niedziela, 1 sierpnia 2021

Nowa płaszczyzna zrozumienia

Jesteśmy ograniczeni w przystosowaniu do zmian środowiska tempem zmiany naszych genów, gdyż zmieniają się one dużo wolniej od naszej kultury. Roboczo przyjmując, że geny decydują o nas w 55% a kultura i otoczenie w 45%, to na kulturę przypadnie pewnie 15% albo 20%, bo pozostałe to suma naszych zdarzeń, czyli czynniki indywidualne i środowiskowe, na które natrafiła dana jednostka.

Natura całkiem dobrze poradziła sobie w przystosowaniu ludzkości do otoczenia. Konektom naszego mózgu, a więc sposób połączeń międzyneuronalnych, odpowiada w 95%, 97% konektomowi optymalnemu, pod względem strat energii. Geny więc dobrze wiedzą jak zaprojektować mózg, aby był wydajny. 

Wydajność naszych mózgów zbliża się więc do granicy tego co możliwe, a jeśli jest tak samo z naszą zbiorowością, to ludzkie społeczeństwo powinno być również bliskie idealnemu. Gdyby za ideał przyjąć system jak najbardziej odporny na zmiany i jednocześnie jak najlepiej przystosowany do niezmienników środowiska, to przyjąć możemy, że wagi dla obydwu kwestii powinny być porównywalne. Gdy przeważa przystosowanie, drastycznie maleje zdolność do wprowadzania zmian, gdy przeważa elastyczność na zmienne otoczenie, ofiarą pada oszczędność wynikająca z przystosowania do tego co niezmienne. Jednocześnie należy założyć, że nawet pewne nietrafione prognozy naszej genetycznej natury na temat aktualnego stanu środowiska, jeśli sprawdzają się w 80%, 90% też są nadal przydatne. Dlatego predyspozycje do ich wykorzystania powinny być zapisane w genach, nawet jeśli nie dają zawsze korzyści w postaci przewagi szybkości przystosowania się do środowiska, bo akurat dane zjawiska nie wystąpiły. To powinno dawać niewielką przewagę dla genów, co w praktyce wyznacza idealny system w postaci 55%, 60% dla genów – mniej więcej taki jaki charakteryzuje stan faktyczny. Z punktu widzenia ewolucji jesteśmy bliscy ideałowi jako gatunek, pod względem swojej architektury. 

Czy to wystarczy, by ludzkości udało się przetrwać? Nie wiadomo. Jednak natura wyposażyła nas w najlepsze rozdanie początkowych kart, prawie najbardziej optymalne z możliwych. Niektóre aspekty zachowania są wrodzone (te 55% za które odpowiadają geny), podczas gdy resztę (45%) kształtuje już środowisko i przede wszystkim predestynowana do szybkiej nauki i opanowywania kultura. Ludzkość ma preferencje do szybkiego poznania między innymi języka, który ułatwia wszystkie inne kwestie związane z absorpcją wiedzy gromadzonej o świecie pod postacią kultury i listy ostatnich lokalnie dobrze sprawdzających się zachowań – tradycji. (Już w tym, bądź przyszłym pokoleniu do tradycji zostanie włączone robienie kopii zapasowych osobistych danych.) 

Wpływ genów w nadmiarowej części jest jeszcze dodatkowo przereklamowany, bo geny skłaniają w swojej ogromnej większości do pewnych zachowań, a nie zmuszają do nich. Determinizm genetyczny w znaczeniu absolutnego braku wyboru (bez względu na środowisko i wychowanie zmuszający do czegoś wszystkich przedstawicieli gatunku) nie istnieje. W znaczeniu braku wyboru (w warunkach stresu i braku czasu na przeanalizowanie sytuacji) istnieje sporadycznie, a większość ukształtowanych przez geny zachowań to zaledwie narzucone preferencje. Nie mogłoby być inaczej, bo środowisko szybko wyeliminowałoby gatunek, który zupełnie nie może powstrzymać się przed czymś, co powinno być dla niego dobre, bo przez większość czasu było dobre, ale w niektórych sytuacjach zdarza się szkodliwe (nawet ćmy już mniej lecą do ognia, bo ewoluują).

Wszyscy chcemy, aby nam było dobrze. Nawet chcemy, aby było dobrze dla innych. W XX wieku narodził się w związku z powszechnym dobrobytem mesjanizm polityczny, którego celem jest umożliwienie powszechnego dostępu do lepszych warunków życia (reprezentowanych według niektórych przez demokrację i prawa człowieka). Co oznacza wprost, że chcemy doprowadzić do sytuacji, aby czynniki zewnętrzne (czy to środowiskowe, czy kulturowe) były dla wszystkich jednakowo dobre – co wcale nie oznacza, że takie same – przez co różne grupy mają szansę rozwinąć się i pokazać swój unikalny potencjał. 

W XXI wieku wraz z rozwojem naszych możliwości wpływu na otoczenie coraz bardziej nam się to udaje zrealizować. Co oznacza wprost, że wraz z wyrównywaniem boiska o wyniku meczu coraz mocniej decydują umiejętności zawodników. Czyli wraz ze zmniejszeniem się wpływu otoczenia na szanse, coraz mocniej o rezultacie decydują czynniki genetyczne, bo innych czynników po prostu nie ma (jest tylko środowisko, bądź geny). 

Ujednolicone środowisko pod względem możliwości wzrostu – np. pole pszenicy sprawia, że o wzroście rośliny w ogromnym stopniu decydują jej geny. Gdyby środowisko było bardzo zmienne dla każdej rośliny, wtedy o jej wzroście najczęściej zdecydowałaby żyzność gleby i dostęp do wody. Gdy wszyscy są nawożeni i podlewani obficie różnią się ostatecznie wzrostem głównie na podstawie ich pierwotnych szans zapisanych w genach. Oczywiście nie istnieje gen wzrostu, gdyż żadna informacja zapisana w kodzie genetycznym nie może wywoływać takich samych skutków w różnych środowiskach (tak samo jak żaden plan wojny, który nie wytrzymuje konfrontacji z rzeczywistością), jednak istnieje jego uśredniony i jasno ukierunkowany wpływ. Co oznacza, że im bardziej udawać się nam będzie zapewniać sprawiedliwy dostęp każdemu, kto tego potrzebuje, do tego, czego potrzebuje, tym bliżej będziemy świata, w którym czyjaś pozycja społeczna będzie wyznaczona przez jego przodków – coraz mocniej na starcie. 

Ludzkość będzie się różnicować w zależności od preferencji genetycznych i co najważniejsze specjalizować, wzmacniać kulturą i wychowaniem. To, co już i tak jest genetycznie u kogoś namnażane (co zwiększa prawdopodobieństwo danego zachowania), wytworzy sprzężenie wzmacniające tę preferencję i przez co tym szybciej się podzielimy (być może nawet na podgatunki) oraz na tych pokoleniowo niezdecydowanych (którzy w każdym kolejnym pokoleniu poszukiwali czegoś niepokrewnego).

Jak kultura światowa (czy kultury) wyznaczy zależności pomiędzy tymi funkcjonalnymi podgatunkami? Czy będziemy je hierarchizować, czy uznamy, że każdy z nich jest dla cywilizacji jednakowo potrzebny, a jego względną ważność wyznaczać będzie tylko liczebność danej podgrupy?

Na te pytania będziemy mogli dopiero w pełni odpowiedzieć, jeżeli w XXI wieku będziemy mieli szczęście (gdy postawimy kolejny krok w rozwoju) i nie powrócimy do sporów, które toczyć się będą utartymi schematami na linii podziałów klasowo-plemiennych. Przy czym te klasowe zaczynają ostatnio dominować nad plemiennymi, które z kolei nad-reprezentowane były w poprzednim stuleciu. Jeszcze wszystko się może zdarzyć. 

Chciałbym zobaczyć ten kolejny etap wśród relacji kulturowo-społecznych. Tylko dzięki temu pokonamy zastój, brak nowości pod Słońcem, czyli nieustanne powroty do przegranych sporów, które niszczą wygranych i przegranych, gdyż toczą się na zbyt niskiej płaszczyźnie zrozumienia. 

W języku angielskim słowo „zrozumieć” kryje sekret jak rozwijać wiedzę i kompresować wnioski z nabywanego doświadczenia, aby rozwiązywać problemy gdzie indziej. Wystarczy wejść pod, na niższą płaszczyznę, znaleźć punkty wspólne pomiędzy zjawiskami pozornie nie powiązanymi. Wypowiedzieć się na tej niższej płaszczyźnie łącząc obserwację z jego głębszą przyczyną. Tylko w ten sposób wygrywamy spór ostatecznie. Nie wtedy, gdy wyjdzie na nasze, lecz gdy możemy udowodnić miałkość, absurdalność i trywialność sporu. Czego, nie znającej wojny, ludzkości XXI wieku bardzo gorąco życzę. 

Zbigniew Galar

Wersja PDF:

Link

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz