Prawo jest wynalazkiem bardzo
starym – nawet przedstarożytnym. Tradycja
przekazywania wzorca zachowań z pokolenia na pokolenie, była jednak
bardzo elastyczna – jak każda tradycja ustna.
Żeby coś wypowiedzieć trzeba
to najpierw pomyśleć. Dlatego nawet zapamiętane formuły były przy powtarzaniu
za każdym razem umiejscawiane w aktualnym kontekście. Przy odtwarzaniu pomijano
te z nich które były nierozumiane, bądź znajdujące się poza aktualną zdolnością
postrzegania. Tak właśnie prawo – jako elastyczny byt, istniało przez
dziesiątki tysięcy lat funkcjonowania na tej Ziemi Homo Sapiens – rozumnego
człowieka.
Prawo rozumiane tak jak
dzisiaj narodziło się całkiem niedawno. Jakieś pięć i pół tysiąca lat temu wraz
z wynalezieniem pisma klinowego – pierwszego rodzaju pisma. Pisma na glinie,
pisma elastycznego. Materiał tabliczki glinianej łatwo było zamazać i zapisać
ponownie. Posługiwano się nim tak jak dzisiaj gumką i ołówkiem.
Prawo oficjalne – kodeksowe,
niezmienne – zapisane na wypalonej, czyli zeszklonej glinie czekało na swój
debiut kolejne 1500 lat – aż do Kodeksu Hammurabiego i jemu podobnych. Prawo
stałe – stanowione – niezmienne i ściśle przestrzegane, to dopiero wynalazek
późniejszy o tysiąc lat – w naszej części Eurazji narodzone w Cesarstwie
Rzymskim, a na dalekim wschodzie wdrożone na masową skalę kiedy Qin Shi Huang zasiadł na tronie.
Obecnie wydaje nam się nie do
pomyślenia że prawo mogłoby być dynamiczne, zmienne, zależne i subiektywne.
Lecz tak właśnie do kwestii prawnych ludzkość podchodziła przez większość
swojej historii. Ostatnie 2 do 3 tysięcy lat są zaledwie wyjątkiem, wyróżnikiem
stałości na dynamicznym nieboskłonie.
Dlatego też mamy do czynienia
z obecnym kryzysem prawa. Ludzkość stara się powrócić do chaotycznej
normalności. Potrzebne jest coraz więcej praw, do regulowania naszej
rzeczywistości. Im bardziej jest ono sztywne i niezmienne, tym więcej musi mieć
szczegółów, bo więcej przypadków wyjątkowych musi obejmować. Dlatego na
większej liczbie stron jest ono zapisane. Ogromna objętość wprowadzonego prawa
narzuca na społeczeństwo konieczność jego poznawania, korekcji błędów, czyli
nowelizacji i korzystania z usług prawniczych – outsourcingu prawnego.
Ta sytuacja generuje ogromne
koszty społeczne wprost proporcjonalne do sztywności reguł. Lecz część z tych
kosztów płynie bezpośrednio do kieszeni prawników, dlatego ich lobby
przeciwdziała sytuacyjnemu poluźnieniu. Prawnikom zależy na jak najdłuższym
utrzymaniu mitu idei prawnej niezmienności i skuteczności.
Prawda jest jednak taka, że
sztywne prawo typu rzymskiego – w dynamicznej erze cyfrowej nie jest już
skuteczne.
Sukces idei prawa w
starożytności wynikał z niezmienności tych czasów. Z tego, że liczyły się
głównie ranga urodzenia, czy status majątkowy. Ludzie wykonywali tę samą pracę
zwykle przez całe życie. Ich poziom rozumienia świata prawie nie rozwijał się.
Miejsce pobytu było stałe, a zależności społeczne prawie niezmienne.
Prawo reguluje właśnie te
ostatnie – zapamiętując i wymuszając najlepsze reguły postępowania. Dlatego też
potrzebuje stabilnej i masowej społecznej podstawy – jako fundamentu do
wyznaczania przypadków statystycznie istotnych i ich zapamiętywania. Z nich tworzy
wzorce automatyzując procesy obróbki spięć społecznych.
Dopóki prawo jest stałe,
dopóty prawnicy mają się czego uczyć na pamięć, lecz nie tylko z tego wyróżnika czerpią korzyści.
Dopóki prawo jest zależne i
uwikłane w sztywne reguły, moc regulacyjną posiadają kruczki, precedensy oraz
zdolności oratorskie, czyli prawnicze umiejętności perorowania i manipulacji nimi.
Dynamizacja prawa byłaby
katastrofą dla systemu legislacyjnego, czyli całego imperium budowania i
ustalania zasad. Jednak z dynamicznymi czasami mamy miejsce obecnie. Dlatego
też otacza nas coraz więcej reguł i tysiące paragrafów. Pomimo komputerów i
pomocy programów segregujących i przeszukujących te informacje – wyjątków jest
tak wiele, że stajemy się nimi przytłoczeni.
Kontekst w jakim osadzone jest
prawo staje się ważniejszy od niego samego. Zgodnie w triumwiratem ważności
kontekst – forma – treść. Przy czym forma to zakres możliwości interpretacji
zapisów prawa. Samo prawo jest treścią – znajduje się na końcu i ma
najmniejsze znaczenie. Dlatego interpretacja w odniesieniu do rzeczywistości ma
nadrzędną rolę wobec prawa stanowionego. Nic dziwnego więc, że kraje
europejskie do niedawna stosujące prawo bezpośrednio zaczęły przejmować
anglosaski model interpretacji prawa na podstawie wyroków, czyli tzw. precedensów.
Jednak to nas na dłuższą metę nie uratuje.
Doczekamy się niedługo tak
monstrualnej komplikacji zasad, które nas dotyczą, że nie tylko nie będzie już
można ich ogarnąć umysłem laika, lecz przede wszystkim tworzący prawo nie będą
wiedzieli czy przypadkiem nie ustanawiają nowe prawa, które są ze starymi
sprzeczne.
Musimy więc odrzucić
obowiązujący schemat i wprowadzić w życie coś nowego i niespotykanie funkcjonalnego.
Trzeba prawo podzielić na kierunki, które wypełniać mają określone i łatwo
definiowalne idee. Te ostatnie, a właściwie ich duch przewodni miałyby być
nadrzędne wobec samych suchych paragrafów. Jeśli prawo ustanawiamy, aby
osiągnąć za jego pomocą określone cele, to z oczywistych względów cele te są
ważniejsze od środka - jakim jest litera prawa.
Społeczeństwo
powinno zdobyć się na odwagę i zadziałać nieortodoksyjnie wyszukując nową,
świeżą i pasująca do nowych czasów regulacyjną ścieżkę, która umożliwi rozwój i
wreszcie uprości, a nie dodatkowo skomplikuje społeczne życie.
Prawo służące jakiejś idei
pozwoli obywatelom domagać się od państwa i urzędników spełniania przez nich
określonych funkcji. Jeśli te funkcje nie będą wypełniane, wtedy urzędnik
będzie działał poza zakresem swoich możliwości administracyjnych. Będzie go
można łatwo pociągnąć do odpowiedzialności.
Nie wypełnianie funkcji
społecznej nie będzie już można tłumaczyć frazesem, że „wszystko odbyło się w
granicach prawa”, bo prawo będzie miało tutaj drugorzędne znaczenie.
Pierwszorzędna będzie misja społeczna urzędnika oraz w przypadku jej nie
spełnienia – konkretna krzywda obywatela.
Posada urzędnika jest swego
rodzaju przywilejem. Wysoka pensja w połączeniu z wypłacalnością pracodawcy
tworzy atrakcyjną ofertę na rynku zatrudnienia. Dlatego też praca w urzędach
powinna być przechodnia. Jeśli dany urzędnik nie wypełnia funkcji dla jakiej
został on zatrudniony – państwo powinno zwolnić go i zastąpić kimś kompetentnym.
Tę oczywistość umożliwić może
dopiero zmiana mentalności w podejściu do prawa. Dopóki litera prawa będzie
ważniejsza od jego ducha i idei, dopóty każdy urzędnik będzie odporny na
reformy. Nadal będzie mógł tłumaczyć się tym, że jest jedynie od przestrzegania
przepisów. Bez marginalizacji prawa nie będzie podstaw do zarzucenia mu
niekompetencji.
Na koniec warto zaznaczyć coś
pozytywnego. Opisana powyżej reforma nie wymaga drastycznej zmiany kodeksów,
czy gremialnej zgody wszystkich urzędów. To nie jest jakaś utopia, która w
najbliższych stu latach jest nie do wypełnienia.
Zmiana filozofii podejścia do
prawa nie polega na wpisaniu tego do konstytucji, czy stworzeniu szczególnych
obostrzeń w treści powstających czy nowelizowanych ustaw. Zmiana – zależy od
świadomości i podejścia do życia każdego obywatela. Od domagania się od urzędu
wypełniania posługi dla której został on powołany. Od marginalizowania
znaczenia prawa – bo traktując je poważnie zawsze dajemy przewagę stronie
urzędu. To jest łatwiejsza część tej mentalnej przemiany.
Druga, dużo trudniejsza – to przekonanie
o prostym fakcie „że świat się zmienił” – sędziów, czyli potencjalnych
sojuszników nadchodzącej przemiany, bo tylko oni są potrzebni do zmiany postaw
setek tysięcy pozostałych urzędów i zmuszenia ich do wypełniania powierzonej im
w dobrej wierze roli.
Jednak aby stało się to
ostatnie trzeba bardzo wnikliwie przeanalizować środowisko sędziowskie –
oddzielić ziarna od plew, stworzyć szczegółowe portfolio każdego z nich.
Popierać gremialnie wybitnych i piętnować tych, którzy pracują dla ciemnej
strony.
Tak oto robi się rewolucję bez przelewu krwi. Potrzebna jest tylko informacja i widownia, reszta jest konsekwencją czasu, wysiłku i braku wyboru – parcia społecznego ku nieuchronności przemian w dobrą stronę.
Tak oto robi się rewolucję bez przelewu krwi. Potrzebna jest tylko informacja i widownia, reszta jest konsekwencją czasu, wysiłku i braku wyboru – parcia społecznego ku nieuchronności przemian w dobrą stronę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz