Balansujący ciągle na
krawędzi, umoczony w przeróżne niecne sprawki – zupełnie
zatraca związek z rzeczywistością. Jego nietykalna osobowość
niebytu staje się odskocznią dla wątpliwości, jakie szargają nim
w te trudne dni. Pomimo nieskazitelnej w swoim mniemaniu ścieżki
życia, zbierają się niestety wokół jego przyszłości czarne
chmury niepewności. Osaczają przez to teraźniejszość i duszą
marzenia.
Od zawsze chciał być
kimś, bo w jego rodzinie każdy był nikim. Chciał od dzieciństwa
rozszerzać swoje wpływy, tak aby mógł uzasadnić się przed samym
sobą w chwilach słabości – czyli realnego spojrzenia na siebie
oraz na własne miałkie i uzyskane głównie dzięki szczęściu
dokonania.
Jego jaźń mierzy się z
nieuchronnością zapomnienia. Wie, że czeka go dymisja. Jest to
słowo klucz dla mierzących zbyt wysoko, przeznaczonych na przemiał
rzeźniczy, niedoszłych hodowców świń. Których los nieprzyjemny
ominął tylko po to, aby odroczyć niecofnięty wyrok w czasie i
zawiesić go niebezpiecznie, aż do pierwszego wstrząsu, który
spuści go z mocą i bezlitosnością na ich czerwony kark.
Nie mieli ci ludzie
wielkiego wyboru. Mogli pozostać w rodzinnych stronach, stając się
elitą lokalnej tłuszczy. Zamiast tego wybrali życie pełne
niespodzianek, aż do tej ostatniej, kończącej ich rozbrykany
żywot.
Ryzyko spuścizny
przemilczanych win jest wszechobecne, czai się za każdym rogiem,
nasłuchuje i wyczekuje okazji do zadania jak największych możliwych
obrażeń. Nie ma przed odpowiedzialnością zmywaną ucieczki, bo co
weschło w ręcznik nie przeminęło, lecz unosi się oparem nad
ludzkim, co rusz zraszanym łzami padołem zacietrzewienia i
pamiętliwości.
Lud nie zapomina
utraconych szans na lepszy żywot. Nie wybacza zaprzepaszczonych
szans, na uchwycenie złudzenia wymarzonego bytu. Niezmierzone są
bowiem rozmiary ludzkiej zawiści, kiedy zostanie ona wywołana
do odpowiedzi w nagłym poszukiwaniu winnych za krzywdę i bierność,
a pozbawionych formalnej odpowiedzialności.
Coś nie pasowało nam w
takich ludziach od początku. Pomimo tego daliśmy im właśnie,
pełnię władzy. Nie mamy dla siebie usprawiedliwień ponad te
proste, zwyczajne, prawdziwe – nie mogliśmy zrozumieć nikogo
lepszego. Ich powody garnięcia się do władzy mogliśmy zrozumieć i podziwiać. Były one dla nas wystarczająco wulgarne, abyśmy mogli
gardzić tymi, którym wręczyliśmy symbol odpowiedzialności, że po władzę sięgnęli.
Rozpłynięci w chciwości,
zanurzeni w marzeniach, stają niezgrabni do zmagań ze sznurem.
Rozciągnięty on w górze, rozpostarty nad wyraz, daje pokaz cyrkowy
obłąkanym wyborcom.
Mądrość ogółu
dorównuje jej głupocie, bo władza od zawsze spala tych którzy ją
posiądą. Ludzkość z kolei pozostaje pusta,
bo obecni przywódcy są tacy, jak ich bałwochwalczy wyznawcy sobie
wymarzyli – myślą o chwili i znają tylko to, co teraz. Nie znają
umiaru i zaczynając swoją drogę polityczną od samego początku są
mentalnie skorumpowani.
Nieskazitelne okazy, nie
umoczone w błocie, są takie tylko w książkach i baśniach.
Natomiast wszystko co piękne, polityką się brzydzi, dlatego
większość naturalnemu brudowi w polityce pobłaża. Dlatego bo
niestety brud ten odzwierciedla wewnętrzne dążenia średniej
statystycznej ludzkości.
Jesteśmy brzydcy, nasze
myśli są brudne. Na szczęście na twarz możemy położyć tapetę,
ciało wypucować dokładnie, a nasze możliwości brudnego działania
możemy złożyć w ręce specjalistów od kiełbasy. Oni obiekty starań będą zabiegać o nas będąc atrakcyjni wizualnie, bo przecież
nie pozwolimy im, aby stali się atrakcyjni intelektualnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz