czwartek, 28 czerwca 2012

W poszukiwaniu wiedzy prawdziwej



Nasze osiągnięcia w opisywaniu tego, co naprawdę wiemy o rzeczywistości, są z pozoru ogromne. Stworzyliśmy przecież kastę naukowców, stworzyliśmy uniwersytety, szkoły i systemy szkoleń, na których ludziom przez praktycznie całe życie wykłada się, tak zwaną wiedzę.

Lecz co z tego, skoro większość z tej wiedzy pozbawiona jest charakteru uniwersalnego.

Biologia, chemia, czy inżynieria to tak naprawdę jedynie know how, czyli zbiór obserwacji nie powstałych na podstawie wyższej mądrości, lecz tysięcy żmudnych doświadczeń opartych na metodzie prób i błędów. Tak długo staraliśmy się na ślepo wsadzić patyk do dziurki, aż w końcu nam się to udało, a kolejnym pokoleniom przekazaliśmy wiedzę, co trzeba zrobić, aby ponownie trafić w dane zagłębienie.

Fizyka stara się wyprowadzać spójny obraz świata z jednej teorii. Szuka astrologiczno-religijnej wizji wszystkiego. Niestety, jednak na razie jej się to nie udaje. Zamiast źródeł dla wniosków słyszymy o Panwszechświatowej teorii Darwina. Zamiast nauki rzeczywistość fizyków powoli zastępuje kwantowa teologia, teologia dziesięcio, bądź 27. wymiarowej Teorii Strun i Wszechświatów Równoległych.


Teoria grawitacji Newtona, była zaledwie przekształconymi wzorami na ruchy planet Keplera. Z kolei ten ostatni nie wysnuł ich z geniuszu ludzkiej korony stworzenia, lecz zauważył że orbity są elipsami, a poruszające się po nich obiekty przemierzają kosmos zgodnie eleganckimi prawami geometrii.

Matematyka więc, wydaje się być źródłem jedynej i trwałej wiedzy, lecz niestety nie można matematyków o chęć opisywania świata oskarżyć. Zajmują się oni bowiem wszystkim co niepraktyczne, walczą ze światem starając się go uprościć, a że nie robią tego na siłę, to po drodze wszystko komplikują. Poszukiwanie prostoty zaprowadziło ich na manowce, gdyż to właśnie matematyka jest najbardziej skomplikowaną nauką ze wszystkich i to jej opis przeraża niewprawne ludzkie szkiełko i oko oraz niewyćwiczone, bo leniwe umysły.

Ponadto geometryczny opis grawitacji okazał się błędny, dopóki nie wprowadzono setki matematycznych zmiennych, gdyż właśnie tyle parametrów jest potrzebnych, aby dokładnie wyliczyć działające na dane ciało grawitacyjne siły, zgodnie z Ogólną Teorią Względności, która postrzega siły jako zakrzywienia. Więc gdzie tu jest ta prostota do której wszyscy dążymy.


Matematycy szczycą się tym, że rozpatrują przestrzenie, których nie ujrzymy w naszym Wszechświecie, a oni potrafią jeszcze je sobie wyobrazić. Nasz fizyczny świat już dawno jest dla nich za ciasny. Tworzący matematykę, jeszcze przed wiekami porzucili na śmietniku historii ograniczające ich kryterium użyteczności. Z kolei to, co w matematycznym języku odnosi się do naszego świata, stało się dziwne, bo nie wytrzymało trudów naukowej solidarności, czyli unifikacji – próby złączenia w jedno źródło z którego wszystko pochodzi. Teorie fizyczne są ze sobą niepogodzone i sprzeczne – pomimo wspólnoty języka matematyki jakimi są wyrażone.

Wraz z zebraniem w XX wieku, całej wiedzy matematycznej ludzkości w jednym miejscu. Ułożeniem jej jako ciągu dowodów wynikających z początkowych założeń, czyli aksjomatów okazało się – że one same to tylko arbitralny, wręcz losowo wybrany zestaw banalnych, nie podlegających dowodowi obserwacji.

Tak samo jak podstawą geometrii euklidesowej jest stwierdzenie, że przez dwa punkty można przeprowadzić tylko jedna prostą, tak też podstawą innych równoprawnych światów są możliwości, w których ta prosta jest krzywa, przez co konsekwencje zdarzeń zachowują się tam zupełnie inaczej.

Prostota, bądź „eleganckie rozwiązanie” sprawia, że upraszczamy świat pojęć, za bardzo na siłę.

Matematycy bronią się przed ludzką naturą, zapuszczając brodę, nie rozumiejąc po co należy rozmawiać z innymi ludźmi, czy przyznając się do własnych ograniczeń dzięki twierdzeniu Godla. Jednak dalej są ograniczeni kulturą i wychowaniem, które nie chroni ich przed zadziwieniem, że na kuli prosta bardzo łatwo robi się krzywa.


Topologia co prawda bardzo rozszerzyła nasz zakres pojęciowy, gdyż pozwoliła po raz pierwszy patrzeć na świat z punktu widzenia kreatora, a nie obserwatora. Obserwator, grupuje bowiem statyczne obiekty, opisuje je i nic z nimi nie robi. Zachowuje się jak bibliotekarz – nie godny rozpatrywania natury rzeczy, zamiast czego katalogujący ją. Z kolei topologiczny opis tego co widać, sprowadza się do nazywania tym samym dwóch różnych obiektów, jeśli łatwo jest przekształcić jedno w drugie.

Ta zmiana jakościowa pozwoliła nam uprościć widzialny matematyczny świat, wyzbyć się strachu przed dotknięciem. Teraz potrafimy nazywać tym samym, taki sam obiekt, a nie dzielić go na setki ujęć, w zależności z którego konta pada na niego światło i widzi go oko wyobraźni, czy mająca coraz większe możliwości kamera.

Lecz takiej zmiany jakościowej w rzeczywistym (a nie matematycznym) świecie dokonaliśmy już dawno. Widzimy samochód, a nie przód samochodu, tył samochodu, czy oddzielnie jego dół i boki. Niestety z tego też powodu, dobrze wiemy, że takie odkrycie nie dodaje nam wiedzy, lecz przyspiesza jedynie opis tego co nas otacza. Zmniejsza się przez to konieczną do zapamiętania i skatalogowania, liczbę obiektów.

Nasze biblioteki to wielkie zbiory poukładanych, podług ludzkiej wizji, cząstek prawdziwej rzeczywistości. To sprawia, że jej natura prawie na pewno umyka naszemu zrozumieniu, bo trudno oczekiwać od świata, żeby idealnie pasował do humanistycznego ograniczonego wyobrażenia, w którym nawet sami dostrzegamy błędy.

Świat nie dzieli się na fizykę, matematykę, chemię, czy biologię – sami go tak podzieliliśmy. Od początku wiedzieliśmy, że jest to podział sztuczny, od początku miała to być tylko chwilowa ze światem umowa – która pozwalała nam ograniczać nasze horyzonty, gdyż tylko stając się specjalistami mogliśmy szczycić się tym, że o danym skrawku świata, coś wiemy na pewno.


Teraz profesjonalizm i sztuczne klapki na oczach odchodzą w przeszłość. Ponownie musimy zacząć szukać dróg do ogarnięcia nauk wszelakich. To nikogo pamięciowo nie przeciąży. Nie mamy przecież za wiele do zaoferowania przyszłym pokoleniom, z tego co prawdziwe. Poszukiwanie naszego szczęścia w szukaniu po omacku tego co funkcjonuje, powierzyć możemy przecież komputerom.

To żadna sztuka ryć na pamięć tysiące formuł, jak po kolei z danej substancji otrzymać inną, jak należy napylać metale, aby siły elektryczne je spajały, bądź jak rozwiązywać matematyczną zagadkę, kiedy liczba x wynosi tyle i tyle.

To są wszystko gry, ćwiczenia intelektualne, naukowe szachy nie pozwalające nam na dłuższą metę się rozwijać.

Kiedy jest się dzieckiem gra w szachy jest najlepszym czym możemy się zająć. Ćwiczymy pamięć, ćwiczymy tworzenie złożonych związków przyczynowo-skutkowych, przewidujemy ciągi zdarzeń i rozważamy teorię chaosu, czyli potencjalne preferencje drugiego gracza.


Jednak szachowi arcymistrzowie poddani badaniom rezonansu magnetycznego, kiedy grali na najwyższym poziomie – pokazali nam całą prawdę o uczynieniu z ćwiczeń intelektualnych sposobu na życie. Otóż okazało się, że żaden z nich tak naprawdę nie myśli, tylko sobie przypomina. Ich mózg wybiera jedynie odpowiedni ruch spośród dziesiątków tysięcy zapamiętanych schematów.

Ich umysły są więc wytrenowane, mają ogromną pamięć i możliwości kojarzenia. Nie są one natomiast wykorzystywane, ich kojarzenie jest zbyt wyspecjalizowane. Ogólne możliwości są zbyt atrofijne. Aby myślenie mogło być w danym aspekcie nieco lepsze, umysły stają się bardziej wybiórcze – nie nadające się do niczego innego. Jedyne co wykonują mózgi arcymistrzów, to niekreatywne, płytkie i beznadziejne, pozbawione przyszłości, powtarzane w nieskończoność – przypominanie. Takie umysły nie są więc używane do myślenia, lecz do do odtwarzania. Nic więc dziwnego, że oddaliśmy pałeczkę arcymistrza wszech czasów komputerom, bo grając w tą grę staliśmy się jak one. Komputery dlatego pokonały nas intelektualnie, bo lepiej od nas przywołują zapamiętane ruchy z pamięci.

Ludzkość zatraciła się w swoim poszukiwaniu wiedzy. Zamiast naprawdę jej pragnąć, zastąpiliśmy nasze dążenia skomplikowaną zabawą, zwaną „byciem naukowcem”. Tysiące ludzi zupełnie błędnie wiedzę i naukę łączą jedynie z możliwością zapamiętywania i odtworzenia tysięcy faktów, dat, czy dawno już nieaktualnych zależności.

Nie zastanawiamy się nad źródłami naszej wiedzy. Nie prowadzimy szeroko zakrojonych badań nad sposobem powiązania matematycznych dowodów czy zależności, której spoiwem i źródłem siły jest przecież logika. Do tego jedna z wielu.

Jeśli jakiekolwiek nowe odkrycie dokona rewolucji w tym dawno zapomnianym zakolu badań, zwanym filozofią, wtedy dowiemy się o nas samych i o świecie który nas otacza czegoś nowego. Niestety każda próba przekazania ludziom, że mądrość powinna się kojarzyć z filozofią – pozostawia u nich tylko pełne pogardy uśmieszki, bądź bliżej nieokreślone miny, wyrażające politowanie dla daremnych trudów myśliciela.


Jeżeli metody łączenia i dowodzenia twierdzeń zostaną podważone, może okazać się, że cały gmach matematycznej wiedzy postawiony z poszczególnych tez na fundamentowej ławie aksjomatów – runie, rozpadnie się, jak pozbawiona zaprawy rudera.

Nie myślimy o tym, boimy się tego, zastanawiamy się, co mogłoby się stać i gdzie po tym wszystkim znaleźliby pracę ci wszyscy naukowcy.

Jednak ceglane domy można budować najwyżej do 55 piętra, potem pod ciężarem ścian same cegły zaczynają się kruszyć. Nie potrzebni są więc nam ludzie, którzy znają na pamięć skład zaprawy i wykładają z namaszczeniem, układając na lekcjach małe próbne murki z cegiełek, bo myślą że tak trzeba.

Potrzebujemy nowej koncepcji, konstrukcji całych pięter wiedzy z gotowych elementów, nowego materiału na drapacze chmur. Potrzebna nam jest naukowa stal. Bez niej nigdy nie wybudujemy domów wysokością dorównującą szczytom. Bez naukowej, bezkrwawej rewolucji, nigdy nie osiągniemy nieba.

1 komentarz:

  1. Nie wszystko co tu piszesz jest prawdą, szczególnie to co piszesz o szachach.

    OdpowiedzUsuń