wtorek, 17 lipca 2012

Bieda jest nieekonomiczna



Ludzie postrzegają biedę w kategoriach ekonomii, czyli poprzez pryzmat braku pieniędzy. Podczas gdy ekonomia zajmuje się tylko i wyłącznie badaniem obrotu gospodarczego, handlem, innowacyjnością i produkcją – dlatego z definicji nie zajmuje się brakami w powyższych aspektach życia.

Ekonomia nigdy nie rozwiąże problemu biedy, bo nie zajmuje się jej badaniem, nie ma narzędzi do tego. Potrafi jedynie opisywać i wyjaśniać działanie homo economicus, pragmatycznego człowieka bogatego.

Nie można uznać biedy, czyli braku obrotów za problem ekonomiczny. Bieda to nie jest brak pieniędzy, to po prostu materialne uzależnienie jednych ludzi od drugich. Uzależnienie od pomocy w dostarczaniu podstawowych środków, koniecznych do przeżycia, takich jak jedzenie, czy nawet woda.

Bieda to niemożność schowania się przed deszczem, czy zimnem. Bieda to brud, którego nie ma gdzie i czym zmyć, bo łaźnie publiczne zapomniano wraz ze Starożytnym Rzymem, a ubrania publicznie, po prostu nie ma gdzie prać. Bieda to odcięcie ludzi od dobrodziejstw świata cywilizowanego. Nie ma to niczego wspólnego z pieniędzmi – tylko z niedostępnością i społecznym wykluczeniem.


Pieniądze to tylko wymówka, są wygodnym usprawiedliwieniem, dla tych którzy mogą, ale nie chcą – udzielić potrzebującym dobroci technologicznych dzieł.

Kiedyś ludzie ci mieli jakieś pieniądze, bo każdy z nas ma je na starcie – jakiś kredyt zaufania społecznego. Potem te pieniądze utracili, w większości przypadków z przyczyn niezależnych. Nikt przy zdrowych zmysłach nie chce bowiem tracić pieniędzy – wie jakie są cenne i do czego służą. Uczymy się tego od najmłodszych lat. Dlatego prawie nikt nie staje się biednym z premedytacją. Takim pokrzywdzonym przez los, przeinwestowanym, należy dać kolejną szansę, zrozumieć, że nic nie mogli zrobić, nic poradzić na jaki jest świat. Odpowiedzieć finansowo na niesprawiedliwość jaka ich spotkała. Pozwolić im zbankrutować i żądać od nich tylko ponownego stanięcia na własne nogi.

Najgorzej jest z tymi, którzy niewłaściwie wydają swoje pieniądze, a nie tymi którzy ich nie mają. Nie ma bowiem żadnej różnicy, pomiędzy leniwym biedakiem, który nie chce iść do pracy i woli cały dzień leżeć odłogiem, a leniwym bogaczem, który płaci służbie i która wszystko musi wokół niego robić. Jedyna drobna i zaledwie kosmetyczna różnica polega na tym, że ten leniwy bogacz najpierw musiał coś zrobić żeby zarobić na to co ma. To drobiazg – nie każdy milion trzeba zarobić, można go przecież zakombinować, bądź ukraść. Co więcej prawie każdy by tak chciał. Z kolei ci, którzy teraz nic nie mają i są bez pieniędzy, w połowie przypadków przeżyli załamanie nerwowe czy pogorszenie stanu zdrowia. Bardzo trudno znaleźć jest biedaka, który nie mógłby się pochwalić latami przepracowanymi – a zwykle jest to praca niewykwalifikowana, a więc żmudna, bądź fizycznie ciężka. Biedni także jak wszyscy ciężko pracują, lecz znacznie trudniej jest im mieć cokolwiek dla siebie z wielu skończonych dzieł.


Wśród biednych jest także inna grupa ludzi. Osób, które w wyniku własnej niezdolności do skutecznego gospodarowania, problemów psychicznych, czy braku chęci do integrowania się w społeczności, nie byli w stanie pieniędzy ani zarobić, ani utrzymać ich przy sobie.

Dlatego pomaganie takim ludziom pieniędzmi mija się z celem. Wspomaganie takiej biedy, jest brakiem poszanowania dla faktów. Tym ludziom trzeba realnie pomóc, zamiast dawać im narzędzie do samopomocy, którym zupełnie nie potrafią się posługiwać. Nie można takiej nędzy miłosiernie wspomagać, trzeba ją po prostu niemiłosiernie likwidować.
Każdy z nich jest inny, jednak łączy ich jedno. Nie są to ludzie dostosowani do eksploatowania możliwości wykorzystywania pieniędzy, jako środka wzajemnej interakcji międzyludzkiej. Zamiast tego zużywają pieniądze głównie do konsumpcji, czyli do tego, co jest pieniądza najmniej znaczącą funkcją.

Pieniądz nie został zaprojektowany i wprowadzony w życie, żeby ułatwiać konsumpcję, nie po to został wymyślony. Kiedyś jedzeniem posługiwano się jako pierwszym pieniądzem. Jednak dopiero to, co można było za to jedzenie nabyć, było ostatecznym celem takiej wymiany barterowej – gdyby nie on, wtedy nadmiarowe pożywienie można by samemu zjeść.


Wszelkiego rodzaju zasiłki są tylko i wyłącznie, ciągłym podtrzymywaniem tych ludzi w złudzeniu, że mogą oni być kompletną porażką społeczną i społeczeństwo będzie ich za to nagradzać pieniądzem. Aktywizacja bezrobotnych wygląda obecnie tak, że płaci się im pieniądzem, zamiast uczyć ich jak żyć.

Trzeba stworzyć alternatywny obieg gospodarczy oparty na przykład na handlu wymiennym, usług liczonych godzinowo albo zbudować za ich pomocą miejsce warte odwiedzenia przez innych, które byłoby atrakcyjne dla reszty społeczności posiadającej pozostałe dobra. Nie ma sensu tworzenie kolejnego getta podtrzymywanego na dotacjach finansowych.

Ludzie, którzy otrzymują zasiłek otrzymują tym samym nagrody za swoją niezdolność, wielodzietność, choroby i smutek istnienia.

Większość z nich jest niezdolna do posługiwania się pieniędzmi, co udowodnili tracąc je, jednak nieraz posiadają wiele innych talentów. Te talenty wystarczy po prostu wykorzystać, odnaleźć dla tych ludzi alternatywny sposób funkcjonowania i budowania więzi społecznej, nie spychać ich wszystkich na margines.

Oni nie są winny temu, że nie potrafią posługiwać się pieniądzem, winny jest sam pieniądz – ten genialny ale niedoskonały wynalazek, bo stworzony przez niedoskonałego człowieka, więc nie może być on odpowiedni dla wszystkich.

Człowiek jest niedoskonały i wszystkie jego dzieła są przez to ułomne, skażone grzechem pierworodnym naszego braku perfekcyjności. Dlatego nasze twory nigdy nie są dobre dla każdego przypadku i nie rozwiązują one wszystkich społecznych problemów.

Zadowoleni z siebie, posiadający pieniądz i decydujący o ważnych rzeczach korporacjoniści – powinni to spróbować zrozumieć. Jednak ich nie da się już przekonać, dla nich pieniądz jest bogiem, zysk manną od niego, a reszta decydentów przekupiona ich kapitałem, chodzi w kolczatce i to na bardzo krótkiej smyczy.

Dlatego dla dobra biednych, naszej dobroczynności i ludzkich, a nie mechatronicznych zachowań, wcześniej czy później trzeba będzie spalić świątynię kapitalizmu – z wymuszonej konieczności, bo jej kapłanów logicznymi argumentami przekonać nie sposób.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz