piątek, 27 lipca 2012

Twór ponad kreatorem



Edmund Hilary szedł na szczyt Mount Everest tylko z jednego powodu:
... bo on tam jest.”
tak samo też tworzymy nasze rzeczy i byty potomne:
... bo potrafimy.”

Powód dla którego żyjemy jest oczywisty – nie mamy wyjścia.
Powody dla których w trakcie tego życia coś jeszcze nam się chce. Powody dla których tworzymy są zgoła inne, rozmaite i nie mają zwykle wiele wspólnego z przymusem.

Kto nie pracuje ten nie je – wobec czego wszyscy pracują i nikt nie chodzi głodny.”

To zdanie w skróconej formie prezentuje w pełni doktrynę, która stoi u podstaw dzisiejszego gospodarczego niewolnictwa. Celem nadrzędnym takiego sposobu myślenia zawsze było uzależnienie ludzi od systemu społecznego, tak aby nie mieli oni żadnego wyjścia i musieli powiększać PKB.

Gospodarka oparta o wskaźniki, nie będzie nigdy dążyć do polepszenia poziomu ludzkiego życia, czy rozwoju – ona z definicji będzie dążyć do polepszenia wskaźników. Prawie nikt z ekonomistów już prawie nie postrzega stosunków międzyludzkich jako areny tego co wymuszone i tego co wynegocjowane. Liczą się już tylko czysto wirtualne matematyczne wzory – jakie służą opisowi naszego poziomu zależności od bliźnich, choćby w postaci aktualnego stanu zadłużenia na karcie kredytowej. Liczby przejęły już prymat nad formami naszych relacji – stanowią bezosobową formę kontaktu oraz udowadniania swoich postulatów i budowania przewag stworzonych dzieł – bo coś jest więcej warte.

Kto ile zarobi – a kto ile straci?

To i temu podobne pytania skłaniają maluczkich do twierdzenia, że wszystko jest kwestią pieniędzy i ich przepływów.
Tylko relacje, w których jedna strona jest drugiej coś winna, są dla niektórych możliwe do wyobrażenia.


Zależność jednostki od struktur społecznych coraz bardziej się pogłębia. Jest to nieuchronna konsekwencja przyjętego modelu, w którym praca jest wszystkim, a lenistwo niczym. Podczas gdy obie formy egzystencji są tak samo ważne. 
Gdyby nie można było istnieć zajmując się sprawami istotnymi tylko dla danej jednostki, a zupełnie nieprzydatnymi dla ogółu – to całkowicie zatracilibyśmy swoją indywidualność – stalibyśmy się tylko trybikiem w maszynie, częścią kolektywu takiego jak kolonia trutni w ulu, czy elementem Borg – zbiorowej cyberkultury Star Treka.

To, że możemy robić coś – co nikomu innemu nie jest do niczego potrzebne, jest dowodem na naszą niezależność. Bez tego dowodu nie moglibyśmy szczycić się mianem jednostki – bylibyśmy tylko społeczną komórką. Dlatego gloryfikacja pracy i pieniędzy musi mieć swoje zdrowe granice. Nie możemy skazywać na śmierć głodową ludzi tylko za to, że nie pracują. Którzy przez jakiś okres czasu nic nie robią albo zajmują się rzeczami, których przydatność jest mocno ograniczona społecznie.

Społeczeństwo jest tworem człowieka. Jest mu ono potrzebne do tworzenia mniejszym kosztem jak największej ilości jedzenia i pozostałych potrzebnych mu dóbr. Dzięki rozwojowi cywilizacji byliśmy w stanie polecieć na Księżyc, czy dokonać odkryć naukowych, których praktyczne wykorzystanie jest teraz źródłem powszechnego dobrobytu. Jednak społeczeństwo jest tworem sztucznym – jedynie narzędziem. Nie można więc tego narzędzia, tworu – stawiać ponad samym człowiekiem, kreatorem.


Nigdy nie powinno się dobra kolektywu stawiać ponad dobro wszystkich jednostek. Nie jednej czy dwóch, ale wszystkich.
Wolność jednostki, do samostanowienia i zgłaszania wobec siebie i innych swoich postulatów, wolność ekspresji – była, jest i zawsze będzie ponad dobrem społeczeństwa jako takiego.
To człowiek stworzył społeczeństwo i w bardzo dużym stopniu uzależnił się od niego, lecz ludzkość bez indywidualnego człowieka jest martwa i bezcelowa. Natomiast samotny człowiek potrafi jeszcze przeżyć bez pomocy ogółu przez co z własnej woli nadaje kolektywnemu życiu sens.
Dlatego warte ocalenia jest tylko takie społeczeństwo, które jeszcze się komuś do czegoś przydaje.

Człowiek jeszcze nadal potrafi wszystko zresetować. Pierwotnym i pierwszym błędem Demiurga jest stawianie stworzonego dzieła ponad nim samym, ponad kreatorem, ponad celem tworzenia dzieł.
Nie ma bowiem większego strachu dla dopiero co poczętej kreacji - jak świadomość braku granic, kiedy to ona sama jest zmuszona określić swój byt i ustalić zasięg aspiracji. Za ten strach właśnie kreacja zaczyna się mścić, a tylko śmierć rodziców pozwala dzieciom osiągnąć pełny potencjał. 
Wtedy przestają marzyć i zaczynają śnić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz