Nie ma bowiem większego podziwu
dla siebie człowiek, jak taki, żeby rzucić wyzwanie światu dając
mu szansę sprostania jego pragnieniom.
Świat wielki jest, ogromny
jest, jednak jego twór człowieczy apetyt ma niezmierzony i dlatego
prawo sobie rości nienasycona ludzkość, do wchłonięcia pod
panowanie swoje absolut wszelkiego stworzenia.
W akcie zemsty za zbrodnię na
nim dokonaną, człowiek mści się na świecie – bo go na nim
poczęto.
Konsumeryzm, zaspokajanie potrzeb, to
traktowanie świata i jego zawartości instrumentalnie. Świat służy
jedynie zaspokajaniu naszych pragnień i dzięki temu możemy
przeliczać wartości duchowe i emocjonalne na wzajemnie wyliczalną
jakość stającą się tym samym ilością. Zaspokajanie naszych
potrzeb, narzędzia i elementy można porównywać, do tego zmierzyć
i odnaleźć te co zaspokajają potrzeby lepiej i odpowiednio płasko
traktować świat, czysto matematycznie. Banalny znaczek większe,
mniejsze i równe.
Symbol równości wprowadzono na końcu.
Motłoch szczyci się tym, że odkrył sekret podziału odcinka –
odkrył możliwość podzielenia równo łupów, co podobno według
niego miałoby skończyć wszelkie waśnie i wojny. Równanie do
najniższego w grupie staje się wytrychem głupców, wtedy tylko
czują się bezpieczni, gdy nikt ponad nich nie wystaje. Nie wiedzą
oni, bo nie potrafią zrozumieć, że świat jest zawsze nierówny,
fraktalna jest jego natura, a więc podział po równo jego dóbr,
zawsze jest niesprawiedliwy. Potrzeba równości to narkotyk dla
ogółu, potrzeba równości wyznawana przez większość zabija
elitarność i wszelkie dążenia do doskonałości. Tworzy to nowy
rodzaj piekła nie opisanego w Biblii. W którym to wszyscy gotują
się w oleju, a nad tym kotłem nie musi czuwać już żaden demon,
gdyż jak tylko ktoś próbuje się z wrzątku wydostać, inni
ściągają go z powrotem.
Za kogo się uważasz?! –
powiadają.
Nie chcesz cierpieć jak wszyscy,
uważasz się pewnie za lepszego z nas!
Dać go głębiej, niech zrozumie
ból jako nieuchronność istnienia!!!
Jest to spojrzenie negatywne, z góry
określające brak, mamy w sobie pustkę którą musimy czymś
wypełnić. Inaczej będzie źle, dlatego tworzymy wokół siebie te
pustki i potrzeby – doły do wypełnienia, brakującą treść.
Jest to nieustanna pogoń za wypełniaczem – głównie
przyjemnością i rozrywką, jednak ludzkie potrzeby potrafią (choć
nie muszą) być nieograniczone. Jeżeli patrzymy na świat przez
pryzmat naszego zapotrzebowania, to zawsze będziemy mieli światu za
złe, że nie jest w stanie zaspokoić naszych wszystkich pragnień
zupełnie, natychmiast i od razu. W naszej poboskiej człowieczej
doskonałości potrafimy wymyślić dół, którego wszystkie skarby
świata nie potrafią wypełnić. Jednak zamiast czerpać z naszej
wyobraźni i doskonałości pełnymi garściami, zamiast tworzyć,
staramy się obsesyjnie zwrócić uwagę tylko na jeden aspekt
ludzkiej wyobraźni. Na możliwość rzucenia wyzwania światu i
stworzenia pustki, która cały ten świat ogarnie.
Samozachwycamy
się tym naszym wyobrażeniem i naszymi zdolnościami. Chcemy zepsuć
dzieło Boga i przez to rzucić wyzwanie Stwórcy. Jesteśmy próżni
w naszym istnieniu i chcielibyśmy być podziwiani za sam fakt bytu.
Chcielibyśmy żeby cały Wszechświat patrzył na nas z podziwem
tylko i wyłącznie z powodu ilości, wartości i wspaniałości tego
co potrafimy zniszczyć.
Wtedy pojawił się znaczek
nieskończone – każdemu według potrzeb.
Sposób tworzenia stosunków
międzyludzkich, w oparciu o nienasycone zaspokajanie nas samych, nie
jest twórczy. Jest to jałowe, pasożytnicze gospodarowanie.
Gospodarka potrzeb jest gospodarką
niszczenia i destrukcji, jest to gospodarka wzajemnego wydzierania
sobie zasobów, których zawsze jest za mało. Ci co mają dość,
nie potrafią przestać chapać i seksualnie pożądać nieustannie
więcej, bo nasze granice potrzeb to jedyne co tak naturalnie i bez
wysiłku sami potrafimy sobie dowolnie poszerzać.
Jesteśmy dumni z tego że potrafimy
niszczyć, to jest atawizm naszego spojrzenia na ogień. Jako gatunek
fizycznie jesteśmy słabi i większość zwierząt miała nad nami
fizyczną przewagę. Dlatego byliśmy w ciągłym strachu przed
przyrodą. Po raz pierwszy w dziejach przestaliśmy się bać, gdy
przestaliśmy się bać ognia – jako jedyni wokół. To
spowodowało, że zaczęliśmy się różnić jakościowo od
zwierząt. Wszystkie inne zwierzęta bały się ognia, a człowiek
jako pierwsze zwierzę przezwyciężył ten strach.
Być może przezwyciężył go dlatego
że musiał to zrobić, inaczej by nie przetrwał. Przecież
ewolucyjnie była skuteczna, bo przeżyła, tylko jedna podgrupa
inteligentnych małp Homo Sapiens, i to ta która przezwyciężyła
strach przed ogniem. Silniejszy od nas fizycznie Neandertalczyk nie
zdołał przetrwać.
Dzisiaj nazywanie kogoś Homo Sapiens
to obraza. Dodaliśmy sobie drugie Sapiens aby poczuć się lepiej i
wywyższyć spośród mas. Dowartościować naszą egzystencję.
Jednak od czasu gdy przestaliśmy się bać ognia, nie rozwinęliśmy
się zbytnio. Dopracowujemy jedynie posługiwanie się nim jako
narzędziem. Narzędzi używa wiele dziesiąt gatunków zwierząt,
nie jesteśmy więc w tym aspekcie behawioralnym wyjątkowi. Raczej
przez samą naturę stworzenia, jesteśmy do tej roli przygotowani,
żeby posługiwać się tym co jest na miejscu i potencjalnie jest w
danej chwili przydatne.
Mieliśmy więc świętego Graala,
Jokera, Coś czego bały się wszystkie inne zwierzęta, Coś co
przekształcało pełen niebezpieczeństw las, w otwartą przestrzeń
do zagospodarowania, na której łatwo było dostrzec drapieżniki.
Wtedy to podczas pożarów lasów, po raz pierwszy poczuliśmy smak
pieczonego, przerobionego termicznie mięsa. Potem polubiliśmy je na
tyle, że sami tworzyliśmy kontrolowane pożary zwane ogniskami,
przerabiając dziczyznę na łatwiejszą do strawienia i pogryzienia
przez nasze słabe zęby.
Gdy posługiwaliśmy się ogniem,
poczuliśmy po raz pierwszy naszą wyjątkowość. Widząc jak
wszystkie inne gatunki uciekają przed płomieniami w panice, po raz
pierwszy zobaczyliśmy naszą potęgę. Spodobała nam się ta moc.
Moc niszczenia, która uwolniła nas od wszystkich innych strachów,
od strachu przed wszystkimi innymi zwierzętami, a z kobiet uczyniła
opiekunki domowego ogniska, podtrzymujące energię definiującą
dom.
Ogień utworzył rodzinę, ograniczył
najbliższe plemię do takiej liczby, która mogła zgromadzić się
wokół. Ogień stworzył wyjątkowość człowieka, ogień uwolnił
nas od pierwotnego strachu przed złem. Teraz pozostał już tylko
strach przed nieznanym, obawa przed tym co może nie przejmować się
ogniem, co może być na niego odporne i ponad nim. Pozostał także
strach przed samym sobą, człowiekiem, który władzę nad
płomieniami uznał za wystarczający powód aby ogłosić się
koroną stworzenia. Najlepszym ze wszystkich biologicznych form.
Władza nad ogniem wciąga jak
narkotyk.
Jakby zapytać piromana co zrobiłby ze
światem, odpowiedziałby:
Spaliłbym go!!!
Kolejnym stadium choroby są fascynacje
materiałami wybuchowymi. Ci przeróżni zamachowcy samobójcy, robią
to głównie dla ekstazy odejścia z wielkim hukiem, dla narkotyku
władzy nad życiem innych i przede wszystkim dla władzy powiązanej
z możliwościami wyzwalającej się energii wokół nich.
Narkotyk ten dotyka każdego, który
czegoś chce. Głównie naukowcy mu podlegają. Ludzie zajmują się
chemią tylko z dwóch powodów: fascynacji możliwością produkcji
narkotyków prowadzącą do odmiennych stanów świadomości albo z
fascynacji materiałami wybuchowymi – najczystszą z sił.
Fizycy wysokich energii sami nazwali
odpowiednio swoją dziedzinę – fizyką energii. Pomimo tego, że
łączna energia wyzwolona przy zderzaniu cząstek nie jest większa
od tej jaka wyzwoli się przy pocieraniu o draskę kilku zapałek.
Wielki Zderzacz Hadronów – to brzmi jak dziecięca zabawka do
burzenia i niszczenia. Oppenheimer wpatrujący się w grzyba
atomowego projektu Manhattan rzekł:
„stałem się śmiercią,
niszczycielem światów.”
Władza nad wyzwalaniem ogromnych
ilości energii, to potężny impuls endorfin. Każdy kto użył jej
chociaż raz, zajmuje się tym dalej albo szybko odchodzi w obawie,
że mogłoby mu się spodobać.
Nałóg przenika nawet nasze
beznadziejne okna na świat, zwane telewizorami. Lubimy oglądać
wybuchy nawet gdy sami ich nie generujemy. Nawet to tysiąckrotnie
rozcieńczone panaceum na strach, potrafi od siebie uzależniać, to
siedzi tak głęboko w nas.
W mikro skali naszych umysłów, te
same podstawowe nałogi wymuszają dostosowywanie się do zastałych
praw gospodarki ekonomicznej. Gospodarki opartej na zaspokajaniu
potrzeb. Gospodarki dobrej dziś jedynie dla krajów trzeciego
świata, które mają prawdziwe potrzeby takie jak woda, jedzenie,
czy prąd.
My już to wszystko mamy, jednak dalej
zarabiamy pieniądze, aby zaspokajać potrzeby, oddalać strach. Co z
tego że posiadamy już pralkę, lodówkę, zmywarkę, komórkę,
komputer, samochód i mieszkanie po dziadkach – nadal chcemy
nowości i mody. Musimy chcieć. Gdyby nie było potrzeb nikt nie
chodziłby do pracy. Przynajmniej to wmawiają nam rządzący
dzisiejszymi stosunkami społecznymi. Konsumpcja to nasz upragniony
Raj.
Jednak czy tak jest na pewno?
Czy jesteśmy zdeterminowani w swoim
funkcjonowaniu tylko i wyłącznie poprzez nasze potrzeby?
Czyż to nie nazbyt prymitywne
spojrzenie na byt, który potrafi wyobrazić sobie dół, którego
nie wypełni nic co istnieje – a w naszym ogromnym Wszechświecie
przecież naprawdę tego jest?
Być może w tej słabości kryje się
największa siła, mamy nieskończone potrzeby czyli oprócz władzy
nad ogniem, różnimy się od zwierząt czymś o znaczeniu
jakościowym, a nie ilościowym. Potrafimy pragnąć nieskończoności,
jednak ciągle powszechnie dążymy tylko do jednego jej rodzaju –
samounicestwienia, do nieskończonego bogactwa zniszczonych form.
Czy to jest atawizm trwale
narzucający nam światopogląd?
Być może potrafimy go przełamać
i zacząć dążyć do innych stanów nieskończonych, wyższych jego
form?
Czy nasz mózg z góry ustala to,
co powinniśmy widzieć, tak jak brak możliwości ujrzenia wklęsłej
twarzy?
Kwestia naszej możności dążenia do
innych stanów nieskończonych, to na tyle ważny trop, że warto by
sprawdzić dokąd nas ta ścieżka poprowadzi. I to zanim uznamy, że
czas zniwelować dotychczasowy dorobek wyrównując nasze osiągnięcia
do poziomu najprostszej z form.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz