
ludzie tak bardzo głęboko, namiętnie i intensywnie poniżać lubią
się sami.
Dopóki nie zrobimy czegoś z tym ostatnim,
problemy ze złą władzą będą powracać i nie rozwiąże ich
zmiana rządzącej partii, obalenie establishmentu, czy zastrzelenie
kolejnego chorego na władzę dyktatora.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz