Wbrew pozorom zamachy
terrorystyczne nie są skomplikowaną metodą prowadzenia wojny. „Guerilla
warfare” zakłada minimalizację środków własnych i dynamiczną strukturę
organizacyjną.
Adaptacyjność i mobilność
służy przetrwaniu organizacji.
Nie jest możliwe przy takim
chaosie decyzyjnym zadanie skutecznych strat przeciwnikowi, ale nadaje się ta
forma działań idealnie do prowadzenia wojny psychologicznej – podjazdowej.
Terroryści uderzają w symbole
oraz komunikację, dając tym samym do zrozumienia każdemu obywatelowi, że
nigdzie nie może czuć się bezpiecznie.
Psychoza ciągłego strachu
zadaje największy cios gospodarce. Zmniejsza potencjał produkcyjny i handlowy
narodu, prowadząc w efekcie do osłabienia jego siły militarnej i sprawczej.
Oprócz tego, nieudaremnione
zamachy podważają zaufanie do władzy, jako gwaranta bezpieczeństwa. Podstawą istnienia
społeczeństwa jest zaufanie, że rząd jest w stanie obronić obywateli przed
wrogiem zewnętrznym i wewnętrznym. Gdy tego nie robi zaczynają tworzyć się
ruchy anarchistyczne – prowadzące do destabilizacji i dalszego pogorszenia
bezpieczeństwa obywateli. Bo w sytuacji naruszonego bezpieczeństwa błędy nawarstwiają
się. Ludziom po prostu nie chce się walczyć za kulejący system – wszystkim w
obliczu strat i zakłóceń porządku społecznego coraz mniej i mniej na tym
wszystkim zależy.
Do skutecznego prowadzenia
działań podjazdowych wystarczy dostęp do Internetu i umysł nie odporny na
indoktrynację przywódców świętej wojny z cywilizacją zachodu.
Wystarczy trochę trudu i
produkty z najbliższego otoczenia, niewinnie zalegające półki sklepowe – cześć
z nich z łatwością można przekształcić w ziarna zagłady.
„Gdy
zobaczysz niewiernego, bij go w gardło.”
Powstaje oczywiste pytanie
jak cywilizacja zachodu powinna się bronić. Najprostszym rozwiązaniem jest
ograniczanie wolności obywateli. Zakaz sprzedaży lub reglamentacja substancji
mogących służyć do produkcji materiałów wybuchowych. Tylko, że do produkcji
bomb służą produkty pierwszej potrzeby takie jak wata, farby, kwasek cytrynowy,
czy kwas akumulatorowy.
Ograniczenie dostępu do
tychże składników poważnie utrudni wszelką wymianę handlową. Wyłania się z tego
obraz znacznego podrożenia kosztów funkcjonowania gospodarki oraz wzmożenie
kontroli nad większością działalności. Urzędnicy się pomnożą i przytyją, a
terroryści i tak zdobędą co im potrzeba, dając łapówkę pilnującemu, czy
wydzielającemu.
Można też wybrać rozwiązanie
pośrednie mające miejsce w dzisiejszym polskim prawodawstwie. Kontrola tylko
nad tymi substancjami, które służą jedynie do „złych” rzeczy, na przykład
bezwodnik octowy, czy zatężony kwas azotowy.
Problem w tym, że dalej można
ukryć swoje intencje w dużej skali.
Na dzieci starające się
zakupić w sklepie chemicznym składniki do eksperymentów składa się donosy. Natomiast
cysternę zatężonego kwasu atozowego może kupić już każdy. Nikt nie podejrzewa o
działalność antypaństwową jeśli robi się coś w wystarczająco dużej skali.
Złoty środek staje się więc
ulotny. Możemy też przeciąć ten węzeł gordioński i zdać sobie sprawę z faktu,
że problem nie leży w niedostatecznym poziomie bezpieczeństwa, lecz w ludziach
którzy nastają na nasze życie.
Oni nie są z gruntu źli, oni
są tylko zindoktrynowani. Propaganda – na tym polu rozgrywa się bowiem obecne
konflikty. Kto zawładnie złością i dążeniami ludzi, ten ma siłę niszczyć, bądź
zmieniać świat na lepsze.
Dlatego należy szukać innych
sposobów walki z terroryzmem.
Państwo policyjne i
powszechny brak wolności czyni nas jeszcze bardziej czułymi na ataki.
To, co naprawdę zapobiega
atakom to sprawny system tagowania zagrożeń na podstawie powszechnie dostępnych
informacji. Zamiast zlecać ochronę społeczną profesjonalistom, co z definicji
narzuca na społeczeństwo konieczność utrzymywania ich ponadnaturalnych
uprawnień, lepiej jest dać ludziom informacje czego powinni unikać, kogo
wystrzegać i czym się chronić.
Od samego początku bowiem
wiadomo – jak w bardzo łatwy i prosty sposób zapobiec wszelkim zamachom
terrorystycznym, które są plagą XX i XXI wieku, a w czasach zamierzchłych były
niemożliwe do przeprowadzenia. Trzeba zapobiegać atakom, dając ludziom
podstawowe prawo – prawo i możliwość obrony w każdej sytuacji i miejscu.
Zamachy z 11 września nie
byłyby możliwe, gdyby pasażorom samolotu pozwolono mieć na pokładzie broń. Wystarczy
osobom mającym prawo do legalnego posiadania broni – wydać na czas lotu
specjalną, nie mogą przebić kadłuba amunicję.
Wtedy każdy – dowolny w
założeniach i realizacji zamach byłby po prostu niemożliwy. Nawet terrorysta
grożący wysadzeniem materiału wybuchowego byłby wcześniej czy później
zastrzelony. W obliczu możliwego wybuchu, wobec alternatywy wbicia się przez
terrorystów w budynek – czyli pewnej śmierci, przynajmniej jeden z pasażerów
wybrałby ryzykowne rozwiązanie, lecz z punktu widzenia społeczeństwa
rozwiązanie właściwe.
Zamachy możliwe są tylko i wyłącznie gdy ludziom wmówi
się, że mają zachowywać się jak owce.
Jak tylko rygor ten jest
zdjęty. Każdy, naprawdę każdy terrorysta rezygnuje z próby zamachu, bo wie że
wcześniej czy później trafi w biernym tłumie owiec na bohatera – czyli na jednego wilka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz