Na
początku był chaos.
Niektórzy
twierdzą, że chaos pozostał
– ale jest
on mniejszy niż na starcie.
Stało się
tak dzięki kreacji reguł postępowania.
Nakazy i
zakazy miały na celu wprowadzenie nieco porządku do relacji
międzyludzkich. Pierwsze zasady, suweren tworzył w celu
potwierdzenia obowiązku wielbienia władców i kapłanów. Jednak w
drodze ewolucji doszliśmy do początków legislacji pro
wolnościowej.
Prawodawstwo
to, zaczęło się od regulacji ochrony życia.
„Nie
morduj” - dało podstawy do stworzenia wspólnot większych od
kilkuset osobowych - gdzie każdy znał każdego.
Usankcjonowanie
ochrony życia przez prawo, dało impuls ludziom, aby bardziej
interesować się poprawą warunków życia, a nie tylko
przetrwaniem.
Następny
wielki krok w rozwoju cywilizacyjnym, to prawo własności. Dzięki
niemu również słabe jednostki włączały się w rozwój
ekonomiczny wspólnoty. Nie musiały już tak bardzo martwić się
ochroną swojego majątku, gdyż jego nielegalne przejęcie było
teraz karalne.
Dzięki tym
dwóm fundamentom - powstały miasta, państwa, a nawet mocarstwa.
Rozwój ekonomiczny i handel zagwarantował ludzkości panowanie nad
całą planetą.
W tych
zamierzchłych już czasach, własność intelektualna nie była
chroniona – nie istniała nawet jako pojęcie. Plagiaty oczywiście
były potępiane, jednak autor wybitnego dzieła intelektualnego
otrzymywał gratyfikację czysto prestiżową. Rozpoznawalność
nazwiska oraz dorobek twórczy były przepustkami na przykład do
wysokich stanowisk. Nikomu nie płacono bezpośrednio za jego
pomysły, stąd ich kradzież nie była karana.
Na początku
XIX wieku odkryto, wraz z początkiem rewolucji przemysłowej, że
wynalazki mogą w zasadniczy sposób podnieść poziom życia
społeczeństwa. Wolność jednostki zwiększa się wraz z jej
poziomem życia, dlatego w imię tej wolności powinniśmy dokonywać
jak najszybciej nowych odkryć. Tym samym wynalazki jako część
własności intelektualnej zyskały na wartości. Po raz pierwszy w
dziejach, tworzono skuteczne metody promocji intensyfikacji odkryć.
Dla społeczeństwa większa ilość wynalazków dawała tak wymierne
korzyści, że zaczęto poszukiwać sposobów motywowania odkrywców
i myślicieli do pracy. Bezpośrednie wynagrodzenie finansowe dla
autora wynalazku, było więc strzałem w dziesiątkę.
Urzędy
patentowe zaczęły dlatego rejestrować pomysły, aby uściślić
beneficjenta opłat patentowych i ukrócić spory o autorstwo. Prawna
ochrona patentów okazała się koniecznością, aby opłaty
patentowe były uiszczane.
Z kolei
początek XX wieku, to burzliwy rozwój badań podstawowych.
Teorii
fizycznych prowadzących bezpośrednio do wielu wynalazków oraz
tworzenia innych idei, które zmieniły świat w łącznym stopniu
wprost niewyobrażalnym sto lat temu. Narodziła się tym samym
potrzeba ochrony owoców jakiejkolwiek innej działalności
intelektualnej. Pisarze i naukowcy dzięki bezpośrednim
gratyfikacjom dostali impuls do działania i finansowy spokój. Nie
musieli podejmować innych prac zarobkowych – zamiast tego mogli w
pełni skupić się na swojej pracy twórczej.
Na zasadzie
analogii; prawną ochroną objęto też kompozytorów i producentów
filmowych.
Doprowadziło
to do dużego nagromadzenia kapitału w środowiskach twórców i
pośredników, a w związku z tym, do zwiększenia znaczenia oraz
zintensyfikowania ich działalności lobbingowej. Im większy wpływ
miała ta grupa nacisku, tym bardziej wypaczana była „zbożna”
idea.
Należy
zauważyć, że pozytywna rola patentów i innej własności
intelektualnej, w rozwoju naukowym społeczeństwa - pochodzi ze
zwiększenia motywacji twórców do po pierwsze tworzenia,
a po drugie upowszechniania
nowych wynalazków.
Zmiany jakie
postępują w obecnym systemie prawnym prowadzą do postępującego
wypaczania obu tych ról. Rosną opłaty za rejestrację nowych
patentów, skutecznie zniechęcając twórców do pracy. Oprócz
opłat rejestracyjnych są też wysokie „podatki”, rocznie
ściągane za zachowanie praw patentowych. Autorzy udoskonaleń dla
rynków niszowych i w związku z tym z perspektywą małych wpływów
z opłat, często rezygnują z patentowania odkrycia. W wielu
przypadkach spodziewane wpływy nie pokryłyby haraczy dla urzędu
patentowego, ściąganych od wynalazcy. Wielu takich drobnych
ciułaczy i myślicieli, musi porzucić swoją działalność ze
względu na nadmierną fiskalizację „legalizacji” ich pracy.
Pamiętajmy,
że właśnie większość wynalazców tworzy rzeczy drobne i błahe;
nie posiadając dość zdolności do opracowania nowej teorii
względności, czy odkrycia sekretu zimnej fuzji. Zamiast więc
pracować dalej nad swoimi małymi odkryciami, które ułatwiają nam
życie - muszą zająć się czymś innym, aby utrzymać rodzinę.
Wielu
wynalazców musiało zmienić zawód, a w związku z tym wiele
wynalazków nie powstało. Rozwój nauki mógłby być dlatego dużo
szybszy, gdyby nie nadmierne opłaty za ochronę.
I jeszcze ad
vocem upowszechniania:
To nie
istnienie patentu, ale jego upowszechnienie w społeczeństwie
zwiększa wpływy odkrywcy. Im częściej dane odkrycie jest używane,
tym większa gratyfikacja dla autora, bo większa część
społeczeństwa wnosi opłaty patentowe. Ukrywanie patentów tym
samym, nie powinno być w interesie twórców, ale rzeczywistość
skrzeczy.
U źródła
procesu leży, duża koncentracja kapitału związanego z własnością
intelektualną wokół niewielu podmiotów, prowadząca do
następującego negatywnego zjawiska:
Patentami
zaczęły interesować się wielkie korporacje jako potencjalnym, a
dziś już realnym źródłem dochodu. Wielkie koncerny mają
zasadniczy wpływ na polityków, a w związku z tym na prawodawstwo.
Obecnie więc tworzy się prawo sprzyjające pomnażaniu majątku
korporacyjnego, a nie majątku szarych obywateli.
U zarania
idei patentu jest nagradzanie, a tym samym promowanie zdolności
jednostki. Jeżeli patenty posiada firma trudno mówić o realizacji
tej idei. Poza tym ochrona patentowa przestaje motywować, gdy
obowiązuje w zbyt długim okresie.
Gdyby, na
przykład, opłaty patentowe dla autora - wynalazcy obowiązywały
przez 40 lat; to po dokonaniu jednego dochodowego odkrycia, taki
twórca mógłby przejść na wcześniejszą emeryturę. W naturze
ludzkiej leży lenistwo, więc trudno byłoby oczekiwać, od osoby
ustawionej do końca życia, bogatej i pełnej poświęceń dalszej
pracy twórczej.
Nie ma, więc
ekonomicznego uzasadnienia dla nadmiernego wydłużania okresu
ochronnego, gdyż takie praktyki niwelują pozytywne motywacyjne
skutki istnienia patentów. Na tym nie koniec, bo oprócz braku
dodatnich, są poważne ujemne strony takiego stanu prawnego. Im
dłużej obowiązuje patent, tym większa jego wartość, bo dłużej
będzie można za jego pomocą ściągać tantiemy. Tym samym większa
motywacja wynalazców do sprzedaży, a firm z poważnym kapitałem do
kupowania patentów. Coraz mniej ich pozostaje w rękach prywatnych.
Oprócz tego
wyśrubowana wartość patentu, przez rozległość okresu jego
obowiązywania, to wielka pokusa dla przeciwników wynalazku. Czasami
bardziej opłaca się coś ukryć, niż ujawnić i czerpać zyski po
jego upowszechnieniu. Innymi słowy:
Ile
dentyści zapłacą za patent na sztuczne szkliwo, aby schować go w
sejfie i zarabiać krocie na chorych zębach?
Ile
koncerny motoryzacyjne za ukrycie planów silników na paliwa
alternatywne, o wydajności porównywalnej z benzynowymi?
Takie
spiskowe teorie są nie do sprawdzenia, ale nie można odmówić im
uzasadnienia w obecnym prawodawstwie. Właściciel patentu jako
własności intelektualnej, ma pełne prawo ukryć przed
społeczeństwem jego treść. Tym samym prowadząc do strat
potencjalnych zysków dla ogółu.
Z okresem
ochrony patentowej jest jak z podatkami.
Nie ma
różnicy we wpływach do budżetu pomiędzy systemem podatkowym 80%,
czy 20%. Z początku, gdy podnosimy podatki zwiększają się wpływy.
Po przekroczeniu pewnej granicy budżet z powrotem ubożeje, bo
ludzie coraz bardziej kombinują jak nie płacić podatków. Jest to
tak zwana krzywa Laffera.
Tak samo, im
bardziej wydłużamy okres ochrony patentowej, tym bardziej finansowo
motywujemy autorów, ale po przekroczeniu pewnej granicy - zaczynamy
ich rozleniwiać, a korporacjom dawać zbyt potężne instrumenty
wpływania na rozwój intelektualny ludzkości.
Jeśli na
przykład koncerny energetyczne, ukryją przed nami sekret taniej i
powszechnej energii przez 10 lat, to jeszcze nie będzie to tragedia
w skali globalnej; ale 40 lat to już zbrodnia przeciwko ludzkości,
bo opóźnią tym samym nasz rozwój jako ogółu o prawie pół
wieku. To różni umiarkowany okres ochrony patentowej, od jego
absurdalnie wydłużonej postaci.
Rozsądne
ramy to od 5 do 15 lat. Okres krótszy od 5 lat nie daje pewności,
nawet wybitnej jednostce, że uda jej się dokonać ponownie czegoś
wielkiego w tym czasie i skłania do interesowania się innymi
formami zarobku. Takie zainteresowanie jest marnotrawstwem jego
możliwości twórczych, bo zamiast pracować twórczo - działa
odtwórczo, ucząc się jakiegoś zawodu na wszelki wypadek. Z kolei
przekroczenie psychologicznej granicy 15 lat, sprawia wrażenie
okresu tak odległego, że niepodlegającego racjonalnemu planowaniu.
Jednostka może wyciągnąć wniosek, że przynajmniej przez
najbliższe kilka lat może sobie odpocząć i nie interesować się
finansami, a więc w jej przypadku szukaniem nowych odkryć.
Należy
także pamiętać, że wszelka ochrona własności intelektualnej, to
zmuszanie pod groźbą kary, do uiszczania opłat przez społeczeństwo
na rzecz odkrywcy. Jeśli okres przymusowej daniny jest długi lub
ustanowione opłaty wysokie, to straty finansowe społeczeństwa, na
rzecz wynalazcy, przekraczają zyski z upowszechnienia usprawnienia,
jakie spłodził.
Grzebie to
przyczynę, dla której w prawie zaistniała iluzoryczna idea
własności intelektualnej. Przypomnijmy, że chodzi o przyspieszenie
naukowego rozwoju społeczeństwa, które jest gwarantem poprawy
warunków życia jednostek. Prawo, które powstało dla dobra
jednostki, nie może sankcjonować działań prowadzących do
ubożenia ogółu.
Niestety
obecne trendy prawotwórcze zmierzają do zaspokojenia wiecznie
chciwych grup nacisku, kosztem przeciętnego obywatela. Im dłużej
chronimy własność umysłowo-pochodną, tym bardziej osłabiamy
społeczną pozycję szarych ludzi, a wzmacniamy zorganizowane grupy
interesu.
Koncerny
fonograficzne, farmaceutyczne, genetyczne, energetyczne, paliwowe,
informatyczne itp. chciałyby pomnożenia swoich zasobów. Jeśli
wydłuży się okres ochrony nawet nieznacznie, to automatycznie
wzrasta wartość tych firm, które są posiadaczami własności
intelektualnej. Takimi małymi kroczkami dojdziemy niedługo do 100
lat i zupełnego zahamowania naszego rozwoju.
Rzeczywistość
nas nie rozpieszcza, bo obecnie na świecie mamy wręcz biegunki
legislacyjne - wśród których przechodzą akty prawne ustanawiające
okresy przekraczające grubo 20 lat, a tą liczbę uznaje się za
absolutne „demokratyczne” minimum.
Człowiek
rozumny, a już na pewno ktoś potrafiący docenić ideę wolności,
powinien zrobić wszystko, aby odwrócić ten proces. Im dalej on
zajdzie, tym będzie trudniejsze odwrócenie go, bo większa potęga
finansowa znajdzie się już „po ciemnej stronie mocy”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz