sobota, 31 grudnia 2011

Idea własności intelektualnej


Na początku był chaos.
Niektórzy twierdzą, że chaos pozostał

– ale jest on mniejszy niż na starcie.



Stało się tak dzięki kreacji reguł postępowania.
Nakazy i zakazy miały na celu wprowadzenie nieco porządku do relacji międzyludzkich. Pierwsze zasady, suweren tworzył w celu potwierdzenia obowiązku wielbienia władców i kapłanów. Jednak w drodze ewolucji doszliśmy do początków legislacji pro wolnościowej.

Prawodawstwo to, zaczęło się od regulacji ochrony życia.
„Nie morduj” - dało podstawy do stworzenia wspólnot większych od kilkuset osobowych - gdzie każdy znał każdego.

Usankcjonowanie ochrony życia przez prawo, dało impuls ludziom, aby bardziej interesować się poprawą warunków życia, a nie tylko przetrwaniem.

Następny wielki krok w rozwoju cywilizacyjnym, to prawo własności. Dzięki niemu również słabe jednostki włączały się w rozwój ekonomiczny wspólnoty. Nie musiały już tak bardzo martwić się ochroną swojego majątku, gdyż jego nielegalne przejęcie było teraz karalne.

Dzięki tym dwóm fundamentom - powstały miasta, państwa, a nawet mocarstwa. Rozwój ekonomiczny i handel zagwarantował ludzkości panowanie nad całą planetą.
W tych zamierzchłych już czasach, własność intelektualna nie była chroniona – nie istniała nawet jako pojęcie. Plagiaty oczywiście były potępiane, jednak autor wybitnego dzieła intelektualnego otrzymywał gratyfikację czysto prestiżową. Rozpoznawalność nazwiska oraz dorobek twórczy były przepustkami na przykład do wysokich stanowisk. Nikomu nie płacono bezpośrednio za jego pomysły, stąd ich kradzież nie była karana.

Na początku XIX wieku odkryto, wraz z początkiem rewolucji przemysłowej, że wynalazki mogą w zasadniczy sposób podnieść poziom życia społeczeństwa. Wolność jednostki zwiększa się wraz z jej poziomem życia, dlatego w imię tej wolności powinniśmy dokonywać jak najszybciej nowych odkryć. Tym samym wynalazki jako część własności intelektualnej zyskały na wartości. Po raz pierwszy w dziejach, tworzono skuteczne metody promocji intensyfikacji odkryć. Dla społeczeństwa większa ilość wynalazków dawała tak wymierne korzyści, że zaczęto poszukiwać sposobów motywowania odkrywców i myślicieli do pracy. Bezpośrednie wynagrodzenie finansowe dla autora wynalazku, było więc strzałem w dziesiątkę.



Urzędy patentowe zaczęły dlatego rejestrować pomysły, aby uściślić beneficjenta opłat patentowych i ukrócić spory o autorstwo. Prawna ochrona patentów okazała się koniecznością, aby opłaty patentowe były uiszczane.

Z kolei początek XX wieku, to burzliwy rozwój badań podstawowych.
Teorii fizycznych prowadzących bezpośrednio do wielu wynalazków oraz tworzenia innych idei, które zmieniły świat w łącznym stopniu wprost niewyobrażalnym sto lat temu. Narodziła się tym samym potrzeba ochrony owoców jakiejkolwiek innej działalności intelektualnej. Pisarze i naukowcy dzięki bezpośrednim gratyfikacjom dostali impuls do działania i finansowy spokój. Nie musieli podejmować innych prac zarobkowych – zamiast tego mogli w pełni skupić się na swojej pracy twórczej.

Na zasadzie analogii; prawną ochroną objęto też kompozytorów i producentów filmowych.

Doprowadziło to do dużego nagromadzenia kapitału w środowiskach twórców i pośredników, a w związku z tym, do zwiększenia znaczenia oraz zintensyfikowania ich działalności lobbingowej. Im większy wpływ miała ta grupa nacisku, tym bardziej wypaczana była „zbożna” idea.

Należy zauważyć, że pozytywna rola patentów i innej własności intelektualnej, w rozwoju naukowym społeczeństwa - pochodzi ze zwiększenia motywacji twórców do po pierwsze tworzenia, a po drugie upowszechniania nowych wynalazków.



Zmiany jakie postępują w obecnym systemie prawnym prowadzą do postępującego wypaczania obu tych ról. Rosną opłaty za rejestrację nowych patentów, skutecznie zniechęcając twórców do pracy. Oprócz opłat rejestracyjnych są też wysokie „podatki”, rocznie ściągane za zachowanie praw patentowych. Autorzy udoskonaleń dla rynków niszowych i w związku z tym z perspektywą małych wpływów z opłat, często rezygnują z patentowania odkrycia. W wielu przypadkach spodziewane wpływy nie pokryłyby haraczy dla urzędu patentowego, ściąganych od wynalazcy. Wielu takich drobnych ciułaczy i myślicieli, musi porzucić swoją działalność ze względu na nadmierną fiskalizację „legalizacji” ich pracy.

Pamiętajmy, że właśnie większość wynalazców tworzy rzeczy drobne i błahe; nie posiadając dość zdolności do opracowania nowej teorii względności, czy odkrycia sekretu zimnej fuzji. Zamiast więc pracować dalej nad swoimi małymi odkryciami, które ułatwiają nam życie - muszą zająć się czymś innym, aby utrzymać rodzinę.

Wielu wynalazców musiało zmienić zawód, a w związku z tym wiele wynalazków nie powstało. Rozwój nauki mógłby być dlatego dużo szybszy, gdyby nie nadmierne opłaty za ochronę.

I jeszcze ad vocem upowszechniania:
To nie istnienie patentu, ale jego upowszechnienie w społeczeństwie zwiększa wpływy odkrywcy. Im częściej dane odkrycie jest używane, tym większa gratyfikacja dla autora, bo większa część społeczeństwa wnosi opłaty patentowe. Ukrywanie patentów tym samym, nie powinno być w interesie twórców, ale rzeczywistość skrzeczy.

U źródła procesu leży, duża koncentracja kapitału związanego z własnością intelektualną wokół niewielu podmiotów, prowadząca do następującego negatywnego zjawiska:
Patentami zaczęły interesować się wielkie korporacje jako potencjalnym, a dziś już realnym źródłem dochodu. Wielkie koncerny mają zasadniczy wpływ na polityków, a w związku z tym na prawodawstwo. Obecnie więc tworzy się prawo sprzyjające pomnażaniu majątku korporacyjnego, a nie majątku szarych obywateli.

U zarania idei patentu jest nagradzanie, a tym samym promowanie zdolności jednostki. Jeżeli patenty posiada firma trudno mówić o realizacji tej idei. Poza tym ochrona patentowa przestaje motywować, gdy obowiązuje w zbyt długim okresie.

Gdyby, na przykład, opłaty patentowe dla autora - wynalazcy obowiązywały przez 40 lat; to po dokonaniu jednego dochodowego odkrycia, taki twórca mógłby przejść na wcześniejszą emeryturę. W naturze ludzkiej leży lenistwo, więc trudno byłoby oczekiwać, od osoby ustawionej do końca życia, bogatej i pełnej poświęceń dalszej pracy twórczej.

Nie ma, więc ekonomicznego uzasadnienia dla nadmiernego wydłużania okresu ochronnego, gdyż takie praktyki niwelują pozytywne motywacyjne skutki istnienia patentów. Na tym nie koniec, bo oprócz braku dodatnich, są poważne ujemne strony takiego stanu prawnego. Im dłużej obowiązuje patent, tym większa jego wartość, bo dłużej będzie można za jego pomocą ściągać tantiemy. Tym samym większa motywacja wynalazców do sprzedaży, a firm z poważnym kapitałem do kupowania patentów. Coraz mniej ich pozostaje w rękach prywatnych.



Oprócz tego wyśrubowana wartość patentu, przez rozległość okresu jego obowiązywania, to wielka pokusa dla przeciwników wynalazku. Czasami bardziej opłaca się coś ukryć, niż ujawnić i czerpać zyski po jego upowszechnieniu. Innymi słowy:

Ile dentyści zapłacą za patent na sztuczne szkliwo, aby schować go w sejfie i zarabiać krocie na chorych zębach?

Ile koncerny motoryzacyjne za ukrycie planów silników na paliwa alternatywne, o wydajności porównywalnej z benzynowymi?

Takie spiskowe teorie są nie do sprawdzenia, ale nie można odmówić im uzasadnienia w obecnym prawodawstwie. Właściciel patentu jako własności intelektualnej, ma pełne prawo ukryć przed społeczeństwem jego treść. Tym samym prowadząc do strat potencjalnych zysków dla ogółu.

Z okresem ochrony patentowej jest jak z podatkami.



Nie ma różnicy we wpływach do budżetu pomiędzy systemem podatkowym 80%, czy 20%. Z początku, gdy podnosimy podatki zwiększają się wpływy. Po przekroczeniu pewnej granicy budżet z powrotem ubożeje, bo ludzie coraz bardziej kombinują jak nie płacić podatków. Jest to tak zwana krzywa Laffera.

Tak samo, im bardziej wydłużamy okres ochrony patentowej, tym bardziej finansowo motywujemy autorów, ale po przekroczeniu pewnej granicy - zaczynamy ich rozleniwiać, a korporacjom dawać zbyt potężne instrumenty wpływania na rozwój intelektualny ludzkości.

Jeśli na przykład koncerny energetyczne, ukryją przed nami sekret taniej i powszechnej energii przez 10 lat, to jeszcze nie będzie to tragedia w skali globalnej; ale 40 lat to już zbrodnia przeciwko ludzkości, bo opóźnią tym samym nasz rozwój jako ogółu o prawie pół wieku. To różni umiarkowany okres ochrony patentowej, od jego absurdalnie wydłużonej postaci.



Rozsądne ramy to od 5 do 15 lat. Okres krótszy od 5 lat nie daje pewności, nawet wybitnej jednostce, że uda jej się dokonać ponownie czegoś wielkiego w tym czasie i skłania do interesowania się innymi formami zarobku. Takie zainteresowanie jest marnotrawstwem jego możliwości twórczych, bo zamiast pracować twórczo - działa odtwórczo, ucząc się jakiegoś zawodu na wszelki wypadek. Z kolei przekroczenie psychologicznej granicy 15 lat, sprawia wrażenie okresu tak odległego, że niepodlegającego racjonalnemu planowaniu. Jednostka może wyciągnąć wniosek, że przynajmniej przez najbliższe kilka lat może sobie odpocząć i nie interesować się finansami, a więc w jej przypadku szukaniem nowych odkryć.

Należy także pamiętać, że wszelka ochrona własności intelektualnej, to zmuszanie pod groźbą kary, do uiszczania opłat przez społeczeństwo na rzecz odkrywcy. Jeśli okres przymusowej daniny jest długi lub ustanowione opłaty wysokie, to straty finansowe społeczeństwa, na rzecz wynalazcy, przekraczają zyski z upowszechnienia usprawnienia, jakie spłodził.

Grzebie to przyczynę, dla której w prawie zaistniała iluzoryczna idea własności intelektualnej. Przypomnijmy, że chodzi o przyspieszenie naukowego rozwoju społeczeństwa, które jest gwarantem poprawy warunków życia jednostek. Prawo, które powstało dla dobra jednostki, nie może sankcjonować działań prowadzących do ubożenia ogółu.

Niestety obecne trendy prawotwórcze zmierzają do zaspokojenia wiecznie chciwych grup nacisku, kosztem przeciętnego obywatela. Im dłużej chronimy własność umysłowo-pochodną, tym bardziej osłabiamy społeczną pozycję szarych ludzi, a wzmacniamy zorganizowane grupy interesu.

Koncerny fonograficzne, farmaceutyczne, genetyczne, energetyczne, paliwowe, informatyczne itp. chciałyby pomnożenia swoich zasobów. Jeśli wydłuży się okres ochrony nawet nieznacznie, to automatycznie wzrasta wartość tych firm, które są posiadaczami własności intelektualnej. Takimi małymi kroczkami dojdziemy niedługo do 100 lat i zupełnego zahamowania naszego rozwoju.



Rzeczywistość nas nie rozpieszcza, bo obecnie na świecie mamy wręcz biegunki legislacyjne - wśród których przechodzą akty prawne ustanawiające okresy przekraczające grubo 20 lat, a tą liczbę uznaje się za absolutne „demokratyczne” minimum.

Człowiek rozumny, a już na pewno ktoś potrafiący docenić ideę wolności, powinien zrobić wszystko, aby odwrócić ten proces. Im dalej on zajdzie, tym będzie trudniejsze odwrócenie go, bo większa potęga finansowa znajdzie się już „po ciemnej stronie mocy”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz