Ludzie postrzegają biedę
w kategoriach ekonomii, czyli poprzez pryzmat braku pieniędzy.
Podczas gdy ekonomia zajmuje się tylko i wyłącznie badaniem obrotu
gospodarczego, handlem, innowacyjnością i produkcją – dlatego z
definicji nie zajmuje się brakami w powyższych aspektach życia.
Ekonomia nigdy nie
rozwiąże problemu biedy, bo nie zajmuje się jej badaniem, nie ma
narzędzi do tego. Potrafi jedynie opisywać i wyjaśniać działanie
homo economicus, pragmatycznego człowieka bogatego.
Nie można uznać biedy,
czyli braku obrotów za problem ekonomiczny. Bieda to nie jest brak
pieniędzy, to po prostu materialne uzależnienie jednych ludzi od
drugich. Uzależnienie od pomocy w dostarczaniu podstawowych środków,
koniecznych do przeżycia, takich jak jedzenie, czy nawet woda.
Bieda to niemożność
schowania się przed deszczem, czy zimnem. Bieda to brud, którego
nie ma gdzie i czym zmyć, bo łaźnie publiczne zapomniano wraz ze
Starożytnym Rzymem, a ubrania publicznie, po prostu nie ma gdzie
prać. Bieda to odcięcie ludzi od dobrodziejstw świata
cywilizowanego. Nie ma to niczego wspólnego z pieniędzmi – tylko
z niedostępnością i społecznym wykluczeniem.
Pieniądze to tylko
wymówka, są wygodnym usprawiedliwieniem, dla tych którzy mogą,
ale nie chcą – udzielić potrzebującym dobroci technologicznych
dzieł.
Kiedyś ludzie ci mieli
jakieś pieniądze, bo każdy z nas ma je na starcie – jakiś
kredyt zaufania społecznego. Potem te pieniądze utracili, w
większości przypadków z przyczyn niezależnych. Nikt przy zdrowych
zmysłach nie chce bowiem tracić pieniędzy – wie jakie są cenne
i do czego służą. Uczymy się tego od najmłodszych lat. Dlatego
prawie nikt nie staje się biednym z premedytacją. Takim
pokrzywdzonym przez los, przeinwestowanym, należy dać kolejną
szansę, zrozumieć, że nic nie mogli zrobić, nic poradzić na jaki
jest świat. Odpowiedzieć finansowo na niesprawiedliwość jaka ich
spotkała. Pozwolić im zbankrutować i żądać od nich tylko
ponownego stanięcia na własne nogi.
Najgorzej jest z tymi,
którzy niewłaściwie wydają swoje pieniądze, a nie tymi którzy
ich nie mają. Nie ma bowiem żadnej różnicy, pomiędzy leniwym
biedakiem, który nie chce iść do pracy i woli cały dzień leżeć
odłogiem, a leniwym bogaczem, który płaci służbie i która
wszystko musi wokół niego robić. Jedyna drobna i zaledwie
kosmetyczna różnica polega na tym, że ten leniwy bogacz najpierw
musiał coś zrobić żeby zarobić na to co ma. To drobiazg – nie
każdy milion trzeba zarobić, można go przecież zakombinować,
bądź ukraść. Co więcej prawie każdy by tak chciał. Z kolei ci,
którzy teraz nic nie mają i są bez pieniędzy, w połowie
przypadków przeżyli załamanie nerwowe czy pogorszenie stanu
zdrowia. Bardzo trudno znaleźć jest biedaka, który nie mógłby
się pochwalić latami przepracowanymi – a zwykle jest to praca
niewykwalifikowana, a więc żmudna, bądź fizycznie ciężka.
Biedni także jak wszyscy ciężko pracują, lecz znacznie trudniej
jest im mieć cokolwiek dla siebie z wielu skończonych dzieł.
Wśród biednych jest
także inna grupa ludzi. Osób, które w wyniku własnej niezdolności
do skutecznego gospodarowania, problemów psychicznych, czy braku
chęci do integrowania się w społeczności, nie byli w stanie
pieniędzy ani zarobić, ani utrzymać ich przy sobie.
Dlatego pomaganie takim
ludziom pieniędzmi mija się z celem. Wspomaganie takiej biedy, jest
brakiem poszanowania dla faktów. Tym ludziom trzeba realnie pomóc,
zamiast dawać im narzędzie do samopomocy, którym zupełnie nie
potrafią się posługiwać. Nie można takiej nędzy miłosiernie
wspomagać, trzeba ją po prostu niemiłosiernie likwidować.
Każdy z nich jest inny,
jednak łączy ich jedno. Nie są to ludzie dostosowani do
eksploatowania możliwości wykorzystywania pieniędzy, jako środka
wzajemnej interakcji międzyludzkiej. Zamiast tego zużywają
pieniądze głównie do konsumpcji, czyli do tego, co jest pieniądza
najmniej znaczącą funkcją.
Pieniądz nie został
zaprojektowany i wprowadzony w życie, żeby ułatwiać konsumpcję,
nie po to został wymyślony. Kiedyś jedzeniem posługiwano się
jako pierwszym pieniądzem. Jednak dopiero to, co można było za to
jedzenie nabyć, było ostatecznym celem takiej wymiany barterowej –
gdyby nie on, wtedy nadmiarowe pożywienie można by samemu zjeść.
Wszelkiego rodzaju zasiłki
są tylko i wyłącznie, ciągłym podtrzymywaniem tych ludzi w
złudzeniu, że mogą oni być kompletną porażką społeczną i
społeczeństwo będzie ich za to nagradzać pieniądzem. Aktywizacja
bezrobotnych wygląda obecnie tak, że płaci się im pieniądzem,
zamiast uczyć ich jak żyć.
Trzeba stworzyć
alternatywny obieg gospodarczy oparty na przykład na handlu
wymiennym, usług liczonych godzinowo albo zbudować za ich pomocą
miejsce warte odwiedzenia przez innych, które byłoby atrakcyjne dla
reszty społeczności posiadającej pozostałe dobra. Nie ma sensu
tworzenie kolejnego getta podtrzymywanego na dotacjach finansowych.
Ludzie, którzy otrzymują
zasiłek otrzymują tym samym nagrody za swoją niezdolność,
wielodzietność, choroby i smutek istnienia.
Większość z nich jest
niezdolna do posługiwania się pieniędzmi, co udowodnili tracąc
je, jednak nieraz posiadają wiele innych talentów. Te talenty
wystarczy po prostu wykorzystać, odnaleźć dla tych ludzi
alternatywny sposób funkcjonowania i budowania więzi społecznej,
nie spychać ich wszystkich na margines.
Oni nie są winny temu, że
nie potrafią posługiwać się pieniądzem, winny jest sam pieniądz
– ten genialny ale niedoskonały wynalazek, bo stworzony przez
niedoskonałego człowieka, więc nie może być on odpowiedni dla
wszystkich.
Człowiek jest
niedoskonały i wszystkie jego dzieła są przez to ułomne, skażone
grzechem pierworodnym naszego braku perfekcyjności. Dlatego nasze
twory nigdy nie są dobre dla każdego przypadku i nie rozwiązują
one wszystkich społecznych problemów.
Zadowoleni z siebie,
posiadający pieniądz i decydujący o ważnych rzeczach
korporacjoniści – powinni to spróbować zrozumieć. Jednak ich
nie da się już przekonać, dla nich pieniądz jest bogiem, zysk
manną od niego, a reszta decydentów przekupiona ich kapitałem,
chodzi w kolczatce i to na bardzo krótkiej smyczy.
Dlatego dla dobra
biednych, naszej dobroczynności i ludzkich, a nie mechatronicznych
zachowań, wcześniej czy później trzeba będzie spalić świątynię
kapitalizmu – z wymuszonej konieczności, bo jej kapłanów
logicznymi argumentami przekonać nie sposób.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz