Spory pomiędzy ludźmi bywają różne.
Lubimy czepiać się wzajemnie o podstawowe i nieraz nieistotne
aspekty rzeczywistości. Głównie z powodu wzajemnego
niezrozumienia. Jednak w przypadku cykloheksanów jesteśmy zgodni -
nie podobają nam się.
Wiemy od zarania dziejów, że wypada
nam coś z tym światem zrobić. Uporządkować go jakoś, nazwać i
opisać najistotniejsze jego fragmenty.
Powołaliśmy do tego celu nową
religię zwaną nauką. Przez to udaje nam się pamiętać to, co
jest nam potrzebne do bardzo skomplikowanej egzystencji jaką
prowadzimy. Nauka potrafi w sposób niepozostawiający wątpliwości
co do ścisłości zapisów - przekazywać treści. Niestety w parze
ze ścisłością nie idzie zrozumiałość.
To dlatego naukowcy alienują się od
społeczeństwa. Większość z tego co mówią i co ich interesuje,
muszą opisywać językiem nauki, językiem trudnym i nieintuicyjnym,
językiem cyborgów.
Już teraz nimi jesteśmy. Dorobiliśmy
w sobie dodatkowe elementy. Cóż z tego, że nie są one fizycznie
widoczne. Aby stworzyć cywilizację musieliśmy zacząć postrzegać
świat analitycznie.
Kategoryzując rzeczywistość
popełniliśmy jednak zasadniczy błąd. Zamiast odwołać się do
tradycji uczuciowego wyznaczania tego co ważne. Stwierdziliśmy, że
kategorie to przegródki. Równo ułożone przedmioty na piasku.
Dodaliśmy do każdego z katalogów nazwę i od tej pory tworzymy
nazwy pochodne. Nie umiemy opisywać świata w sposób naukowy,
odrywając się jednocześnie od naszego błędnego naukowego języka.
Smutek cykloheksanów polega na tym, że
nikt normalny ich nie rozumie. Dostrzegać ich piękno potrafią
tylko naznaczeni schizmą alienacji. Tylko ludzie, którzy wyrzekli
się części świata, odeszli od tego co oczywiste i postanowili z
wielkim trudem poznawać świat - w pełni potrafią rozumieć ich
piękno. Problem polega na tym, że sukces tych ludzi w tym zakresie
sprawia, że są już inni - więc normalni ludzie ich nie już rozumieją.
Nie można do normalnego człowieka
mówić językiem naukowym. Nie można dzielić się z normalnymi
ludźmi zdobyczami poznania, jakimi obdarza nas obecny etap rozwoju
ludzkości. Wszystko z powodu dawno popełnionego błędu -
niewłaściwego liniowego schematu nazw.
Jak mogliśmy się w naszym rozwoju
tak zatracić, że nie dostrzegamy fraktalnej rzeczywistości jaka
nas otacza?
Jak to jest możliwe, że uważamy
iż świat można podzielić na równe części i traktować jak
klocki?
Świat nauki to świat bibliotecznego
katalogu. Do każdej przegródki wkładamy nazwy. Często te same
nazwy są w różnych przegródkach.
Staramy się zmieścić niepasujące koperty do za małej przegródki
zginając je. Jeżeli świat nie pasuje do podziału, to tym gorzej
dla świata. Upchniemy tu nieco, tam zostaną luzy, tutaj się coś
utnie – wystarczy to przestać zauważać.
Do tego od każdej nazwy tworzymy nazwy
pochodne, których długość wynika z kolejnych dodawanych maszynowo
i bezwiednie powiązań. Tych powiązań na świecie jest multum, a
my każdemu połączeniu neuronalnemu chcielibyśmy przypiąć
plakietkę, a potem zmusić do nauki pamięciowej tych plakietek
nasze dzieci. Świat nie można rozumieć opisowo, trzeba go rozumieć
procesowo.
Nie możemy uczyć się na pamięć
tego jak wyglądają istoty biologiczne, wystarczy zapamiętać
opisujący je fraktalny wzór, który powtarza się w nich w dowolnej
skali. Wystarczy zrozumieć, że podzielenie rzeczywistości na nazwy
i upychanie w nich wszystkich rzeczywistych tworów to zbrodnia. Zbrodnia na
świecie i na umysłach naszych dzieci, które będą przez to
rozumiały wszystko schematycznie.
Schemat zawsze jest kanciasty, gdzieś
się jego elementy zaczynają i gdzieś kończą. Schemat układa się
w kolejności i dzieli na różne procedury, których multum
kombinacji, idealnie nadaje się do pisania opasłych tomów
instrukcji i to do bezrozumowego zapamiętywania. Jak tylko schemat
opracujemy, stajemy się automatami. Wykonujemy go po kolei i
przestajemy myśleć o tym czy wszystkie kroki są konieczne, czy
wszystko tu pasuje. Zabijamy w nas naszą kreatywność. Zabijamy
wrażliwość patrzenia na wzajemnie przenikające się i zachodzące
na siebie ciągłości, patrząc na wartości dyskretne.
Geometria euklidesowa jest nam
wtłaczana do głów od pierwszej klasy, bo uważana jest za
najprostszą. Kwadraty, trójkąty, równe podziały odcinka.
Wszystko to nigdy nie występowało i dalej nie będzie występowało
w przyrodzie. Rzeczywistość jest ciągła, przez co sprawiedliwa,
nigdy równa.
Lubimy dzielić świat na cząsteczki.
Szczycimy się ilościowym podziałem materii. Widzimy wszędzie
atomy. Zapamiętujemy ich układ. Sztywne cykliczne ułożenie węgla,
tworzy nam z atomami wodoru cykloheksany. Widzimy je jako nazwy,
których nieprzystępności już nie dostrzegamy. Tylko dzieci
jeszcze od czasu do czasu mówią nam, że to trudne. Jednak co one
mogą wiedzieć. Dzieci z definicji nie traktuje się poważnie.
One nie wiedzą jak jest, ale czują
jak im coś nie pasuje. Czują błędy popełnione w minionych
pokoleniach. Nasze siłowe urabianie rzeczywistości do schematów
blokowych, to jak zmuszanie ludzi do chodzenia w sztywnych
kanciastych butach. Umysły i wyobrażenia muszą być proste, czyli
kwadratowe, bo szamani nauki, już dawno zapomnieli co to jest piękno
prostoty natury. Oni już myślą zero-jedynkowo, widzą cuda i
twierdzą, że widzieli w wyobraźni równy podział odcinka.
Podczas gdy w rzeczywistości w świecie
atomów wszystko jest rozedrgane, wielowątkowe, przypadkowe, ruchome
i płynne. Orbitale atomowe są polami sił, które dynamicznie na
siebie oddziałują, w zależności od jakości otoczenia. Natomiast
same atomy są efemerycznymi pustymi strefami czegoś, co wyróżnia
je od pustki. Poezja rzeczywistości nie jest niedokładna, ona jest
konkretna.
Wzajemnie przenikających się
procesów. Zjawisk powierzchniowych, będących efektem nakładającej
się na siebie głębi oceanu zjawisk, nie można postrzegać inaczej
jak uczuciowo, niepewnie, instynktownie. Tylko wtedy postrzegamy
wszystko jednocześnie – tylko wtedy widzimy rzeczywistość
prawdziwie.
Nauka opisuje świat ubierając go w
przerażająco brzydkie nazwy. Są one jak płócienne worki, do tego
powiązane przypadkowo, obwisłym i grubym, uznaniowo wiązanym i
postrzępionym sznurem konopnym. Łączy się je w jedną całość,
wynikającą z historycznej kolejności odkrywania albo co gorsza,
wynikającą z jakiegoś materialistycznego schematu, katalogu –
płodu starego, uznanego i ograniczonego umysłu.
Cykloheksany są piękne ale smutne, bo
nadał im nazwę myślący równo i kwadratowo człowiek. Opętany
teorią liczb zero-jedynkowych i niezdolny do prawdziwego, ciągłego
i przenikliwego odbierania rzeczywistości. Przez to cykloheksanów i
świata prawie wszyscy się boją i nie chcą im się przyjrzeć.
Zwłaszcza ci, których do głębi urzekłoby ich piękno.
Ładny artykuł mówiący o tym, że im bardziej zbliżamy się do świata, próbując zawrzeć jego obraz i znaczenie w ścisłych ramach pojęciowych - tym efektywniej się od niego oddalamy. Tkwi w tym pewna ironia losu - albo swoisty paradoks. Ten paradoks zawiera w sobie kroplę prawdy - i o naturze człowieka, i świata.
OdpowiedzUsuńMyślę, że możliwe, że nauka i mistyczna, duchowa strona życia - posiadają gdzieś punkt styczny, którego zdemaskowania obawiają się często obie strony "barykady".
Ale - czy wg Ciebie: naukowiec, badając świat, nadając mu kluczowe miana, ustanawiając ścisłe definicje przyjętych mian itd. - winien przemawiać językiem poezji?
Nie mogę do końca się zgodzić z takim punktem widzenia. Sądzę, że miło jeśli naukowiec i poeta (czy inny artysta) - kiedyś spotkają się na jakimś etapie prywatnej drogi (poszukiwania prawdy). Ale nie chciałabym, żeby zamienili się sobą miejscami, rolami. Ty byś chciał? Serio?
Język nauki - niech pozostanie krainą suchych, racjonalnych, zimnych mian i pojęć.
Artyzm - niech "dotyka" świata z innej strony (z tej, z jakiej nie umie dotknąć język opisujący materię).