środa, 5 stycznia 2022

Przesuwając granice ludzkości

Rzeczywistość narzuca nam szereg trudnych do pokonania przestrzeni. Wszystkie one są jednak iluzoryczne. Stanowiąc jedynie element kontroli społecznej, przejawiającej się w poziomie naszego zmęczenia jako ogółu.

Celem elit jest stworzenie sytuacji, w której po pracy, bądź całodniowym bieganiu za papierami po zapomogi w urzędzie, pójdziemy spać – i nie będzie nam się już chciało tak żyć aby zmieniać świat. Poziom wypełnienia jestestwa taką wizją – zwłaszcza w krajach na krawędzi, takich jak Polska – staje się powoli absolutny. Wkrótce stanie się kompletnym pakietem, który ładnie opakowany i cuchnący zgnilizną w całości odrzucimy.

Teraz nie mamy już czasu nawet dla siebie – nie mówiąc o czasie dla partnera życiowego – tym bardziej o godzinach rodzicielskiej nauki należnych dla potencjalnego dziecka. Pozyskanie prawa do życia w społeczeństwie wymaga zużycia ogromnych pokładów życiodajnej energii. Przez to nie starcza już jej na kreatywne działanie, myślenie, dzielenie się, przeżywanie, fascynowanie rzeczywistością w niezliczonych przejawach – w ciągu ostatnich 25 lat zatruliśmy się.

Konsekwencją robotyki, będzie zrzucenie okowów pracy przymusowej. Konsekwencją rewolucji antybiurokratycznej, będzie zrzucenie okowów bezsensownej, pustej, tej wyimaginowanej pracy. Po wyjściu na ulicę, zarówno aktywny tłum – w większości młody, jak i pozostające w domach przed telewizorami stare społeczeństwo, pobudzi się do nowego otwarcia i ponownie nabierze chęci do życia – oczyści się.

Lecz w głębi dalej pozostaniemy nieprzejednaną ludzkością – tym kreatywnie zbrodniczym i zachłannym elementem. Od barbarzyństwa dzieli nas zapewne miesiąc czy dwa, bez dostępu do wody, supermarketu i energii. Kimże jesteśmy jako ludzkość – od trzeciego świata zdystansowani, w krajowej nienawiści i brutalności wyemancypowani – odcinający się, a w cywilizacji i społeczeństwie znormalizowani aż do bólu. W naszym pędzie do lepszego, różowego wręcz postępu, potknęliśmy i zatraciliśmy się.

Następna rewolucja musi odbywać się wewnątrz – w naszych głowach. Nie możemy jedynie terraformować otoczenia, budować kanały i niwelować góry – w końcu – po ostatecznym sukcesie naszego materializmu, będziemy musieli ponownie wejrzeć w siebie i nieco odmienić się na lepsze – przewartościować się.

Skandalem jest, że nadal od dzikości dzieli nas tak cienka, że prawie niezauważalna granica. Gdzie są te kamienie milowe tysięcy lat budowy cywilizacji – kto potrafiłby wymienić jakościowe różnice separujące współczesność, któż odważy się? Wystarczy kilka tygodni wojny, żeby normalne, szanujące się na co dzień społeczeństwo zaczęło się mordować wyrywając kawałki mięsa – wynaturzyło się.

XXI wiek, w ogarnięciu i zachłyśnięci zmianami nie ma sobie równych. Tacy zajęci, przez co społecznie i fizycznie bierni ludzie, wcale nie stali się lepsi od przedstawicieli wymierającej, choć bardzo powoli, rasy panów – mentalności profesjonalnych i masowych zabójców upadłego wieku. Po prostu nie mamy miejsca na ekspresję tego co w nas drzemie – a nawet wręcz nie ukrywa się.

Cywilizację możemy poznać po tym jak traktuje ona swoich więźniów, po tym jak wyglądają domy starców, psychiatryki, schroniska dla bezdomnych, hospicja i publiczne szpitale. Nie mamy się czym pochwalić – od ponad półwiecza w poziomie humanitaryzmu tych instytucji, praktycznie nie dokonano niczego.

Cywilizację możemy poznać po tym, czy policja nie nadużywa wobec obywateli swoich uprawnień, w postaci monopolu na użycie brutalnej, bo nieraz fizycznej siły. Cywilizację poznaje się po tym jak ludzie rozwiązują swoje konflikty – czy kończy się z reguły na mordobiciu – czy ludzie po prostu spisują protokół rozbieżności i rozchodzą się.

Budując koleje, fabryki i miasta, niewielką drogę przeszliśmy w rozwoju jako ludzkość. Kolejne kroki wciąż są odsuwane – na przyszłość. Bo nadal preferowane i pilniejsze są bieżące głupie pomysły – priorytety. Na coś więcej nie starcza inicjatywy ustawodawczej oraz woli. Paradoksalnie tłumaczy się, że ciągle brakuje nam pieniędzy – tego barbarzyńskiego narzędzia do wykorzystywania się.

Chyba już czas skończyć z tym kłamstwem – oszukiwaniem się, że mamy podstawy do twierdzenia, iż wreszcie jesteśmy lepsi. Po prostu po raz pierwszy od wieków nasze skłonności do destrukcji stały się skanalizowane i czystsze. Zamiast niszczyć i palić w grach, wkrótce będziemy w nich społecznie budować – te nowe, przepiękne i bardziej skomplikowane, a więc bardziej cywilizowane światy.

Jestem przekonany, że nastąpi wreszcie ta ważna, bo jakościowa przemiana, a ludzkość wyniesie się na wyżyny swoich mentalnych możliwości; i to już za bardzo niedługo. Nie zdziwiłbym się, gdyby stało się to w latach dwudziestych, bo zaczynamy dojrzewać i radykalizować nowe postulaty. Wirtualna gospodarka – oparta na protokole Blockchain na którym oparty jest między innymi system programowalnych kontraktów oraz Bitcoin – powoli uzyskuje docelowy koloryt, uszlachetniając się.

Czekają nas jeszcze pewne przeszkody, lecz będą to zaledwie zawirowania, co najwyżej wyzwania. Ten system robi wszystko, żeby się unicestwić i zapomnieć się. Nie dając młodym pokoleniom rodzić dzieci sprawia, że ważna będzie dla nich tylko spuścizna. To, co nowe, nadejdzie przez to szybciej i sprawniej – strumień zmian jest jak woda, powstrzymywana tamą, spiętrzona wyżej – przebije się.

„Pokolenie, które musi odejść” wymiera. Strategia wzajemnego trzymania sobie noży na gardłach, zwana inaczej MAD (Mutual Assured Destruction), jest nie do utrzymania. Pozostawanie w szachu – zarówno na płaszczyźnie mocarstw atomowych, jak i materialnie wyznaczonych zależności społecznych, powoli traci na znaczeniu. Stajemy się niezależni, zarówno fizyczne, energetycznie, jak i informacyjnie. Teraz możemy wreszcie budować w Internecie, nierozłączną fizyczno-wirtualną inną rzeczywistość – dyskutować bezpośrednio, nawarstwiając wiedzę w narzędziach nie mających swojego odpowiednika w przebrzmiałym i ustępującym świecie. Będziemy oddzieleni w tym dyskursie od tych, którzy zrozumieją co najwyżej e-maila – prostą kalkę tego co fizyczne i w miarę szybko nadające do wirtualnego przepoczwarzenia.

Jeszcze nie czujemy na sobie tego wiatru przemian, lecz na horyzoncie formują się już transformujące wszystko siły. Establishment jest nieświadomy tego, jest zupełnie na to ślepy – dlatego nie będzie już w stanie niczemu przeciwdziałać. Obudzi się za późno, bo od zawsze status quo przeceniało swoją stabilność, zwłaszcza kiedy dekadenckie używki wystawnego życia otępiały je. To dlatego cykl przemian nadal będzie nieuchronny.

Lecz żeby je oglądać, podziwiać te przemiany w należnym i pierwszym rzędzie, trzeba wyjść poza marazm codzienności, odetchnąć świeżym powietrzem budując własną spuściznę – nie wstydząc się. Tak, aby, jak się wszystko już dokona, będąc wreszcie spokojnym o byt i przyszłość ludzkości – stanąć czasem przed lustrem. Uśmiechem podsumowując pełne życie, będziemy mogli przypominać sobie dawne ograniczenia dla ludzkości – będą to dawne granice, bo naszym życiem poszerzyliśmy je.

Zbigniew Galar

Wersja PDF:

Link

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz