Nasze osiągnięcia w
opisywaniu tego, co naprawdę wiemy o rzeczywistości, są z pozoru
ogromne. Stworzyliśmy przecież kastę naukowców, stworzyliśmy
uniwersytety, szkoły i systemy szkoleń, na których ludziom przez
praktycznie całe życie wykłada się, tak zwaną wiedzę.
Lecz co z tego, skoro
większość z tej wiedzy pozbawiona jest charakteru uniwersalnego.
Biologia, chemia, czy
inżynieria to tak naprawdę jedynie know how, czyli zbiór
obserwacji nie powstałych na podstawie wyższej mądrości, lecz
tysięcy żmudnych doświadczeń opartych na metodzie prób i błędów.
Tak długo staraliśmy się na ślepo wsadzić patyk do dziurki, aż
w końcu nam się to udało, a kolejnym pokoleniom przekazaliśmy
wiedzę, co trzeba zrobić, aby ponownie trafić w dane zagłębienie.
Fizyka stara się
wyprowadzać spójny obraz świata z jednej teorii. Szuka
astrologiczno-religijnej wizji wszystkiego. Niestety, jednak na razie
jej się to nie udaje. Zamiast źródeł dla wniosków słyszymy o
Panwszechświatowej teorii Darwina. Zamiast nauki rzeczywistość
fizyków powoli zastępuje kwantowa teologia, teologia dziesięcio,
bądź 27. wymiarowej Teorii Strun i Wszechświatów Równoległych.
Teoria grawitacji Newtona,
była zaledwie przekształconymi wzorami na ruchy planet Keplera. Z
kolei ten ostatni nie wysnuł ich z geniuszu ludzkiej korony
stworzenia, lecz zauważył że orbity są elipsami, a poruszające
się po nich obiekty przemierzają kosmos zgodnie eleganckimi prawami
geometrii.
Matematyka więc, wydaje
się być źródłem jedynej i trwałej wiedzy, lecz niestety nie
można matematyków o chęć opisywania świata oskarżyć. Zajmują
się oni bowiem wszystkim co niepraktyczne, walczą ze światem
starając się go uprościć, a że nie robią tego na siłę, to po
drodze wszystko komplikują. Poszukiwanie prostoty zaprowadziło ich
na manowce, gdyż to właśnie matematyka jest najbardziej
skomplikowaną nauką ze wszystkich i to jej opis przeraża
niewprawne ludzkie szkiełko i oko oraz niewyćwiczone, bo leniwe
umysły.
Ponadto geometryczny opis
grawitacji okazał się błędny, dopóki nie wprowadzono setki
matematycznych zmiennych, gdyż właśnie tyle parametrów jest
potrzebnych, aby dokładnie wyliczyć działające na dane ciało
grawitacyjne siły, zgodnie z Ogólną Teorią Względności, która
postrzega siły jako zakrzywienia. Więc gdzie tu jest ta prostota do
której wszyscy dążymy.
Matematycy szczycą się
tym, że rozpatrują przestrzenie, których nie ujrzymy w naszym
Wszechświecie, a oni potrafią jeszcze je sobie wyobrazić. Nasz
fizyczny świat już dawno jest dla nich za ciasny. Tworzący
matematykę, jeszcze przed wiekami porzucili na śmietniku historii
ograniczające ich kryterium użyteczności. Z kolei to, co w
matematycznym języku odnosi się do naszego świata, stało się
dziwne, bo nie wytrzymało trudów naukowej solidarności, czyli
unifikacji – próby złączenia w jedno źródło z którego
wszystko pochodzi. Teorie fizyczne są ze sobą niepogodzone i
sprzeczne – pomimo wspólnoty języka matematyki jakimi są
wyrażone.
Wraz z zebraniem w XX
wieku, całej wiedzy matematycznej ludzkości w jednym miejscu.
Ułożeniem jej jako ciągu dowodów wynikających z początkowych
założeń, czyli aksjomatów okazało się – że one same to tylko
arbitralny, wręcz losowo wybrany zestaw banalnych, nie podlegających
dowodowi obserwacji.
Tak samo jak podstawą
geometrii euklidesowej jest stwierdzenie, że przez dwa punkty można
przeprowadzić tylko jedna prostą, tak też podstawą innych
równoprawnych światów są możliwości, w których ta prosta jest
krzywa, przez co konsekwencje zdarzeń zachowują się tam zupełnie
inaczej.
Prostota, bądź
„eleganckie rozwiązanie” sprawia, że upraszczamy świat pojęć,
za bardzo na siłę.
Matematycy bronią się
przed ludzką naturą, zapuszczając brodę, nie rozumiejąc po co
należy rozmawiać z innymi ludźmi, czy przyznając się do własnych
ograniczeń dzięki twierdzeniu Godla. Jednak dalej są ograniczeni
kulturą i wychowaniem, które nie chroni ich przed zadziwieniem, że
na kuli prosta bardzo łatwo robi się krzywa.
Topologia co prawda bardzo
rozszerzyła nasz zakres pojęciowy, gdyż pozwoliła po raz pierwszy
patrzeć na świat z punktu widzenia kreatora, a nie obserwatora.
Obserwator, grupuje bowiem statyczne obiekty, opisuje je i nic z nimi
nie robi. Zachowuje się jak bibliotekarz – nie godny rozpatrywania
natury rzeczy, zamiast czego katalogujący ją. Z kolei topologiczny
opis tego co widać, sprowadza się do nazywania tym samym dwóch
różnych obiektów, jeśli łatwo jest przekształcić jedno w
drugie.
Ta zmiana jakościowa
pozwoliła nam uprościć widzialny matematyczny świat, wyzbyć się
strachu przed dotknięciem. Teraz potrafimy nazywać tym samym, taki
sam obiekt, a nie dzielić go na setki ujęć, w zależności z
którego konta pada na niego światło i widzi go oko wyobraźni, czy
mająca coraz większe możliwości kamera.
Lecz takiej zmiany
jakościowej w rzeczywistym (a nie matematycznym) świecie
dokonaliśmy już dawno. Widzimy samochód, a nie przód samochodu,
tył samochodu, czy oddzielnie jego dół i boki. Niestety z tego też
powodu, dobrze wiemy, że takie odkrycie nie dodaje nam wiedzy, lecz
przyspiesza jedynie opis tego co nas otacza. Zmniejsza się przez to
konieczną do zapamiętania i skatalogowania, liczbę obiektów.
Nasze biblioteki to
wielkie zbiory poukładanych, podług ludzkiej wizji, cząstek
prawdziwej rzeczywistości. To sprawia, że jej natura prawie na
pewno umyka naszemu zrozumieniu, bo trudno oczekiwać od świata,
żeby idealnie pasował do humanistycznego ograniczonego wyobrażenia,
w którym nawet sami dostrzegamy błędy.
Świat nie dzieli się na
fizykę, matematykę, chemię, czy biologię – sami go tak
podzieliliśmy. Od początku wiedzieliśmy, że jest to podział
sztuczny, od początku miała to być tylko chwilowa ze światem
umowa – która pozwalała nam ograniczać nasze horyzonty, gdyż
tylko stając się specjalistami mogliśmy szczycić się tym, że o
danym skrawku świata, coś wiemy na pewno.
Teraz profesjonalizm i
sztuczne klapki na oczach odchodzą w przeszłość. Ponownie musimy
zacząć szukać dróg do ogarnięcia nauk wszelakich. To nikogo
pamięciowo nie przeciąży. Nie mamy przecież za wiele do
zaoferowania przyszłym pokoleniom, z tego co prawdziwe. Poszukiwanie
naszego szczęścia w szukaniu po omacku tego co funkcjonuje,
powierzyć możemy przecież komputerom.
To żadna sztuka ryć na
pamięć tysiące formuł, jak po kolei z danej substancji otrzymać
inną, jak należy napylać metale, aby siły elektryczne je spajały,
bądź jak rozwiązywać matematyczną zagadkę, kiedy liczba x
wynosi tyle i tyle.
To są wszystko gry,
ćwiczenia intelektualne, naukowe szachy nie pozwalające nam na
dłuższą metę się rozwijać.
Kiedy jest się dzieckiem
gra w szachy jest najlepszym czym możemy się zająć. Ćwiczymy
pamięć, ćwiczymy tworzenie złożonych związków
przyczynowo-skutkowych, przewidujemy ciągi zdarzeń i rozważamy
teorię chaosu, czyli potencjalne preferencje drugiego gracza.
Jednak szachowi
arcymistrzowie poddani badaniom rezonansu magnetycznego, kiedy grali
na najwyższym poziomie – pokazali nam całą prawdę o uczynieniu
z ćwiczeń intelektualnych sposobu na życie. Otóż okazało się,
że żaden z nich tak naprawdę nie myśli, tylko sobie przypomina.
Ich mózg wybiera jedynie odpowiedni ruch spośród dziesiątków
tysięcy zapamiętanych schematów.
Ich umysły są więc
wytrenowane, mają ogromną pamięć i możliwości kojarzenia. Nie
są one natomiast wykorzystywane, ich kojarzenie jest zbyt
wyspecjalizowane. Ogólne możliwości są zbyt atrofijne. Aby
myślenie mogło być w danym aspekcie nieco lepsze, umysły stają
się bardziej wybiórcze – nie nadające się do niczego innego.
Jedyne co wykonują mózgi arcymistrzów, to niekreatywne, płytkie i
beznadziejne, pozbawione przyszłości, powtarzane w nieskończoność
– przypominanie. Takie umysły nie są więc używane do myślenia,
lecz do do odtwarzania. Nic więc dziwnego, że oddaliśmy pałeczkę
arcymistrza wszech czasów komputerom, bo grając w tą grę staliśmy
się jak one. Komputery dlatego pokonały nas intelektualnie, bo
lepiej od nas przywołują zapamiętane ruchy z pamięci.
Ludzkość zatraciła się
w swoim poszukiwaniu wiedzy. Zamiast naprawdę jej pragnąć,
zastąpiliśmy nasze dążenia skomplikowaną zabawą, zwaną „byciem
naukowcem”. Tysiące ludzi zupełnie błędnie wiedzę i naukę
łączą jedynie z możliwością zapamiętywania i odtworzenia
tysięcy faktów, dat, czy dawno już nieaktualnych zależności.
Nie zastanawiamy się nad
źródłami naszej wiedzy. Nie prowadzimy szeroko zakrojonych badań
nad sposobem powiązania matematycznych dowodów czy zależności,
której spoiwem i źródłem siły jest przecież logika. Do tego
jedna z wielu.
Jeśli jakiekolwiek nowe
odkrycie dokona rewolucji w tym dawno zapomnianym zakolu badań,
zwanym filozofią, wtedy dowiemy się o nas samych i o świecie który
nas otacza czegoś nowego. Niestety każda próba przekazania
ludziom, że mądrość powinna się kojarzyć z filozofią –
pozostawia u nich tylko pełne pogardy uśmieszki, bądź bliżej
nieokreślone miny, wyrażające politowanie dla daremnych trudów
myśliciela.
Jeżeli metody łączenia
i dowodzenia twierdzeń zostaną podważone, może okazać się, że
cały gmach matematycznej wiedzy postawiony z poszczególnych tez na
fundamentowej ławie aksjomatów – runie, rozpadnie się, jak
pozbawiona zaprawy rudera.
Nie myślimy o tym, boimy
się tego, zastanawiamy się, co mogłoby się stać i gdzie po tym
wszystkim znaleźliby pracę ci wszyscy naukowcy.
Jednak ceglane domy można
budować najwyżej do 55 piętra, potem pod ciężarem ścian same
cegły zaczynają się kruszyć. Nie potrzebni są więc nam ludzie,
którzy znają na pamięć skład zaprawy i wykładają z
namaszczeniem, układając na lekcjach małe próbne murki z
cegiełek, bo myślą że tak trzeba.
Potrzebujemy nowej
koncepcji, konstrukcji całych pięter wiedzy z gotowych elementów,
nowego materiału na drapacze chmur. Potrzebna nam jest naukowa stal.
Bez niej nigdy nie wybudujemy domów wysokością dorównującą
szczytom. Bez naukowej, bezkrwawej rewolucji, nigdy nie osiągniemy
nieba.
Nie wszystko co tu piszesz jest prawdą, szczególnie to co piszesz o szachach.
OdpowiedzUsuń