piątek, 23 marca 2012

Szukając jednego wilka


Wbrew pozorom zamachy terrorystyczne nie są skomplikowaną metodą prowadzenia wojny. „Guerilla warfare” zakłada minimalizację środków własnych i dynamiczną strukturę organizacyjną.


Adaptacyjność i mobilność służy przetrwaniu organizacji.
Nie jest możliwe przy takim chaosie decyzyjnym zadanie skutecznych strat przeciwnikowi, ale nadaje się ta forma działań idealnie do prowadzenia wojny psychologicznej – podjazdowej.

Terroryści uderzają w symbole oraz komunikację, dając tym samym do zrozumienia każdemu obywatelowi, że nigdzie nie może czuć się bezpiecznie.

Psychoza ciągłego strachu zadaje największy cios gospodarce. Zmniejsza potencjał produkcyjny i handlowy narodu, prowadząc w efekcie do osłabienia jego siły militarnej i sprawczej.

Oprócz tego, nieudaremnione zamachy podważają zaufanie do władzy, jako gwaranta bezpieczeństwa. Podstawą istnienia społeczeństwa jest zaufanie, że rząd jest w stanie obronić obywateli przed wrogiem zewnętrznym i wewnętrznym. Gdy tego nie robi zaczynają tworzyć się ruchy anarchistyczne – prowadzące do destabilizacji i dalszego pogorszenia bezpieczeństwa obywateli. Bo w sytuacji naruszonego bezpieczeństwa błędy nawarstwiają się. Ludziom po prostu nie chce się walczyć za kulejący system – wszystkim w obliczu strat i zakłóceń porządku społecznego coraz mniej i mniej na tym wszystkim zależy.

Do skutecznego prowadzenia działań podjazdowych wystarczy dostęp do Internetu i umysł nie odporny na indoktrynację przywódców świętej wojny z cywilizacją zachodu.
Wystarczy trochę trudu i produkty z najbliższego otoczenia, niewinnie zalegające półki sklepowe – cześć z nich z łatwością można przekształcić w ziarna zagłady.


 Koran mówi przecież: 
„Gdy zobaczysz niewiernego, bij go w gardło.”

Powstaje oczywiste pytanie jak cywilizacja zachodu powinna się bronić. Najprostszym rozwiązaniem jest ograniczanie wolności obywateli. Zakaz sprzedaży lub reglamentacja substancji mogących służyć do produkcji materiałów wybuchowych. Tylko, że do produkcji bomb służą produkty pierwszej potrzeby takie jak wata, farby, kwasek cytrynowy, czy kwas akumulatorowy.

Ograniczenie dostępu do tychże składników poważnie utrudni wszelką wymianę handlową. Wyłania się z tego obraz znacznego podrożenia kosztów funkcjonowania gospodarki oraz wzmożenie kontroli nad większością działalności. Urzędnicy się pomnożą i przytyją, a terroryści i tak zdobędą co im potrzeba, dając łapówkę pilnującemu, czy wydzielającemu.


Można też wybrać rozwiązanie pośrednie mające miejsce w dzisiejszym polskim prawodawstwie. Kontrola tylko nad tymi substancjami, które służą jedynie do „złych” rzeczy, na przykład bezwodnik octowy, czy zatężony kwas azotowy.

Problem w tym, że dalej można ukryć swoje intencje w dużej skali.
Na dzieci starające się zakupić w sklepie chemicznym składniki do eksperymentów składa się donosy. Natomiast cysternę zatężonego kwasu atozowego może kupić już każdy. Nikt nie podejrzewa o działalność antypaństwową jeśli robi się coś w wystarczająco dużej skali.
Złoty środek staje się więc ulotny. Możemy też przeciąć ten węzeł gordioński i zdać sobie sprawę z faktu, że problem nie leży w niedostatecznym poziomie bezpieczeństwa, lecz w ludziach którzy nastają na nasze życie.


Oni nie są z gruntu źli, oni są tylko zindoktrynowani. Propaganda – na tym polu rozgrywa się bowiem obecne konflikty. Kto zawładnie złością i dążeniami ludzi, ten ma siłę niszczyć, bądź zmieniać świat na lepsze.

Dlatego należy szukać innych sposobów walki z terroryzmem.
Państwo policyjne i powszechny brak wolności czyni nas jeszcze bardziej czułymi na ataki.

To, co naprawdę zapobiega atakom to sprawny system tagowania zagrożeń na podstawie powszechnie dostępnych informacji. Zamiast zlecać ochronę społeczną profesjonalistom, co z definicji narzuca na społeczeństwo konieczność utrzymywania ich ponadnaturalnych uprawnień, lepiej jest dać ludziom informacje czego powinni unikać, kogo wystrzegać i czym się chronić.


Od samego początku bowiem wiadomo – jak w bardzo łatwy i prosty sposób zapobiec wszelkim zamachom terrorystycznym, które są plagą XX i XXI wieku, a w czasach zamierzchłych były niemożliwe do przeprowadzenia. Trzeba zapobiegać atakom, dając ludziom podstawowe prawo – prawo i możliwość obrony w każdej sytuacji i miejscu.

Zamachy z 11 września nie byłyby możliwe, gdyby pasażorom samolotu pozwolono mieć na pokładzie broń. Wystarczy osobom mającym prawo do legalnego posiadania broni – wydać na czas lotu specjalną, nie mogą przebić kadłuba amunicję.
Wtedy każdy – dowolny w założeniach i realizacji zamach byłby po prostu niemożliwy. Nawet terrorysta grożący wysadzeniem materiału wybuchowego byłby wcześniej czy później zastrzelony. W obliczu możliwego wybuchu, wobec alternatywy wbicia się przez terrorystów w budynek – czyli pewnej śmierci, przynajmniej jeden z pasażerów wybrałby ryzykowne rozwiązanie, lecz z punktu widzenia społeczeństwa rozwiązanie właściwe.


Zamachy możliwe są tylko i wyłącznie gdy ludziom wmówi się, że mają zachowywać się jak owce.
Jak tylko rygor ten jest zdjęty. Każdy, naprawdę każdy terrorysta rezygnuje z próby zamachu, bo wie że wcześniej czy później trafi w biernym tłumie owiec na bohatera – czyli na jednego wilka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz