piątek, 13 lipca 2012

Biodegradacja pokolenia industrialnego


Ekologia pokoleniowa, to zdolność zastępowania starszego pokolenia przez pokolenie kolejne. Niestety obecnie mamy do czynienia z podwójnie nieekologiczną tendencją. Po pierwsze, starzy po raz pierwszy żyją tak długo. Po drugie, młodzi zupełnie nie mają siły przebicia, bo jest ich za mało. Dlatego wszyscy włącznie z nimi samymi traktują młodzież infantylnie.

Ogromna większość ze starszego, odchodzącego pokolenia ustali i zaprogramuje przyszłość kolejnego. Przekaże swoje długi rodzinie – głównie dzieciom. Obecny domyślny prawny wymóg składania specjalnego podania, w celu nie dziedziczenia długów po zmarłych jest tego gwarantem. W interesie banków to spadkobierca musi wypełnić formalną drogę w pół roku po śmierci (dziedziczenie z dobrodziejstwem inwentarza), o czym często zapomina, inaczej będzie on skazany na pokrywanie nie swoich zobowiązań.

Ostatnie pokolenie industrialne poszło na łatwiznę, bo nie urodziło dzieci. Stąd też wypływa wniosek, że kończy się pewna epoka. Albo naturalnie nastanie epoka ewolucyjnie późniejsza albo po prostu inna, bo wyznające obecne systemy pojęciowe kohorty ludzkie po prostu wymierają. Nie mają komu przekazywać swoich zasad i praw.



Doprowadziły do tego trzy przyczyny. Propaganda feministyczna, która na siłę chciała wyzwolić kobiety z usługiwania bardzo małym dzieciom w domu, upowszechnienie antykoncepcji przez co o wpadce wreszcie można było zapomnieć oraz przymus emerytalny przez co każdy uważał, że jego starością zajmie się państwo, a nie dobrze wychowane potomstwo.

Feministki pozbawiły kobiety prawa do ich głównego zadania - przedłużania ludzkiej egzystencji. Wmówiły kobietom, że wystarczy tylko iż urodziły (najlepiej przez cesarskie cięcie) dzieci, a opieką  może zająć się ktoś inny. A to zupełna nieprawda - poniżej uzasadnienie biologiczne. 



Gatunek ludzki wyróżnia się bowiem spośród innych zwierząt przede wszystkim inteligencją. Jednak nie może on jej posiadać w takim nadmiarze bez nadmiarowego mózgu. Mózg ten, a właściwie jego rozmiar w porównaniu z resztą ciała jest przyczyną tak wczesnego porodu. Dzieci powinny rozwijać się dużo dłużej w życiu płodowym, tak aby być w pełni sprawne do egzystencji tuż po urodzeniu. Jak widzimy prawie wszędzie w przyrodzie - antylopy czy konie mogą wstać i biegać w kilka godzin po przyjściu na świat. Tak samo jest także z człekokształtnymi małpami. Tylko rodzący się ludzie są niepełnosprawni ruchowo, bo rodzą się jako biologiczne wcześniaki, a złamać im kark może ciężka i nie wsparta odpowiednią ilością mięśni szyjnych głowa. Ludzi rodzą się za wcześnie, bo to jest już ostatnia chwila do narodzin - inaczej przez drogi rodne nie przeszłaby główka.
Istotą wyjątkowości zadań biologicznych ludzkiej kobiety, w odróżnieniu od większości innych gatunków, jest opieka nad zupełnie nie zdatnym do egzystencji dzieckiem przez pierwszy rok życia. Tak jak w przypadku torbaczy. Tylko dzięki temu osiągnęliśmy ewolucyjny sukces umożliwiony przez posiadanie nadmiarowej inteligencji.



Nie można więc oddzielić życia płodowego niemowlęcia od opieki nad nim w pierwszych miesiącach życia - feministki, które sprowadzają kobiety zaledwie do poziomu inkubatora, rozmijają się i zaprzeczają ewolucyjnie uwarunkowanemu znaczeniu kobiety i jej gatunkowej wyjątkowości.



Pod wpływem propagandy gender Panie zaczęły realizować się zawodowo – robić kariery, wracać do pracy tuż po porodzie czyli przedłożyły wygodę osobistą nad możliwość spełnienia się w roli matki. Ucierpiała na tym pokoleniowo cała rzesza maleństw, nie mających wystarczająco ciepła w tak ważnym okresie swojego rozwoju. Efektem są częstsze kłopoty wychowawcze, zaburzenia łaknienia i nerwice. Cierpi głównie cała instytucja rodziny, bo dzieci przestały już być dla kobiet nadrzędnym priorytetem.

Do tego zamiast samemu coś wymyślić i zacząć zajmować się czymś naprawdę oryginalnym, feministki starały się wcisnąć kobiety na stanowiska, stworzone przez mężczyzn i dla mężczyzn, pozornie głównie dla wygody - bo te wzorce społeczne już były gotowe.



Kobiety mają pełne prawo ponownie wyznaczyć swoją misję dziejową, w nowych czasach dobrobytu i mechanicznych inkubatorów, ale zamiast aspirować do czegoś ponadczasowego i lepszego od funkcji biologicznych, wybrały głównie męski styl życia - postrzegając go jako samorealizację. 
Z kolei świat korporacji i "ważnych" zawodowych obowiązków, nie jest tym czego potrzebujemy, brakuje w nim miejsca na ludzkie atawizmy.

Celem współczesnej kobiety jest zarobić pieniądze, a gdy głód posiadania zostanie zaspokojony, wystawić sobie domek jednorodzinny z prawdziwego zdarzenia albo przystosować do nowej mody stare mieszkanie. Współczesna kobieta sukcesu aspiruje do roli architekta krajobrazu ogródka albo dekoratorki blokowych wnętrz – do takiej karykatury dążą niestety współczesne antykury i niekury domowe.



To dla ich próżności w każdym większym mieście tworzona jest nowa IKEA. Stare domy obkładane są dzisiaj nowymi i niezwykle drogimi elewacjami, tak aby wyglądały stylowo i nowocześnie. W środku jednak przeżera wszystko anachroniczność i moralna zgnilizna.

Przez takie społeczne umowy, układziki i układy obecnie w Polsce brakuje dla młodego pokolenia prawie miliona mieszkań. Przez takie podejście nigdy nie będzie tanich domów, bo są one dzisiaj pierwszym argumentem materialnym trzymającym młodych przy starych i ostatnim argumentem moralnym za odchodzącą instytucją rodziny. XXI wieczna rodzina to od jakiegoś czasu pusta mentalnie i emocjonalnie skorupa, która zmusza młodych do pracowania na pozostawiających w spadku kredyty - rodziców.



Domy nigdy nie będą tanie, bo przepisy i wymogi budowlane wiąże niepisana umowa społeczna – usamodzielnienie młodych musi być na tyle drogie i nieatrakcyjne, aby zmuszało ich do powiązań finansowych ze spadkodawcami, czyli starszymi wyzyskiwaczami.

Do tego jeszcze dochodzi prawo zmuszające do konfliktu pokoleń. Rodzice muszą łożyć na bachory do dwudziestego piątego roku życia, inaczej pójdą do więzienia. Z kolei pełnoletnie dzieci obciążone są prawnie obowiązkiem opieki nad rodzicami – inaczej ich także pociągnie się do karnej odpowiedzialności i wsadzi.

W rezultacie obie strony są poszkodowane. 
Pełnoletniemu dziecku nie można nakazać być normalnym, strasząc odcięciem kasy. Z kolei rodzice mogą wiecznie wykorzystywać finansowo swoje dzieci, podpierani państwowym aparatem przymusu. Obie formy pasożytnictwa są nie tylko legalne, lecz przede wszystkim prawnie narzucone.

To powoduje erozję więzi uczuciowych i emocjonalnych. Skoro jesteśmy ze sobą pod wpływem przymusu, to żadna ze stron łaski nie robi. Nie wiadomo czy to nacisk prawa, czy dana osoba naprawdę stara się być altruistyczna wobec najbliższych. W rezultacie wszyscy męczymy się we własnym towarzystwie.



Takie postępowanie starszych, bo to oni zbudowali ten układ, jest podłe i coraz intensywniejsze, bo wymuszane poprzez efekty błędnej polityki państwa. Społeczeństwo skuszone kłamstwem bezpieczeństwa emerytalnego ZUS oraz OFE, nie wyszło z protestami na ulice, kiedy okradano ich z wypracowanego w PRL dorobku. Nie zrobiło sobie większych oszczędności na starość. Teraz gdy bogate kraje zachodu wykupują opiekę nad nawisem emerytów rękami młodych najczęściej z biedniejszych krajów świata – choćby świata trzeciego, stawki płac w Polsce są tak niskie, że pracować paliatywnie nie ma komu.

Masowe pomylenie priorytetów sprawia, że większość przedstawicieli odchodzącego pokolenia industrialnego, jest zwykle o dwie pensje od bankructwa, trzymając cały uciułany majątek w postaci mebli w mieszkaniu.



Kółko się zamyka. Odchodzące pokolenie nie chce umrzeć, chce mieć wczasy pod palmami opiekę zdrowotną i leki. Żeby to uzyskać przedstawia jedyny i ostateczny argument za uzasadnieniem podtrzymania dalszej egzystencji – spadek w postaci domu. Paradoksem jest, że sukces takiej propagandy automatycznie zabiera mamionym obiecaną marchewkę. To sprawia, że można przekupić młodych dążących do samodzielności tylko na krótką metę. Dlatego dzieci coraz częściej dodatkowo trzeba zmuszać przepisami i biurokracją, do pozostawania przy rodzicach i męczenia się przy pozbawionej więzi rodzinie.

Dzieci nie szanują rodziców głównie z powodu błędów jakie popełniły nie rodzące matki, odchodzącego pierwszego pokolenia dobrobytu. 
Gdyby braci i sióstr było więcej, gdyby na jedną kobietę nie przypadało zaledwie 1,27 dziecka, wtedy nie spadałyby na jedynaków tak nagłe, ciężkie i nadmierne obowiązki. 
Gdyby dzieci braci i sióstr było więcej, wtedy nasz ZUS nie stałby na skraju bankructwa. 
Gdyby rodzice nieustannie nie zajmowali się pracą i nie myśleli ciągle o pieniądzach, wtedy więzi społeczne byłyby w dużo lepszym stanie i przekupstwo dzieci domami, dzisiaj nie byłoby konieczne.

Niestety pokoleniowa dziura braku dzieci, odbija się coraz mocniejszym i głośniejszym echem. Jej efekt będzie coraz bardziej widoczny. Większe nasilenie wręcz niewolniczego wykorzystywania młodych przez starych, czy to w podatkach, czy to bezpośrednio będzie na porządku dziennym. Głównie za pomocą uzależnienia finansowego, czyli nieustannej zależności kredytowej, której nigdy nie można spłacić. Wolność finansowa jest jak smakołyk zawieszony na kiju przed idącym wieprzem. Już dzisiaj jeden młody pracuje na dwóch starych, niedługo będzie pracował na trzech, a potem pewnie po prostu wyjedzie – zostawiając ten cały burdel za sobą.



Obecnie za średnią pensję można sobie kupić pół metra kwadratowego mieszkania. Młody ambitny człowiek startujący na rynku pracy ma dużo niższą pensję niż średnia krajowa. Jeżeli weźmie kredyt nie tylko przywiąże się do jednego miejsca i ograniczy swoje możliwości zmiany pracy, lecz również zapłaci za swój dom ponad dwa razy więcej. Oprocentowanie łączne przekracza wartość domu, lecz pozornie tego nie widać bo kredyt rozciągnięty jest na pół wieku, czy nawet dłużej. Dlatego nie mamy dzisiaj perspektyw rozwoju dla młodych, a perspektywy starości dla pokolenia industrialnego, są od kondycji utrzymującej ich młodzieży - komplementarnie i całkowicie uzależnione.

Szykuje się nam trudny problem do rozwiązania, dlatego odchodzące nieekologiczne pokolenie, które nie chce poddać się biodegradacji, już dzisiaj powinno zacząć korzystać ze swojej wiedzy i doświadczenia aby mu próbować zaradzić. Ubezwłasnowolnione finansowo i decyzyjnie potomstwo za nich tego nie zrobi. Aby skutecznie skłonić młodych do zajmowania się całą gromadką dzieci potrzebujemy rewolucji w myśleniu, a nie polityki prorodzinnej. Potrzebny jest ruch społeczny i nowa kultura zachowań, a nie zmiana rządu i uwzględnienie w politycznych programach refundacji dla kilku zabiegów i niektórych preparatów.


Na razie jedyne co udało się wymyślić odchodzącemu pokoleniu to ordynarny finansowy szantaż. Wielokrotne zwiększenie cen nieruchomości, zmuszające młodych do starania się o względy rodziców. 

To dlatego ci staruszkowie trzymali się tak długo:
(na podstawie informacji prasowej)
„Bezdzietne małżeństwo emerytów wysadziło się w powietrze wraz ze swym domem, nie widząc wyjścia z trudnej sytuacji finansowej. Dom 67-letniej kobiety i 75-letniego mężczyzny miał zostać zlicytowany. Był obciążony długiem hipotecznym wysokości 480 tysięcy euro.”


Ten dom powinien być zlicytowany dużo wcześniej. Jakieś młode małżeństwo by na tym skorzystało, a dziesięć lat młodsi staruszkowie mogliby jeszcze próbować na nowo ułożyć sobie życie. 
Na takim masowym oszustwie daleko nie zajedziemy, bo dzieci teraz mają Sieć i szybko orientują się jak je oszukujemy oraz jakie są naprawdę ceny domów – pięciokrotnie, siedmiokrotnie niższe.


Tylko przestając kłamać możemy ugrać coś wartościowego, a nie wizję niespokojnej starości - lecz nie można tego robić w rzeczywistości hipokryzji. 
Trzeba w końcu zacząć słuchać młodych i negocjować -  zapominając o nieistniejącym już świecie XX wiecznej agresji.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz