Edmund Hilary szedł na
szczyt Mount Everest tylko z jednego powodu:
„ ... bo on tam
jest.”
tak
samo też tworzymy nasze rzeczy i byty potomne:
„... bo potrafimy.”
Powód dla którego żyjemy
jest oczywisty – nie mamy wyjścia.
Powody dla których w
trakcie tego życia coś jeszcze nam się chce. Powody dla których
tworzymy są zgoła inne, rozmaite i nie mają zwykle wiele wspólnego
z przymusem.
„Kto nie pracuje ten
nie je – wobec czego wszyscy pracują i nikt nie chodzi głodny.”
To zdanie w skróconej
formie prezentuje w pełni doktrynę, która stoi u podstaw
dzisiejszego gospodarczego niewolnictwa. Celem nadrzędnym takiego
sposobu myślenia zawsze było uzależnienie ludzi od systemu
społecznego, tak aby nie mieli oni żadnego wyjścia i musieli
powiększać PKB.
Gospodarka oparta o
wskaźniki, nie będzie nigdy dążyć do polepszenia poziomu
ludzkiego życia, czy rozwoju – ona z definicji będzie dążyć do
polepszenia wskaźników. Prawie nikt z ekonomistów już prawie nie
postrzega stosunków międzyludzkich jako areny tego co wymuszone i
tego co wynegocjowane. Liczą się już tylko czysto wirtualne
matematyczne wzory – jakie służą opisowi naszego poziomu
zależności od bliźnich, choćby w postaci aktualnego stanu
zadłużenia na karcie kredytowej. Liczby przejęły już prymat nad
formami naszych relacji – stanowią bezosobową formę kontaktu
oraz udowadniania swoich postulatów i budowania przewag stworzonych
dzieł – bo coś jest więcej warte.
Kto ile zarobi – a
kto ile straci?
To i
temu podobne pytania skłaniają maluczkich do twierdzenia, że
wszystko jest kwestią pieniędzy i ich przepływów.
Tylko relacje, w
których jedna strona jest drugiej coś winna, są dla niektórych
możliwe do wyobrażenia.
Zależność jednostki od
struktur społecznych coraz bardziej się pogłębia. Jest to
nieuchronna konsekwencja przyjętego modelu, w którym praca jest
wszystkim, a lenistwo niczym. Podczas gdy obie formy egzystencji są
tak samo ważne.
Gdyby nie można było istnieć zajmując się
sprawami istotnymi tylko dla danej jednostki, a zupełnie
nieprzydatnymi dla ogółu – to całkowicie zatracilibyśmy swoją
indywidualność – stalibyśmy się tylko trybikiem w maszynie,
częścią kolektywu takiego jak kolonia trutni w ulu, czy elementem
Borg – zbiorowej cyberkultury Star Treka.
To, że możemy robić coś
– co nikomu innemu nie jest do niczego potrzebne, jest dowodem na
naszą niezależność. Bez tego dowodu nie moglibyśmy szczycić się
mianem jednostki – bylibyśmy tylko społeczną komórką. Dlatego
gloryfikacja pracy i pieniędzy musi mieć swoje zdrowe granice. Nie
możemy skazywać na śmierć głodową ludzi tylko za to, że nie
pracują. Którzy przez jakiś okres czasu nic nie robią albo
zajmują się rzeczami, których przydatność jest mocno ograniczona
społecznie.
Społeczeństwo jest
tworem człowieka. Jest mu ono potrzebne do tworzenia mniejszym
kosztem jak największej ilości jedzenia i pozostałych potrzebnych
mu dóbr. Dzięki rozwojowi cywilizacji byliśmy w stanie polecieć
na Księżyc, czy dokonać odkryć naukowych, których praktyczne
wykorzystanie jest teraz źródłem powszechnego dobrobytu. Jednak
społeczeństwo jest tworem sztucznym – jedynie narzędziem. Nie
można więc tego narzędzia, tworu – stawiać ponad samym
człowiekiem, kreatorem.
Nigdy nie powinno się
dobra kolektywu stawiać ponad dobro wszystkich jednostek. Nie jednej
czy dwóch, ale wszystkich.
Wolność jednostki, do
samostanowienia i zgłaszania wobec siebie i innych swoich
postulatów, wolność ekspresji – była, jest i zawsze będzie
ponad dobrem społeczeństwa jako takiego.
To człowiek stworzył
społeczeństwo i w bardzo dużym stopniu uzależnił się od niego,
lecz ludzkość bez indywidualnego człowieka jest martwa i
bezcelowa. Natomiast samotny człowiek potrafi jeszcze przeżyć bez
pomocy ogółu przez co z własnej woli nadaje kolektywnemu życiu
sens.
Dlatego warte ocalenia
jest tylko takie społeczeństwo, które jeszcze się komuś do
czegoś przydaje.
Człowiek jeszcze nadal
potrafi wszystko zresetować. Pierwotnym i pierwszym błędem
Demiurga jest stawianie stworzonego dzieła ponad nim samym, ponad
kreatorem, ponad celem tworzenia dzieł.
Nie ma bowiem większego strachu dla dopiero co poczętej kreacji - jak świadomość braku granic, kiedy to ona sama jest zmuszona określić swój byt i ustalić zasięg aspiracji. Za ten strach właśnie kreacja zaczyna się mścić, a tylko śmierć rodziców pozwala dzieciom osiągnąć pełny potencjał.
Wtedy przestają marzyć i zaczynają śnić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz