środa, 18 lipca 2012

Biurokracja, czyli maszyna Rube Goldberga



Każdy system, którego celem jest istnienie – samoistnie dąży do komplikowania własnej struktury. Innymi słowy, każda organizacja zaprojektowana do wykonywania konkretnego zadania, z czasem zaczyna się tym zadaniem żywić i od niego zależeć.

Biurokraci są w swoim zawodzie szczęśliwi, mają bezpieczeństwo socjalne, emerytalne i spokój papierów. Kiedy na biurku dużo ich leży – na zewnątrz wygląda, że ciężko pracują. Świadczą o tym kupki i stosy dokumentów, a tak naprawdę przekładają tylko kartki z jednej na drugą.
Biurokraci nie muszą martwić się problemami większości ludzi, zamiast tego mają zen biurkowego trwania. To dlatego polecają swój zawód dzieciom oraz krewnym i znajomym. To dlatego biurokraci komplikują swoją pracę, aby mogli zatrudnić tych na którym im zależy na bezpiecznej posadzie w urzędzie.


Cała kwestia w tym, że biurokracja w założeniu ma usuwać problemy. Biurokraci żywią się więc problemami i są żywotnio zainteresowani tym, aby problemy te istniały nadal i wraz z rozbudową samego urzędu – rozwijały się sukcesywnie.

Biurokracja została wynaleziona przez starożytnych Egipcjan, jako konieczny wynalazek, pozwalający na tworzenie wielkich projektów budowlanych – takich jak wielka piramida Cheopsa. Biurokraci byli elementami systemu kontroli nad dziesiątkami tysięcy robotników i milionami problemów logistycznych, jakich nastręczała budowa piramid. Zapisywanie wszystkich danych w dokumentach i obracanie nimi stało się konieczne, bo bez nich nikt nie był w stanie spamiętać wszystkich rozkazów, czyli znać miejsca i kolejności przeznaczenia przeróżnych surowców i kamieni.


Odkąd wynaleziono zapis dokumentujący, czyli tak zwaną papierkową robotę, już nie potrzebna była nadzwyczajna pamięć – kogokolwiek. Wszystko zapisywano, następnie dokumenty dostarczano tam gdzie trzeba i na miejscu odtwarzano listę zadań do wykonania, bez konieczności przypominania. Taka delegacja rozkazów centrali, na niższe szczeble zarządzania, była pożyteczna. Niestety w ciągu ostatnich kilku tysięcy lat, wiele się w tej kwestii zmieniło.

Prawo Wylera:
Nie ma rzeczy niemożliwych dla kogoś, kto nie musi ich zrobić sam.”


Rozwój biurokracji, początkowo pożyteczny, z czasem stawał się coraz większym ciężarem dla gospodarki. Jednak niedomagania technologiczne zamierzchłych czasów, ograniczały liczbę darmozjadów. Dlatego przez wszystkie te lata, zwycięski pochód idei urzędów był bardzo powolny – aż do rewolucji przemysłowej.

Maszyny zastępujące pracę ludzi, „zabierające pracę ludziom”, z początku sabotowano, poprzez wrzucanie grubych drewnianych chodaków, tak zwanych sabotów, pomiędzy metalowe tryby. Jednak z czasem okazało się, że maszynę również ktoś musi obsługiwać, a masowa produkcja zapewnia dostępność różnych dóbr, czyniąc życie znośniejszym i prostszym. Ta zasada jednak nie dotyczy obecnej rewolucji automatyki i robotyki, która naprawdę potrafi wyeliminować człowieka z obiegu gospodarczego.

Robotyzacja systemów produkcji postępuje. Kiedyś futurolodzy przewidywali, że wszyscy ci ludzie zastąpieni w swojej pracy przez automaty, znajdą sobie pracę w usługach. Nie pomylili się zbytnio, gdyż w kwintesencji systemu działania, każdy urząd wykonuje usługi – wobec niewolników systemu prawnego vel wobec petentów obywateli.


Jednak prace urzędów to nie zwykłe usługi, lecz usługi uprzywilejowane. Na wolnym rynku, konkurujących pomiędzy sobą przedsiębiorstw usługowych, urzędy zawsze zwyciężają, ponieważ są przymusowe. Pewność klienteli czyni pracę pewniejszą, dlatego wielu ludzi woli spokojną i bezpieczniejszą pracę w urzędzie, niż pełną ryzyka bezrobocia, wysokopłatną pracę u usługodawcy prywatnego. Ta ostatnia jest także dlatego wysokopłatna, żeby przyciągać pracowników w sytuacji nieuczciwej konkurencji. To dlatego też tak wysoko opodatkowuje się pracę, żeby utrudnić to podwyższanie płac prywatnym przedsiębiorcom.

Co więcej, takie urzędnicze przedsiębiorstwa usługowe, bardzo łatwo jest tworzyć. Wystarczy zmienić prawo, tak aby wymagało ono do obsługi przepisów pracy kolejnego urzędnika. To sprawia, że postęp urzędniczej machiny jest niepowstrzymany. W ciągu ostatnich dwudziestu lat, liczba urzędników w samej tylko Polsce wzrosła dość pechowo, bo aż trzynastokrotnie.


Dla każdej pracy zleconej przez ustawodawcę przepisami prawa, przypisana jest maksymalna możliwa liczba ludzi. Tak aby żaden z nich zbytnio się nie napracował.

Z zewnątrz musi jeszcze wyglądać, że wszyscy są potrzebni. Dlatego wewnętrzny obieg dokumentów musi być tak zaprojektowany, aby angażował jak najwięcej roboczogodzin, jak najmniej posuwając pracę do przodu. Każde nawet najbardziej nieznaczące pismo, czy zamówienie – musi więc być zatwierdzone przez cały łańcuszek Świętego Antoniego kierownictwa. Mówi się więc, że to ze względu na dobro ludzi urzędnik nie może zrobić niczego bez zgody przełożonego. Prawda jednak jest zgoła inna. To kierownictwo istnieje w swojej mnogiej i znakomitej formie, tylko dlatego że ich praca polega na nieustannym i mechanicznym zatwierdzaniu decyzji urzędników niżej podległych.


Najprostszą metodą aby uzyskać maksymalizację pracy i minimalizację wydajności urzędu, jest przekazywanie danego pisma na biurko urzędnika delegowanego do jej rozpatrzenia, dopiero na końcu, zaraz po tym jak zapoznają się z nim niepotrzebnie wszystkie inne piony i poziomy urzędu.

Jest to najprostsze i taka właśnie najprostsza biurokratyczna procedura, wymagała opisania przez powyższe zdanie wielokrotnie złożone. W świecie urzędników i urzędów tylko trudne rzeczy są proste.

W machinie urzędniczej nic nie jest proste. Wszystko jest tak bardzo zawiłe, jak tylko pozwalają na to przepisy. Konstrukcja urzędu jest proceduralną wersją „Maszyny Rube Goldberga”, zamiast trybów i wahadeł ma ona urzędnicze dyrektywy.


Maszyna Rube Goldberga, to urządzenie starające się wykonać dane zadanie, w możliwie najbardziej skomplikowany sposób. Tak aby budowa tej maszyny mogła być jak najbardziej zawiła i pochłaniała maksymalną ilość energii.
Proste sprawy przy jej pomocy też się rozwiązuje, ale to sama maszyna jest priorytetem, a nie postawiony przed nią konieczny do rozwiązania problem.

Takie działanie jest zrozumiałe i oczywiste, kiedy uwzględnimy oczywisty fakt, że celem istnienia urzędu jest on sam. Maszyna musi zawierać jak najwięcej części, urzędników, a sprawy które rozpatruje musi wykonywać w najwolniejszy, najzawilszy sposób. Do tego w celu zachowania wszystkich możliwych przepisów BHP – każdy z urzędników kiedy siedzi za biurkiem powinien mieć możliwość odpoczynku, co jeszcze bardziej utrudnia pracę urzędów.


Nie byłoby jeszcze w istnieniu świata urzędów, tak samo jak szpitali psychiatrycznych, niczego zdrożnego, gdyby nie fakt, że urzędy są agresywne.

Biurokraci żywią się informacjami, jakie dostarcza im reszta społeczeństwa. Wzywają obywateli na rozmowy i wyjaśnienia, udowadniając wszystkim nieustannie, że los obdarzył ich wyższą pozycją społeczną całkowicie niezasłużenie.

Biurokraci mają jedną, podstawową wadę – mają kompleksy. To sprawia, że lubią czuć się potrzebni i nie mogą tak po prostu dla dobra świata, zamknąć się na kłódkę w urzędzie. Muszą udawać, że rozwiązują problemy, co jest istnienia tych problemów, niestety główną przyczyną.


Prawo cybernetyki mówi, że każda organizacja zaprojektowana do wykonywania konkretnego zadania, z czasem zaczyna się tym zadaniem żywić i od niego zależeć. Dlatego urząd powołany na przykład do zwalczania korupcji będzie wspierał korupcję, bo gdyby jej zabrakło, znikłaby przyczyna istnienia urzędu, za którym to zdarzeniem poszłaby redukcja etatów, bądź masowe zwolnienia.

Urzędnicy nie lubią definitywnie likwidować problemów jakimi się zajmują, tylko je podtrzymywać i rozwijać, udając że z nimi walczą. Dzięki biurokratom problemy te poszerzają zakres oddziaływania na rzeczywistość, bo wraz z nimi rosną również wpływy urzędnika, powołanego do ich zwalczania. Ludzie ci najzwyklej na świecie – działają po prostu w swoim interesie.


Rozumiejąc signum temporis naszych czasów, zdając sobie sprawę z tego, że urzędy są konieczne, bo w końcu lenie i zachowawcze biurwy muszą gdzieś pracować, potrzebujemy opracowania całego zestawu nowych rozwiązań.
Do zwykłego sprzątania ulic ci ludzie zupełnie się nie nadają – są zbyt chorowici, strachliwi i niekompetentni. Poza tym mamy dzisiaj od tego specjalne maszyny. Teoretycznie nie mamy więc na razie innego wyjścia, jak tylko patrzeć na rzeczywistość z zadziwieniem i obserwować ciągły rozrost urzędniczej machiny.

Jednak ten rak systemów społecznych musi być kiedyś zwalczony, bądź wycięty. Nie możemy pozwolić, aby pół miliona ludzi w Polsce, zajmowało się zatruwaniem życia pozostałym trzydziestu ośmiu.
Jest tak wiele innych zajęć, dla chorobliwych nierobów i biurew pospolitych, na których to stanowiskach żadna z nich nie byłaby szkodliwa, bo nie starałaby się będąc na nim myśleć, że jej praca jest komuś do czegokolwiek potrzebna.


Jedyne co musimy zrobić, to poniżać ich pozwalając im niczego nie robić. Nie krytykować ich za niemożność i niekompetencję, za głupotę, za chroniczne poszukiwanie zawodowego i finansowego bezpieczeństwa. Nie potępiajmy słabych urzędniczych umysłów za to, że nie potrafią i nie umieją żyć bez urzędu, że nie chcą tworzyć i działać normalnie – twórczo.

Jednocześnie trzeba od nich wymagać osobistej odpowiedzialności, a nie jedynie działania w imieniu organu - urzędu. Człowiek przestający funkcjonować jako jednostka, a stający się fasadą urzędu traci swoje ludzkie odruchy - swoje człowieczeństwo. Ci agenci Rube maszyny - Oni - w idealnym świecie powinni być niewidoczni. Oni - są jak hydraulicy - powinniśmy przypominać sobie o ich istnieniu dopiero jak coś spieprzą. 

Dobry urzędnik, to niewidoczny urzędnik. Idealny urząd to taki, do którego nie trzeba chodzić i z którym ma się styczność tylko na własne życzenie. 

I do takiego prostego świata powinniśmy dążyć.


3 komentarze:

  1. Forma podawcza powyższego wniosku do człowieczeństwa jest niewygodnie atrakcyjna
    (bogactwo leksykalne, ładunek emocjonalny)

    dlaczego jednak
    treść nie współgra, dając tylko w nasileniu
    przymiotnikowym obraz oczywisty i uświadomiony
    przez ogól nieskostniałych i nie zestarzałych mózgowo (których naprawdę jest sporo),
    (..)

    to jest mocne
    ale nie dziwne i nie niezrozumiałe na tyle
    by byc w sposób merytoryczny kontrowersyjne

    bez innowacji w zakresie treści
    nie skosisz za wielu umysłów
    (zwróć uwagę, iż obecnie bardzo seksi i wredni
    jest intelekt, samo wściekłość nie wystarczy)
    ..
    .
    chodzi o zainteresowanie...


    ps: fajne grafiki

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo dobry wpis. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Akurat ja o takiej maszynie nie słyszałem, ale faktycznie jeśli jest coś co może nam pomóc w zarządzaniu firmą to jak najbardziej warto z tego korzystać. Ja jestem bardzo zadowolony z elektronicznego obiegu dokumentów https://www.connecto.pl/jak-elektroniczny-obieg-dokumentow-wplywa-na-dzialanie-firmy/ i moim zdaniem jest to świetne rozwiązanie.

    OdpowiedzUsuń